Informacje

  • Wszystkie kilometry: 230914.09 km
  • Km w terenie: 5475.01 km (2.37%)
  • Czas na rowerze: 465d 02h 31m
  • Prędkość średnia: 20.69 km/h
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl
Jak to drzewiej bywało: button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Zaprzyjaźnione blogi i strony

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy aard.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wtorek, 2 września 2025 Kategoria !Surlier, Wyprawa

Pirenoja, dz. 22

  • DST 97.85km
  • Teren 0.50km
  • Czas 05:12
  • VAVG 18.82km/h
  • VMAX 58.50km/h
  • Temperatura 19.0°C
  • HRmax 154
  • HRavg 133
  • Kalorie 2467kcal
  • Podjazdy 2591m
  • Sprzęt Surlier
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 31 sierpnia 2025 Kategoria !Surlier, Wyprawa

Pirenoja, dz. 20

Ranek wstał piękny, ale bardzo wilgotny. Starałem się szykowac sprawnie, bo dziś ciężki dzień, ale też chciałem podsuszyć namiot, żeby nie był tak cieżki, bo dziś cieżki dzień :)
W efekcie wyjchałem krótko przed 10 z wilgotnym namiotem (ale przynajmniej nie kompletnie mokrym).

Początek znaną z wczoraj szosą do La Seu, a potem ku Andorze. Generalnie pod górę, ale poza krótkimi fragmentami 4-6% bardzo łagodnie. O 10:40 jestem na granicy i od razu odpalam kartę eSIM Airalo. Działa! Będzie net! Za 1 EUR :)

Potem dalej lekko pod górę kilka kilometrów do Sant Julia de Loria, gdzie popasam na ławce w cieniu, a na ławce w słońcu dosuszam ręcznik i wypraną wczoraj koszulkę. Tu sie zaczyna skok w bok na biga, a jestem w centrum miasta, więc rozglądam się za lokalem, który zechce przechować moje sakwy. Narzucający się wybór, czyli biuro informacji turystycznej tuż obok odprawia mnie krótkim, żołnierskim "impossible". Sklepy będa miały sjestę (i tak cud, ze czynne w niedzielę!), więc przychodzi mi do głowy hotel. O dziwo nie mam żadnego w zasięgu wzroku, ale po kilku minutach poszukiwań (pierwszego hotelu z mapy nie mogłem znaleźć w terenie, dziwne) trafiam do hotelu Folch. Tutaj bardzo miły recepcjonista zgadza się zamknąć sakwy w szafie, więc zostawiam i o 11:40 ruszam na biga La Rabassa (2060).

Początek bardzo stromy, trzyma 10-11% przez większość czasu. Szybko wyeżdżam ponad miasto i robią się widoki :)



Dalej już nieco łagodniej, 6-9%, tylko na agrafkach do 12. Swoją drogą ciekawe, w innych krajach na głównych szosach na zakrętach jest najłagodniej, tutaj odwrotnie. Ale szosa przyzwoitej jakości, ruch niewielki, więc jedzie się dobrze, tylko coś mnie w krzyżu łupie. Dziwne, po takim czasie w siodle, to już ciągnięcie z krzyża pod górę nie powinno być problemem, a dziś wyraźnie boli.

Postój trochę za połową drogi, bez widoków, pod dolną stacją czegoś, co wygląda na kolejkę górską jak w lunaparku, tylko że w górach! Zjazd z samej góry aż dotąd! Niestety nie widziałem źadnego wagonika w trasie :(

Reszta podjazdu spoko, tylko ten krzyż. Na górze wciąż słonecznie, ale chłodno, 19 stopni, i widać, że od Hiszpanii idą brzydkie chmury. Niestety prognoza, że dziś popołudniu ma lać, może się jeszcze sprawdzić...



Zjeżdżając biorę wodę ze źródełka i jestem z powrotem w hotelu Folch o 14:20. Profilaktycznie łykam ibuprom na ten krzyż i jadę tuż obok do Leclerca kupić jakieś fajne ciacho na przekąskę. Dość długo nie ma nikogo z obsługi stoiska cukierniczego, ale wreszcie udaje się nabyć dwa duże i pyszne ciastka za 2 eur łącznie. Dobra cena! :) Pałaszuję i ruszam dalej pod górę. Teraz stolica.

Andora La Vella to normalne, nowoczesne miasto położone w dolinie, ale absolutnie w sercu gór. Olbrzymie szczyty piętrzą się po wszystkich stronach, w tej scenerii spore miasto z typową betonową architekturą wygląda dość niesamowicie. Cykam sporo zdjęć i przebijam się bez problemu, bo prawie nie ma świateł, głównie ronda :)






Sztuka też nowoczesna i brzydka jak wszędzie ;)

Za miastem przez chwilę ostro pod górę, aż dojeżdżam do nastepnego "tarasu" doliny Valiry, gdzie już czeka "miasto wojewódzkie" Encamp, a w nim start kolejnego biga (Els Cortals, 2075). Brzydkie chmury coraz bliżej, ale nadal nie pada, więc szybko znajduję lokal na sakwy (tym razem fajnie wyglądająca restaracja ze stekami, szkoda, że nie mam czasu, żeby tu zjeść!), zostawiam i w pedał.



Ten big jest trochę krótszy, ale przewyższenie podobne (licząc od La Velli), więc średnio bardziej stromo. Ale za to równo, 7-9% wiekszość czasu. Natomiast jazdę uprzykrzają roje much wokół mojej spoconej osoby. Z jednym postojem jestem na górze o 17:30. Stąd pogoda wygląda wręcz groźnie:


W centrum kraju zachmurzenie duże z przelotnymi opadami. Lokalnie (czyli wszędzie ;) mozliwe burze.

Szybko się ubieram i zjazd. Mówię sobie, że każdy kolimetr w dół bez deszczu jest sukcesem. Odnoszę więc 8 sukcesów i jestem przy sakwach :) Jak tylko je odebrałem, to zaczeło kropić. Przebiórka znów w lekkie ciuchy i ruszam w kapuśniaczku na ostatni etap pod górę do Canillo. Najpierw kropi, potem siąpi, ale nie jest źle. Po dwóch stormych odcinkach (drugi to kilometr z 10% nachyleniem) ląduje na ostanim tarasie doliny Valiry, w kolejnym "mieście wojewódzkim" (wielkości śrendiej wsi gdzie indziej, Canillo. Tu staję na zakupy w Carrefour Express (jedyny market) i w czasie gdy próbuję wybrać coś na kolację (straszna bida z zaopatrzeniem, a i ceny wysokie, ach gdzie ten Leclerc z Sant Julia!) zaczyna mocniej padać. Po zakupach chwilę przeczekuję, ale na kemping zostało kilkaset metrów (!), więc nie ma co deliberować. Kurtka i jadę.

Pierwszy z obczajonych kempingów miał mieć niedrogie domki na wynajem. Podjeżdżam, ale on BARDZO nie istnieje. Został tylko szyld, nawet domki chyba wyburzyli! Jak to możliwe, że mapy google o tym nie wiedzą? Na szczęście drugi, tuż obok istnieje i jest czynny. W tej pogodzie namiot mi się nie uśmiecha, więc pytam o domki. Nie ma, ale może być przyczepa kampingowa z namiotowym przedsionkiem za 35. Chcę? Chcę! Zwłaszcza, że przycepa fajna, ze światłem, kuchenką gazową, mikrofalą, a nawet małą lodówką. Super! Biorę i to chyba na dwie noce, bo jutro mabyć ciężka dupówa ponoć :)

Uch, to był cięzki dzień. Nie pamiętam, kiedy ostatnio zrobiłem 3k podjazdów, ale raczej lata temu. Tym bardziej chętnie odpocznę w cieplarnianych warunkach nie-namiotu :) Zwłaszcza, że pada lub leje (z niewielkimi przerwami) aż do później nocy...

===

Kilka obserwacji na temat Andory:
1. Kraj jest faktycznie maleńki. Można go spokojnie w jeden dzień przejechać na wskroś rowerem... pod górę. Otoczony górami ze wszystkich stron, jest wiele przełęczy na zachodzie, pólnocy i wschodzie, a ze wszystkich spływają rzeczki wpadające do Valiry, która przez jedyną nie-górską granicę płynie na południe do Hiszpanii.
2. Architektura w stolicy mieszana, ale głównie współczesna, zaś poza stolicą dominują kamiennie na oko budynki, ale jednak kilkupiętrowe. Być może to tylko fasady, a pod spodem jest betonowy szkielet.



3. Wszystkie napisy po katalońsku, nie zawracają sobie głowy hiuszpańskim, nie mówiąc o innych językach.
4. Ceny wyglądaja na dość przyjazne, chyba ogólnie nieco niższe niż w Hiszpanii
5. Duzo ludzi, w tym ewidentnie turystów, a najwięcej pod McDonalderm :p
6. MNÓSTWO stacji benzynkowych. co krok! Mam wrażenie, że w całym kraju są ich setki! Ceny paliwa przyjazne, 1,25 za litr, więc może na dużym obrocie w tej branży trzepią kasę od przejezdnych cudzoziemców :)
  • DST 93.31km
  • Czas 06:03
  • VAVG 15.42km/h
  • VMAX 62.10km/h
  • Temperatura 22.0°C
  • HRmax 140
  • HRavg 119
  • Kalorie 2629kcal
  • Podjazdy 3015m
  • Sprzęt Surlier
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 30 sierpnia 2025 Kategoria !Surlier, Wyprawa

Pirenoja, dz. 19

Wstałem o 6:30, to jeszcze ciemno, a wyjechałem i tak o 9:15. Na usprawiedliwienie mogę powiedzieć tylko, że daleko do kibla było :-P

Wszystko mokre, uprane ciuchy, namiot... Pogoda się robi ładna, więc jak po 2 km zrzucałem sakwy przed skokiem w bokiem, to ręcznik i spodenki rozwiesiłem na drzewie. Trudno, niech kradną! ;-)

Big Estany de St. Maurici głównie w lesie, więc rano jeszcze rześko, 14-16 stopni, mimo wschodniego stoku. Podjazd wołowy, od zera do 16%. Ale może dzięki temu wciągam go na raz i lekko po 11 jestem na górze. Big na czczo jak leczo ;-) Tu piękny widok na zalew i okoliczne szczyty. 





Zjazd chłodny, ale bez przesady. W Espot kupuję strasznie drogą (1,90 eur) i niezbyt smaczną bagietke i zjeżdżam dalej. Sakwy są. Zabieram i nadal w dół, ale już główną. 

Do Llavorsi jadę ciągiem, a tam lancz na ławce z kawą mrożoną i strasznie drogim croissantem (razem z solero 5 eur!). Ok 13 ruszam dalej z zamiarem wzięcia gdzieś oo drodze wody i zrobienia siku. Dalej leciutko w dół, ale zrobił się solidny wiatr w pysk. 

Wkrótce mijam dwójkę szosowców stojących na parkingu. Machamy, jadę dalej. Ale po chwili mnie dochodzą i machają, żebym siadał na koło. W sumie czemu nie? Z górki pod wiatr to super opcja! Jedziemy! 

Okazuje się, że to ojciec z synem, przy czym syn (18 lat) jest zawodnikiem! Grzeje jak szalony, ale jakoś daję radę utrzymać koło :-) Dociągają mnie całą resztę zjazdu pod wiatr, aż do Sort. Tu wreszcie biorę wodę, ale siku już mi się nie chce :-P

I rozpoczynam podjazd na Port del Canto. Tym razem już z sakwami i w pełnej lampie. Temperaturema w cieniu 23, ale na szosie 39. Jadę. W sumie nawet nieźle, VAM 650. Tyle też robię przez pierwszą godzinę, po czym postój na przystanku autobusowym (jedyne zacienione miejsce!), gdzie wciągam kanapkę. Zostalo 500. W niecałą kolejną godzinkę jestem na górze. Jest godzina 17. Znów ładne widoki :-)







Na zjeździe miałem nadzieję na bidony z wczorajszego przejazdu Vuelta a Espana, ale wyzbierane do czysta :-/ Zjazd zresztą bardzo nierówny, z podjazdami. Zaczynam w kurtce, a kończę bez koszulki :-P

Lekko po 18 jestem na kempingu pod La Seu d'Urgell. Recepcjonistka jest Polką! :-) Przed 19 mam gotowy obóz i lecę 2,5km dalej do miasta na zakupy do Mercadony, bo jutro niedziela i wszystko nieczynne w Katalonii (w Andorze ponoć czynne, zobaczymy). Wracam ok 19:40 i wreszcie mycie, pranie, jedzenie i jakiś relaks. To był długi dzień... 
  • DST 115.09km
  • Teren 0.50km
  • Czas 05:51
  • VAVG 19.67km/h
  • VMAX 61.10km/h
  • Temperatura 28.0°C
  • HRmax 150
  • HRavg 126
  • Kalorie 2844kcal
  • Podjazdy 2307m
  • Sprzęt Surlier
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 29 sierpnia 2025 Kategoria !Surlier, Wyprawa

Pirenoja, dz. 18

Ranek wstał ładny, a ja razem z nim o 7, ale nie mam pojęcia, jak to zrobiłem, że wyjechałem dopiero o 10! :O Inna sprawa, że dziś mogłem sobie pozwolić, bo etap krótki i dość łatwy. Właściwie cały dzień to jeden wielki big, Port de Bonaigua. Start na 500, big 2068, zjazd na 900 i koniec, bo zaraz dalej skok w bok na lekko. Dziś już bym raczej nie zdążył, więc nie ma się co spieszyć. No chyba że pogoda... Tak, po południu ma być burza. No trudno. 

Pierwszy odcinek leciutko w górę doliną do Bossost, to już po hiszpańskiej stronie i tu domykam ósemkę z trasą zeszłoroczną, kupując chleb w tym samym minimarkecie, co rok temu :-)

Dalej nadal lekko pod górę aż do Vielha (po drodze jeszcze tankuję, bo zostało prawie zero benzyny), gdzie znana z zeszłego roku Mercadona. Jako że to ostatni sklep dziś, to kupuję skrzydełka na kolację oraz jem ciepłą lazanię na lancz :-)

A jak odpalam o 12:30, to zaczyna kropić. Oczywiście. Na szczęście tylko chwilę, więc longiem robię następny odcinek do Baquiery. Wysokość 1500 i już tylko 600 na biga. 



Szybka kanapka pod wyciągiem i stokiem dla downhillowców i dalej. Pochmurnie i raptem 20 stopni, ale wciąż nie pada. 

Ostatnie 600m wchodzi w 55 minut i oto jest Przełęcz Dobrej Wody. I widoki na zlewę na zjeździe :-)



Ubieram się i wio, na kemping już tylko 21km i 1100m zjazdu. 





Gdzieś w połowie łapie mnie ostry, siekący, ale nie bardzo intensywny deszcz. Nie trwa to jednak długo i na wjeździe na kemping już tylko kropi. Kemping wielki i ruchliwy, ale miejsce okazuje się niezłe. Jest obok stacjonarny namiot z daszkiem i stolem, pożyczam krzesło i mam setup na deszcz :-)



A jak idę się myć, to dowala taka ulewa, że aż się biało robi! Perfect timing :-)


A te zdjęcia dzieli raptem 80 minut ;-)

  • DST 79.88km
  • Teren 0.20km
  • Czas 04:18
  • VAVG 18.58km/h
  • VMAX 67.00km/h
  • Temperatura 21.0°C
  • HRmax 152
  • HRavg 124
  • Kalorie 2058kcal
  • Podjazdy 1653m
  • Sprzęt Surlier
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 28 sierpnia 2025 Kategoria !Surlier, Użytkowo, Wyprawa

Pirenoja, dz. 17, deszczowy rest

Tylko do Intermarsza i z powrotem. W tamtą stronę w dość silnym deszczu, z powrotem w miarę na sucho. I tym razem bez gumy :p

Ogólnie przez około połowe czasu pada lub siąpi, niskie chmury, chłodno. A mi się i tak należał odpoczynek, zwłaszcza, że mam zapas czasu :)
  • DST 12.48km
  • Teren 0.30km
  • Czas 00:35
  • VAVG 21.39km/h
  • VMAX 37.70km/h
  • Temperatura 16.0°C
  • HRmax 133
  • HRavg 101
  • Kalorie 187kcal
  • Podjazdy 136m
  • Sprzęt Surlier
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 27 sierpnia 2025 Kategoria !Surlier, Użytkowo, Wyprawa

Pirenoja, dz. 16, restowy

Tylko do Intermarche 5 km od kempingu, ale w lekkim deszczu i z przygodami, bo po drodze złapałem gumę. Na szczęście miałem przy sobie dętkę (w ostaniej chwili pomyślałem, żeby ją wziąć z namiotu!), a w pobliżu był warsztat samochodowy (i po 20 minutach się zamknął!), więc wymieniłem, użyłem kompresora i gitara. Jeszcze muszę podkleić tę dziurawą :-)

A wieczorem brydżu online z chłopakami :)

  • DST 11.94km
  • Teren 0.20km
  • Czas 00:33
  • VAVG 21.71km/h
  • VMAX 37.70km/h
  • Temperatura 18.0°C
  • HRmax 130
  • HRavg 99
  • Kalorie 18kcal
  • Podjazdy 138m
  • Sprzęt Surlier
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 26 sierpnia 2025 Kategoria !Surlier, Wyprawa

Pirenoja, dz. 15

Od rana wahałem się czy jechać dziś dalej, bo kemping dobry, z kuchnią, lodówką i w miarę zaopatrzonym sklepem w pobliżu, a prognoza marna. Ale ponieważ jednak wcześnie wyszło słońce, a prognozy mówią, że dziś i jutro przeloty, a dopiero w czwartek prawdziwa dupówa, to zdecydowałem się jechać i zobaczymy co będzie dalej. 


Rano jak zwykle mi zeszło, więc start tuż przed 9:30. Pogoda ładna, więc pierwsze 400 m na przełęcz Latrape wchodzi z bagażem całkiem nieźle. Zostawiam sakwy u miłego pana, który coś majstruje przed swoim domkiem letniskowym I na lekko podjeżdżam pozostałe 450 m na biga Guzet Neige.

Z góry widać, że pogoda bynajmniej nie jest gwarantowana...



...więc czym prędzej zjeżdżam , zabieram sakwy i jadę dalej. Początkowo zjazd jeszcze ostry, ale potem robi się łagodnie w dół doliną, więc słuchawki i długa! 


O 12:30 jestem pod Carrefourem w Saint-Girons, gdzie kupuję ciastka i canelloni w puszce na kolację. Potem lancz w miasteczku, z kawą mrożoną, więc trochę mi schodzi i drugą część dnia odpalam dopiero o 14.
Teraz już łagodnie pod górę doliną, ale za to wychodzi słońce i robi się pod 30 stopni. Trochę za ciepło, ale lepsze to niż deszcz :-) Do tego lekki przeciwny wiatr, ale od czegóż fart? Po kilku kilometrach dogania mnie grupka siedmiorga szosowców, więc siadam im na koło. O dziwo, bez trudu się utrzymuję, mimo że oni na lekko, a ja z 4 sakwami i namiotem :-) Trochę gadamy. To jest zorganizowana wycieczka wzdłuż Pirenejów, gdzie auto wozi im bagaże i śpią w hotelach. Zbieranina ludzi z Francji, Szwajcarii, Niemiec, Kanady i USA! 


Fajnie się jedzie, czasem nawet im odjeżdżam (!), aż wreszcie dociągamy do Saint-Lary, gdzie oni kończą etap, a ja zaczynam prawdziwy podjazd na biga Col de Portet d'Aspet. Robi się 8-11%, więc trzeba się spocić, ale tuż przed 16 jestem na przełęczy. 
Tu dłuższa chwilia wahania, bo jest kemping, ale nic poza tym, a od następnego kempingu (w pobliżu sklepu) oddziela mnie kolejny big. Nawet jadę obejrzeć kemping, ale jest dość okropny. Zero ludzi (dosłownie!), zero prądu, dżizasy tylko pod barem, gdzie znak, że zakaz piknikowania, czyli prawdopodobnie nie będę mógł zjeść swojego jedzenia, łazienka mega spartańska. Po namyśle, postanawiam zaryzykować I jechać dalej. Zwłaszcza, że wyszło słońce :-) Co prawda znad kolejnej doliny wstaje opar, ale to chyba znaczy, że już tam padało, nie? :-) Kanapka z terrine de campagne i w pedał. 
Zjazd bardzo stromy i dość kręty, a na rozwidleniu skręcam na Col de Mente i od razu pod górę, choć na początku łagodnie. Po kilku kilometrach jest nawet krótki zjazd, a potem już równo 8-10%, aż na szczyt. Początkowo zamierzałem zrobić postój w połowie (podjazd ma 700m), ale w końcu tego nie zrobiłem i od biga do biga bez zatrzymania :-) I dobrze, bo dokładnie na szczycie walnął deszcz. Schowałem się pod drzewami i przebieram na zjazd. A tu po chwili deszcz ustal, została tylko mgła... 

Misty Mountain (brzmi jsk pseudonim aktorki porno!) 
Do Saint Beat dojeżdżam na sucho, a tu kemping. Co prawda jeszcze 5 km do tego planowanego (blisko Intermarche), ale tamten nie wiadomo czy czynny. Niby zawsze się jakoś dostanę, ale jeśli np. prysznic jest na żetony, to klops, bo wg strony zameldowanie jest w merostwie, a o tej porze (prawie 19) nikogo tam nie będzie, a cały dzień nie odbierają telefonu. 
Więc oglądam kemping Passus Lupi (wilczy krok?) i podoba mi się. Sparta, ale na poziomie, z dużą umywalnią pod dachem, gdzie w razie ulewy da się żyć. Cena? 8 eur! 😂 Biorę. Rozbijam, myję się, a w trakcie gotowania zaczyna padać. Na szczęście tylko chwilę, więc zdążyłem zjeść w spokoju, a jak poszedłem prać, to przyebao fchuj! Więc czekam aż przestanie, a relację piszę właśnie z umywalni :-)

  • DST 112.10km
  • Teren 0.40km
  • Czas 06:13
  • VAVG 18.03km/h
  • VMAX 55.90km/h
  • Temperatura 24.0°C
  • HRmax 147
  • HRavg 123
  • Kalorie 2862kcal
  • Podjazdy 2408m
  • Sprzęt Surlier
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 25 sierpnia 2025 Kategoria !Surlier, Wyprawa

Pirenoja, dz. 14

Pobudka przed krótko 7, a i tak wyjechałem dopiero o 9:30. Jakaś masakra, ile mi schodzi rano! No, ale dziś krótki dzień, to tak nie boli.
Na początek jeszcze zakupy w Leclercu (wieczorem nie ma sklepu, więc wziąłem zapas kiełbasy i sajgonki na kolację) i lekko po 10 jestem w trasie. 
Zaczyna się od bardzo łągodnego podjazdu przeplatanego płaskimi odcinkami - idealnie na rogrzewkę. Pogoda ładna, jedzie się dobrze i jest fajnie ;) Lekko po 11 jestem już na właściwym podjeździe na Col de Pegeure. Łagodny, wijący się i nie bardzo wysoki (850 metrów). Po 300 metrach robię postój na właściwe śniadanie (rano zawsze ledwo co mogę przełknąć) i najedzony kanapkami i bólem czekoladowym (pain au chocolat) ruszam dalej. 

Reszta podjazdu wchodzi dobrze, chociaz bardzo płaska końcówka już troche się ciągnie. Ale na osłodę wyprzedzam na niej szosowca! :o
A na górze piękne widoki, o :)





Potem bardzo ostry, kręty i wąski zjazd, 11-14%, więc w duchu ciesze się, że nie jadę w drugą stronę. Po kilkunastu minutach jestem w Masset, gdzie robi się upalnie, więc biorę sporo wody (pysznej, lodowatej z ulicznego jakby hydrantu na korbkę) i ruszam na drugiego biga dziś, czyli Col d'Agnes. Początek znów łagodny, a jak się robi stromiej (5-7%), to zaczyna... kropić! No żeż ty! Dziś miała być ładna pogoda! Po chwili słychać też grzmoty, a po podjechaniu ok 300m (z 900) dopada mnie ulewa, więc pod drzewem (nic innego nie ma) szybko zmieniam buty na sandały, żeby nie przemoczyć i trochę czekam, ale raz, że nie przestaje, dwa że drzewo zaczyna przeciekać, a trzy, że zacina i i tak jestem mokry. Na szczęście jest wciąż 18 stopni, więc idzie żyć, ale po chwili po prostu ruszam w tę ulewę - i tak jestem już mokry.

Po kilkunastu minutach deszcz ustaje, więc robię krótki postój na kanapkę i jadę dalej. Końcówka już trochę męcząca, niby raptem 2k podjazdów dziś, ale jednak forma mi po reście jakoś nie skoczyła i chociaż jadę bez problemu, to też już i bez przyjemności.

A z przełęczy, na której jestem krótko przed godz. 16 jeszcze piękniejsze widoki :)



I widać też, że burza chyba nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa. Więc szybko zakładam bluzę i długa na dól. Znów stromo, choć nie aż tak bardzo jak poprzednio (9%). W Aulus-les-Bains jestem tuż po 16. Okazuje się, że jest tu minimarket Vival i nawet da się zrobić jakieś zaopatrzenie w razie czego. Ale nic nie potrzebuję oprócz surówki do sajgonek. Biorę szpinak w puszcze i jadę na kemping.



A kemping super! Cień, dach namiotowy w razie deszczu, krzesła, dżisasy pod dachem, kuchnia, lodówka, zamrażarka, kuchenka... Kurde, jesli jutro będzie dupówa, to jest to fajne miesjce na rest! A cena... 9,80 EUR! :D





  • DST 71.49km
  • Czas 04:47
  • VAVG 14.95km/h
  • VMAX 50.80km/h
  • Temperatura 25.0°C
  • HRmax 145
  • HRavg 116
  • Kalorie 1968kcal
  • Podjazdy 1984m
  • Sprzęt Surlier
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 24 sierpnia 2025 Kategoria !Surlier, Wyprawa

Pirenoja, dz. 13, na lekko

Jakiś marny dziś byłem. Niby na pierwszym bigu VAM 800 (pod drugi był zbyt długi i czeski dojazd, żeby był sens mierzyć VAM), ale czułem się zmęczony od rana, a pod koniec to już tylko marzyłem, żeby iść spać. O co kaman? Po reście taki numer? :O

Prat d'Albis dość stromy od początku (9-11%), a pod koniec raczej łagodny (4-7). Na szczycie łąka i sporo piknikowiczów, poza tym nic. Nawet maszty sporo niżej! :O Ale widoki na okoliczne góry i Foix naprawdę ładne :-)








O 13:30 jestem na kempingu, jem, biorę wodę i jadę na Monsegur. Dojazd długi, lekko pod górę i lekko pod wiatr. Sam big raczej krótki i niezbyt sztywny (do 8% bodaj), ale kiepsko mi się jechało. A na górze się okazało, że ostatnia twierdza Katarów, czyli zamek Monsegur to jeszcze sporo wyżej i nawet niezbyt dobrze go widać :-(





Powrót już naprawdę na oparach, z wielką ulgą dotarłem na kemping. Dziwne... 


  • DST 94.03km
  • Teren 0.40km
  • Czas 04:40
  • VAVG 20.15km/h
  • VMAX 62.10km/h
  • Temperatura 31.0°C
  • HRmax 144
  • HRavg 118
  • Kalorie 2034kcal
  • Podjazdy 1909m
  • Sprzęt Surlier
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 23 sierpnia 2025 Kategoria !Surlier, Wyprawa, Użytkowo

Pirenoja, dz. 12, restowy

Dziś miałem misję rozwiązania problemu z łańcuchem. Najpierw pojechałem do warsztatu samochodowego pożyczyć odpowiednie kombinerki. Niestety, mimo fajnego sprzętu nie udało mi się rozpiąć spinki, jakoś się zablokowała .

Więc trudno, jadę do Decathlonu (10 km!), żeby kupić nowy łańcuch i spinkę. Stary rozkuję, założę nowy, jeśli będzie skakał, to zepnę stary nową spinką. Kupiłem, nawet spinka była w komplecie z łańcuchem :-)

Ale mają też warsztat rowerowy, więc pytam, czy mi pozyczą kombinerki (żeby mieć czym rozpiąć nowy, jeśli skacze). A gość pyta, do czego. Do spinki? To ja Ci dam odpowiednie narzędzie. Kurde, tym narzędziem to ino CYK! i rozpialem starą, bez rozkuwania! Przeplotłem, zapiąłem z powrotem i działa! Narzędzie tak świetne (i lekkie!), że sobie takie od razu kupiłem za dychę. Nigdy więcej rypania się kombinerkami! :-)



A jak jutro sprawdzę stary łańcuch w górach, to może nowy zwrócę w poniedziałek rano, żeby go nie wozić przez resztę wyprawy, bo dość ciężki jest ;-)

Potem jeszcze zakupy w Leclercu i od 17 wreszcie prawdziwy rest :-)


  • DST 20.56km
  • Czas 00:56
  • VAVG 22.03km/h
  • VMAX 31.60km/h
  • Temperatura 31.0°C
  • HRmax 127
  • HRavg 99
  • Kalorie 294kcal
  • Podjazdy 134m
  • Sprzęt Surlier
  • Aktywność Jazda na rowerze

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl