Informacje

  • Wszystkie kilometry: 222428.12 km
  • Km w terenie: 5430.61 km (2.44%)
  • Suma podjazdów: 1747890 m
  • Czas na rowerze: 449d 05h 50m
  • Prędkość średnia: 20.63 km/h
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl
Jak to drzewiej bywało: button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Zaprzyjaźnione blogi i strony

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy aard.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wpisy archiwalne w kategorii

Wyprawa

Dystans całkowity:61874.99 km (w terenie 1090.17 km; 1.76%)
Czas w ruchu:3444:56
Średnia prędkość:17.96 km/h
Maksymalna prędkość:78.01 km/h
Suma podjazdów:862546 m
Liczba aktywności:727
Średnio na aktywność:85.11 km i 4h 44m
Więcej statystyk
Środa, 21 września 2022 Kategoria !Surlier, Wyprawa

Zwierz Alpuhary, dz. 19

Start jak zwykle ok 9. Mocno pochnurno i tylko 18 stopni. Początek to czeski zjazd do Quesada, gdzie jem drugie śniadanie, biorę wodę i próbuję kupić chleb, ale zniechęca mnie olbrzymia kolejka w jedynym markecie. Trudno, kupię później. Zresztą mam jeszcze starą bułkę i pół tostowego ;-)

W Quesadzie zaczyna się big. Jedzie się dobrze, jest chłodno, podjazd lagodny. Wciągam całość, czyli ok 450m, na raz. Na górze 16 stopni, więc po raz drugi na tej wyprawie ubieram się na zjazd. A ten jest dość dlugi, ale z 200m podjazdu pośrodku. I dość widokowy, ładny.



Ale dopiero jeszcze niżej zaczyna się prawdziwa bajka z widokami. Jazda jest czeska, przecinam kolejne wąwozy, a każdy ładniejszy od poprzedniego.





I wreszcie na samym dole jest TO. Jezioro zaporowe na rzece Gwadalkiwir i urwanie dupy! :O







Spędzam z pół godziny na zdjęciach, a potem ostatni mały podjazd i zjazd do Bazy. Z góry widzę paskudne chmury, nad górami, w które zmierzam... W Bazie zakupy na dwa dni (znów będzie odludzie) i rozkmina, czy czasem tu nie zostać, skoro może przywalić... Ale to by oznaczało jutro dodatkowe 500 podjazdu, a jest dopiero 16, akurat, żeby to zrobić dziś. Więc jednak jadę dalej. Potem się okaże, że żadnego deszczu nie będzie.

Do Caniles leciutko pod górę i raczej z wiatrem. Tam biorę 6 litrów wody na dzika i zaczynam biga. Nawet nieźle idzie, bo podjazd bardzo łagodny, 2-4% większość czasu. Bez spiny lekko po 18 jestem w Los Olmos, czyli na moim wyszukanym dziku. 1,5 km w bok od szosy, szutrem i tuż obok niemal opuszczonej wsi. Niemal, bo widzę jednego człowieka, dwa psy i trzy koty.



Nikt mnie nie zaczepia, wiec myje się i rozbijam obóz. W międzyczasie zasięg, który był slabiutki, znika zupełnie i juz nie wraca do rana. Trudno, miejsce fajne, bo są dzizasy i nawet woda do mycia, aczkolwiek nie chciałbym musieć jej pić.
Wieczorem odwiedzają mnie koty, a ja odwiedzam wzgorze przy wsi, gdzie łapię na tyle zasięg, żeby się odmeldowac i lekko po 22 spać. Z daleka słychać krowy, poza tym spokój...


  • DST 111.69km
  • Teren 3.40km
  • Czas 06:08
  • VAVG 18.21km/h
  • VMAX 60.04km/h
  • Temperatura 25.0°C
  • Podjazdy 2079m
  • Sprzęt Surlier
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 20 września 2022 Kategoria !Surlier, Wyprawa

Zwierz Alpuhary, dz. 18, restowy

Tylko poza kupy. A i tak się zmęczyłem :p
  • DST 3.93km
  • Teren 0.60km
  • Czas 00:18
  • VAVG 13.10km/h
  • VMAX 38.87km/h
  • Temperatura 28.0°C
  • Podjazdy 125m
  • Sprzęt Surlier
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 19 września 2022 Kategoria !Surlier, Wyprawa

Zwierz Alpuhary, dz. 17

Wstałem jeszcze po ciemku, na dziku to trochę schizowe, ale i tak mniej niż zasypianie :-P Wyjazd zaś dopiero o 9:20, bo jakoś się grzebalem. 

