Informacje

  • Wszystkie kilometry: 215994.44 km
  • Km w terenie: 5246.65 km (2.43%)
  • Czas na rowerze: 433d 18h 16m
  • Prędkość średnia: 20.75 km/h
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl
Jak to drzewiej bywało: button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Zaprzyjaźnione blogi i strony

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy aard.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Niedziela, 27 sierpnia 2023 Kategoria !Surlier, Wyprawa

Soaking in the Rain, dz. 13

Dziś ostatni dzień everestowy, więc że bigi do zrobienia, to mimo że prognoza marna (w sumie taka jak na wczoraj), to trza jechać.

Obudziłem się o 6:20, a że dzień zacny, i o dziwo nawet nie pada, to nie marudzę i ruszam tuż po 8. Pierwsze 10 km na biga Puerto de la Cubilla to leciutko pod górę doliną. Jest 15 stopni, więc nawet nieźle się jedzie na rozgrzewkę. Potem, na wysokości ok 600 zaczyna się właściwy podjazd i chwilę potem zaczyna się tradycyjna mżawka. W zasadzie zaczęło padać na wysokości ok 1000, więc nici wyszły z planowanego postoju na 1200 i pojechałem w ciągu na szczyt. O dziwo kondycyjnie bez problemu. Na szczycie (1680 m npm) jestem o 11. Akurat nie pada, ale chmura, widoczność 20m, wieje jak pieron i 7 stopni.



Zakładam wszystko, co mam i zaczynam mokry zjazd. Na szczęście nachylenia spokojne, do 9% max, ale głownie ok 6. Wkrótce zaczyna mżyć, potem siąpić, a potem wręcz padać. Temperatura też niespecjalnie chce rosnąć. Na dole jest raptem 11 stopni. Dojeżdżam kompletnie przemarznięty i nieźle podmoczony, z tak zdrętwiałymi dłońmi i stopami, że nie jestem się w stanie rozebrać a chodząc mam wrażenie, że mam drewniane kloce zamiast stóp :)

Posiedziałem na kwaterze ok 45 minut, rozgrzałem się, zjadłem, zrobiłem herbaty w termos i hajda na drugiego biga. Banillin to najpierw długi podjazd krajówką na przełęcz Pajares (z odcinkami do 14%, ale głownie ok 8), a potem bezsensowna, dodana ostatnio końcówka bocznym asfaltem do rzeczonej stacji meteo. Na sam koniec lekko w dół. A tymczasem od wys. 900 m npm znów pada. A potem wręcz pada mocno. Na podjeździe nie mogę jechać w kurtce, bo za gorąco, więc jestem kompletnie i dokumentnie przemoczony.

Na górze nawet nie robię żadnego artystycznego zdjęcia mgły, tylko przebieram się w co mam (po poprzednim zjeździe nic z tego nie jest całkiem suche) i zaczynam zjazd. Spodziewam się, ze będzie nawet gorzej niż na wcześniejszym bigu, ale o dziwo jest lepiej i to znacznie. Niby tylko 1-2 stopnie więcej, ale na ok 1200 przestaje padać i zaczyna nieśmiało przebijać się słońce. I robi się aż 13 stopni! Na dół więc idzie tym razem sporo przyjemniej i choć nadal drętwieję (bo mam mokre rękawiczki), ale jednak dużo mniej.



Na kwaterze jestem lekko po 16. Jeszcze duże pranie (bo zapociłem dziś dwie koszulki, bluzę, spodenki i tradycyjnie dodatki) i już lekko po 17 mam fajrant na dziś! :)
  • DST 100.08km
  • Teren 0.20km
  • Czas 05:48
  • VAVG 17.26km/h
  • VMAX 48.72km/h
  • Temperatura 10.0°C
  • Podjazdy 2565m
  • Sprzęt Surlier
  • Aktywność Jazda na rowerze

Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl