Informacje

  • Wszystkie kilometry: 222393.69 km
  • Km w terenie: 5430.61 km (2.44%)
  • Suma podjazdów: 1747398 m
  • Czas na rowerze: 449d 04h 29m
  • Prędkość średnia: 20.63 km/h
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl
Jak to drzewiej bywało: button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Zaprzyjaźnione blogi i strony

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy aard.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wpisy archiwalne w miesiącu

Wrzesień, 2022

Dystans całkowity:2320.58 km (w terenie 24.50 km; 1.06%)
Czas w ruchu:132:17
Średnia prędkość:17.54 km/h
Maksymalna prędkość:71.54 km/h
Suma podjazdów:39825 m
Liczba aktywności:29
Średnio na aktywność:80.02 km i 4h 33m
Więcej statystyk
Piątek, 30 września 2022 Kategoria !Surlier, Wyprawa

Zwierz Alpuhary, dz. 27

Start 9:15, bo już jest ciemno prawie do 8 i ciężko się zebrać. Wieje. Solidnie i od lądu, więc w pysk. Gdy dojeżdżam do Lidla na wylocie z miasta, to zamknięty. Pytam przechodnia i okazuje się, że dziś jest święto. Słabo, ale na szczęście jedyne, czego nie mam to świeże pieczywo. Może będzie czynna piekarnia...? Była, już w następnym miasteczku. Uff. No to w pedał. 

Na początek 250m podjazdu i 70 zjazdu do kolejnego miasteczka. Jem, biorę wodę i zaczynam biga. Wieje jak pojebane! Jedzie się beznadziejnie, ale co zrobisz? Dobrze, że to ostatni dzień pełnego roweringu... 

Biga robię na 3 razy i przy tym wietrze jest to wyczyn. Jeszcze 150m od szczytu robię postój na batony i orzechy, bo ten wiatr tak wysysa, że boję się, że nie dojadę bez żarcia. No, ale wreszcie jest Puerto del Sol, 1085m.



Tylko foto i od razu zjazd. Jest go niedużo, bo zjeżdżam w rozległą kotline i skręcam na zachód. A wiatr jest północno-wschodni, więc... Tak, przez kilka kilometrów lecę jak w bajce! :-) Na dole postój na jedzenie i tam zostaję mianowany Alfamale ;-)



Potem czechy obrzeżem drugiej kotliny, bardzo ładnej.





Wiatr wciąż silny, ale teraz częściowo pomaga, więc jedzie się lepiej. Na koniec zjazd do Colmenar, gdzie biorę wodę i zaczynam drugiego biga. Pełne słońce, ale to już jesień, mimo lampy jest raptem 27 stopni. Luzik :-P No i podczas podjazdu wreszcie ucicha wiatr... 

Na bigu Puerto de Leon jestem ok. 16. Stąd i ze zjazdu kapitalne widoki na Malagę. 



Dalej już tylko w dół, a potem płasko po mieście. Okazuje się, że tu nie ma święta, więc kulturalnie kupuję kolację i ruszam na kemping.


Malgaska ;-) twierdza


Krzywe palmy

Przez całe miasto, w tym strasznymi opłotkami, bo kemping jest położony między linią kolejową a autostradą.



A, no i w linii pasa startowego lotniska. Cicho nie będzie, no ale todo luz ;-)



Sam kemping dość obskurny, zwłaszcza sanitariaty. Do prądu daleko, ale jest. Udaje mi się zjeść przy stoliku nieużywanego bungalowu, skąd później zakorbiam krzesło. Oby się nikt nie przychrzanił :-P

A jutro pobudka o 6, bo o 9 mam być na lotnisku po samochód. 
  • DST 111.49km
  • Teren 1.50km
  • Czas 06:29
  • VAVG 17.20km/h
  • VMAX 61.61km/h
  • Temperatura 24.0°C
  • Podjazdy 1910m
  • Sprzęt Surlier
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 29 września 2022 Kategoria !Surlier, Wyprawa

Zwierz Alpuhary, dz. 26

Start jak zwykle o 9, pełne zachmurzenie i 14 stopni. Na początek czechy po obrzeżu kotliny, w której leży Granada. Na trochę ponad kilometr nawet zrobił się szuter, ale wszystko co dobre szybko się kończy i wkrótce zrobił się podjazd. I wiatr w ryj. I głód, a miejsc postojowych brak. W końcu stanąłem przy barierce na wysokości 1120 i zjadłem na sakwach :-P

Potem już łatwo, podjazd, zjazd, podjazd, zjazd, podjazd i jestem w najwyższym punkcie dnia, na 1360. Nadal 14 stopni. Stąd znów czechy aż na biga Mirador de las Cabras. Faktycznie bardzo ładnie, chociaż kóz nie było. 





Za to była pijana administracja rzek :-D



Potem piękny, widokowy zjazd w szalejacym wietrze i zimnie. A na dole oczywiście wyszło słońce i zrobił się upal. I pojawiły się sady, a w nich mango i awokado :O Do mango się nie dostałem, ale awokado dołożyłem do mojej kolekcji owoców prosto z drzewa :-D



No, a potem przyszło wybrzeże. Paskudne czechy i atomowy wiatr w ryj. Atomowe również widoki :-)




Trochę widać, jak wieje





Środ tych cudów i smagany iście piekielnym wiatrem dotoczylem sie najpierw do Lidla, a potem o 18:30 na kempingu w Torre del Mar.



Niby spoko, ale podłoże to szara, sucha ziemia, a przez ten wiatr wszystko jest w pyle. Wiać przestało dopiero ok 21. A jutro znów ma być w pysk ;-)

Ps. O przepraszam, jest 21:20 i znów zaczęło napierdzielać :-/
  • DST 118.79km
  • Teren 1.10km
  • Czas 06:21
  • VAVG 18.71km/h
  • VMAX 58.39km/h
  • Temperatura 23.0°C
  • Podjazdy 1714m
  • Sprzęt Surlier
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 28 września 2022 Kategoria !Surlier, Wyprawa

Zwierz Alpuhary, dz. 25

Dziś tylko zwiedzanie Alhambry. Nie powiedziałbym, żeby była warta całego dnia, ale na szczęście miałem jeden w zapasie. Za kilka chwil zdjęcia.



"Kilka chwil" potrwało dobę, sorry ;-)


































  • DST 19.23km
  • Czas 01:06
  • VAVG 17.48km/h
  • VMAX 37.41km/h
  • Temperatura 23.0°C
  • Podjazdy 200m
  • Sprzęt Surlier
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 27 września 2022 Kategoria !Surlier, Wyprawa

Zwierz Alpuhary, dz. 24

Pobudka o 6:20, bo chciałem wystartować o 8. Nie całkiem się udało, bo jednak po ciemku przygotowania idą opornie. Start 8:20. Na lekko, z jedną dużą sakwą pełną ciuchów, żarcia i wody. Kierunek: najwyższy big świata, Pico de la Veleta (3360 m npm).

Początek to 50 m zjazdu, potem tyle samo podjazdu i jeszcze raz cała sekwencja. Jadę mocno ubrany, bo jest 8 stopni, a i tak marznę. Dopiero potem zaczyna się faktyczny podjazd. O tej porze oczywiście w cieniu, więc rozbieram się tuż przed tym, jak zacznę się pocić i teraz marznę już na serio w krótkim rękawie i spodenkach. Ale nie mam w ogóle przy sobie (czytaj: tu, w Hiszpanii) wystarczająco dużo ciuchów, żeby się teraz cieplej ubrać. Bo jak zapocę bluzę i dłuższe spodnie, to w czym zjadę...? 



Więc jadę i marznę, i nie robię postojów, aż wyjadę na słońce. Co następuje na wysokości 1900 (start był 1450). Na postój się oczywiście ubieram, a i tak zimno, nadal jest 8 stopni. No, ale słońce pomaga. 



W tym trybie jadę właściwie cały podjazd. 450-500m w górę, postój na żarcie, ruszam w ubraniu, po 50-100m rozbiórka i dalsze 450m podjazdu. A temperatura bez zmian. Im się robi cieplej, tym ja jestem wyżej, więc nadal jest ok 7-8 st. O godz. 12 biję swój dotychczasowy rekord wysokości zrobionej na podjeździe (3007m) i już pachnie szczytem. Już go widać. Co dziwne, wciąż jest asfalt, choć od ok 2500 dość marny. Ale jest! 


Tu jest nachylenie ok 35 stopni. To oczywiście stok, nie droga

Dopiero ostatnie 1,2 km to szuter i to nie jakiś straszny. Oczywiście telepie jak dzikie i dużo więcej sił wysysa, ale jednak daje się jechać. Końcówka to też nieco większe nachylenia. Do tej pory było 4-8%  cały czas, teraz robi się 12. Też nie problem! 

O 13:05 jestem na bigu, w najwyższym punkcie drogi. Dalej jest już tylko skalista ścieżka na szczyt, który jest jakieś 15m wyżej. Wysokość 3390 wg GPS. Veleta zdobyta, hurra! Od teraz możecie mi mówić Nico de la Veleta :-D






Nico de la Veleta

Natychmiast się przebieram w suchą koszulkę, a potem zakładam dokładnie wszystkie ciuchy, jakie mam. Słońce ładnie świeci, ale jest 5 stopni i trochę wieje. Trzeba natomiast przyznać, że bardzo mi się udało z pogodą. Gdyby choćby były chmury (jak kilka dni temu), to byłoby ze dwa razy zimniej. A nawet nie chcę myśleć o deszczu, który tutaj byłby już pewnie śniegiem... 

Na szczycie spędzam ok. pół godziny, fotki, zachwyty, wiadomości... 







A potem zjazd. Nie jest mi jakoś strasznie zimno, ale mocno drętwieją dłonie i stopy. Ciężko. Mimo to zjeżdżam praktycznie bez zatrzymania aż na 1450, czyli tam, gdzie zaczynają się czechy. Zajmuje mi to ponad godzinę! 

W połowie pierwszej hopy rozbiórka i odpoczynek dłoni. Po kilku minutach wraca czucie. Temperatura ok 20, więc dalej jadę już na krótko. Na kempingu jestem tuż przed 15. Na szczęście nikt mi nie robi wstrętów, że mój namiot nadal stoi. 

W związku z przepakiem na biga mam straszny rozgardiasz w bagażu, ale mimo to udaje mi się zwinąć w 40 minut. Potem dalsza część zjazdu do Granady. Po podjeździe nie zdawałem sobie sprawy, jak to jest daleko! 

No, ale ok. 16 jestem w Lidlu. Zakupy i lecę na kemping. Szybko, bo z lodami :-P



Na miejscu jestem krótko przed 17. Formalności szybko poszły, a potem juz standard: namiot, materacyk, mycie, pranie... Ale krótko po 18 fajrant. Uch, to był ciężki dzień :-)

  • DST 82.67km
  • Teren 2.60km
  • Czas 05:08
  • VAVG 16.10km/h
  • VMAX 61.79km/h
  • Temperatura 5.0°C
  • Podjazdy 2259m
  • Sprzęt Surlier
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 26 września 2022 Kategoria !Surlier, Wyprawa

Zwierz Alpuhary, dz. 23

Rano zostawiam czesc szpeju na kempingu (lacznie z 5 kg!) i jade do Mercadony. Tu w szafkach (na zakupy z innych sklepow, o takich) zostawiam reszte sakw



i jadę na lekko na biga Puerto Lobo i oglądać Granadę.




Alhambra 


de Granada ;-)

Lekko po 12 jestem z powrotem. Zakupy, zbieram sakwy i ruszam na kemping Ruta del Purche pod Veletą, który od dzis znów jest czynny. Podjazd zacny, 10-12%, a w samej końcówce 16. Ładnie.





Ale jednak to bardzo blisko, wiec mimo emeryckiego tempa już o 15 jestem na miejscu. Chętnie bym pojechał wyzej, ale nie ma gdzie spać :-P



Kemping spoko, prąd, stół, krzesla, jest nawet wifi. Oprócz mnie ledwo kilka osob. Bedzie spokoj :-) i zimno, juz o godz. 16 zaledwie 16 stopni w cieniu (w sloncu na podjezdzie byko ponad 30). 

W umywalni w glupi sposob zalalem telefon i wlasnie go susze (chyba sie uda), wiec wpis ze sluzbowego bez polskich znakow i zdjec :-P
Telefon odzyl, ale znaków nie chce mi się poprawiać :-P 

Jutro atak szczytowy ;-)
  • DST 43.64km
  • Czas 03:04
  • VAVG 14.23km/h
  • VMAX 52.25km/h
  • Temperatura 22.0°C
  • Podjazdy 1309m
  • Sprzęt Surlier
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 24 września 2022 Kategoria !Surlier, Wyprawa

Zwierz Alpuhary, dz. 22

Pobudka znów o 6:40, dość lenistwa ;-) wyjeżdżam tuż po 9. Od razu pod górę. W Orgiva kupuję chleb i dalej ciągnę aż pod Lanjaron, gdzie miejsce postojowe z ładnym widokiem.



Nie byłem jeszcze zbyt głodny, więc zjadłem niewiele i to był błąd, bo później żadnych miejsc postojowych już nie było :-P
Potem zjazd, podjazd, zjazd, podjazd, zjazd, ładny wąwóz...




Podjazd i wreszcie z góry widzę Granadę. Nic szczególnego. Tu w końcu nie wytrzymałem i zjadłem na przystanku. Na szczęście trochę cienia było. Zjazd do miasta, a w nim znów czechy. Robię zakupy w Lidlu i o 15 zaczynam główne danie dnia, czyli podjazd na kemping nad Monachil, skąd jutro będę atakował Velete. Ma być 800 m pod górę na 13 km, a na pierwszych siedmiu podjeżdżam ledwo 100. Będzie rzeźnia... 
Na krótkim postoju wpada mi do głowy, żeby sprawdzić, czy kemping czynny. Wchodzę na stronę, a tu ZONK! Do jutra włącznie są na urlopie! Dla pewności jeszcze dzwonię i faktycznie, nieczynne! 
Co robić? Żadnych alternatyw tam na górze nie ma (booking, Airbnb, mapy Google...), a stąd jest za daleko, żeby na raz Velete pociągnąć. Zresztą tu też nie ma gdzie spać, trza wracać do Granady lub dzikować wyżej. Ale nie wiadomo, czy jest gdzie (nic sensownego na mapie nie widzę), wg moich danych nigdzie wyżej nie ma też wody... No masakra! 
Po głębszym namyśle kompletnie zmieniam plan. Wracam do Granady, jutro mały okoliczny big i w poniedziałek Alhambra (na jutro czyli niedzielę brak biletów) i na koniec dnia podjazd na górę, gdzie już będzie czynny kemping, we wtorek zaś Veleta. Prognoza ok, więc to przejdzie. 
W Granadzie w ogóle oblożony weekend, bo na jutro pełno bookingów, ale na dziś nic, same horrendalne ceny. Na szczęście jest też kemping. Na wszelki wypadek dzwonię. Są ostatnie dwa miejsca! Rezerwuję jedno i wracam via Lidl (jutro niedziela i nieczynny). 


Kemping Reina Isabel ma dużo cienia, więc fajnie na pół rest, piazzola bardzo mała i gleba nieludzko twarda (pożyczyłem mlotek!), ale jest wifi, prąd i blisko do kibla, plus można korzystać z lodówki i mikrofali, więc spoko. 


Po myciu, praniu i jedzeniu siadam do rezerwacji biletów do Alhambry. Kolejny zonk, bo na poniedziałek właśnie wyszły... Uch! Więc znów rozkmina i finalnie ustaliłem, że wracam tu oo Velecie i Alhambre zwiedzam w środę. Mam już bilet. Ale masakra, ile kombinowania. Nienawidzę weekendów podczas wyprawy! :-/
  • DST 74.94km
  • Czas 04:17
  • VAVG 17.50km/h
  • VMAX 53.39km/h
  • Temperatura 30.0°C
  • Podjazdy 1160m
  • Sprzęt Surlier
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 23 września 2022 Kategoria !Surlier, Wyprawa

Zwierz Alpuhary, dz. 21 - Alpujarra

Dziś miał być łatwy dzień, więc sobie pospałem do 7:15, to już prawie świt ;) Zbierałem się też bardzo leniwie i w efekcie wyjechałem dopiero tuż przed 10. Jeszcze zboczyłem do piekarni i w trasie jestem tak naprawdę o 10:30.

Na początek zjazd, dalsza część wczorajszego. Ładnie. Hiszpanie ewidentnie umią w wąwozy ;-)



Na dole wbijam na krajówkę z poboczem i małym ruchem. Jedzie się dobrze, ale już jest gorąco, pod 30. A teraz pojazd z 500 na 1000. Zero cienia, więc jadę ciągiem. Na górze jest miasteczko, gdzie wreszcie ławka w cieniu i kranik, więc piję kawę mrożoną i jem - najwyższy czas, bo już mnie prawie odcięło :)

Potem krótki i ostry zjazd i dalsza część podjazdu na 1350. Tu już upał ostro daje w palnik, jest do 35 i znów zero cienia. Mimo to jadę nie najgorzej. Na samej górze winnica i dojrzałe, słodkie owoce, więc sobie dogadzam :)



Potem czesko aż do biga, który jest ciut niżej niż najwyższy punkt. Widoki bez szału: suche, nadmorskie wzgórza - to właśnie Alpuhara. Aczkolwiek jest jedna olbrzymia góra z masztami, która ewidentnie wygląda jak big. Nerwowo sprawdzam, czy czasem go nie pominąłem, ale nie - to nie big.



Na zjeździe piękne widoki na Sierra Nevada, ale niestety grań tonie w chmurach - Velety nie widać.



W Orgiva jestem przed 16. Gorąco, ale na kempingu sporo cienia, więc idzie żyć. Już o 18 jestem obrobiony i mogę zacząć swój dzień półrestowy ;)


  • DST 75.10km
  • Czas 04:14
  • VAVG 17.74km/h
  • VMAX 60.04km/h
  • Temperatura 30.0°C
  • Podjazdy 1506m
  • Sprzęt Surlier
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 22 września 2022 Kategoria !Surlier, Wyprawa

Zwierz Alpuhary, dz. 20

Noc spokojna, chociaż wieczorem coś miękkiego mnie uderzyło przez namiot. Chyba kot wpadł pod tropik! :-D 
Pobudka przed świtem, wszystko w porządku, tylko straszna rosa. Dopiero drugi raz na tej wyprawie. Wyjeżdżam o 8:50, o 9:10 jestem na szosie. Tu już słońce i zasięg. Po kilkunastu minutach ruszam na biga. Jakoś nietęgo mi się jechało, ale z dwoma postojami wszedł. Na szczycie 16 stopni i paskudna chmura nad dalszą trasą. Ubieram się i zjeżdżam (zimno!), a z chmury na szczęście nic nie pada. Na dole oczywiście wychodzi słońce i natychmiast robi się ponad 30. 


Dość desperacko szukam wody, bo dziś jeszcze żadnej nie było. Wreszcie dostaję od pani w jedynym gospodarstwie po drodze (poza tym tylko pola, szklarnie i odludzie). Hopa, zjazd, lancz i zaczynam dłuższy podjazd pod biga. 350m i juz 42 stopnie... 
Na końcu jest serwisowka wzdłuż autostrady, oczywiście nieludzko czeska. Do 14%! A jej ostatnie 3 km ma być szutrowe. Wkurzam się i zjeżdżam na autostradę. Ruch znikomy, nikt nie trąbi. Dobra decyzja! 


Wyprawa na bogato ;-)
Na zjeździe ku miejscowości Dolar jest piekarnia, więc wreszcie mam świeży chleb. Biorę też wodę. Teraz już pod górę. Początkowo fatalna nawierzchnia, ale potem wbijam się w główniejszą i jest bardzo dobra droga. Podjazd 5-8% i nawet bez czech! A to już Sierra Nevada i big 2000m, czyli 800 podjazdu. Nawet nieźle się jedzie. Z dwoma postojami jestem na przełęczy tuż przed 18. Tu schronisko (!), ale zamknięte :-P są też dzizasy i kibel, ale nie zaglądam, czy otwarty i czy jest prąd, tylko ubieram się i ciupasem na dół.



Tu byłby niezły dzik, ale zimno strasznie, no i pogoda się psuje. Na 2000 to by nie było fajne... 
Zjazd zimny i dlugi, ale bez czech, więc super. Prowadzi pustą doliną, trawersem. Nic tu nie ma, więc na koniec śladu zaczynam wątpić, czy jest kemping, ale o dziwo jest. Na stromym zboczu, ale nawet fajny. Jest wifi i załatwiam sobie stolik i krzesło. Super.  No i nazywa się Alpujarras! :-D



Udaje mi się rozbić (suszenie namiotu z rosy), umyć, uprać i rozwiesić, kiedy zaczyna padać. Shit. Nie zjem! Potem na szczęście przestaje, więc jakimś cudem jednak jem przy stoliku, a jak tylko kończę, to jak nie lunie! Pada już z pół godziny i nie zamierza przestać. Dobrze, że zdążyłem wszystko ogarnąć... 
  • DST 104.74km
  • Czas 06:20
  • VAVG 16.54km/h
  • VMAX 58.28km/h
  • Temperatura 18.0°C
  • Podjazdy 2349m
  • Sprzęt Surlier
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 21 września 2022 Kategoria !Surlier, Wyprawa

Zwierz Alpuhary, dz. 19

Start jak zwykle ok 9. Mocno pochnurno i tylko 18 stopni. Początek to czeski zjazd do Quesada, gdzie jem drugie śniadanie, biorę wodę i próbuję kupić chleb, ale zniechęca mnie olbrzymia kolejka w jedynym markecie. Trudno, kupię później. Zresztą mam jeszcze starą bułkę i pół tostowego ;-)

W Quesadzie zaczyna się big. Jedzie się dobrze, jest chłodno, podjazd lagodny. Wciągam całość, czyli ok 450m, na raz. Na górze 16 stopni, więc po raz drugi na tej wyprawie ubieram się na zjazd. A ten jest dość dlugi, ale z 200m podjazdu pośrodku. I dość widokowy, ładny.



Ale dopiero jeszcze niżej zaczyna się prawdziwa bajka z widokami. Jazda jest czeska, przecinam kolejne wąwozy, a każdy ładniejszy od poprzedniego.





I wreszcie na samym dole jest TO. Jezioro zaporowe na rzece Gwadalkiwir i urwanie dupy! :O







Spędzam z pół godziny na zdjęciach, a potem ostatni mały podjazd i zjazd do Bazy. Z góry widzę paskudne chmury, nad górami, w które zmierzam... W Bazie zakupy na dwa dni (znów będzie odludzie) i rozkmina, czy czasem tu nie zostać, skoro może przywalić... Ale to by oznaczało jutro dodatkowe 500 podjazdu, a jest dopiero 16, akurat, żeby to zrobić dziś. Więc jednak jadę dalej. Potem się okaże, że żadnego deszczu nie będzie.

Do Caniles leciutko pod górę i raczej z wiatrem. Tam biorę 6 litrów wody na dzika i zaczynam biga. Nawet nieźle idzie, bo podjazd bardzo łagodny, 2-4% większość czasu. Bez spiny lekko po 18 jestem w Los Olmos, czyli na moim wyszukanym dziku. 1,5 km w bok od szosy, szutrem i tuż obok niemal opuszczonej wsi. Niemal, bo widzę jednego człowieka, dwa psy i trzy koty.



Nikt mnie nie zaczepia, wiec myje się i rozbijam obóz. W międzyczasie zasięg, który był slabiutki, znika zupełnie i juz nie wraca do rana. Trudno, miejsce fajne, bo są dzizasy i nawet woda do mycia, aczkolwiek nie chciałbym musieć jej pić.
Wieczorem odwiedzają mnie koty, a ja odwiedzam wzgorze przy wsi, gdzie łapię na tyle zasięg, żeby się odmeldowac i lekko po 22 spać. Z daleka słychać krowy, poza tym spokój...


  • DST 111.69km
  • Teren 3.40km
  • Czas 06:08
  • VAVG 18.21km/h
  • VMAX 60.04km/h
  • Temperatura 25.0°C
  • Podjazdy 2079m
  • Sprzęt Surlier
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 20 września 2022 Kategoria !Surlier, Wyprawa

Zwierz Alpuhary, dz. 18, restowy

Tylko poza kupy. A i tak się zmęczyłem :p
  • DST 3.93km
  • Teren 0.60km
  • Czas 00:18
  • VAVG 13.10km/h
  • VMAX 38.87km/h
  • Temperatura 28.0°C
  • Podjazdy 125m
  • Sprzęt Surlier
  • Aktywność Jazda na rowerze

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl