Savoie vivre, dz. 38
Wczoraj dzień restowy i tylko piechotą po zakupy. I dobrze, bo niemal non stop lało.
Dziś start o 9, ale najpierw market, bo:
- mnie się urwalo ucho od kubka i zaczął przeciekać (lut był na wylot),
- Serweczowi ocierał hamulec i okazało się, że nie ma odpowiedniego klucza, żeby go wyregulować. Płaskich 15 nie mieli, musiał kupić ciężki nastawny. W sumie logiczne, to klucz francuski :-)
Nietoksycznego kleju do metalu też nie mieli, musiałem kupić nowy kubek. Niestety odpowiednio duży był tylko z plastiku, więc grzałki w nim nie użyję :-/ No, ale przynajmniej nie muszę pić z garnka :-P
Potem siekneliśmy Alpe d'Huez z niezłym czasie i siąpiącym niekiedy deszczu. Podjazd jakich wiele, nie wiem, czemu taki słynny. Nawet niezbyt sztywny poza początkiem.
Zjazd, zabranie sakw z hoteliku, zakupy na resztę dnia, lunch na dżizasie (akurat wyszło słońce) i w drogę.
Podjazd na Col du Lautaret bardzo długi, łagodny, z niewielkimi czechami i męczący. Jakoś niezbyt wypoczęliśmy na tym reście chyba :-P no i zimno jak pieron, na gorze 6 stopni, po drodze 8-9, silny wiatr (sprzyjał, ale wychładzał) i niekiedy deszczyk. Ogólnie podjazd łatwy i dluuugi, więc dał nam w kość.
Galibier, a wygląda jak Kanada :-P
Za to zjazd piękny, bo mało kręty. Ale zjechaliśmy tylko na 1400, bo tu jest nasz dzisiejszy kemping. Więc nadal zimno, 8 stopni. Ale okazało się, że Camping Municipal w Monetier les Bains jest bardzo tani (8 eur za dwóch!!) i przyjemny, bo ma świetlice z czajnikiem, w której jest ciepło. Więc sobie przyjemnie siedzimy i pijemy herbatkę :-)
Ps. A w ogóle to się dziś wyrąbałem na rowerze. Na stojąco, zsiadając, bo mi się ochraniacz zaczepił o pedał i było tak jakbym się zapomniał wypiąć z spd :-P
Dziś start o 9, ale najpierw market, bo:
- mnie się urwalo ucho od kubka i zaczął przeciekać (lut był na wylot),
- Serweczowi ocierał hamulec i okazało się, że nie ma odpowiedniego klucza, żeby go wyregulować. Płaskich 15 nie mieli, musiał kupić ciężki nastawny. W sumie logiczne, to klucz francuski :-)
Nietoksycznego kleju do metalu też nie mieli, musiałem kupić nowy kubek. Niestety odpowiednio duży był tylko z plastiku, więc grzałki w nim nie użyję :-/ No, ale przynajmniej nie muszę pić z garnka :-P
Potem siekneliśmy Alpe d'Huez z niezłym czasie i siąpiącym niekiedy deszczu. Podjazd jakich wiele, nie wiem, czemu taki słynny. Nawet niezbyt sztywny poza początkiem.
Zjazd, zabranie sakw z hoteliku, zakupy na resztę dnia, lunch na dżizasie (akurat wyszło słońce) i w drogę.
Podjazd na Col du Lautaret bardzo długi, łagodny, z niewielkimi czechami i męczący. Jakoś niezbyt wypoczęliśmy na tym reście chyba :-P no i zimno jak pieron, na gorze 6 stopni, po drodze 8-9, silny wiatr (sprzyjał, ale wychładzał) i niekiedy deszczyk. Ogólnie podjazd łatwy i dluuugi, więc dał nam w kość.
Galibier, a wygląda jak Kanada :-P
Za to zjazd piękny, bo mało kręty. Ale zjechaliśmy tylko na 1400, bo tu jest nasz dzisiejszy kemping. Więc nadal zimno, 8 stopni. Ale okazało się, że Camping Municipal w Monetier les Bains jest bardzo tani (8 eur za dwóch!!) i przyjemny, bo ma świetlice z czajnikiem, w której jest ciepło. Więc sobie przyjemnie siedzimy i pijemy herbatkę :-)
Ps. A w ogóle to się dziś wyrąbałem na rowerze. Na stojąco, zsiadając, bo mi się ochraniacz zaczepił o pedał i było tak jakbym się zapomniał wypiąć z spd :-P
Dość boleśnie stłukłem sobie lewe biodro i utykam :-P
Ale nic groźnego, poboli i przestanie :-)
Adnotacja z 6 września: przestało :)
Adnotacja z 6 września: przestało :)
- DST 85.58km
- Czas 05:18
- VAVG 16.15km/h
- VMAX 62.26km/h
- Temperatura 8.0°C
- Podjazdy 2636m
- Sprzęt Surlier
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!