Wpisy archiwalne w miesiącu
Sierpień, 2019
Dystans całkowity: | 1215.95 km (w terenie 24.27 km; 2.00%) |
Czas w ruchu: | 64:11 |
Średnia prędkość: | 18.94 km/h |
Maksymalna prędkość: | 66.02 km/h |
Suma podjazdów: | 17609 m |
Liczba aktywności: | 30 |
Średnio na aktywność: | 40.53 km i 2h 08m |
Więcej statystyk |
Bałkany, dz. 3
Tym razem udało się wystartować o 8 i warto było! Na początku podjazdu miałem 16 stopni! :D Potem powoli robiło się coraz cieplej, ale po pierwsze było sporo cienia, a po drugie byłem coraz wyżej, więc na bigu Semenic było raptem 24. Tak trzymać!
Po zjeździe oczywiście zrobił się piec, ale od wtedy miałem już raczej dość płasko, z dwiema małymi czechami (120 i 80 metrów) i generalną inklinacją raczej w dół :)
Nocleg na kempingu na przedmieściach Baile Herculane. Kemping znów słabiutki, ale za to o godz. 21 mam temperaturę 20 stopni, a nie 28 jak wczoraj w mieszkaniu!
Resita - Valiug - Semenic (big) - Brebu Nou (ciekawostka, tu się pojawiły dwujęzyczne nazwy miejscowości, druga była w języku... niemieckim!) - Slatina Timis - Armenis - Mehadia - Baile Herculane.
I jeszcze jedna ciekawostka: Rumuni uwielbiają piknikować. Kiedyś na szosie transfogaraskiej widziałem całe tabuny rodzin z namiotami, grillami, etc, teraz to samo nad jeziorem w okolicach Brebu Nou. Wyglądało jak jeden wielki kemping, aczkolwiek wszyscy na dziko. Fajnie! :)
Po zjeździe oczywiście zrobił się piec, ale od wtedy miałem już raczej dość płasko, z dwiema małymi czechami (120 i 80 metrów) i generalną inklinacją raczej w dół :)
Nocleg na kempingu na przedmieściach Baile Herculane. Kemping znów słabiutki, ale za to o godz. 21 mam temperaturę 20 stopni, a nie 28 jak wczoraj w mieszkaniu!
Resita - Valiug - Semenic (big) - Brebu Nou (ciekawostka, tu się pojawiły dwujęzyczne nazwy miejscowości, druga była w języku... niemieckim!) - Slatina Timis - Armenis - Mehadia - Baile Herculane.
I jeszcze jedna ciekawostka: Rumuni uwielbiają piknikować. Kiedyś na szosie transfogaraskiej widziałem całe tabuny rodzin z namiotami, grillami, etc, teraz to samo nad jeziorem w okolicach Brebu Nou. Wyglądało jak jeden wielki kemping, aczkolwiek wszyscy na dziko. Fajnie! :)
- DST 128.36km
- Teren 5.00km
- Czas 06:30
- VAVG 19.75km/h
- VMAX 55.15km/h
- Temperatura 32.0°C
- Podjazdy 2024m
- Sprzęt Surlier
- Aktywność Jazda na rowerze
Bałkany, dz. 2, piese auto*
Dziś miałem się wreszcie wyspać. Ale chyba za dużo braku snu się skumulowało, bo jak budzik zadzwonił o 6, to byłem na maksa senny. No, ale zwlokłem się kwadrans później i do roboty. Powoli... Efekt był taki, że wystartowałem dopiero o 9 - no masakra jakaś! ;)
Po kupieniu pieczywa uderzam w trasę. Początkowo płasko wzdłuż rzeki i sporo cienia, w którym jest milusie 21 stopni. Za to jak jadę w słońcu, to już 30. Po 20 km krótki postój na drugie śniadanie w towarzystwie małych much, które koniecznie chciały obejrzeć od wewnątrz moje powieki - okropność. Potem zaczął się podjazd po szutrze. Miałem nadzieję, że taką drogą to nic nie jeździ i w związku z tym nie będzie kurzu, ale gdzie tam! Na pierwszych 500 metrach drogi miałem już trzy ciężarówki z naprzeciwka. Wzbijały tumany, że hej! Potem było więcej ciężarówek i maszyny drogowe, bo okazało się, że zadupiasta droga szutrowa jest aktualnie w remoncie. Można? :P
Wreszcie wrócił asfalt w Ohaba Lunga, a z nim i lepsze warunki do jazdy. Może oprócz temperatury, zrobiło się już bowiem blisko 40 stopni :)
Dalsza trasa w sumie bez historii - pola, wsie, postój na zimne picie i lody, miasto Lugoj, pola, wsie, trochę pod górkę, trochę w dół... Typowa dojazdówka. Nieco mi się dłużyło, ale nie bardzo. Aczkolwiek nie będzie czego opowiadać wnukom :P Dobrze, ze od jutra znowu mam jakieś bigi :)
Nocleg w sympatycznym AirBnB w Resicy, które ma tę wadę, że jest na najwyższym (czwartym) piętrze bloku bez windy, więc noszenie sprzętu było przyjemnością, a z dachu wieje bynajmniej nie chłodem :P Ale ma też tę zaletę, że gospodarze mówią płynnie po... włosku. Fajnie! :)
No i mam TAKI widok z balkonu! :P
*skoda, ze tylko w Rumunii auta są piese (jak u Flintstone'ów? ;)
O, teraz widze, jaki się ze mnie zrobił ludzik Michelin! (odbicie w szybie po prawej) :D
Po kupieniu pieczywa uderzam w trasę. Początkowo płasko wzdłuż rzeki i sporo cienia, w którym jest milusie 21 stopni. Za to jak jadę w słońcu, to już 30. Po 20 km krótki postój na drugie śniadanie w towarzystwie małych much, które koniecznie chciały obejrzeć od wewnątrz moje powieki - okropność. Potem zaczął się podjazd po szutrze. Miałem nadzieję, że taką drogą to nic nie jeździ i w związku z tym nie będzie kurzu, ale gdzie tam! Na pierwszych 500 metrach drogi miałem już trzy ciężarówki z naprzeciwka. Wzbijały tumany, że hej! Potem było więcej ciężarówek i maszyny drogowe, bo okazało się, że zadupiasta droga szutrowa jest aktualnie w remoncie. Można? :P
Wreszcie wrócił asfalt w Ohaba Lunga, a z nim i lepsze warunki do jazdy. Może oprócz temperatury, zrobiło się już bowiem blisko 40 stopni :)
Dalsza trasa w sumie bez historii - pola, wsie, postój na zimne picie i lody, miasto Lugoj, pola, wsie, trochę pod górkę, trochę w dół... Typowa dojazdówka. Nieco mi się dłużyło, ale nie bardzo. Aczkolwiek nie będzie czego opowiadać wnukom :P Dobrze, ze od jutra znowu mam jakieś bigi :)
Nocleg w sympatycznym AirBnB w Resicy, które ma tę wadę, że jest na najwyższym (czwartym) piętrze bloku bez windy, więc noszenie sprzętu było przyjemnością, a z dachu wieje bynajmniej nie chłodem :P Ale ma też tę zaletę, że gospodarze mówią płynnie po... włosku. Fajnie! :)
No i mam TAKI widok z balkonu! :P
*skoda, ze tylko w Rumunii auta są piese (jak u Flintstone'ów? ;)
O, teraz widze, jaki się ze mnie zrobił ludzik Michelin! (odbicie w szybie po prawej) :D
- DST 138.96km
- Teren 7.10km
- Czas 06:22
- VAVG 21.83km/h
- VMAX 55.30km/h
- Temperatura 37.0°C
- Podjazdy 927m
- Sprzęt Surlier
- Aktywność Jazda na rowerze
Bałkany, dz. 1
Po nocy w pociągu o dziwo bylem rześki i pełen sił, wiec przykręcając na dworcu kierownicę, tak mocno dokręciłem, że... ułamałem jedna śrubę w mostku. Fuck, znowu! Na szczęście z trzema daje się jechać, wiec jadę. Po kilku kilometrach mijam warsztat samochodowy. Na migi wytłumaczyłem, jaka pomoc mi potrzebna, pan znalazł żabkę i kręcimy. Tzn pan kręci, ja trzymam kierę. Poszło, śruba wylazła! No to wkręcam nową, pytam pana "kyt kosta", a on mówi, ze nic. Europa! :-)
Potem jeszcze tylko male zakupy (pieczywo, woda, ser) w Lidlu (asortyment bardzo podobny do polskiego) i wreszcie JADĘ!
Z Aradu do Siria płasko, spory ruch, marna droga i mnóstwo śmieci na poboczach. Europa! (konkretnie Kalabria, tylko że tam jest 1000 razy piękniej, więc te śmieci tam jeszcze bardziej wkurzają).
W Siria zaś MNÓSTWO wyjebanych w kosmos rezydencji (patrz foto). Mnóstwo! Jedna obok drugiej, ok. połowa w budowie i wszystkie niemal identyczne! I często położone na tyłach zwykłego wiejskiego domku. I oczywiście na normalnej wielkości działce, która nijak ma się do takiej rezydencji. No kicz, chała i mogiła! Kto to buduje i potem w tym mieszka? I skąd ma na to pieniądze? Ale najlepsze jest to, ze wszystkie one są takie same! Nawet drzwi mają z identycznymi paskudnymi lukswerami! No szok! Potęga mody chyba plus brak kasy na architekta, zresztą kto to wie...
Za Siria byl big Manastirea Feredeu. Niby tylko 350m podjazdu, ale zacny, bo z kilkoma miejscami za 20%. Wszedł jak w masełko :-)
Potem jeszcze jedna rezydencjalna wieś (architektura dokładnie taka sama jak w poprzedniej), kilka normalnych wsi i już jestem w Lipovej.
Wcześnie, bo o 15, ale po takiej rwanej podróży mam prawo do krótszego dnia, zresztą na dalszej trasie nie ma gdzie spać. Trzeba by na dziko, a ja jednak po tej podróży chciałbym się kulturalnie umyć. No i wyspać też. Więc wybrałem kemping. Wygląda marnie, ale jest prąd i woda przy namiocie, miejsce w cieniu i o dziwo wifi. Kosztuje 40 lei. Miejmy nadzieję, że będzie tez cisza, póki co jest ledwie kilka osób w domkach (domkach stojących cały dzień w pełnym słońcu, masakra co się musi dziać w środku, nawet w nocy!), a na polu namiotowym nikogo. Oby tak zostało...
A kibelki i łazienki... Zamknięte. Ponoć do 18, bo wtedy przyjedzie szef. Ale jest 18:15, a ja go jakoś nie widzę. Wiec nadal siedzę brudny. W sumie wszystko jedno, i tak jest 35stopni w cieniu :-P
Ok 19 zlitował się nade mną jeden z sąsiadów i wpuścił pod prysznic w swoim pokoju (z własnej inicjatywy! Słyszał jak próbuje rozmawiać przez telefon z "szefem" w języku włosko-angielsko-rumuńskim :P). Uff, nareszcie czysty i zęby też umyte. Ufff... :D
PS.Spokój się nie ostał. Właśnie ktoś po sąsiedzku odpalił muzę. Póki co jeszcze głośność do zniesienia, zobaczymy co dalej...
Potem jeszcze tylko male zakupy (pieczywo, woda, ser) w Lidlu (asortyment bardzo podobny do polskiego) i wreszcie JADĘ!
Z Aradu do Siria płasko, spory ruch, marna droga i mnóstwo śmieci na poboczach. Europa! (konkretnie Kalabria, tylko że tam jest 1000 razy piękniej, więc te śmieci tam jeszcze bardziej wkurzają).
W Siria zaś MNÓSTWO wyjebanych w kosmos rezydencji (patrz foto). Mnóstwo! Jedna obok drugiej, ok. połowa w budowie i wszystkie niemal identyczne! I często położone na tyłach zwykłego wiejskiego domku. I oczywiście na normalnej wielkości działce, która nijak ma się do takiej rezydencji. No kicz, chała i mogiła! Kto to buduje i potem w tym mieszka? I skąd ma na to pieniądze? Ale najlepsze jest to, ze wszystkie one są takie same! Nawet drzwi mają z identycznymi paskudnymi lukswerami! No szok! Potęga mody chyba plus brak kasy na architekta, zresztą kto to wie...
Za Siria byl big Manastirea Feredeu. Niby tylko 350m podjazdu, ale zacny, bo z kilkoma miejscami za 20%. Wszedł jak w masełko :-)
Potem jeszcze jedna rezydencjalna wieś (architektura dokładnie taka sama jak w poprzedniej), kilka normalnych wsi i już jestem w Lipovej.
Wcześnie, bo o 15, ale po takiej rwanej podróży mam prawo do krótszego dnia, zresztą na dalszej trasie nie ma gdzie spać. Trzeba by na dziko, a ja jednak po tej podróży chciałbym się kulturalnie umyć. No i wyspać też. Więc wybrałem kemping. Wygląda marnie, ale jest prąd i woda przy namiocie, miejsce w cieniu i o dziwo wifi. Kosztuje 40 lei. Miejmy nadzieję, że będzie tez cisza, póki co jest ledwie kilka osób w domkach (domkach stojących cały dzień w pełnym słońcu, masakra co się musi dziać w środku, nawet w nocy!), a na polu namiotowym nikogo. Oby tak zostało...
A kibelki i łazienki... Zamknięte. Ponoć do 18, bo wtedy przyjedzie szef. Ale jest 18:15, a ja go jakoś nie widzę. Wiec nadal siedzę brudny. W sumie wszystko jedno, i tak jest 35stopni w cieniu :-P
Ok 19 zlitował się nade mną jeden z sąsiadów i wpuścił pod prysznic w swoim pokoju (z własnej inicjatywy! Słyszał jak próbuje rozmawiać przez telefon z "szefem" w języku włosko-angielsko-rumuńskim :P). Uff, nareszcie czysty i zęby też umyte. Ufff... :D
PS.Spokój się nie ostał. Właśnie ktoś po sąsiedzku odpalił muzę. Póki co jeszcze głośność do zniesienia, zobaczymy co dalej...
- DST 70.87km
- Teren 0.50km
- Czas 03:27
- VAVG 20.54km/h
- VMAX 55.98km/h
- Temperatura 35.0°C
- Podjazdy 518m
- Sprzęt Surlier
- Aktywność Jazda na rowerze
Balkany dz. 0
Po złożeniu roweru (znów dotarł bez uszkodzeń, uff...) przejechałem trasę lotnisko Otopeni - Bukareszt Gara de Nord
Łuk tryumfalny tez mijałem po drodze, ten Bukareszt to normalnie Paryż Orientu :-P
a potem o 21:20 miałem nocny pociąg do Timisoara. Jeszcze przed wyjazdem kupiłem przez net bilet na kuszetke w nadziei, ze normalnie prześpię noc. O ja naiwny! Kuszetka owszem była, może nawet fajna, kto wie... Ja w każdym razie nie, bo nigdzie w pobliżu nie było miejsca na rower. Konduktor, który wg pani w dworcowej kasie (do której odstałem w sążnistym ogonku i z która rozmawiałem przez ad hoc zwerbowaną tłumaczkę :-P) miał mi sprzedać bilet, powiedział bicicleta impossible i sobie poszedł. Ale jak próbowałem wstawić rower (ze zdjętą kierownicą i pedałami!) na koniec pociągu, to wrócił i mnie przegonil :-/ Nie poddaje się łatwo, wiec poszedłem ze zdemontowanym rowerem na początek pociagu, 6 wagonów dalej. Tam konduktorow nie bylo. Byl za to wagon pierwszej klasy z tłumem "drugoklasowiczow" na korytarzu. No, ale jakos upchnalem rower, bagaże i siebie, i z duszą na ramieniu czekałem na odjazd. Wreszcie pociąg ruszyl i nikt mnie nie wywalił! Na stojaco, ale jade! A na drugim końcu skladu jedzie moje puste lozko...
Po starcie przypiąłem rower do ostatnich drzwi i zastanowiwszy się, uznalem, ze chyba nikt nie powinien go ukraść, co najwyżej ktos moze uszkodzić torbą, przechodząc obok. Wiec poszedłem przez caly pociag do kuszetki, zeby zobaczyć, co tracę. A tu zonk, bo po drodze jest sypilpny i nie ma do niego wstępu. Trzeba by przejść z bagażem po peronie, a wtedy nie ma już odwrotu. Lipa, bo nie wiem, czy chcę tam zostać, a tu zostawić rower. Łamię się, gdy przychodzą konduktory (dwa, inne niz ten z kuszetki). Oczywiście mówią, że "bicicleta problem". Moim zdaniem to rumuńskie trenului problem, ale siedzę cicho, zresztą i tak nie umiałbym im tej błyskotliwej myśli przekazać :-P
Po długiej debacie między sobą i z okolicznymi pasażerami (sic!) uznali, że mnie łaskawie nie wywalą z pociągu, tylko wezmą kasę za rower. Konkretnie 85zl! Tak, 90 lei! A kuszetka kosztowała 117. Szok! Ale co mogę zrobić? Płacę. O dziwo wypisali mi bilet! Myślałem, że to łapówka, a oni normalnie wpisali te chorą kwotę na bilecie! Kolejny szok. No ale dobra, teraz jestem już "na prawie". A łącznie 190zl za pociąg na dystansie 600km to w sumie nie tak drogo. Co więcej, od teraz już jestem dla nich panisko. Pytam ich, czy mam iść do kuszetki czy też mogę tu zostać w pierwszej klasie (siedzenia wyglądają na wygodne, ale wszystkie są zajęte). Mówią, że jak chcę, a kiedy mówię, ze chciałbym zostać, to... zganiają jakąś panią z fotela i mówią, żebym siadał! Potem się okazało, że ta pani za moment wysiadała, ale najpierw przeżyłem kolejny szok :-P
Potem już idylla, zwalnia się siedzenie obok, w ogóle robi się luźniej i ok północy kładę się na dwóch siedzeniach spać. Śpię jak panisko (którym tej nocy jestem!) aż do 5. Potem robię sobie kawę mrożoną, śniadanie i przepak w sakwach. O 6:45 jesteśmy w Timisoarze. Teraz jeszcze pociąg do Aradu. Ciekawe czy będzie bicicleta problem...
Był! Mimo ze znów postawiłem na nieużywanych drzwiach i znów bez kiery i pedałów. Ale jak pokazałem konduktorowi mój bilet (którego ważność skończyła sie w Timisoarze) i jak zobaczył, ile zapłaciłem, to chyba zmiękła mu rura. Trochę jeszcze pomarudzil, a potem poszedł i nie wrócił. Uff. O 8:20 wysiadłem w Aradzie...
Łuk tryumfalny tez mijałem po drodze, ten Bukareszt to normalnie Paryż Orientu :-P
a potem o 21:20 miałem nocny pociąg do Timisoara. Jeszcze przed wyjazdem kupiłem przez net bilet na kuszetke w nadziei, ze normalnie prześpię noc. O ja naiwny! Kuszetka owszem była, może nawet fajna, kto wie... Ja w każdym razie nie, bo nigdzie w pobliżu nie było miejsca na rower. Konduktor, który wg pani w dworcowej kasie (do której odstałem w sążnistym ogonku i z która rozmawiałem przez ad hoc zwerbowaną tłumaczkę :-P) miał mi sprzedać bilet, powiedział bicicleta impossible i sobie poszedł. Ale jak próbowałem wstawić rower (ze zdjętą kierownicą i pedałami!) na koniec pociągu, to wrócił i mnie przegonil :-/ Nie poddaje się łatwo, wiec poszedłem ze zdemontowanym rowerem na początek pociagu, 6 wagonów dalej. Tam konduktorow nie bylo. Byl za to wagon pierwszej klasy z tłumem "drugoklasowiczow" na korytarzu. No, ale jakos upchnalem rower, bagaże i siebie, i z duszą na ramieniu czekałem na odjazd. Wreszcie pociąg ruszyl i nikt mnie nie wywalił! Na stojaco, ale jade! A na drugim końcu skladu jedzie moje puste lozko...
Po starcie przypiąłem rower do ostatnich drzwi i zastanowiwszy się, uznalem, ze chyba nikt nie powinien go ukraść, co najwyżej ktos moze uszkodzić torbą, przechodząc obok. Wiec poszedłem przez caly pociag do kuszetki, zeby zobaczyć, co tracę. A tu zonk, bo po drodze jest sypilpny i nie ma do niego wstępu. Trzeba by przejść z bagażem po peronie, a wtedy nie ma już odwrotu. Lipa, bo nie wiem, czy chcę tam zostać, a tu zostawić rower. Łamię się, gdy przychodzą konduktory (dwa, inne niz ten z kuszetki). Oczywiście mówią, że "bicicleta problem". Moim zdaniem to rumuńskie trenului problem, ale siedzę cicho, zresztą i tak nie umiałbym im tej błyskotliwej myśli przekazać :-P
Po długiej debacie między sobą i z okolicznymi pasażerami (sic!) uznali, że mnie łaskawie nie wywalą z pociągu, tylko wezmą kasę za rower. Konkretnie 85zl! Tak, 90 lei! A kuszetka kosztowała 117. Szok! Ale co mogę zrobić? Płacę. O dziwo wypisali mi bilet! Myślałem, że to łapówka, a oni normalnie wpisali te chorą kwotę na bilecie! Kolejny szok. No ale dobra, teraz jestem już "na prawie". A łącznie 190zl za pociąg na dystansie 600km to w sumie nie tak drogo. Co więcej, od teraz już jestem dla nich panisko. Pytam ich, czy mam iść do kuszetki czy też mogę tu zostać w pierwszej klasie (siedzenia wyglądają na wygodne, ale wszystkie są zajęte). Mówią, że jak chcę, a kiedy mówię, ze chciałbym zostać, to... zganiają jakąś panią z fotela i mówią, żebym siadał! Potem się okazało, że ta pani za moment wysiadała, ale najpierw przeżyłem kolejny szok :-P
Potem już idylla, zwalnia się siedzenie obok, w ogóle robi się luźniej i ok północy kładę się na dwóch siedzeniach spać. Śpię jak panisko (którym tej nocy jestem!) aż do 5. Potem robię sobie kawę mrożoną, śniadanie i przepak w sakwach. O 6:45 jesteśmy w Timisoarze. Teraz jeszcze pociąg do Aradu. Ciekawe czy będzie bicicleta problem...
Był! Mimo ze znów postawiłem na nieużywanych drzwiach i znów bez kiery i pedałów. Ale jak pokazałem konduktorowi mój bilet (którego ważność skończyła sie w Timisoarze) i jak zobaczył, ile zapłaciłem, to chyba zmiękła mu rura. Trochę jeszcze pomarudzil, a potem poszedł i nie wrócił. Uff. O 8:20 wysiadłem w Aradzie...
- DST 18.40km
- Czas 00:57
- VAVG 19.37km/h
- VMAX 36.08km/h
- Temperatura 33.0°C
- Podjazdy 27m
- Sprzęt Surlier
- Aktywność Jazda na rowerze
Po mieście
Ostatnie sprawunki przed wyprawą na Bałkany :)
Straszny upał, co to będzie TAM? :/
Straszny upał, co to będzie TAM? :/
- DST 10.73km
- Czas 00:28
- VAVG 22.99km/h
- VMAX 31.00km/h
- Temperatura 35.0°C
- Podjazdy 43m
- Sprzęt Batavus
- Aktywność Jazda na rowerze
Po mieście
- DST 24.07km
- Czas 01:09
- VAVG 20.93km/h
- VMAX 34.00km/h
- Temperatura 29.0°C
- Podjazdy 102m
- Sprzęt Batavus
- Aktywność Jazda na rowerze
Po mieście
- DST 10.67km
- Czas 00:29
- VAVG 22.08km/h
- VMAX 31.50km/h
- Temperatura 26.0°C
- Podjazdy 29m
- Sprzęt Batavus
- Aktywność Jazda na rowerze
Po mieście z N.
- DST 13.98km
- Czas 00:42
- VAVG 19.97km/h
- VMAX 32.00km/h
- Temperatura 27.0°C
- Podjazdy 55m
- Sprzęt Batavus
- Aktywność Jazda na rowerze
Po mieście
- DST 20.11km
- Czas 00:58
- VAVG 20.80km/h
- VMAX 31.00km/h
- Temperatura 24.0°C
- Podjazdy 65m
- Sprzęt Batavus
- Aktywność Jazda na rowerze
Po mieście
- DST 10.67km
- Czas 00:29
- VAVG 22.08km/h
- VMAX 29.50km/h
- Temperatura 23.0°C
- Podjazdy 35m
- Sprzęt Batavus
- Aktywność Jazda na rowerze