Zwierz Alpuhary, dz. 22
Pobudka znów o 6:40, dość lenistwa ;-) wyjeżdżam tuż po 9. Od razu pod górę. W Orgiva kupuję chleb i dalej ciągnę aż pod Lanjaron, gdzie miejsce postojowe z ładnym widokiem.
Nie byłem jeszcze zbyt głodny, więc zjadłem niewiele i to był błąd, bo później żadnych miejsc postojowych już nie było :-P
Nie byłem jeszcze zbyt głodny, więc zjadłem niewiele i to był błąd, bo później żadnych miejsc postojowych już nie było :-P
Potem zjazd, podjazd, zjazd, podjazd, zjazd, ładny wąwóz...
Podjazd i wreszcie z góry widzę Granadę. Nic szczególnego. Tu w końcu nie wytrzymałem i zjadłem na przystanku. Na szczęście trochę cienia było. Zjazd do miasta, a w nim znów czechy. Robię zakupy w Lidlu i o 15 zaczynam główne danie dnia, czyli podjazd na kemping nad Monachil, skąd jutro będę atakował Velete. Ma być 800 m pod górę na 13 km, a na pierwszych siedmiu podjeżdżam ledwo 100. Będzie rzeźnia...
Na krótkim postoju wpada mi do głowy, żeby sprawdzić, czy kemping czynny. Wchodzę na stronę, a tu ZONK! Do jutra włącznie są na urlopie! Dla pewności jeszcze dzwonię i faktycznie, nieczynne!
Co robić? Żadnych alternatyw tam na górze nie ma (booking, Airbnb, mapy Google...), a stąd jest za daleko, żeby na raz Velete pociągnąć. Zresztą tu też nie ma gdzie spać, trza wracać do Granady lub dzikować wyżej. Ale nie wiadomo, czy jest gdzie (nic sensownego na mapie nie widzę), wg moich danych nigdzie wyżej nie ma też wody... No masakra!
Po głębszym namyśle kompletnie zmieniam plan. Wracam do Granady, jutro mały okoliczny big i w poniedziałek Alhambra (na jutro czyli niedzielę brak biletów) i na koniec dnia podjazd na górę, gdzie już będzie czynny kemping, we wtorek zaś Veleta. Prognoza ok, więc to przejdzie.
W Granadzie w ogóle oblożony weekend, bo na jutro pełno bookingów, ale na dziś nic, same horrendalne ceny. Na szczęście jest też kemping. Na wszelki wypadek dzwonię. Są ostatnie dwa miejsca! Rezerwuję jedno i wracam via Lidl (jutro niedziela i nieczynny).
Kemping Reina Isabel ma dużo cienia, więc fajnie na pół rest, piazzola bardzo mała i gleba nieludzko twarda (pożyczyłem mlotek!), ale jest wifi, prąd i blisko do kibla, plus można korzystać z lodówki i mikrofali, więc spoko.
Po myciu, praniu i jedzeniu siadam do rezerwacji biletów do Alhambry. Kolejny zonk, bo na poniedziałek właśnie wyszły... Uch! Więc znów rozkmina i finalnie ustaliłem, że wracam tu oo Velecie i Alhambre zwiedzam w środę. Mam już bilet. Ale masakra, ile kombinowania. Nienawidzę weekendów podczas wyprawy! :-/
- DST 74.94km
- Czas 04:17
- VAVG 17.50km/h
- VMAX 53.39km/h
- Temperatura 30.0°C
- Podjazdy 1160m
- Sprzęt Surlier
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!