Po 1,5 km w Pontones trafiam na piekarnie, więc jest i chleb. Potem trochę podjazdu, więcej zjazdu, znów trochę podjazdu, etc. Ładnie i jeszcze nie gorąco. 




Dziura 

i tak aż do dużego jeziora zaporowego ma rzekach Segura i Gwadalkiwir. Jezioro zresztą o połowę mniejsze i ok 8 metrów plytsze niż powinno być wg mapy. Szacuje, że jest nim ok 1/4 maksymalnej objętości wody. Europa wysycha...






Nawet drogi już pobudowali tam, gdzie była woda... 


Miejsce na Twoje jezioro... 

A tak na marginesie jest to kolejny element, który mi się tutaj kojarzy z południową Kalifornią. Góry, pustynia, wyschniete rzeki i jeziora, klimat... Nawet język ten sam :-P

Jazda wokół jeziora bardzo przyjemna. Czeska, ale nie bardzo, gorąco, ale sporo cienia. O 14:30 mam przejechane 75 km i zostaje tylko 27 w tym niewielki big. Więc sobie dogodzilem i zrobilem godzinny postoj na obiad w knajpie. Mięso z grilla, frytki i zimna cola. Mniam! 

Potem ciężko mi się na biga podjeżdżalo, ale przecież był latwy, więc jakoś poszło. Na zjeździe trafiłem stację benzynową, więc zatankowalem pół litra, bo mi się kończyło. 

Potem jeszcze trochę w dół do Cazorla, położonej na zboczu Kotliny Oliwek



Stąd hardkorowy podjazd najpierw po zakupy do Mercadony, a potem na kemping. Na samym kempingu 15%! :O


Ale kemping fajny. Trawa, cień, prąd, pralka za 4, czysto, cena za noc 9. Tylko szkoda, że lodówki nie ma, ale i tak zostaję na dwie noce :-)

Ps. Nikt nie docenia nazwy mojej wyprawy, czy po prostu nikt nie czyta wpisów? :-P
  • DST 104.71km
  • Teren 0.50km
  • Czas 05:36
  • VAVG 18.70km/h
  • VMAX 62.52km/h
  • Temperatura 31.0°C
  • Podjazdy 1773m
  • Sprzęt Surlier
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 18 września 2022 Kategoria !Surlier, Wyprawa

Zwierz Alpuhary, dz. 16

Wyjeżdżam rekordowo wcześnie, bo o 8:40. Tak wyszło. Próbuję jeszcze bankomat, ale wszystkie wołają 2,70 prowizji. Jak będę musiał, to podejmę, ale jeszcze nie jestem pod ścianą.

Na starcie chlodno, bo są chmury. Dobrze! Po ok. 20 km zrywa się wiatr SEE. Póki co słabszy niż wczoraj, ale przeszkadza. Jadę, ale bez werwy. Do Huescar (początek biga) jest 45 km. Najpierw czeski zjazd, a potem czeski podjazd. Pod wiatr. Niezbyt się jedzie. 

W Huescar jestem ok 11:30. Jem spory posiłek i uświadomiam sobie, że może mi braknac żarcia jutro. Albo będzie na styk. Ale wszystkie sklepy zamknięte, więc nie ma tematu. Biorę wodę z poidełka na rynku i ruszam na biga. 

Wychodzi słońce i od razu robi się 28 stopni, ale to z grubsza tyle, bo jestem już na 1000. Za to psuje się nawierzchnia. 10 km łaty na łacie, a w tym czasie podjazd wcale nie chce się zacząć, tylko wciąż są czechy. No i znika zasięg, bo to już absolutne pustkowie. Najbliższa wieś 55km...



Po 10 km nawierzchnia robi się okej i wreszcie zaczyna się podjazd. Spoko, 7% nie przekracza, ale jadę bardzo niemrawo, ok 7 kmh. I tylek boli. Postoje co 300m, a i tak ledwo dociagam! Kiedy wreszcie przyjdzie forma?! 

Przed samym bigiem (1760) wraca chujowa nawierzchnia i zasięg. Może to jest jakoś powiązane...? ;-)



Stamtąd długi i czeski zjazd (nawierzchnia się poprawia po kolejnych 15 km), końcówka monumentalnym kanionem, ale na fotkach niewiele widać :-(





A potem znów podjazd (czeski, a jakże!) do Santiago Espada. Dwa kilometry za miasteczkiem mam wyszukane miejsce na dziko, więc biorę wodę ze stacji benzynowej. Sęk w tym, że jest dopiero 17, za wcześnie na dzika przy drodze! Chwilę dumam nad opcją hotelu w Santiago, ale zwycięża duch przygody. Jadę! 

Wyszukana miejscowka nawet niezla, jest ławka i woda, ale o tej porze, przy samej szosie to wykluczone. Jadę dalej. Znów jest pod górę, więc o tyle dobrze, że jutro będzie mniej, ale o tyle niefajnie, że nocleg na 1500+ może być zimny. Ale jadę. Nie ma miejscowek, za to pojawiają się olbrzymie ogrodzone pastwiska. Pełne owiec i krów, a nawet całe stado byków się trafiło! Noo, tu nie będę spał :-P

Teraz zjazd. Sprawdzam dwa boczne szutry, ale jeden prowadzi do farmy, a na drugim nie ma zasięgu. A przede mną zjazd do miasteczka, gdzie jest hotel za 72. Kusi... 

Już je widzę w dole, ale sprawdzam jeszcze jedną boczną drogę i wreszcie trafiam w punkt! W miarę płasko, niezbyt kamieniście, nie widać z szosy. Jest co prawda sporo owczych bobków, ale samych zwierząt ani widu. Dobra, tu zostaję :-)



Mycie z wora (woda się zdążyła nieźle nagrzać), namiot, jedzenie, zmywanie i już jest godz. 21 i właśnie zrobiło się ciemno, więc zaraz spać :-)


  • DST 113.66km
  • Teren 2.00km
  • Czas 06:58
  • VAVG 16.31km/h
  • VMAX 61.67km/h
  • Temperatura 25.0°C
  • Podjazdy 2071m
  • Sprzęt Surlier
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 17 września 2022 Kategoria !Surlier, Wyprawa

Zwierz Alpuhary, dz. 15

Dzisiaj cały dzień był bigiem. Jeden big a 2000 podjazdu. Na szczycie byłem o 15:30 :O



Potem długi (i trochę czeski) zjazd. Ale momentami bardzo piekny.



Końcówka z Seron do Bazy to seria niewielkich hop najpierw z inklinacją ku górze (łącznie ze 350m) a później w dół. 


Zjazd do Bazy ;-)

W Bazie ostatnie zakupy przed weekendem i nocleg w tanim hoteliku Virgen del Pilar. Tanim, ale fajnym, bo z klimą i kuchnią :-)

A, a rano były klymaty pustynno-westernowe! :-)








  • DST 105.54km
  • Teren 0.50km
  • Czas 06:36
  • VAVG 15.99km/h
  • VMAX 71.54km/h
  • Temperatura 28.0°C
  • Podjazdy 2514m
  • Sprzęt Surlier
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 16 września 2022 Kategoria !Surlier, Wyprawa

Zwierz Alpuhary, dz. 14

Dziś dzień długi i nudny. I gorący, i męczący. I pechowy.

Wyjazd o 9:05 o czarnej kawie, bo mleko skisło :/ i napitalanie lekko pod górę. Pierwszy sklep trafił się po 18 km, więc kupuję mleko i chleb. Po ok 40 km (i przekroczeniu pierwszej grani) postój na brunch i kawę mrożoną. A jest już dobrze po trzydziestce mimo ze dopiero 11:30. Potem zjazd do Vera, gdzie na 70. km trasy jest Lidl - jedyny porządny sklep dziś, więc kupuję kilka drobiazgów, w tym kolację.

A bród przez brak rzeki pod Verą wygląda tak:


A potem niestety pod górę. Co gorsza, okazuje się, że ślad pociągnąłem szutrem. Jedyną alternatywą jest autostrada, więc jadę tym szutrem. Na szczęście okazuje się, że to tylko 3 km, a potem jest elegancka krajówka z poboczem i mnóstwem TIRów. Tu też, po 80 km, okazuje się, że brak następnego śladu w GPS, no wcięło! Na szczęście ten odcinek jest banalny nawigacyjnie - trzymać się krajówki - więc jedynym problemem jest, że nie widzę profilu. A tymczasem jest już po czterdziestce i pod górę. Lekko, ale długo. I zero cienia. I lekko pod wiatr (choć ten akurat trochę zmienny i momentami jednak pomaga). Nic to, jadę!

Po przekroczeniu stówy postój w miasteczku Sorbas (ładnie połozone na krawędzi kanionu, oczywiście żadnej rzeki nie ma!),



gdzie jem kanapkę pod nieczynnym hotelem, który został zamknięty na gumę. Bo w dawnych czasach domy w Hiszpanii były zapinane na guziki, a potem wrócili konkwistadorzy i z Ameryki Południowej przywieźli lateks.





Ostatnie 30 km to już momentami trochę cienia, bo słońce dość nisko, ale temperatura wciąż bliżej 40 niż 30. No chłodno tu nie jest :D Do Tabernas docieram o 18:30, a tu już czeka na mnie kwatera z booking za śmieszne 25 EUR. Co prawda booking próbowało mnie naciągnąć i skasowali mi z karty 41, ale powalczyłem i ponoć mają mi zwrócić te 16. Zobaczymy*.


A na koniec okazało się, że na kempingu w Totanie zostawiłem... dowód osobisty kurwa! Bo tak się pani przy meldowaniu śpieszyło, że mnie mnie niemal wygoniła z recepcji (nie mówiąc nawet gdzie są prysznice) i oboje zapomnieliśmy o tym nieszczęsnym dowodzie. W ogóle nie wiem, po co go brała, bo zapłaciłem z góry (jeszcze zanim poprosiła o ten dowód). I nawet jak go dawałem, to przebiegło mi przez myśl "nie zapomnieć dowodu!", no ale... Więc teraz musiałem przez telefon załatwiać, żeby mi go łaskawie odesłali pocztą do domu. Łatwo nie było, ale w końcu się dogadałem (z jakimś Anglikiem!) i powiedzieli, że wyślą. No oby...**

*Rzeczywiście nazajutrz zwrócili, ale już wydałem na kolejną kwaterę :p

**Po kilku (?) monitach faktycznie odesłali do Wiednia kilka tygodni później. I nawet nie chcieli podać numeru konta, żebym im zwrócił koszty :o
  • DST 138.42km
  • Teren 3.00km
  • Czas 06:30
  • VAVG 21.30km/h
  • VMAX 48.80km/h
  • Temperatura 38.0°C
  • Podjazdy 1198m
  • Sprzęt Surlier
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 15 września 2022 Kategoria !Surlier, Wyprawa

Zwierz Alpuhary, dz. 13

Start o 8:10, bo o 9:12 miałem pociąg z Alicante (12 km z kempingu) do Murcii (po cholere dymać po płaskim, jak można dzięki temu wcześniej być na bigu?). Pociąg się na starcie spóźnił, ale w Murcii był planowo. Wow! Start o 11:11 i jadę do Totany. Płasko, nudno i gorąco, więc się opalam :-P

W Totanie jestem o 14, małe zakupy, zrzucam sakwy w supermarkecie (zająłem 4 z 6 szafek na monety! :-P) i o 14:30 start ma Cerro Espuna. Niezbyt sztywny (do 9%, zazwyczaj 5-7), ale długi. 23km i 1300 podjazdu. Jadę bez pośpiechu, dużo piję (tankuje w dwóch źródełkach, bo jest dobrze powyżej 30 st).


Cerro Espuna


Widok ze szczytu

Na górze jestem o 17:40. Tu już 22 stopnie, więc zjazd w mokrych ciuchach początkowo chłodny. Ale na dole nadal 33, więc niezbyt długo marzłem :-P

Zabieram sakwy i jadę 3 km na kemping. Zamknięty, ale po użyciu dzwonka pojawia się pani, kasuje 20 eur i tyle ją widzę. Nawet nie raczyła mi powiedzieć, gdzie są prysznice. Nic to, mam miejsce tuż obok tychże (jak już mi się udało je znaleźć :-P), więc jest okej. 

Prosta kraska to przejazd pociągiem.

Dzień bardzo długi i niezbyt atrakcyjny, ale kolejny big zaliczony :-)

A na niebigowym odcinku widziałem jeszcze ciekawe oczko wodne i cud od boga! :-D




  • DST 110.11km
  • Teren 0.50km
  • Czas 05:55
  • VAVG 18.61km/h
  • VMAX 60.96km/h
  • Temperatura 33.0°C
  • Podjazdy 1746m
  • Sprzęt Surlier
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 14 września 2022 Kategoria !Surlier, Wyprawa

Zwierz Alpuhary, dz. 12, restowy

W tempie lodowcowym po przedmieściach Alicante. Tylko poza kupy i na plażę. Jedno wielkie blokowisko poprzetykane pustymi parcelami z pożółkłą trawą. Może centrum ciekawsze, ale dziś mam dzień wolny i nie chciało mi się dymać 15 km w jedną stronę :-P

  • DST 12.73km
  • Czas 00:40
  • VAVG 19.10km/h
  • VMAX 34.29km/h
  • Temperatura 28.0°C
  • Podjazdy 60m
  • Sprzęt Surlier
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 13 września 2022 Kategoria !Surlier, Wyprawa

Zwierz Alpuhary, dz. 11

Pobudka przed świtem, wyjazd o 9. No bardzo fajny ten kemping był. Jeszcze sobie wziąłem figi i jabłka na drogę :-)

Początek to czeski zjazd przez Alfafara, a potem czeski podjazd na start biga. Tamże, po 30km, drugie śniadanie / lancz na stacji benzynowej (tylko tam była lawka). Jedna kanapka do ust, druga do sakwy i heja! A, no i cały czas jest bardzo pochmurno, 23 stopnie i czasem lekko pokropuje. Miodzio nie pogoda, zwłaszcza że nie wieje! :O

Po kilku kilometrach zrzucam sakwy za murkiem i resztę biga robię na lekko. Łatwy, 350m, max 7%. Na górze druga kanapka i chłodny zjazd, bo nadal 23 stopnie, ale ubranie całkiem mokre od potu. 

Na dole (560m npm) jest już 25 stopni, ale to nadal rewelka po poprzednich dniach. Zabieram sakwy, jeszcze 100m zjazdu i drugi big. Ten ma już nieco ponad 500m, ale zupełnie bez pośpiechu wciągam go na dwa razy. A potem jest zjazd z 1030 na... 30m. Co prawda hiszpański, więc nie obyło się bez hop, ale naprawdę szybko jestem na dole, a konkretnie w Villahujoza (Villajoiosa). A tam wskakuje na wydzieloną krajowke z poboczem, czyli prawdziwą autostradę rowerową. Co więcej mam... Silny wiatr w plecy! :O Droga sporo faluje w pobliżu wybrzeża (niekiedy są widoki) 



Prędkość nie jest jakaś mega, ale średnio 25 ciagne jak nic. Na jednym z podjazdów doganiaja mnie dwaj bikepakerzy z UK, więc siadam im na koło i sporo sobie gadamy, ale dość szybko wymiękają i zjeżdżają do jakiegoś miasteczka. (Oczywiście tu już tak fajnie z temperaturą nie jest. Mimo że wciąż pochmurno, to jednak 30 stopni trzyma.)

Ja ciagne aż pod Alicante, a po drodze biję się z myślami, czy nie przedłużyć trasy. W końcu sprawdzam w guglu alternatywny kemping (30 km dalej niż planowałem, tj. w Santa Pola) i wychodzi, że mogą nie mieć miejsc, więc jednak decyduję się zostać tutaj. 


Alicante - blokowisko na pustyni (by N.) 



No to zakupy w Lidlu i na kemping Bon Sol. Okropny! Jedna wolna piazzola, cała w żwirze i pochyla. I niewiele cienia, bo tylko szmata nad piazzolą. Cena 17 i wszędzie mnóstwo emerytów. To nawet niezłe towarzystwo (znacznie lepsze niż dzieci), ale tu jest po prostu tłok, a piazzola bardzo słaba - nawet gniazdka nie ma. Decyduje się dać szansę drugiemu. El Jardin jest 3 km dalej i o tyle bliżej miasta. Jadę więc przez olbrzymie przedmiejskie blokowiska i zastanawiam się, gdzie tu może być kemping... 

Ale jednak jest i to w sumie całkiem niezły. Co prawda też żwir, ale równo, więcej miejsca, cienia i zdecydowanie mniej ludzi. No i woda i prąd na piazzoli. Cena 18,50. Zostaję! Jeszcze nie wiem, czy aż na rest, zdecyduję później :-)



Ps. Zaskakująco łatwy dzień. Aż się zastanawiam, czy na pewno robić rest jutro. Zwłaszcza, że na kempingu, po chłodnym (!) dniu jest o godz. 22 wciąż 27 stopni... 


  • DST 105.00km
  • Czas 05:21
  • VAVG 19.63km/h
  • VMAX 60.73km/h
  • Temperatura 23.0°C
  • Podjazdy 1491m
  • Sprzęt Surlier
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 12 września 2022 Kategoria !Surlier, Wyprawa

Zwierz Alpuhary, dz. 10

Strasznie marny kemping był. Byłem tuż obok parceli zawalonej mnóstwem złomu, desek, krzeseł, stołów, doniczek, rowerów, parasoli i czego jeszcze. No i o 7:30 przyjechali robotnicy ją uprzątać. Oczywiście nie obudzili mnie, ale i tak nie był to przyjemny poranek. Zwłaszcza jeden dał mi w kość, non-stop gadał, a głos miał taki, jakby chlał od 60 lat codziennie. No masakra. Start jak zwykle o 9, ale tuż przed wyjazdem okazało się, że wróciła woda (rano nie było). Dziwne to wszystko...

Pierwsze kilometry w dół, potem 170 m stromej hopy i znowu w dół (czesko) aż do Valencii. W mieście jestem o 10:40, robię spore zakupy w Lidlu i zostaje mi akurat 45 minut na zwiedzanie. No to śmigam do słynnej opery (do opery?! W stroju rowerowym?! :p) i przy okazji oglądam miasto. W sumie podobne do Barcelony, ale bardziej chaotyczny układ ulic i więcej palm. W zasadzie gdyby nie śmierdziało, to byłoby nawet fajne. Zwłaszcza, że ma akcent rzymski :)







O 12:35 wsiadam w pociąg do Xativy. Za 4,85 EUR oszukać 60 km po płaskim - to się nieczęsto zdarza! W Xativie jestem o 13:30, jeszcze trochę marudzę na skwerze i wreszcie ruszam przed 14. Wkrótce droga robi się fatalna - na zmianę bardzo dziurawy asfalt, karbowany beton i szuter. Tego ostatniego niewiele, ale pozostałe rodzaje podłoża były równie złe. No i upał straszny, i zero cienia, więc mimo że po płaskim, to jedzie się fatalnie. Dobrze, że wziąłem ten pociąg, bo cały odcinek z Valencii mógł być taki! (z pociągu, podobnie jak tu, widziałem tylko sady pomarańczowe, więc jest szansa, że i drogi podobne).



Wreszcie w Valladzie zaczyna się big. I od razu rzeźnia: 14%, pełne słońce i 39 stopni. No miodzio. Aż do 500 m npm (start z 200) nie mogę się zatrzymać, bo nie ma cienia plus nie chce mi się ruszać na tym nachyleniu (oscyluje w przedziale 10-16%). Potem znalazło się miejsce na postój na 530, a od 600 nachylenia znormalniały do 7%. Na bigu Portixol (ledwie 770 m npm) jestem nieźle wypluty. A to miał być łatwy dzień! (dzięki pociągowi). Potem zjazd do Ontiyent i jeszcze 200 metrów podjazdu, większość niezłym gorgem, więc chociaż taki zysk.



Na kemping pod Bocairent docieram o 18:20. Myślałem, że przy tak skróconym dniu można by pojechać kawałek dalej, ale zapomnij! Chyba ten upał tak wysysa z sił, nie wiem...

Prosta kreska to przejazd pociągiem.

Za to kemping bardzo fajny. Przydomowy, kameralny, ale z kuchnią, świetlicą, miękką ziemią (!), trawą i sporą liczbą drzew owocowych, z których można się (z umiarem) częstować. A właścicielem jest Holender, więc i pogadać można. Cena bardziej austriacka niż hiszpańska (25 EUR), ale przy tym standardzie myślę, że wciąż warto.
  • DST 85.38km
  • Teren 0.60km
  • Czas 05:14
  • VAVG 16.31km/h
  • VMAX 54.30km/h
  • Temperatura 37.0°C
  • Podjazdy 1348m
  • Sprzęt Surlier
  • Aktywność Jazda na rowerze

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl