Zwierz Alpuhary, dz. 20
Noc spokojna, chociaż wieczorem coś miękkiego mnie uderzyło przez namiot. Chyba kot wpadł pod tropik! :-D
Pobudka przed świtem, wszystko w porządku, tylko straszna rosa. Dopiero drugi raz na tej wyprawie. Wyjeżdżam o 8:50, o 9:10 jestem na szosie. Tu już słońce i zasięg. Po kilkunastu minutach ruszam na biga. Jakoś nietęgo mi się jechało, ale z dwoma postojami wszedł. Na szczycie 16 stopni i paskudna chmura nad dalszą trasą. Ubieram się i zjeżdżam (zimno!), a z chmury na szczęście nic nie pada. Na dole oczywiście wychodzi słońce i natychmiast robi się ponad 30.
Dość desperacko szukam wody, bo dziś jeszcze żadnej nie było. Wreszcie dostaję od pani w jedynym gospodarstwie po drodze (poza tym tylko pola, szklarnie i odludzie). Hopa, zjazd, lancz i zaczynam dłuższy podjazd pod biga. 350m i juz 42 stopnie...
Na końcu jest serwisowka wzdłuż autostrady, oczywiście nieludzko czeska. Do 14%! A jej ostatnie 3 km ma być szutrowe. Wkurzam się i zjeżdżam na autostradę. Ruch znikomy, nikt nie trąbi. Dobra decyzja!
Wyprawa na bogato ;-)
Wyprawa na bogato ;-)
Na zjeździe ku miejscowości Dolar jest piekarnia, więc wreszcie mam świeży chleb. Biorę też wodę. Teraz już pod górę. Początkowo fatalna nawierzchnia, ale potem wbijam się w główniejszą i jest bardzo dobra droga. Podjazd 5-8% i nawet bez czech! A to już Sierra Nevada i big 2000m, czyli 800 podjazdu. Nawet nieźle się jedzie. Z dwoma postojami jestem na przełęczy tuż przed 18. Tu schronisko (!), ale zamknięte :-P są też dzizasy i kibel, ale nie zaglądam, czy otwarty i czy jest prąd, tylko ubieram się i ciupasem na dół.
Tu byłby niezły dzik, ale zimno strasznie, no i pogoda się psuje. Na 2000 to by nie było fajne...
Tu byłby niezły dzik, ale zimno strasznie, no i pogoda się psuje. Na 2000 to by nie było fajne...
Zjazd zimny i dlugi, ale bez czech, więc super. Prowadzi pustą doliną, trawersem. Nic tu nie ma, więc na koniec śladu zaczynam wątpić, czy jest kemping, ale o dziwo jest. Na stromym zboczu, ale nawet fajny. Jest wifi i załatwiam sobie stolik i krzesło. Super. No i nazywa się Alpujarras! :-D
Udaje mi się rozbić (suszenie namiotu z rosy), umyć, uprać i rozwiesić, kiedy zaczyna padać. Shit. Nie zjem! Potem na szczęście przestaje, więc jakimś cudem jednak jem przy stoliku, a jak tylko kończę, to jak nie lunie! Pada już z pół godziny i nie zamierza przestać. Dobrze, że zdążyłem wszystko ogarnąć...
- DST 104.74km
- Czas 06:20
- VAVG 16.54km/h
- VMAX 58.28km/h
- Temperatura 18.0°C
- Podjazdy 2349m
- Sprzęt Surlier
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!