Informacje

  • Wszystkie kilometry: 231207.38 km
  • Km w terenie: 5477.21 km (2.37%)
  • Czas na rowerze: 465d 16h 19m
  • Prędkość średnia: 20.69 km/h
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl
Jak to drzewiej bywało: button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Zaprzyjaźnione blogi i strony

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy aard.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wpisy archiwalne w kategorii

Wyprawa

Dystans całkowity:63796.44 km (w terenie 1125.52 km; 1.76%)
Czas w ruchu:3550:39
Średnia prędkość:17.97 km/h
Maksymalna prędkość:78.01 km/h
Suma podjazdów:900660 m
Maks. tętno maksymalne:154 (0 %)
Maks. tętno średnie:133 (0 %)
Suma kalorii:43238 kcal
Liczba aktywności:751
Średnio na aktywność:84.95 km i 4h 43m
Więcej statystyk
Środa, 16 sierpnia 2023 Kategoria !Surlier, Wyprawa

Basking in the Sun, dz. 2

Po wczorajszym długim dniu, nie chciało mi się rano jak pieron. Ostatecznie wyjechałem dopiero o 10.

Na dzień dobry podjazd na biga (pozostałe 2/3). Od ok 1000 npm chmura. Od ok 1200 siąpienie. Big na 1400, więc nie było źle i nawet dość ciepło, bo 17 na górze. Dotarlem jednak dopiero o 12:30. Forma zerowa, więc jadę wolno. 



Zjazd na 850, tamże zrzucam sakwy w paprociach (są do tego najlepsze, bo dobrze zasłaniają!) i jadę na drugiego biga. Jeszcze 50m w dol, a potem na 1250. Na górze znów mgła i siąpi. 

A na dole (800) piękna pogoda. Zbieram sakwy, jem, i trzeci big. Już zaledwie 1150, ale ciężko idzie. A na górze widoczność 15m i ostra mżawka.



Co gorsza, nie ustaje przez caly zjazd i do Vega de Pas docieram mokry i przemarznięty. 

Początkowo planowałam tu spać na dziko, ale jest dopiero 17 i ćma narodu w okolicy, więc odpada. Dobrze! Jutro będzie mniej do przejechania! Ruszam dalej lekko w dół. Do krajówki, a potem już lekko pod górę. Po drodze pada mi licznik. Chyba od wody, bo poprzednio tak się stało po myjni. Coś z kablem, bo telewizorek ok. 

Podjeżdżam, licząc w głowie metry, i rozglądając się za miejscówką na dzika. Nie ma! Albo wsie, albo strome zbocza i wody pitnej brak. Po jakimś czasie próbuję na gospodarza (podwórko wygląda prawie jak kemping, a przed domem stoi... ambulans).



I udaje się. Od strzału! Od lat tak nie robiłem :-)
Niezła trawa, woda w ogrodzie i stoliki z krzesłami pod daszkiem). Żyć nie umierać! B-)




  • DST 85.88km
  • Czas 05:50
  • VAVG 14.72km/h
  • VMAX 55.30km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • Podjazdy 1945m
  • Sprzęt Surlier
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 15 sierpnia 2023 Kategoria !Surlier, Wyprawa

Basking in the Sun, dz. 1

Zauważyliście, że między dniem 0 a pierwszym minęły 3 dni? Tak, tyle czasu spędziłem w Bilbao... bez roweru. WizzAir bowiem zgubił mój rower i bagaż rejestrowy i o ile w sobotę przyleciałem ja, o tyle bagaż we wtorek! Więc się tułałem piechotą po hostelach i po mieście, którego topografię całkiem nieźle poznalem :-P


To już w trasie. Bilbać jebao* :-P

Dziś za to odebrałam bety o 10, posprzątałem co się rozwaliło w sakwie (m. in. mój ulubiony plastikowy talerz :-( ), złożyłem rower (na szczęście przetrwał!) i pojechałem na stację.



Żeby ciut nadgonić wsiadłem w pociąg do Santander. Wysiadłem w Heras i od razu na biga! B-)



Dość stromy, bo do 16%, ale na lekko. Potem zjazd po wlasnych śladach i dalej czesko pod górę do San Roque de Riomera tuż obok Las Vegas.



To już 1/3 następnego biga :-)



Tu wreszcie kemping. Bez szału, bo trudno o prąd i w kiblu błoto, ale i tak spoko. Po hostelu, gdzie był upał i 6 osób na max 10 metrach kwadratowych, i gdzie nie miałem prawie żadnych swoich rzeczy, taki kemping to max wypas! Taka impreza! Zostałbym do niedzieli, ale i tak już jestem w plecy z czasem :-P

*(c) Wujek z SB
  • DST 54.59km
  • Czas 03:23
  • VAVG 16.13km/h
  • VMAX 55.34km/h
  • Temperatura 24.0°C
  • Podjazdy 1384m
  • Sprzęt Surlier
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 11 sierpnia 2023 Kategoria !Surlier, Wyprawa

Dzień 0

Na lotnisko nocą. Spoko pogoda do pakowania roweru. 14 stopni i prawie bezwietrznie.
  • DST 23.59km
  • Czas 01:08
  • VAVG 20.81km/h
  • VMAX 36.89km/h
  • Temperatura 15.0°C
  • Podjazdy 72m
  • Sprzęt Surlier
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 3 października 2022 Kategoria !Surlier, Wyprawa, podsumowania

Zwierz Alpuhary, dz. 30 - dzień powrotu

Na lotnisko w Maladze, pakowanie roweru, rozpakowywanie roweru w Wiedniu i z lotniska do domu. Silny wiatr NW w Wiedniu, dał mi w kość.

Podsumowanie wyprawy Zwierz Alpuhary 2022:

Całkowity dystans wyprawy: 2 423 km, średnio dziennie 91,7 km (bez dni restowych).
Całkowita suma podjazdów: 41 642 m
, czyli 1718 m / 100 km. Zgodnie z oczekiwaniami mniej górzyście niż w Alpach, ale nie jakoś dużo mniej (ok. 15%).
Zaliczonych bigów: 27, średnio dziennie 1. W porównaniu do 1,7 w Alpach - żenada. I tu wychodzi charakterystyka jazdy po południowo-wschodniej Hiszpanii: czechy. Non stop czechy. Dlatego relatywnie dużo podjazdów przy relatywnie niewielu bigach.
Forma: z początku bardzo słabo (ale na szczęście pamiętałem o isostarze - jeden bidon dziennie - i chyba dzięki temu ominęły mnie skurcze łydek), a potem niewiele lepiej, bo raptem bez dramatu. Ani przez moment nie czułem się mocny. Nawet w lajtowej końcówce i po zacnym (wymuszonym) reście w Granadzie nie miałem jakiegoś odpału. Zaledwie poprawnie było. Lipa.
Sprzęt: z grubsza bez problemów, nawet z tylną przerzutką. Tzn. do dnia powrotu, bo po zmontowaniu roweru w Wiedniu zaczęła skakać, nawet na środkowym blacie. Trzeba oddać rower do przeglądu, bo od śmierci Ryśka nie był serwisowany. No i od ponad roku coś cyka z przodu, prawdopodobnie stery, ale po doświadczeniach z pękniętą ramą miewam najczarniejsze wizje :p W każdym razie żadnych - nawet drobnych - awarii komplikujących jazdę. Ani gumy, ani wymiany klocków, nic.
Okoliczności: ciekawe. Wybrzeże to ruch, palmy i upał, interior to pustynia, bezludzie i upał. A w obu miejscach czechy :p Uwaga na dostępność wody! W miasteczkach zawsze się jakoś zdobędzie (często są kraniki, a jak nie to od kogoś z domu), ale w górach często po prostu nie ma nic. O strumieniach zapomnij, a kraniki się trafiają, ale warto mieć ich mapę, bo jednak występują rzadko. No i nie wszystkie mają wodę. Powiedziałbym, że ok 15-20% było suchych.
Druga połowa wyprawy zdecydowanie bardziej widokowa od pierwszej, czytaj: Andaluzja wygrywa z Aragonią i Katalonią. Ceny całkiem ok. Noclegi wyraźnie tańsze niż w Austrii (ok. 40%), towary nieco tańsze (ok. 15%). Za to jedzenie marne. Praktycznie nic mnie nie chwyciło za serce. Najlepsze co jadłem w knajpie to stek i frytki, a najlepszy posiłek ze sklepu to lasagne :p No i pieczywo słabiutkie. Nawet świeżutkie z piekarni, smakuje jak marketowy odgrzewaniec - świeże, ale gumowate. Natomiast owoce prosto z drzew - super.
Ogólnie okoliczności oceniam na 4 minus w szkolnej skali. I chętnie porównam z północną Hiszpanią następnym razem* :)

* No i porównałem: północna Hiszpnia wygrywa (chyba że się nie lubi deszczu :p)

  • DST 30.79km
  • Czas 01:49
  • VAVG 16.95km/h
  • VMAX 33.95km/h
  • Temperatura 14.0°C
  • Podjazdy 164m
  • Sprzęt Surlier
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 2 października 2022 Kategoria !Surlier, Wyprawa

Zwierz Alpuhary, dz. 29 i ostatni

Dziś miałem mieć sporo czasu (i miałem), więc budzik na 7:20, ale i tak się obudziłem o 6:40. Siła przyzwyczajenia ;)

Punkt o 9 mam w aucie wszystko oprócz roweru i kilku podręcznych drobiazgów i ruszam na biga Las Palomas do Ronda. Przy okazji widzę, że auto jest kompletnie zablokowane przez kogoś, kto zaparkował na miejscu dla niepełnosprawnych.  Nie wyjade, jak się nie ruszy :)
Wieje ostro SE. Najpierw zjazd 100 m do Grazelemy na start biga, o tej porze ulice opustoszałe, ale za to udaje mi się kupić świeży chleb :) Sam podjazd niezbyt długi i dość łatwy, wchodzi jak w masło i o 10 jestem z powrotem na kempingu.






Auto nadal zastawione, ale po interwencji u gospodarza dość szybko znajduje się właściciel i przeparkowuje. O 10:15 ruszam. Wieje jak diabli! Do Rondy większość czasu droga wąska i kręta, a mijanka z autobusem na zakręcie znów stresująca. W samej Rondzie duży ruch, ale udaje mi się znaleźć darmowy parking (konkretnie pierwszych 59 minut jest darmowych, ale przecież spoko zdążę, to tylko dwa kilometry spaceru w obie strony i kilkanaście zdjęć. I faktycznie zdążyłem, a Ronda przepiękna, prawie jak Pitigliano! ;)









Potem raptem 2,5 km autem i jestem pod ostatnim bigiem wyprawy - Alto de Cascajares. Zostawiam auto w bocznej dróżce i ruszam o 12:30. Wieje tak, że miejscu, gdzie droga wiedzie wąskim wąwozem, z najwyższym trudem jadę 9 kmh na nachyleniu raptem 3%. Łeb urywa i rowerem rzuca! Namordowałem się na tym bigu za trzech, zwłaszcza, że nachylenia małe, więc nic nie osłaniało od wiatru. Ma-sa-kra! Końcówka zamkniętą drogą prowadzącą przez teren kopalni i kamieniołom. Szczęście, że dziś niedziela, bo inaczej zapewne bym się tu w ogóle nie dostał! Na samej górze zwały żwiru i burze pyłowe od tego wiatru cholernego.





Zakładam okulary i zjeżdżam. Tu już dość przyjemnie, większość czasu z wiatrem, wiec mimo niskich nachyleń wykręcam maksymalna prędkość wyprawy :)


Moje większe! ;-)



Auto stoi nienaruszone, więc spakowawszy się wyruszam ok 15:20. Stąd już niecałe 100 km do Malagi. Jeszcze tankowanie pod koniec (tania benzyna w Hiszpanii - 1,60 EUR za litr) i dodatkowo odkurzam wnętrze, żeby się nie przyczepili. I tak się przyczepili, że nie wolno roweru we wnętrzu przewozić i w ogóle straszny raban gość zrobił, że się w złym miejscu rozładowuję (a wcześniej upewniłem się u innego gościa, że właśnie tutaj mam to robić, mimo że mnie się to miejsce wydawało bezsensowne), ale mu powiedziałem, że ma się odwalić, jak skończę się rozpakowywać, to pogadamy. A jak skończyłem, to go nie było :P A ten, co był, to obejrzał auto, stwierdził, że wszystko OK i bez problemów zwrócił mi depozyt (1200 EUR!). Uff.

Na koniec wpadłem do KFC po kolację (jakoś żadnej lokalnej restauracji w pobliżu nie znalazłem) i już przed 19 jestem w Hotel Royal Costa. Brzmi dumnie i faktycznie prawdziwy hotel, z eleganckimi recepcjonistami, śniadaniem, etc. No, spokojnie hotel biznesowy mógłby być, choć może taki trochę "przykurzony". Ale to pewnie od tego wiatru :p
A cena 37 EUR :)



Potem jeszcze gruby przepak przed lotem i już ok 20:30 mam wolny wieczór :)
  • DST 47.85km
  • Czas 02:38
  • VAVG 18.17km/h
  • VMAX 73.80km/h
  • Temperatura 22.0°C
  • Podjazdy 1057m
  • Sprzęt Surlier
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 1 października 2022 Kategoria !Surlier, Wyprawa

Zwierz Alpuhary, dz. 28

Pobudka o 6, wyjazd 8:15. Dopiero co sie rozwidnilo :-P
Trasa na lotnisko skomplikowana. Znow oplotki, a nawet plot (! ), ale byla dziura i dalo sie przeprowadzic rower. O 8:40 jestem w wypozyczalni. Chwile czekam, a potem bardzo mily pan mnie obsluguje dosc sprawnie. Zamiast volkswagena t-roc dostaje mazde cx30, ponoc to nawet lepiej. Mozliwe, nie znam sie :-P



Pakowanie roweru i sakw, zdjecia uszkodzen auta (sporo ich!) i ok 9:30 ruszam. Pierwsze kroki do Leroy Merlin. Szukam pianki do pakowania roweru. Szukam dlugo, po angielsku i po hiszpansku. I po wlosku. W zadnym jezyku nie ma! Zrezygnowany kupuje 50m folii babelkowej za 40 eur (chociaz cena w porzadku) i ruszam do lidla. Jutro niedziela, a w poniedzialek rano lece, wiec zakupy musze zrobic juz do konca plus to, co zabieram ze soba. Lidl akurat niezbyt po drodze i Armageddon na parkingu, a ja jeszcze niezbyt czuje auto (wielkie i automat), wiec troche stresu jest. Ale finalnie bez problemow.

Po zakupach wreszcie ruszam na Gibraltar. Droga bardzo ruchliwa i bardzo kreta, choc dwupasmowa, wiec ciekawie. Ale tez momentami ladnie. Wreszcie ok. 12:30 widze pierwszy raz Skale Gibraltaru. No, niesamowita! 


Gdzie powietrza woń nektaru, a nie baru
Ach na skałach, być na Skałach Gibraltaru! 


O 13 parkuje w miejscu bezpańskim, wyciągam rower i w pedał. Po 4km granica (nie chciałem podjeżdżać bliżej, bo ciasne uliczki, duzy ruch i balem sie, ze nie bedzie miejsc parkingowych). Anglik tylko spoglada na paszport i mnie puszcza. Jestem w UK! Z prawostronnym ruchem! :-D

Poczatek w poprzek pasa startowego lotniska (!), potem przez miasto. Kojarzy sie troche z Monaco, choc nie az tak bogato wyglada. Potem zaczyna sie podjazd. A na 130 m wysokosci (start z poziomu morza) okazuje sie, ze ulica zamknieta na kłódkę i nie przejade. Jak niepyszny zjezdzam i probuje z drugiej strony. 15% i pod prąd! I tak wasko, ze musze stawac i przepuszczac auta z naprzeciwka. Meczace. A potem jest szlaban i okazuje sie, ze wjazd na gore jest biletowany. 16 funtow! Chodzi o to, ze cala Skala jest muzeum. Jest twierdza, baterie dzial, jaskinia, skywalk, inne cuda. Ale jazda dozwolona, wiec płacę, płaczę i jadę. Stromo, do 16%. Ale widoki niesamowite! Widać Afrykę!


Africa? 

A potem sa i malpy. Duzo. Rewelka! 





Wreszcie o 14:30 jestem na gorze. Fotki i zjazd. Weszla chmura, wiec zimno. Objechalem reszte skaly (wiec byly i podjazdy na zjezdzie), ale nie zwiedzilem nic, za malo czasu. Szkoda, chociaz skywalk bym sprobowal... Inna sprawa, ze pewnie byl osobno platny :-P





Z powrotem na granicy olbrzymia kolejka, ale omijam :-P


O 15:30 jestem przy aucie. Godzine pozniej niz planowalem! Jeszcze jedzenie, pakowanie i o 16 ruszam. Na kemping pod nastepnym bigiem 105 km i 2 godziny 15 minut. Ile? Jak to mozliwe?! 

Ano mozliwe. Tak bardzo eksponowanymi i waskimi szosami nie jechalem samochodem chyba nigdy! Niesamowite! Rzadko przekraczalem 50 kmh. A stromo... ! No, bardzo ciekawa jazda. I widokowa. Niestety z auta zdjec nie porobisz. Slabo :-(

O 18:30 wpadam do miasteczka Grazelma, na koncu ktorógo jest kemping. Ładnie.


Białe miasteczko. Pokażmy to polskim pielęgniarkom! ;-)

Aż tu zonk! Fiesta i poblokowane ulice. Policja kaze czekac! Na szczescie tylko kilka minut, ale potem przejazd przez miasteczko wśród mrowia pieszych i wymijanie autobusów na zyletke tez dostarczaja emocji. Wreszcie o 18:50 jestem na kempingu. Okazuje sie, ze fiesta jest dwudniowa, a mnie jutro czeka kilka kilometrow powrotu ta sama droga. Bedzie ciekawie... Ale przynajmniej prac juz dzis nie musze :-)

Ps. Tym razem nie zalalem telefonu (choc byc moze troche zapociłem), ale znow nie chce sie ladowac. Mam nadzieje, ze jak podeschnie, to jednak zalapie. Ale szczescie, ze mam sluzbowy! :O
  • DST 29.42km
  • Czas 02:07
  • VAVG 13.90km/h
  • VMAX 34.99km/h
  • Temperatura 21.0°C
  • Podjazdy 634m
  • Sprzęt Surlier
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 30 września 2022 Kategoria !Surlier, Wyprawa

Zwierz Alpuhary, dz. 27

Start 9:15, bo już jest ciemno prawie do 8 i ciężko się zebrać. Wieje. Solidnie i od lądu, więc w pysk. Gdy dojeżdżam do Lidla na wylocie z miasta, to zamknięty. Pytam przechodnia i okazuje się, że dziś jest święto. Słabo, ale na szczęście jedyne, czego nie mam to świeże pieczywo. Może będzie czynna piekarnia...? Była, już w następnym miasteczku. Uff. No to w pedał. 

Na początek 250m podjazdu i 70 zjazdu do kolejnego miasteczka. Jem, biorę wodę i zaczynam biga. Wieje jak pojebane! Jedzie się beznadziejnie, ale co zrobisz? Dobrze, że to ostatni dzień pełnego roweringu... 

Biga robię na 3 razy i przy tym wietrze jest to wyczyn. Jeszcze 150m od szczytu robię postój na batony i orzechy, bo ten wiatr tak wysysa, że boję się, że nie dojadę bez żarcia. No, ale wreszcie jest Puerto del Sol, 1085m.



Tylko foto i od razu zjazd. Jest go niedużo, bo zjeżdżam w rozległą kotline i skręcam na zachód. A wiatr jest północno-wschodni, więc... Tak, przez kilka kilometrów lecę jak w bajce! :-) Na dole postój na jedzenie i tam zostaję mianowany Alfamale ;-)



Potem czechy obrzeżem drugiej kotliny, bardzo ładnej.





Wiatr wciąż silny, ale teraz częściowo pomaga, więc jedzie się lepiej. Na koniec zjazd do Colmenar, gdzie biorę wodę i zaczynam drugiego biga. Pełne słońce, ale to już jesień, mimo lampy jest raptem 27 stopni. Luzik :-P No i podczas podjazdu wreszcie ucicha wiatr... 

Na bigu Puerto de Leon jestem ok. 16. Stąd i ze zjazdu kapitalne widoki na Malagę. 



Dalej już tylko w dół, a potem płasko po mieście. Okazuje się, że tu nie ma święta, więc kulturalnie kupuję kolację i ruszam na kemping.


Malgaska ;-) twierdza


Krzywe palmy

Przez całe miasto, w tym strasznymi opłotkami, bo kemping jest położony między linią kolejową a autostradą.



A, no i w linii pasa startowego lotniska. Cicho nie będzie, no ale todo luz ;-)



Sam kemping dość obskurny, zwłaszcza sanitariaty. Do prądu daleko, ale jest. Udaje mi się zjeść przy stoliku nieużywanego bungalowu, skąd później zakorbiam krzesło. Oby się nikt nie przychrzanił :-P

A jutro pobudka o 6, bo o 9 mam być na lotnisku po samochód. 
  • DST 111.49km
  • Teren 1.50km
  • Czas 06:29
  • VAVG 17.20km/h
  • VMAX 61.61km/h
  • Temperatura 24.0°C
  • Podjazdy 1910m
  • Sprzęt Surlier
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 29 września 2022 Kategoria !Surlier, Wyprawa

Zwierz Alpuhary, dz. 26

Start jak zwykle o 9, pełne zachmurzenie i 14 stopni. Na początek czechy po obrzeżu kotliny, w której leży Granada. Na trochę ponad kilometr nawet zrobił się szuter, ale wszystko co dobre szybko się kończy i wkrótce zrobił się podjazd. I wiatr w ryj. I głód, a miejsc postojowych brak. W końcu stanąłem przy barierce na wysokości 1120 i zjadłem na sakwach :-P

Potem już łatwo, podjazd, zjazd, podjazd, zjazd, podjazd i jestem w najwyższym punkcie dnia, na 1360. Nadal 14 stopni. Stąd znów czechy aż na biga Mirador de las Cabras. Faktycznie bardzo ładnie, chociaż kóz nie było. 





Za to była pijana administracja rzek :-D



Potem piękny, widokowy zjazd w szalejacym wietrze i zimnie. A na dole oczywiście wyszło słońce i zrobił się upal. I pojawiły się sady, a w nich mango i awokado :O Do mango się nie dostałem, ale awokado dołożyłem do mojej kolekcji owoców prosto z drzewa :-D



No, a potem przyszło wybrzeże. Paskudne czechy i atomowy wiatr w ryj. Atomowe również widoki :-)




Trochę widać, jak wieje





Środ tych cudów i smagany iście piekielnym wiatrem dotoczylem sie najpierw do Lidla, a potem o 18:30 na kempingu w Torre del Mar.



Niby spoko, ale podłoże to szara, sucha ziemia, a przez ten wiatr wszystko jest w pyle. Wiać przestało dopiero ok 21. A jutro znów ma być w pysk ;-)

Ps. O przepraszam, jest 21:20 i znów zaczęło napierdzielać :-/
  • DST 118.79km
  • Teren 1.10km
  • Czas 06:21
  • VAVG 18.71km/h
  • VMAX 58.39km/h
  • Temperatura 23.0°C
  • Podjazdy 1714m
  • Sprzęt Surlier
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 28 września 2022 Kategoria !Surlier, Wyprawa

Zwierz Alpuhary, dz. 25

Dziś tylko zwiedzanie Alhambry. Nie powiedziałbym, żeby była warta całego dnia, ale na szczęście miałem jeden w zapasie. Za kilka chwil zdjęcia.



"Kilka chwil" potrwało dobę, sorry ;-)


































  • DST 19.23km
  • Czas 01:06
  • VAVG 17.48km/h
  • VMAX 37.41km/h
  • Temperatura 23.0°C
  • Podjazdy 200m
  • Sprzęt Surlier
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 27 września 2022 Kategoria !Surlier, Wyprawa

Zwierz Alpuhary, dz. 24

Pobudka o 6:20, bo chciałem wystartować o 8. Nie całkiem się udało, bo jednak po ciemku przygotowania idą opornie. Start 8:20. Na lekko, z jedną dużą sakwą pełną ciuchów, żarcia i wody. Kierunek: najwyższy big świata, Pico de la Veleta (3360 m npm).

Początek to 50 m zjazdu, potem tyle samo podjazdu i jeszcze raz cała sekwencja. Jadę mocno ubrany, bo jest 8 stopni, a i tak marznę. Dopiero potem zaczyna się faktyczny podjazd. O tej porze oczywiście w cieniu, więc rozbieram się tuż przed tym, jak zacznę się pocić i teraz marznę już na serio w krótkim rękawie i spodenkach. Ale nie mam w ogóle przy sobie (czytaj: tu, w Hiszpanii) wystarczająco dużo ciuchów, żeby się teraz cieplej ubrać. Bo jak zapocę bluzę i dłuższe spodnie, to w czym zjadę...? 



Więc jadę i marznę, i nie robię postojów, aż wyjadę na słońce. Co następuje na wysokości 1900 (start był 1450). Na postój się oczywiście ubieram, a i tak zimno, nadal jest 8 stopni. No, ale słońce pomaga. 



W tym trybie jadę właściwie cały podjazd. 450-500m w górę, postój na żarcie, ruszam w ubraniu, po 50-100m rozbiórka i dalsze 450m podjazdu. A temperatura bez zmian. Im się robi cieplej, tym ja jestem wyżej, więc nadal jest ok 7-8 st. O godz. 12 biję swój dotychczasowy rekord wysokości zrobionej na podjeździe (3007m) i już pachnie szczytem. Już go widać. Co dziwne, wciąż jest asfalt, choć od ok 2500 dość marny. Ale jest! 


Tu jest nachylenie ok 35 stopni. To oczywiście stok, nie droga

Dopiero ostatnie 1,2 km to szuter i to nie jakiś straszny. Oczywiście telepie jak dzikie i dużo więcej sił wysysa, ale jednak daje się jechać. Końcówka to też nieco większe nachylenia. Do tej pory było 4-8%  cały czas, teraz robi się 12. Też nie problem! 

O 13:05 jestem na bigu, w najwyższym punkcie drogi. Dalej jest już tylko skalista ścieżka na szczyt, który jest jakieś 15m wyżej. Wysokość 3390 wg GPS. Veleta zdobyta, hurra! Od teraz możecie mi mówić Nico de la Veleta :-D






Nico de la Veleta

Natychmiast się przebieram w suchą koszulkę, a potem zakładam dokładnie wszystkie ciuchy, jakie mam. Słońce ładnie świeci, ale jest 5 stopni i trochę wieje. Trzeba natomiast przyznać, że bardzo mi się udało z pogodą. Gdyby choćby były chmury (jak kilka dni temu), to byłoby ze dwa razy zimniej. A nawet nie chcę myśleć o deszczu, który tutaj byłby już pewnie śniegiem... 

Na szczycie spędzam ok. pół godziny, fotki, zachwyty, wiadomości... 







A potem zjazd. Nie jest mi jakoś strasznie zimno, ale mocno drętwieją dłonie i stopy. Ciężko. Mimo to zjeżdżam praktycznie bez zatrzymania aż na 1450, czyli tam, gdzie zaczynają się czechy. Zajmuje mi to ponad godzinę! 

W połowie pierwszej hopy rozbiórka i odpoczynek dłoni. Po kilku minutach wraca czucie. Temperatura ok 20, więc dalej jadę już na krótko. Na kempingu jestem tuż przed 15. Na szczęście nikt mi nie robi wstrętów, że mój namiot nadal stoi. 

W związku z przepakiem na biga mam straszny rozgardiasz w bagażu, ale mimo to udaje mi się zwinąć w 40 minut. Potem dalsza część zjazdu do Granady. Po podjeździe nie zdawałem sobie sprawy, jak to jest daleko! 

No, ale ok. 16 jestem w Lidlu. Zakupy i lecę na kemping. Szybko, bo z lodami :-P



Na miejscu jestem krótko przed 17. Formalności szybko poszły, a potem juz standard: namiot, materacyk, mycie, pranie... Ale krótko po 18 fajrant. Uch, to był ciężki dzień :-)

  • DST 82.67km
  • Teren 2.60km
  • Czas 05:08
  • VAVG 16.10km/h
  • VMAX 61.79km/h
  • Temperatura 5.0°C
  • Podjazdy 2259m
  • Sprzęt Surlier
  • Aktywność Jazda na rowerze

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl