Wpisy archiwalne w miesiącu
Sierpień, 2020
Dystans całkowity: | 1958.97 km (w terenie 36.40 km; 1.86%) |
Czas w ruchu: | 114:23 |
Średnia prędkość: | 17.13 km/h |
Maksymalna prędkość: | 72.16 km/h |
Suma podjazdów: | 41649 m |
Liczba aktywności: | 26 |
Średnio na aktywność: | 75.34 km i 4h 23m |
Więcej statystyk |
Savoie vivre, dz. 39
Rano zimno jak pieron, 3 stopnie! Ledwo udało się wyjść ze śpiwora. Zwijaliśmy się przez to dość leniwie (śniadanie w dość odległej świetlicy, z której nie chciało się wychodzić) i start dopiero o 9:30. Na początek 10 km zjazdu do La Salle. Tam zostawiamy bagaże w szopie u miłego pana (wcześniej Serwecz odwiedził chyba z 10 sklepów, we wszystkich mu odmówili!) i jedziemy na biga Col du Granon, z którym mamy porachunki jeszcze z 2010 roku (wtedy nam się nie chciało :p). Rześko, zwłaszcza na górze (2400 m npm) i jakoś kiepsko się jechało, ale przełęcz weszła.
Zjazd po bagaże, a potem z bagażami do Briancon, gdzie robimy małe zakupy w Geant (chleb i dżem, który bardzo nam tu podpasował). Po dalszych 3 km jesteśmy na kempingu Le 5 Vallees. Sympatyczny, ale musimy zaczekać na otwarcie recepcji o 14. Nic, to robimy kawę i jemy chleb z masłem i dżemem. Mniam! :)
Po dwóch kawach zdecydowanie odżyłem, bo wcześniej byłem strasznie jakiś marny i ciągle marzłem. Po rozstawieniu namiotu i ogarnięciu stuffu o godz. 15 ruszamy na lekko na biga Pre Madame Carle. Daleko. Łącznie 60 km. Najpierw trochę zjazdu, potem hopa 80 metrów, potem znów 150 metrów zjazdu i dopiero zaczyna się podjazd na biga. Na dodatek bardzo łagodny. Ciągnie się. No, ale w końcu zaczął się prawdziwy podjazd i wtedy kawa pokazała swoja moc. Szedłem jak burza! :) Na górze jestem o 17:45, a ok 18 dołącza Serwecz. Zjazd nieco nas niepokoił, bo dość silnie wiało w górę doliny, ale poszło w sumie sprawnie. O godz. 19 punkt jestem pod Lidlem 2 km od kempingu. Serwecz 2 minuty później. W Lidlu robimy naprawdę solidne zakupy, bo to ostatni poważny sklep we Francji (jutro tylko jakaś popierdółka na koniec dnia, a pojutrze Italia, gdzie na początku będzie trudno o sklep, bo odludzie). M. in na kolację nabywamy kurczaka po baskijsku, a na deser ciasto cytrynowe, mniam! :)
Dziś też mamy świetlicę, więc pisze te słowa we względnym komforcie i ciepełku :)
PS. Podjazdów w sierpniu wyszło 41 649 metrów!! Tylko o 2000 mniej niż w słynnym lipcu 2009 i to mimo tygodnia laby w Augsburgu! No, nie ma wstydu przed Ryśkiem! :DD
Zjazd po bagaże, a potem z bagażami do Briancon, gdzie robimy małe zakupy w Geant (chleb i dżem, który bardzo nam tu podpasował). Po dalszych 3 km jesteśmy na kempingu Le 5 Vallees. Sympatyczny, ale musimy zaczekać na otwarcie recepcji o 14. Nic, to robimy kawę i jemy chleb z masłem i dżemem. Mniam! :)
Po dwóch kawach zdecydowanie odżyłem, bo wcześniej byłem strasznie jakiś marny i ciągle marzłem. Po rozstawieniu namiotu i ogarnięciu stuffu o godz. 15 ruszamy na lekko na biga Pre Madame Carle. Daleko. Łącznie 60 km. Najpierw trochę zjazdu, potem hopa 80 metrów, potem znów 150 metrów zjazdu i dopiero zaczyna się podjazd na biga. Na dodatek bardzo łagodny. Ciągnie się. No, ale w końcu zaczął się prawdziwy podjazd i wtedy kawa pokazała swoja moc. Szedłem jak burza! :) Na górze jestem o 17:45, a ok 18 dołącza Serwecz. Zjazd nieco nas niepokoił, bo dość silnie wiało w górę doliny, ale poszło w sumie sprawnie. O godz. 19 punkt jestem pod Lidlem 2 km od kempingu. Serwecz 2 minuty później. W Lidlu robimy naprawdę solidne zakupy, bo to ostatni poważny sklep we Francji (jutro tylko jakaś popierdółka na koniec dnia, a pojutrze Italia, gdzie na początku będzie trudno o sklep, bo odludzie). M. in na kolację nabywamy kurczaka po baskijsku, a na deser ciasto cytrynowe, mniam! :)
Dziś też mamy świetlicę, więc pisze te słowa we względnym komforcie i ciepełku :)
PS. Podjazdów w sierpniu wyszło 41 649 metrów!! Tylko o 2000 mniej niż w słynnym lipcu 2009 i to mimo tygodnia laby w Augsburgu! No, nie ma wstydu przed Ryśkiem! :DD
- DST 103.60km
- Teren 0.20km
- Czas 05:30
- VAVG 18.84km/h
- VMAX 55.31km/h
- Temperatura 16.0°C
- Podjazdy 2379m
- Sprzęt Surlier
- Aktywność Jazda na rowerze
Savoie vivre, dz. 38
Wczoraj dzień restowy i tylko piechotą po zakupy. I dobrze, bo niemal non stop lało.
Dziś start o 9, ale najpierw market, bo:
- mnie się urwalo ucho od kubka i zaczął przeciekać (lut był na wylot),
- Serweczowi ocierał hamulec i okazało się, że nie ma odpowiedniego klucza, żeby go wyregulować. Płaskich 15 nie mieli, musiał kupić ciężki nastawny. W sumie logiczne, to klucz francuski :-)
Nietoksycznego kleju do metalu też nie mieli, musiałem kupić nowy kubek. Niestety odpowiednio duży był tylko z plastiku, więc grzałki w nim nie użyję :-/ No, ale przynajmniej nie muszę pić z garnka :-P
Potem siekneliśmy Alpe d'Huez z niezłym czasie i siąpiącym niekiedy deszczu. Podjazd jakich wiele, nie wiem, czemu taki słynny. Nawet niezbyt sztywny poza początkiem.
Zjazd, zabranie sakw z hoteliku, zakupy na resztę dnia, lunch na dżizasie (akurat wyszło słońce) i w drogę.
Podjazd na Col du Lautaret bardzo długi, łagodny, z niewielkimi czechami i męczący. Jakoś niezbyt wypoczęliśmy na tym reście chyba :-P no i zimno jak pieron, na gorze 6 stopni, po drodze 8-9, silny wiatr (sprzyjał, ale wychładzał) i niekiedy deszczyk. Ogólnie podjazd łatwy i dluuugi, więc dał nam w kość.
Galibier, a wygląda jak Kanada :-P
Za to zjazd piękny, bo mało kręty. Ale zjechaliśmy tylko na 1400, bo tu jest nasz dzisiejszy kemping. Więc nadal zimno, 8 stopni. Ale okazało się, że Camping Municipal w Monetier les Bains jest bardzo tani (8 eur za dwóch!!) i przyjemny, bo ma świetlice z czajnikiem, w której jest ciepło. Więc sobie przyjemnie siedzimy i pijemy herbatkę :-)
Ps. A w ogóle to się dziś wyrąbałem na rowerze. Na stojąco, zsiadając, bo mi się ochraniacz zaczepił o pedał i było tak jakbym się zapomniał wypiąć z spd :-P
Dziś start o 9, ale najpierw market, bo:
- mnie się urwalo ucho od kubka i zaczął przeciekać (lut był na wylot),
- Serweczowi ocierał hamulec i okazało się, że nie ma odpowiedniego klucza, żeby go wyregulować. Płaskich 15 nie mieli, musiał kupić ciężki nastawny. W sumie logiczne, to klucz francuski :-)
Nietoksycznego kleju do metalu też nie mieli, musiałem kupić nowy kubek. Niestety odpowiednio duży był tylko z plastiku, więc grzałki w nim nie użyję :-/ No, ale przynajmniej nie muszę pić z garnka :-P
Potem siekneliśmy Alpe d'Huez z niezłym czasie i siąpiącym niekiedy deszczu. Podjazd jakich wiele, nie wiem, czemu taki słynny. Nawet niezbyt sztywny poza początkiem.
Zjazd, zabranie sakw z hoteliku, zakupy na resztę dnia, lunch na dżizasie (akurat wyszło słońce) i w drogę.
Podjazd na Col du Lautaret bardzo długi, łagodny, z niewielkimi czechami i męczący. Jakoś niezbyt wypoczęliśmy na tym reście chyba :-P no i zimno jak pieron, na gorze 6 stopni, po drodze 8-9, silny wiatr (sprzyjał, ale wychładzał) i niekiedy deszczyk. Ogólnie podjazd łatwy i dluuugi, więc dał nam w kość.
Galibier, a wygląda jak Kanada :-P
Za to zjazd piękny, bo mało kręty. Ale zjechaliśmy tylko na 1400, bo tu jest nasz dzisiejszy kemping. Więc nadal zimno, 8 stopni. Ale okazało się, że Camping Municipal w Monetier les Bains jest bardzo tani (8 eur za dwóch!!) i przyjemny, bo ma świetlice z czajnikiem, w której jest ciepło. Więc sobie przyjemnie siedzimy i pijemy herbatkę :-)
Ps. A w ogóle to się dziś wyrąbałem na rowerze. Na stojąco, zsiadając, bo mi się ochraniacz zaczepił o pedał i było tak jakbym się zapomniał wypiąć z spd :-P
Dość boleśnie stłukłem sobie lewe biodro i utykam :-P
Ale nic groźnego, poboli i przestanie :-)
Adnotacja z 6 września: przestało :)
Adnotacja z 6 września: przestało :)
- DST 85.58km
- Czas 05:18
- VAVG 16.15km/h
- VMAX 62.26km/h
- Temperatura 8.0°C
- Podjazdy 2636m
- Sprzęt Surlier
- Aktywność Jazda na rowerze
Savoie vivre, dz. 36
Wstaliśmy o 6:30, żeby już nie było ciemno. Miejscówka naprawdę REWELACYJNA! Jedynym zaskoczeniem był fakt, ze przed godz. 8 przedefilowało nam przed namiotem stado owiec :-)
Wyjazd krótko po 8 i o 10 jesteśmy na przełęczy.
Zjazd EPICKI! :-D Potem małe zakupy w intermarszu, drugie śniadanie i o 12 ruszamy na biga. Jeszcze bez deszczu. Pierwszy postój na kocie 1000 po 500m podjazdu i tam zaczyna padać. Tak będzie już do końca dnia. Ja proponuję jechać całość bez postojów, ale Serwecz twierdzi, że nie da rady, więc po namyśle postanawiamy się rozdzielić. Spotkamy się na dole, bo czekanie na górze w tej pogodzie nie wchodzi w grę.
Tymczasem ja już po 150m podjazdu staję, bo leje jak z cebra, a akurat jest daszek. Udaje nam się kupić po kawie w epicerii, a w międzyczasie deszcz nieco słabnie. Ruszamy ponownie. Tym razem zatrzymuje się po 400 metrach, bo chwilowo nie pada, a ja jestem już tak głodny, ze czuję, że nie dojadę. Ruszam jednak, zanim Serwecz mnie dogonił. Potem już w ciągu na samą górę (2050m npm). Deszcz cały czas, raz średni, a raz silny. Do tego dochodzi porywisty, zazwyczaj przeciwny wiatr. No, odpoczynkowo to nie jest!
Na Col de la Croix de Fer trafia się otwarta kafejka. Pije super drogie capuccino (3,50!), przebieram się i grzeję, a po ok 30 minutach dojeżdża Serwecz. On też pije kawę, a potem ja jeszcze zmieniam klocki z przodu, bo w deszczu już zupełnie nie biorą. Ruszamy ok 16:45.
Zjazd jest tym razem małą masakrą. Woda wlewa się wszędzie: do środka gumowych rękawic, pod ochraniacze na nogi (wcieka do butów) i pod kurtkę. Dojeżdżamy kompletnie przemoczeni.
Jeszcze zakupy w Casino i sprawdzamy, czy babka z AirBnB nam zaakceptowała nocleg. Nie zaakceptowała. Przez cały dzień zero reakcji. To odwołujemy i jedziemy na kemping. Ale mokro, cholera, i cały czas leje. Może jakiś booking? Najtańszy po 71 za noc, to w sumie bez tragedii na dwóch... No i ten hotelik jest tu blisko, może bez bookingu będzie taniej...? Jedziemy i sprawdzamy. Jest, 59 za noc! Niezłe prowizje ma ten booking!
Bierzemy. Pokoik ciasny bardzo, ale suchy i ciepły, nada się! :-) A po naszej interwencji w roli dekoratorów wnętrz wygląda tak :-P
Wyjazd krótko po 8 i o 10 jesteśmy na przełęczy.
Zjazd EPICKI! :-D Potem małe zakupy w intermarszu, drugie śniadanie i o 12 ruszamy na biga. Jeszcze bez deszczu. Pierwszy postój na kocie 1000 po 500m podjazdu i tam zaczyna padać. Tak będzie już do końca dnia. Ja proponuję jechać całość bez postojów, ale Serwecz twierdzi, że nie da rady, więc po namyśle postanawiamy się rozdzielić. Spotkamy się na dole, bo czekanie na górze w tej pogodzie nie wchodzi w grę.
Tymczasem ja już po 150m podjazdu staję, bo leje jak z cebra, a akurat jest daszek. Udaje nam się kupić po kawie w epicerii, a w międzyczasie deszcz nieco słabnie. Ruszamy ponownie. Tym razem zatrzymuje się po 400 metrach, bo chwilowo nie pada, a ja jestem już tak głodny, ze czuję, że nie dojadę. Ruszam jednak, zanim Serwecz mnie dogonił. Potem już w ciągu na samą górę (2050m npm). Deszcz cały czas, raz średni, a raz silny. Do tego dochodzi porywisty, zazwyczaj przeciwny wiatr. No, odpoczynkowo to nie jest!
Na Col de la Croix de Fer trafia się otwarta kafejka. Pije super drogie capuccino (3,50!), przebieram się i grzeję, a po ok 30 minutach dojeżdża Serwecz. On też pije kawę, a potem ja jeszcze zmieniam klocki z przodu, bo w deszczu już zupełnie nie biorą. Ruszamy ok 16:45.
Zjazd jest tym razem małą masakrą. Woda wlewa się wszędzie: do środka gumowych rękawic, pod ochraniacze na nogi (wcieka do butów) i pod kurtkę. Dojeżdżamy kompletnie przemoczeni.
Jeszcze zakupy w Casino i sprawdzamy, czy babka z AirBnB nam zaakceptowała nocleg. Nie zaakceptowała. Przez cały dzień zero reakcji. To odwołujemy i jedziemy na kemping. Ale mokro, cholera, i cały czas leje. Może jakiś booking? Najtańszy po 71 za noc, to w sumie bez tragedii na dwóch... No i ten hotelik jest tu blisko, może bez bookingu będzie taniej...? Jedziemy i sprawdzamy. Jest, 59 za noc! Niezłe prowizje ma ten booking!
Bierzemy. Pokoik ciasny bardzo, ale suchy i ciepły, nada się! :-) A po naszej interwencji w roli dekoratorów wnętrz wygląda tak :-P
- DST 97.03km
- Czas 06:12
- VAVG 15.65km/h
- VMAX 58.55km/h
- Temperatura 14.0°C
- Podjazdy 2584m
- Sprzęt Surlier
- Aktywność Jazda na rowerze
Savoie vivre, dz. 35
Pobudka o 6. Pieruńsko zimno, 6 stopni. Wyjazd o 8:15 i na początek 8km zjazdu wzdłuż rzeki. Zimno! Potem kupiliśmy chleb, więc śniadanie na ławce w słońcu. Już lepiej.
No a potem big z rana jak śmietana. Na lekko, a sakwy w krzakach. Zapieprzałem jak dziki i w sumie wykręciłem o ponad pół godziny lepszy czas niż Serwecz! :O
Ostatnie 2 km Cormet d'Ardrche to szuter, w sumie podjazd na 2100, więc solidnie.
W trakcie już oczywiście zrobił się upał, zwłaszcza na dole. Zebraliśmy bety i dalej zjazd doliną. A tu klops, bo droga z zakazem, a ścieżka w stylu czeskim i jeszcze momentami kiepsko oznakowana, więc trochę błądziliśmy. Sporo czasu nam to zjadło, więc w Moutier byliśmy dopiero po godz. 15. A tu jeszcze zakupy i w efekcie na biga Col de la Madelaine ruszamy dopiero o 16. Lipa, bo więcej podjazdu niż rano i to z sakwami...
Rada w radę ustaliliśmy, że jedziemy do godz. 19 i szukamy miejsca na dziko.
No i tuż przed 19 trafiło się idealne! Rzeka do mycia, stolik z ławkami, a w pobliżu kibelek o kran z wodą! :-D
I jeszcze taki zachód słońca na dobranoc :-)
No a potem big z rana jak śmietana. Na lekko, a sakwy w krzakach. Zapieprzałem jak dziki i w sumie wykręciłem o ponad pół godziny lepszy czas niż Serwecz! :O
Ostatnie 2 km Cormet d'Ardrche to szuter, w sumie podjazd na 2100, więc solidnie.
W trakcie już oczywiście zrobił się upał, zwłaszcza na dole. Zebraliśmy bety i dalej zjazd doliną. A tu klops, bo droga z zakazem, a ścieżka w stylu czeskim i jeszcze momentami kiepsko oznakowana, więc trochę błądziliśmy. Sporo czasu nam to zjadło, więc w Moutier byliśmy dopiero po godz. 15. A tu jeszcze zakupy i w efekcie na biga Col de la Madelaine ruszamy dopiero o 16. Lipa, bo więcej podjazdu niż rano i to z sakwami...
Rada w radę ustaliliśmy, że jedziemy do godz. 19 i szukamy miejsca na dziko.
No i tuż przed 19 trafiło się idealne! Rzeka do mycia, stolik z ławkami, a w pobliżu kibelek o kran z wodą! :-D
I jeszcze taki zachód słońca na dobranoc :-)
- DST 89.76km
- Teren 4.00km
- Czas 05:43
- VAVG 15.70km/h
- VMAX 55.31km/h
- Temperatura 27.0°C
- Podjazdy 2582m
- Sprzęt Surlier
- Aktywność Jazda na rowerze
Savoie vivre, dz. 34
Wstaliśmy zacnie i o 8:10 opuściliśmy kemping. Ale bez śniadania, bo nie mieliśmy ingrediencji. Po małych zakupach w Petit Casino i bardzo solidnym śniadaniu na kulturalnym stoliku w miasteczku wyruszyliśmy dopiero o 9:30 :P
Od razu big. Ale podjazd spokojny, 6-8?ły czas. Generalnie Francuzi raczej umieją prowadzić górskie drogi. Pierwszy etap na piękne jezioro zaporowe Lac de Roselend, potem wypłaszczenie i druga część podjazdu na przełęcz Cormet de Roselend. Generalnie spoko mi się jechało, zwłaszcza końcówkę znad jeziora, na której wyprzedziłem trzech szosowców :)
Potem zjazd do Bourg Saint Maurice, solidne zakupy w Intermarche (lepsze ceny niż w małych sklepach, aczkolwiek i tak drogo) i na kemping Eden w Landry. Tu rozbiliśmy namiot i szykujemy się na biga La Plangne. A tu Serwecz stwierdza, że nie jedzie. Zmęczenie to jedno, a dwa, ze zgubił klocek hamulcowy w tylnym kole, nie ma sprawnego hamulca! Przeszedł kilkaset metrów naszą trasą, ale klocka nie znalazł. W tej sytuacji zdecydował, że wraca do Bourg do sklepu rowerowego po nowe wsuwki. Faktycznie bez tej części roweru lepiej po górach nie jeździć :P
Ja zaś wyruszyłem o 15:30. Początek wzdłuż rzeki i pod silny wiatr. Potem lekki pojazd trawersem i po 6 km zaczął się bardzo spoko podjazd: 7-8?ły czas. Szkoda, że w pełnym słońcu i głownie pod wiatr, ale i tak nieźle zapieprzałem. Do koty 1700 cały czas 10-11 km/h! :o Potem trochę już mnie zmęczenie dopadło, więc zwolniłem do 9-10 :P
Na górze spore miasteczko (kurort narciarski), ale poza tym nic ciekawego. Nawet widoki niespecjalne. Za to o godz. 18 już zaledwie 15 stopni. Ubrałem się na zjazd i w pół godziny bylem na dole. Potem jeszcze kwadrans po z grubsza płaskim na kemping. Ogólnie bardzo udany dzień, a ze względu na to, że drugi big na lekko, to niemal restowy :P
No i świetna średnia! :o
Od razu big. Ale podjazd spokojny, 6-8?ły czas. Generalnie Francuzi raczej umieją prowadzić górskie drogi. Pierwszy etap na piękne jezioro zaporowe Lac de Roselend, potem wypłaszczenie i druga część podjazdu na przełęcz Cormet de Roselend. Generalnie spoko mi się jechało, zwłaszcza końcówkę znad jeziora, na której wyprzedziłem trzech szosowców :)
Potem zjazd do Bourg Saint Maurice, solidne zakupy w Intermarche (lepsze ceny niż w małych sklepach, aczkolwiek i tak drogo) i na kemping Eden w Landry. Tu rozbiliśmy namiot i szykujemy się na biga La Plangne. A tu Serwecz stwierdza, że nie jedzie. Zmęczenie to jedno, a dwa, ze zgubił klocek hamulcowy w tylnym kole, nie ma sprawnego hamulca! Przeszedł kilkaset metrów naszą trasą, ale klocka nie znalazł. W tej sytuacji zdecydował, że wraca do Bourg do sklepu rowerowego po nowe wsuwki. Faktycznie bez tej części roweru lepiej po górach nie jeździć :P
Ja zaś wyruszyłem o 15:30. Początek wzdłuż rzeki i pod silny wiatr. Potem lekki pojazd trawersem i po 6 km zaczął się bardzo spoko podjazd: 7-8?ły czas. Szkoda, że w pełnym słońcu i głownie pod wiatr, ale i tak nieźle zapieprzałem. Do koty 1700 cały czas 10-11 km/h! :o Potem trochę już mnie zmęczenie dopadło, więc zwolniłem do 9-10 :P
Na górze spore miasteczko (kurort narciarski), ale poza tym nic ciekawego. Nawet widoki niespecjalne. Za to o godz. 18 już zaledwie 15 stopni. Ubrałem się na zjazd i w pół godziny bylem na dole. Potem jeszcze kwadrans po z grubsza płaskim na kemping. Ogólnie bardzo udany dzień, a ze względu na to, że drugi big na lekko, to niemal restowy :P
No i świetna średnia! :o
- DST 98.46km
- Czas 05:44
- VAVG 17.17km/h
- VMAX 68.30km/h
- Temperatura 30.0°C
- Podjazdy 2762m
- Sprzęt Surlier
- Aktywność Jazda na rowerze
Savoie vivre, dz. 33
Ciężki dzień. Wyjazd o 8:40, zaraz potem zakupy w Karfurze (pyszne bagietki, masło i dżem, mniam!) i przed bigiem drugie śniadanie na przystanku. Fragment wzdłuż ekspresówki był na szczęście ościeżkowany, jeszcze mała przełączka, zjazd i zaczynamy biga Col de la Croix-Fry.
Wszedł spoko, na sporym luzie i kolejna dwustumetrowa przełęcz po nim też. Potem zjazd na 800 i kolejny big, czyli Signal de Bisanne. Ten już z większymi oporami, zwłaszcza pod koniec "czuć było nóżki"*.
Na podjeździe dwa niewielkie zjazdy, za to ostatnie 200m to skok w bok, więc przynajmniej na lekko. Ze szczytu kapitalne widoki na masyw Mont Blanc! :-)
Po zebraniu bagaży zorietowaliśmy się, że market na dole czynny do 19 i nie zdążymy :-/ Spróbowaliśmy male Proxi po drodze, ale mimo, że czynne do 19, a my byliśmy pod nim o 18:58, to zamknięte na głucho :-/
Trudno, będzie kolacja w barze. Po dotarciu na kemping w Beaufort zasięgamy języka. Są raczej restauracje a nie bary. Mimo to po rozbiciu namiotu jedziemy do centrum. I tu szok, najtańsze danie mięsne kosztuje... 20 eur! Serwecz się skusił, a ja się zbuntowałem i wróciłem na kemping na zupkę chińską.
Oprócz tego oczywiście mycie, pranie, zmywanie... I tak już o 22 mam wolne i mogę zasiąść z telefonem :-P
*(c) Wilk
Wszedł spoko, na sporym luzie i kolejna dwustumetrowa przełęcz po nim też. Potem zjazd na 800 i kolejny big, czyli Signal de Bisanne. Ten już z większymi oporami, zwłaszcza pod koniec "czuć było nóżki"*.
Na podjeździe dwa niewielkie zjazdy, za to ostatnie 200m to skok w bok, więc przynajmniej na lekko. Ze szczytu kapitalne widoki na masyw Mont Blanc! :-)
Po zebraniu bagaży zorietowaliśmy się, że market na dole czynny do 19 i nie zdążymy :-/ Spróbowaliśmy male Proxi po drodze, ale mimo, że czynne do 19, a my byliśmy pod nim o 18:58, to zamknięte na głucho :-/
Trudno, będzie kolacja w barze. Po dotarciu na kemping w Beaufort zasięgamy języka. Są raczej restauracje a nie bary. Mimo to po rozbiciu namiotu jedziemy do centrum. I tu szok, najtańsze danie mięsne kosztuje... 20 eur! Serwecz się skusił, a ja się zbuntowałem i wróciłem na kemping na zupkę chińską.
Oprócz tego oczywiście mycie, pranie, zmywanie... I tak już o 22 mam wolne i mogę zasiąść z telefonem :-P
*(c) Wilk
- DST 104.52km
- Teren 0.50km
- Czas 06:36
- VAVG 15.84km/h
- VMAX 63.51km/h
- Temperatura 25.0°C
- Podjazdy 2680m
- Sprzęt Surlier
- Aktywność Jazda na rowerze
Savoie vivre, dz. 32
Czterema pociągami z Augsburga do Genewy. Potem już na rowerach z Serweczem:
Genewa - Annemasse - La Saleve (big) - Methonnex - Le Plot.
Genewa z podjazdu na La Saleve
Widok ze szczytu La Saleve. W chmurach masyw MontBlanc
Dobrze wrócić do jazdy po kilku dniach przerwy. Cisnąłem jak dziki, ale teraz wieczorem jestem zaskakująco zmęczony. No i zimno jest, raptem 14 stopni :O
Genewa - Annemasse - La Saleve (big) - Methonnex - Le Plot.
Genewa z podjazdu na La Saleve
Widok ze szczytu La Saleve. W chmurach masyw MontBlanc
Dobrze wrócić do jazdy po kilku dniach przerwy. Cisnąłem jak dziki, ale teraz wieczorem jestem zaskakująco zmęczony. No i zimno jest, raptem 14 stopni :O
- DST 46.84km
- Czas 02:52
- VAVG 16.34km/h
- VMAX 60.51km/h
- Temperatura 21.0°C
- Podjazdy 1106m
- Sprzęt Surlier
- Aktywność Jazda na rowerze
Po mieście Augburg z N. :)
A N. na hulajnodze! :D
- DST 20.49km
- Teren 0.30km
- Czas 01:06
- VAVG 18.63km/h
- VMAX 34.55km/h
- Temperatura 33.0°C
- Podjazdy 50m
- Sprzęt Surlier
- Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 19 sierpnia 2020
Po mieście Augburg
Po N na przedmiejski dworzec autobusowy. Po N.! :DD
- DST 9.86km
- Czas 00:28
- VAVG 21.13km/h
- VMAX 30.83km/h
- Temperatura 19.0°C
- Podjazdy 26m
- Sprzęt Surlier
- Aktywność Jazda na rowerze
Po mieście Augburg
Na myjnię.
- DST 10.34km
- Czas 00:35
- VAVG 17.73km/h
- VMAX 34.55km/h
- Temperatura 22.0°C
- Podjazdy 39m
- Sprzęt Surlier
- Aktywność Jazda na rowerze