Informacje

  • Wszystkie kilometry: 222409.15 km
  • Km w terenie: 5430.61 km (2.44%)
  • Suma podjazdów: 1747635 m
  • Czas na rowerze: 449d 05h 04m
  • Prędkość średnia: 20.63 km/h
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl
Jak to drzewiej bywało: button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Zaprzyjaźnione blogi i strony

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy aard.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Środa, 21 września 2022 Kategoria !Surlier, Wyprawa

Zwierz Alpuhary, dz. 19

Start jak zwykle ok 9. Mocno pochnurno i tylko 18 stopni. Początek to czeski zjazd do Quesada, gdzie jem drugie śniadanie, biorę wodę i próbuję kupić chleb, ale zniechęca mnie olbrzymia kolejka w jedynym markecie. Trudno, kupię później. Zresztą mam jeszcze starą bułkę i pół tostowego ;-)

W Quesadzie zaczyna się big. Jedzie się dobrze, jest chłodno, podjazd lagodny. Wciągam całość, czyli ok 450m, na raz. Na górze 16 stopni, więc po raz drugi na tej wyprawie ubieram się na zjazd. A ten jest dość dlugi, ale z 200m podjazdu pośrodku. I dość widokowy, ładny.



Ale dopiero jeszcze niżej zaczyna się prawdziwa bajka z widokami. Jazda jest czeska, przecinam kolejne wąwozy, a każdy ładniejszy od poprzedniego.





I wreszcie na samym dole jest TO. Jezioro zaporowe na rzece Gwadalkiwir i urwanie dupy! :O







Spędzam z pół godziny na zdjęciach, a potem ostatni mały podjazd i zjazd do Bazy. Z góry widzę paskudne chmury, nad górami, w które zmierzam... W Bazie zakupy na dwa dni (znów będzie odludzie) i rozkmina, czy czasem tu nie zostać, skoro może przywalić... Ale to by oznaczało jutro dodatkowe 500 podjazdu, a jest dopiero 16, akurat, żeby to zrobić dziś. Więc jednak jadę dalej. Potem się okaże, że żadnego deszczu nie będzie.

Do Caniles leciutko pod górę i raczej z wiatrem. Tam biorę 6 litrów wody na dzika i zaczynam biga. Nawet nieźle idzie, bo podjazd bardzo łagodny, 2-4% większość czasu. Bez spiny lekko po 18 jestem w Los Olmos, czyli na moim wyszukanym dziku. 1,5 km w bok od szosy, szutrem i tuż obok niemal opuszczonej wsi. Niemal, bo widzę jednego człowieka, dwa psy i trzy koty.



Nikt mnie nie zaczepia, wiec myje się i rozbijam obóz. W międzyczasie zasięg, który był slabiutki, znika zupełnie i juz nie wraca do rana. Trudno, miejsce fajne, bo są dzizasy i nawet woda do mycia, aczkolwiek nie chciałbym musieć jej pić.
Wieczorem odwiedzają mnie koty, a ja odwiedzam wzgorze przy wsi, gdzie łapię na tyle zasięg, żeby się odmeldowac i lekko po 22 spać. Z daleka słychać krowy, poza tym spokój...


  • DST 111.69km
  • Teren 3.40km
  • Czas 06:08
  • VAVG 18.21km/h
  • VMAX 60.04km/h
  • Temperatura 25.0°C
  • Podjazdy 2079m
  • Sprzęt Surlier
  • Aktywność Jazda na rowerze

Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl