Informacje

  • Wszystkie kilometry: 222409.15 km
  • Km w terenie: 5430.61 km (2.44%)
  • Suma podjazdów: 1747635 m
  • Czas na rowerze: 449d 05h 04m
  • Prędkość średnia: 20.63 km/h
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl
Jak to drzewiej bywało: button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Zaprzyjaźnione blogi i strony

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy aard.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wpisy archiwalne w miesiącu

Sierpień, 2020

Dystans całkowity:1958.97 km (w terenie 36.40 km; 1.86%)
Czas w ruchu:114:23
Średnia prędkość:17.13 km/h
Maksymalna prędkość:72.16 km/h
Suma podjazdów:41649 m
Liczba aktywności:26
Średnio na aktywność:75.34 km i 4h 23m
Więcej statystyk
Poniedziałek, 17 sierpnia 2020

Po mieście Augburg

Poza kupy, większość  w deszczu :)

EDIT: trudno w to uwierzyć (bo wszystkie dni wyprawowe w tym miesiącu były raczej łatwe, oprócz dnia z Passo Manghen), ale... już pobiłem rekord podjazdów sierpnia! :o Do rekordu dystansu jeszcze sporo brakuje, ale też jest zagrożony w tym miesiącu :)
  • DST 10.37km
  • Czas 00:34
  • VAVG 18.30km/h
  • VMAX 30.12km/h
  • Temperatura 18.0°C
  • Podjazdy 75m
  • Sprzęt Surlier
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 16 sierpnia 2020 Kategoria !Surlier, Wyprawa

Alpi mio amore, dz. 31

Wstałem ciut przed godz. 6, bo dziś długi dzień. Wyjazd o 8:20. Na dzień dobry od razu big i to solidny, początkowo trzymał 12%. Potem odpuścił i raz było 2-3, a raz 7-9%. I tak aż prawie na kotę 1900. Ładne widoki! :)




Zawsze mi się strasznie podobały te polodowcowe U-kształtne doliny. Człowiekowi wychowanemu na polskich górach to się głowie nie mieści, że dno doliny może być tak rozległe i płaskie :)

Stamtąd już teoretycznie tylko w dół. Za to daleeeko. No i oczywiście pod wiatr (w dól doliny). Wszelako już przed Reutte wiatr i zrobił się słaby i boczny, czasem nawet leciutko sprzyjający. Wreszcie dotarłem do granicy niemieckiej, a tamże, w Fuessen ładny przełom rzeki Lech. 


Przełom zimnego Lecha ;)

Dalej już raczej płasko i niezbyt widokowo. Po drodze testowałem kilka razy ścieżki rowerowe, ze zmiennym szczęściem. Niekiedy sensownie trzymały się rzeczki, innym razem robiły na bok (nie piesze) wycieczki i szły przy szosie, ale robiąc znacznie więcej podjazdów niż ona, bo gdy szosa wcinała się w pagórek, to ścieżka szła przez szczyt. Ogólnie fanem nie zostanę, ale też przyznaję, że niemieckie ścieżki są jak najbardziej do jazdy, o ile człowiekowi się bardzo nie spieszy. Na luzacką wycieczkę jak najbardziej, na daleką przelotówkę jakby mniej.

W Schongau musiałem machnąć 12% pod górę do centrum na wzgórzu, bo skończyło mi się żarcie (jednak nie całkiem przemyślałem te piątkowe zakupy :P), a tylko tam były kebabownie :P Turek jak zwykle się spisał i za 4 euro najadłem się do syta. Dalej już praktycznie płasko aż do przedmieść Augsburga, gdzie kilka niewielkich pagórków nie zrobiło wrażenia na moich nogach (jest moc!), ale na psychice już troszkę tak (miałem dość ze względu na ból dłoni i tyłka, bądź co bądź niemal 9 godzin w siodle dziś).

Wreszcie o 20:30 dotarłem do mojego kapitalnego  "AirBnB", czyli mieszkania Serwecza, który wyjechawszy na urlop wspaniałomyślnie pozwolił mi u siebie pomieszkać :)

Imst - Hahntennjoch (big) - Stanzach - Reutte - DE - Fuessen - Schongau - Igling - Augburg.

Koniec pierwszej części wyprawy. Teraz tygodniowy odpoczynek w Augsburgu a potem razem z Serweczem ruszamy dalej :)
  • DST 178.04km
  • Teren 1.20km
  • Czas 08:44
  • VAVG 20.39km/h
  • VMAX 72.16km/h
  • Temperatura 27.0°C
  • Podjazdy 1561m
  • Sprzęt Surlier
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 15 sierpnia 2020 Kategoria !Surlier, Wyprawa

Alpi mio amore, dz. 30

Rano na lekko big Moeseralm. Straszny ruch, okazało się, że w okolicach szczytu jest regularny park rozrywki! Z takimi bajerami.


A że dziś święto...

Powrót na kemping, lancz i jadę już bagażem na biga Pillerhoehe. Stok idealnie nasłoneczniony, temperatura doszła do 42 stopni, a tu przez większość czasu 11-12%. Uch, ciężko było! 

Wreszcie zjazd do Imst, na którym trochę pokropiło. Chciałbym pojechać dalej, ale dalej jest 1200 m podjazdu. Trochę dużo na dziś, a w trakcie nie ma gdzie spać. Przeszukałem trasę pod katem miejsc na dziko, ale nic! Albo wsie, albo stroma ściana trawersowana szosą... 

Rad nierad zostałem w Imst na noc. Bez sensu, bo jutro bardzo długi dzień (180 km) i pewnie będę żałował, ale nie wymyśliłem nic sensowniejszego. Przynajmniej mam wolne popołudnie :-)


  • DST 54.82km
  • Teren 2.00km
  • Czas 03:45
  • VAVG 14.62km/h
  • VMAX 61.18km/h
  • Temperatura 29.0°C
  • Podjazdy 1677m
  • Sprzęt Surlier
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 14 sierpnia 2020 Kategoria !Surlier, Wyprawa

Alpi mio amore, dz. 29

Jako że nie mogłem zostać na drugą noc w beczce (zarezerwowana), więc rano, mimo że tu zostaję, musiałem się z grubsza spakować i przenieść rzeczy na nową chawirę. Początkowo miał to być namiot, ale okazało się, że jest hytta za te samą cenę co beczka, a że pogoda dziś miała być pod psem, to się zdecydowałem, mimo że namiot byłby o połowę tańszy. Na hyttę wszelakoż trzeba było troszkę poczekać, bo jeszcze się poprzedni lokatorzy wyprowadzali. Ale jako że dziś dzień na lekko, to opóźnienie nie bardzo mnie martwiło.

Start o godz. 10. Pierwsze kilometry do Prutz, gdzie w Hoferze (tutejsza nazwa Aldiego) kupiłem bułki i czekoladę na drogę. W drodze powrotnej wpadnę na większe zakupy, ale teraz tylko to. Podjazd na Kaunertaler Gletscher jest dłuuugi. 39 km w jedną stronę, ale przy okazji aż 1900 metrów podjazdu. W końcu to czwarty najwyższy punkt, jaki osiągnę na rowerze (po Cime de la Bonette, Oetztal Arena i Passo dello Stelvio), czyli niebłahe 2750 m npm. No to w pedał. Na początek łagodnie doliną i kilkoma tunelami. Potem raz się wypłaszczało (do zera), a raz wyostrzało (do 12%) i tak - z dwoma postojami na żarcie - dotarłem do dłuuugiego jeziora zaporowego o bardzo fiordopodobnym wyglądzie :)



Jezioro trzeba objechać (można sobie wybrać z której strony), a potem już jest konkret. Kolejne 1000 metrów, z nachyleniami 9-12% non stop (no dobrze "stop", bo w dwóch miejscach jest niestety po kilkanaście metrów zjazdu).



Na kocie 2000 zaczęło padać. Najpierw leciutko, potem już mocniej. Nie jakiś straszny deszcz, raczej średnio słaby, ale z tych, co potrafią padać przez całe dnie. Ten też nie zamierzał przestać. Na górze, tj pod lodowcem było +8 stopni, byłem mocno podmoczony (mimo kurtki) i dość solidnie zmarznięty (mimo podjazdu).



Na szczęście jest tam duży obiekt, gdzie na piętrze jest restauracja, a na dole łazienki i jakby poczekalnia. Więc było gdzie się ogrzać, a nawet podsuszyć kurtkę w łazienkowej suszarce do rąk (jedyne znane mi sensowne zastosowanie tego urządzenia!). Tuż przed szczytem wyprzedził mnie też autobus, który miał z tyłu wieszaki na rowery. Hmm... zimno, mokro, na kemping daleko, moje klocki hamulcowe mocno zużyte, w tym deszczu może mnie czekać wymiana... hmmm... Na górze znalazłem rozkład jazdy. Dotarłem o 14:45, a autobus odjeżdżał z powrotem o 16. Wydawało mi się, ze to za długo, żeby czekać, ale na suszeniu, jedzeniu i ogrzewaniu się zeszło tyle czasu, że następny raz spojrzałem na zegarek o 15:35. Wtedy klamka zapadła, zjeżam autobusem jak mięczak :) Zwłaszcza, że cena nie przerażała, tylko 10,20 EUR z rowerem.

Zjazd bardzo przyjemny (bo w cieple), ale jednak mocno stresujący. Taką super krętą i mocno nachyloną górską drogę dużo gorzej odbiera się jako pasażer. No, ale potem się uodporniłem i o 17:15 byłem na dole. Wspomniane zakupy zrobiłem skrupulatnie i bez pośpiechu, bo jutro jest święto i wszystko zamknięte, a w niedzielę w Austrii i Niemczech zawsze jest wszystko zamknięte, więc zakupów musi mi wystarczyć do poniedziałkowego śniadania włącznie. W efekcie na kempingu byłem o 18:30, ale nieźle zaopatrzony i nie przemarznięty. Trochę droga ta przyjemność (80 EUR za dwie noce i to z masywną zniżką plus 10 za autobus), ale raz nie zawsze :)

Więc to z powodu tego zjazdu autobusem taki żenujący dystans dzisiaj, ale podjazdów raptem o 100 metrów mniej niż by było w obie strony ;)


  • DST 45.32km
  • Czas 03:30
  • VAVG 12.95km/h
  • VMAX 48.38km/h
  • Temperatura 12.0°C
  • Podjazdy 2009m
  • Sprzęt Surlier
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 13 sierpnia 2020 Kategoria !Surlier, Wyprawa

Alpi mio amore, dz. 28

O 7:30 wyjazd na biga Val Martello. Jeszcze skoczyłem po bułkę do piekarni, ale okazało się, że niepotrzebnie, bo zjadłem ją dopiero po powrocie :P
Podjazd spokojny, w zasadzie nic ciekawego o nim powiedzieć nie można. No, może poza niezłym widokiem na lodowiec plus opuszczonym dużym obiektem (hotelem?) na samej górze. Poczułem się jak na Kaukazie...





Plus odrobina deszczu w pewnym momencie, ale szybko się skończył. Tyle, że było (na szczęście) dość chłodno. na górze 16 stopni, a jak wróciłem na dół to zaledwie 22.
Powrót nie aż tak szybki, bo kilka krótkich podjazdów na zjeździe było, ale o 11:30 jestem z powrotem. Obiecałem opuścić kemping do 12, ale nie udało się, na szczęście właściciel nie protestował. Wyjeżdżam po spakowaniu się, wypiciu kawy i zjedzeniu ww. bułki o 12:45. A o 13:04... wsiadam w pociąg. Bo stwierdziłem, że nie chce mi się znów dymać doliną Adygi, jak codziennie od kilku dni, skoro mogę podjechać pociągiem. Niedużo, 22 kilometry i 250 metrów podjazdu, ale za 4 euro? Biorę! :)

Wysiadka w Sluderno, jeszcze małe zakupy w ostatnim Eurospinie na Litwie, tzn we Włoszech i jadę na Passo Resia. Droga okropna, wąska i bardzo ruchliwa. Nachylenie raptem 2-3%, ale zrobił się juz upał i szybciej niż 14-15 kmh nie daję rady, a samochody i TIRy non stop śmigają, a niektóre trąbią. Poddaję się i uciekam na ścieżkę rowerową. W sumie bardzo  dobrą, aż do jeziora.



Bo tamże nagle zaczęła robić bezsensowne czechy i jeszcze zrobiła się miejscami szutrowa. Ale jako że szosa była po drugiej stronie jeziora, więc trzeba było wytrzymać. Jednak jak tylko trafiła się okazja,  to uciekłem na szosę. Mimo to bardzo polecam ścieżkę rowerową doliny Adygi - ma na pewno sporo ponad 100 km długości i jest bardzo sensownie poprowadzona - moim zdaniem sporo czech można zaoszczędzić w stosunku do szosy. Są tez częste miejsca postojowe ze stolikami i ławkami, no i sady jabłkowe prawie non stop, więc ciężko być głodnym ;) Plus nawierzchnia z reguły bardzo dobra. Jedyny minus jest taki, że jest oczywiście śmiertelnie nudna. No i dostęp do  sklepów utrudniony (ale są bary jakby kto chciał). Ale na podjazd zdecydowanie polecam. Na zjazd jednak zbyt wąska i zatłoczona, szkoda nerwów. Ale poniżej Merano polecam już w obie strony.



Na Passo Resia zrobiłem kilka zdjęć słynnej zatopionej dzwonnicy i ruszam dalej. A po chwili, nagle... deszcz! Silny. Zanim zdążyłem się zatrzymać i ubrać, byłem już nieźle podmoczony. W miasteczku Resia znalazłem daszek i zrobiłem tam sobie już kompletną przebiórkę, włącznie ze spodniami WS i ochraniaczami na buty plus z kanapką i ciepłą herbatą, którą dotychczas, sam nie wiedząc po co, wiozłem w termosie. No to już wiedziałem, po co, było raptem 16 stopni i mokro - ciepła herbatka jak znalazł :) Jak już skończyłem to wszystko, to akurat przestało padać :)

Zjazd bardzo łagodny, może i dobrze, bo wciąż było chłodno i niezbyt widokowy aż do Festung Nauders, gdzie zrobiło się ładniej.



Gdy dotarłem do doliny Innu, mogłem się wreszcie rozebrać. Dalsza droga okazała się ekspresówką i trzeba było kołować boczną po okolicznych górkach. Słabe. Na szczęście od Toesens trafiła się znów całkiem mądrze poprowadzona ścieżka rowerowa wzdłuż rzeki, więc w sumie tych podjazdów nie było tak dużo.

Prosta kreska to przejazd pociągiem

Kemping w Ried zatłoczony, nie ma miejsc na namiot! Mogę dostać "beczkę" za 55 EUR. Wamać! Na dziko nie mogę, bo jutro dzień na lekko i trzeba gdzieś porzucić bagaże na prawie cały dzień. No, ale wynegocjowałem 40 EUR i lokalnego radlera w pakiecie, więc nie tak źle. A że dziś chłodno, więc beczka nie będzie torturą, jaką byłaby podczas upału. Więc ogólnie dziś miły dzień :)


  • DST 106.32km
  • Teren 2.20km
  • Czas 05:59
  • VAVG 17.77km/h
  • VMAX 61.22km/h
  • Temperatura 18.0°C
  • Podjazdy 2244m
  • Sprzęt Surlier
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 12 sierpnia 2020 Kategoria !Surlier, Wyprawa

Alpi mio amore, dz. 27, wreszcie na spoko

Zwijałem się bardzo leniwie, bo jeszcze sporo gadałem z sąsiadką, Niemką z Monachium, która samotnie jedzie rowerem do Wenecji. Super nudna sprawa, bo trzyma się dolin, ale skoro tak jej pasuje :P Wyjazd więc dopiero o 9:30, ale pocieszałem się, że gdybym zgodnie z planem startował z Merano, to byłbym w tym miejscu nawet później :)

Początek całkiem spoko ścieżką rowerową nad samym brzegiem Adygi - ścieżka ta jest bardzo długa, bo wg znaków dochodzi jeszcze 60 km dalej, czyli chyba niemal na samą przełęcz Resia. Jutro zobaczę, co i jak. Oczywiście czasami nadkłada i robi wkurzające przejazdy pod szosą, ale z drugiej strony często idzie bardziej płasko niż szosa, więc chyba warto dać jej szansę, tym bardziej, że kierowcy na szosie niekiedy trąbią.

W Naturno uzupełniłem pieczywo i wciągnąłem jogurt na drugie śniadanie i zaraz za miasteczkiem zrzuciłem bety w opuszczonym i zrujnowanym czymś - jakby małym zakładzie przemysłowym. Sakwy w cieniu i dobrze ukryte, więc byłem spokojny zarówno o ryzyko kradzieży jak i przegrzania zawartości :) No to pora na biga.

Początek Val Senales to długi na 1200 metrów tunel pod górę, ale szczęśliwie bez zakazu, potem było ich jeszcze kilka, ale krótszych. Nachylenia w zakresie 3-10% (z reguły 6-8), no i upał. Słońce naparza i jest najmarniej 30 stopni w cieniu, ale cienia brak :P Mimo to dobrze mi się jechało, a wyżej zrobiło się trochę chłodniej. Na wysokości 1400 m nawet weszły chmury i wtedy zrobiło się 25 stopni, więc ZIMNO! :o No i odrobinkę pokropiło, ale to chyba tak pro forma ;) Za to widoki świetne! :)





Na samej górze kurorcik z olbrzymim parkingiem i w sumie nic ciekawego, więc nie tracąc czasu założyłem tylko spodnie 3/4 (żeby chronić kolana) i heja na dół. Zjazd - bajka! Ani razu nie zszedłem poniżej 50 km/h, a przez większość czasu grzałem powyżej 60! Podjazd trwał bodaj ze 3,5 godziny (nie spieszyłem się), a zjazd... 25 minut! :o

Bagaże czekały, gdzie jest zostawiłem, więc wróciłem na ścieżkę i lecę dalej. Niestety, o ile na zjeździe było pochmurno i ok 20 stopni, to teraz na podjeździe znów lampa i ponad 30. To już jest zasadą... W każdym razie do Latsch dotoczyłem się przed godz. 16, zrobiłem spore zakupy w Lidlu (ostatni Lidl we Włoszech, chlip :( ) i popedałowałem na kempimg, gdzie byłem przed 17. Tak to można podróżować! :) 



Sam kemping Cevedale w Coldrano też całkiem przyjemny (z tych kameralnych, z dobrym wifi), aczkolwiek drogi, 20,5 EUR za jedną osobę. Szukałem na dziś miejsca na dziko, chcąc podjechać kawałek Val Martello i w ten sposób skrócić jutrzejszy, zapowiadający się na trudny (a przy tym chyba deszczowy) dzień, ale nic nie znalazłem. Więc jest przyjemny kemping :)
  • DST 75.78km
  • Teren 0.60km
  • Czas 04:19
  • VAVG 17.56km/h
  • VMAX 69.99km/h
  • Temperatura 28.0°C
  • Podjazdy 1787m
  • Sprzęt Surlier
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 11 sierpnia 2020 Kategoria !Surlier, Wyprawa

Alpi mio amore, dz. 26

Poranek bez przygód, naprawdę świetna miejscówka mi się trafiła. Żeby na dziku mieć kulturalny kibelek?! Albo stół z ławką?! :o

Wyjazd punkt 9, króciutki zjazd do Castello Molina di Fiemme i już podjeżdżam pierwszą przełęcz. Jak w masełko. Na świeżo i bez upału to czysta poezja. 300 metrów jak z bitcha strzelił ;)
Potem dłuuuugi zjazd do Ora, ze wspaniałymi widokami na dolinę Górnej Adygi.



Tamże małe zakupy w Eurospinie i lecę dalej. Tym razem po płaskim, więc oczywiście pod wiatr. Ale na kilka kilometrów załapałem się za traktor - dopóki nie zrobiło się 4% pod górę ciąłem bez wysiłku 35 kmh :)

Potem próbowałem zjeść drugie śniadanie na murku (bułka z burratą), ale że było to przy trawniku przed wejściem do koszar, więc mnie wojaki przegoniły. Dość obcesowo. Sam nie wiem, czemu tak mnie to sieknęło, ale poczułem się bardzo smutny - jakbym był bezdomny, którego przeganiają jak psa... No, ale znalazłem inny murek i tamże zjadłem. A potem jeszcze 11 km i było Bolzano. Wpadłem na chwilę do Eurospara w nadziei kupienia takich samych musujących cukierków o smaku coli, jak w zeszłym roku, ale chyba ich już nie produkują, bo nigdzie ich nie ma. Tam, gdzie w zeszłym roku były, też nie. Więc trudno, chociaż kupiłem schorle :P Drogie jak diabli (1,70 EUR, a w Austrii/ Niemczech 0,50), ale pyszne.

A potem pojechałem do Merano, wbrew planowi, ścieżka rowerową przy samej rzece. I to się okazał bardzo dobry ruch, bo szosa trochę jednak falowała, a ścieżka nic. Idealnie równy minimalny podjazd przez całą trasę. Na kempingu w Merano byłem o godz. 13:45. A tu... zonk. Kemping nieczynny - w przebudowie. Shit, to klops, bo miałem stąd robić biga na lekko. Sporo czasu mi zeszło na próbie znalezienia kwatery/ hotelu, ale okolica PIERUŃSKO droga - najtańszy booking/AirBnB kosztował... 77 EUR!! To ja dziękuję bardzo! Zadzwoniłem na kemping, który miałem po drodze na biga, ale powiedzieli mi, że mają full, ani jednego miejsca. Więc nie pozostało mi nic innego, jak zrobić biga i pojechać dalej. Za miastem jest kolejny kemping, nie odbierają telefonu, ale jak się tam zjawię wieczorem, to chyba pozwolą mi GDZIEŚ się rozbić...? Podczas całej tej akcji wypiłem sobie pyszne capuccino i po wszystkim dogadałem się w knajpie, że mogę u nich zostawić bety podczas bigania. No to pysznie. W pedał! O 14:45 wyruszyłem na biga Merano 2000.

Oczywiście upał, 40 stopni w słońcu, a cienia brak. Jadę. Pierwszy postój po 450 metrach, kolejny raptem 100 metrów wyżej, ale to dlatego, że trafiło się źródełko, a już widziałem, że z wodą będzie kiepsko. Potem było kilka tuneli (chłód!) i następny postój po kolejnych 450 i stamtąd już brakujące 400 prosto na szczyt. Więc w sumie nie wyglądało to źle, podjechałem 1300 metrów w 2 godziny 20 minut, ale jechało mi się bardzo marnie. Na szczycie weszły chmury i zrobiło się raptem 19 stopni. Idealnie kurwa na zjazd, na którym miałem nadzieję wysuszyć przepoconą koszulkę... A tak, to muszę założyć kurtkę, bo zimno jak pieron! A na dole oczywiście wylazło słońce i znów minimum 35...

O 18 odebrałem rzeczy i pojechałem do Lagundo. Po drodze jeszcze lody i na kemping docieram ok 19:15.



Okazuje się, że oni w ogóle nie mają normalnych miejsc pod namiot! Tylko kampery! Ale mówią też, że mają takie miejsce w razie "emergenzia". No to tłumaczę, że u mnie emergenzia jak chuj, bo jeden kemping nieczynny, a dwa inne pełne i nie mam gdzie spać. Przyjmują mnie bez problemu i bardzo tanio (9 EUR!). Miejsce w sumie nawet niezłe, do kibla blisko, prąd kilkanascie metrów od namiotu, trawka ładna... Tylko trochę dziwnie, bo przy samych alejkach winnicy i trzeba wejść po kilku schodkach, ale kto by się przejmował :)

Mycie, pranie rzeczy z dwóch dni, gotowanie, jedzenie, zmywanie i już o 21:30 mam wolne i mogę zasiąść z kompem :P
  • DST 107.97km
  • Teren 1.00km
  • Czas 05:47
  • VAVG 18.67km/h
  • VMAX 68.07km/h
  • Temperatura 36.0°C
  • Podjazdy 1852m
  • Sprzęt Surlier
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 10 sierpnia 2020 Kategoria !Surlier, Wyprawa

Alpi mio amore, dz. 25

Mori - Mattarello - Levico Terme - Borgo Valsugana - Passo Manghen (big) - Castello di Fiemme.

Straszny upał i straszny leń, mimo że wczoraj mialem rest bez ruszenia kołem. Nie zrealizowałem planu, miałem dojechać do Ora, ale na kolejną (małą) przełęcz już nie wystarczyło dnia i ochoty.



Z plusów: brak nowych awarii, naprawiony licznik działa! Oraz śpię na dziko w bardzo fajnym miejscu. Jest nawet kibelek z bieżącą wodą (zimną), a na prysznic miałem gorącą z pobliskiej pizzerii :-)



Tylko zasięg chimeryczny, no i o 22:30 zaczęło kropić. 


  • DST 100.25km
  • Teren 0.30km
  • Czas 06:39
  • VAVG 15.08km/h
  • VMAX 61.78km/h
  • Temperatura 38.0°C
  • Podjazdy 2401m
  • Sprzęt Surlier
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 8 sierpnia 2020 Kategoria !Surlier, Wyprawa

Alpi mio amore, dz. 23, do Rivendell

Pietramurata - Arco - Nago - Mori.



Lago di Garda i Riva drl Garda

A tutaj wreszcie dłuższy odpoczynek (czyli ponad połowa dnia dzisiejszego i całe jutro) w pierwszym przyjaznym domu po tej stronie gór, czyli u moich amici italiani - Andrei i Massimo :)
  • DST 29.47km
  • Czas 01:24
  • VAVG 21.05km/h
  • VMAX 47.20km/h
  • Temperatura 30.0°C
  • Podjazdy 289m
  • Sprzęt Surlier
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 7 sierpnia 2020 Kategoria Wyprawa, !Surlier

Alpi mio amore, dz. 22, bez przygód (!!)

Dzień na lekko z Pietramuraty. 61 km pod górę na biga Val Genova i 61 km z powrotem :P
Trochę obawiałem się zakazów, ale tam, gdzie one były, to były też sensowne ścieżki rowerowe.
A sama Val Genova piękna! Trochę jak Sudety, a trochę jak Norwegia :)






  • DST 122.35km
  • Teren 3.30km
  • Czas 05:46
  • VAVG 21.22km/h
  • VMAX 52.50km/h
  • Temperatura 28.0°C
  • Podjazdy 1805m
  • Sprzęt Surlier
  • Aktywność Jazda na rowerze

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl