Informacje

  • Wszystkie kilometry: 215994.44 km
  • Km w terenie: 5246.65 km (2.43%)
  • Czas na rowerze: 433d 18h 16m
  • Prędkość średnia: 20.75 km/h
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl
Jak to drzewiej bywało: button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Zaprzyjaźnione blogi i strony

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy aard.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wpisy archiwalne w kategorii

Wyprawa

Dystans całkowity:59140.48 km (w terenie 1020.62 km; 1.73%)
Czas w ruchu:3251:41
Średnia prędkość:18.19 km/h
Maksymalna prędkość:78.01 km/h
Suma podjazdów:808761 m
Liczba aktywności:695
Średnio na aktywność:85.09 km i 4h 40m
Więcej statystyk
Niedziela, 20 sierpnia 2023 Kategoria !Surlier, Wyprawa

Basking in the Sun, dz. 6

O 5:20 obudził mnie pies z sąsiedniego namiotu. Już nie zasnąłem. Wstałem o 6:30, o 9:15 wyjazd. Tak długo, bo jeszcze kupiłem w kempingowym sklepie bagietke i robiłem kanapki na biga.



Zjazd do Potes i krótki podjazd do upatrzonego wczoraj miejsca na sakwy. Zostawiam i lecę. A nie! Sluchawki nie chcą obsługiwać muzyki z drugiego telefonu! Dotychczas słuchałem audiobooków z jednego, ale muzyka jest na drugim. Więc jeszcze szybko instaluję apke od słuchawek i po tej operacji zaczynają działać. Na biga ruszam tuż przed 10.

Podjazd jest... długi. 26 km! Pierwsze 10 to raczej czechy i dopiero potem robi się równo pod górę. 6-7%  cały czas. Podjeżdżam 1300m bez spiny, z dwoma postojami. Ale jedzie się dużo lepiej po rescie. Jeszcze nie szybko, ale już tak nie zamulam jak dotychczas. 



Podczas podjazdu wychodzi słońce i z 22 stopni szybko robi się 33. Ale spoko, o 12:30 jesteśmy na górze. Konkretnie ja, dwa pedały i... 



Kanapka i zjazd. Przy sakwach o 13:30. Potem do o dziwo czynnego dziś marketu Lupa po mleko i ser. Potem jeszcze kawa mrożona i bagietka z dżemem w ogródku nieczynnej pizzerii. Ludzie, widząc mnie jedzącego, próbowali się dostać do środka! :-D

Po zjedzeniu ruszam lekko w dół, ale pod ostry wiatr z powrotem do Panes przez gorge. W samym kanionie wieje dużo słabiej. Cykam mnóstwo fotek i kręcę kilka filmów. Chmurzy się.





Za Panes nawet trochę siąpi. 

Potem jeszcze jeden gorge, trochę mniej spektakularny i docieram do Las Arenas. Na kempingu jestem o 17:30. Wreszcie będzie trochę spokojniejszy wieczór :-)



Do siedzenia co prawda tylko stoły i niewygodne krzesła w świetlicy, ale w sumie kemping jednak lepszy niż poprzedni. Mniej ludzi. Może wreszcie się wyśpię, bo do tej pory na tej wyprawie moja jedyna w miarę komfortowo przespana noc to ta na gospodarza... 
  • DST 106.46km
  • Czas 05:12
  • VAVG 20.47km/h
  • VMAX 59.70km/h
  • Temperatura 27.0°C
  • Podjazdy 1568m
  • Sprzęt Surlier
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 19 sierpnia 2023 Kategoria !Surlier, Użytkowo, Wyprawa

Basking in the Sun, z. 5, restowy

Tylko do sklepu w miasteczku na dole i przestawianie namiotu na zwolnione rano "oficjalne" miejsce. Blisko kibli, więc dość hałaśliwe i wcale nie jakoś drastycznie lepsze od poprzedniego. Tyle że prąd blisko.
  • DST 5.95km
  • Czas 00:23
  • VAVG 15.52km/h
  • VMAX 43.23km/h
  • Temperatura 32.0°C
  • Podjazdy 116m
  • Sprzęt Surlier
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 18 sierpnia 2023 Kategoria !Surlier, Wyprawa

Basking in the Sun, dz. 4

Dziś byłem gotowy do drogi o 9:10. Zakładając sakwy, poczułem dziwne stukanie. Sprawdzam, a to luz na tylnej piaście! Shit! Jazda z tym może serio uszkodzić koło, a ja nie mam narzędzi do takich napraw...

Poszukiwania w necie ujawniły sklep rowerowy w Reinosie, w którym chyba jest też serwis. A następny pewny serwis w Las Arenas, 220km dalej. Szybka konsultacja z Tatą oraz z Serweczem potwierdza moje obawy: lepiej nie jechać 220 z luzem na piaście... No to do Reinosy. Zonk, bo ten sklep otwierają dopiero o 10:30. A ja dziś mam do zrobienia 110km... No trudno, zrobiłem jeszcze kanapki na cały dzień i jadę. 

Pod sklepem jestem o 10:20. Za kwadrans dalej nikogo nie ma. Zaczynam dzwonić na numer z map google, nikt nie odbiera! Po kilku podpowiedziach od N (market DIY, sklep ogólnosportowy) już mam się zbierać, ale gość w końcu odbiera telefon. Będzie za 10 minut. Czyli o 11 kurwa... 

Wreszcie jest, a z nim stado klientów! Niby jestem pierwszy, ale przyjmuje mój rower, a potem gada z kolejnymi. Niby to rozumiem, ale i tak mnie strzela, bo przecież spóźnił się pół godziny! 

Ale sama naprawa idzie mu błyskawicznie. Nie wiem, co konkretnie zrobił, ale luzu nie ma! :-) koszt 5 euro. Barszcz. 



O 11:30 ruszam. Wieje z południa, coraz mocniej. Na pierwszym podjeździe to nawet pomaga, ale na bigu jest wręcz huragan! 

Zjazd z podmuchami, ale im niżej tym spokojniej. A to długi zjazd, prawie 1000m. Robi się też gorąco. Po drodze szybka kanapka i kilka zdjęć i już podjeżdżam trzystumetrową hopę. Ciężko, bardzo ciężko. Forma denna, a do tego dochodzi zmęczenie tymi kilkoma dniami i dzisiejszy stres. No, ale podjeżdżam na raz. Na górze widoki na Picos de Europa. Potem będą jeszcze lepsze :-)



Potem znów w dół, i znów hopa, i znów zjazd... Takie czechy po 70-150 metrów. A ja już jestem wypluty. Plus upał. Dobrze, że przynajmniej z wodą nie ma problemu. Mam wszystkie źródełka w GPS i jest ich dużo, nie to co w Andaluzji! ;-)



Wreszcie ok 17 docieram na sam dół do Panes (20 npm!), gdzie piękne widoki i skąd już będzie dolina pod górę. Na profilu straszne czechy, ale coś mi się nie chce w to wierzyć. Z mapy wygląda na równy podjazd. Może to tunele...? 



Nie, to po prostu gorge, i to piękny! I równo, łagodnie pod górę. Uff! Jest co prawda kilka remontów z wahadłami i trzeba stać, ale ja już wiem, że zdążę :-)

Po wyjechaniu z gorża mam 8 km na kemping i takie widoki :-)



Potem jeszcze w markecie kupuje paellę na kolację i ostatni podjazd resztką sił.



Jest kemping! ? Z tabliczką, że... Completo! :O. Mimo to wbijam i błagam o miejsce. Chyba ze 40 minut szukali, aż wreszcie poprosili kogoś, żeby łaskawie przestawił samochód na parking i na śmiesznym splachetku trawy dają mi miejsce. Słabe, krzywe i hipertwarde, ale jest. Pożyczam młotek i rozbijam namiot. Myje się, jem i śpię (o północy!). Masakra nie dzień... 
  • DST 122.41km
  • Teren 0.50km
  • Czas 06:24
  • VAVG 19.13km/h
  • VMAX 60.84km/h
  • Temperatura 30.0°C
  • Podjazdy 1539m
  • Sprzęt Surlier
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 17 sierpnia 2023 Kategoria !Surlier, Wyprawa

Basking in the Sun, dz. 3

Nocleg na gospodarza okazał się bez zarzutu. Nawet moglem rano skorzystać z kibelka :-)

Start o 9, słońce zza chmur. Od razu pod górę. Zrazu łagodnie, ale wkrótce zrobiła się piła 10-14% i zerwał się wiatr. Oczywiście w pysk. 

Więc pierwszy big był mocno męczący. Ale za to na górze zrobiła się pogoda i nawet widoki na leżący dalej zalew na rzece Ebro. Plus taka oto Piramida degli Italiani tam jest :-)



Zresztą po krótkim zjeździe jechałem właśnie wzdłuż zalewu. Zaskakująco płasko! Jak nie w górach. Nad zalewem postój na area recreativa (taki leśny parking z ławkami i placem zabaw), na którą myślałem dotrzeć wczoraj na dzika, ale jednak za wysoko. Byłby niezły nocleg, gdyby nie brak wody pitnej. No, ale mój był lepszy :-)

Potem 17km wzdłuż zalewu po bardzo łagodnych pagórkach, a na jednym z nich wyprzedziłem pod górę dwóch (dość wiekowych) szosowców :-) aż mnie pytali, czy rower elektryczny. A figę! 



Potem była Reinosa, a w niej już upał 35 i Lidl (pierwszy na trasie, a następny będzie za... 2 tygodnie! :O). Obkupiłem się więc srodze i dalej na kemping. To już tylko kilkanaście kilometrów, leciutko pod górę. 

Tu bardzo miły pan, mówiący po włosku, powiedział, że mogę się rozbić, gdzie chcę. Idealnego miejsca nie było; albo blisko kibla, albo dżizasa. Tylko prąd wszędzie. Wybrałem dżizasa, rozbiłem się, uprałem wczorajsze ciuchy i hajda na biga Alto Campoo. A to już dwutysiecznik. A start na 1000.

Podjazd bardzo równy 5-7%, ale wciąż upał plus silny przodoboczny wiatr, więc słabo się jechało. W tempie emeryckim o 18:15 byłem na górze. Wciąż 26 stopni! 



Zjazd długi, równy i szybki, tylko na początku wiatr rzucał rowerem. Potem już spoko.



Ale na kempingu niespodzianka. Zamiast miłego pana jest niemiła pani i mówi, że się rozbiłem w niedozwolonym miejscu. Że to jest strefa domków, a nie namiotów. Bez sensu bo pełno miejsca, nikomu nie przeszkadzam, a ta się czepia! Na nic zdały się tłumaczenia, prośby, a nawet próby dzwonienia do miłego pana (nie odebrał). W końcu rad nierad przeniosłem namiot o te 100m dalej. Na szczęście nie byłem jeszcze rozpakowany! 



Nowe miejsce gorsze, bo nie ma gdzie usiąść, ale poza tym ok. W każdym razie kempingu Puente Romano w Riano nie polecam. Można się naciąć na niemiłą panią ;-) 


  • DST 86.73km
  • Teren 1.00km
  • Czas 05:26
  • VAVG 15.96km/h
  • VMAX 63.52km/h
  • Temperatura 32.0°C
  • Podjazdy 2035m
  • Sprzęt Surlier
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 16 sierpnia 2023 Kategoria !Surlier, Wyprawa

Basking in the Sun, dz. 2

Po wczorajszym długim dniu, nie chciało mi się rano jak pieron. Ostatecznie wyjechałem dopiero o 10.

Na dzień dobry podjazd na biga (pozostałe 2/3). Od ok 1000 npm chmura. Od ok 1200 siąpienie. Big na 1400, więc nie było źle i nawet dość ciepło, bo 17 na górze. Dotarlem jednak dopiero o 12:30. Forma zerowa, więc jadę wolno. 



Zjazd na 850, tamże zrzucam sakwy w paprociach (są do tego najlepsze, bo dobrze zasłaniają!) i jadę na drugiego biga. Jeszcze 50m w dol, a potem na 1250. Na górze znów mgła i siąpi. 

A na dole (800) piękna pogoda. Zbieram sakwy, jem, i trzeci big. Już zaledwie 1150, ale ciężko idzie. A na górze widoczność 15m i ostra mżawka.



Co gorsza, nie ustaje przez caly zjazd i do Vega de Pas docieram mokry i przemarznięty. 

Początkowo planowałam tu spać na dziko, ale jest dopiero 17 i ćma narodu w okolicy, więc odpada. Dobrze! Jutro będzie mniej do przejechania! Ruszam dalej lekko w dół. Do krajówki, a potem już lekko pod górę. Po drodze pada mi licznik. Chyba od wody, bo poprzednio tak się stało po myjni. Coś z kablem, bo telewizorek ok. 

Podjeżdżam, licząc w głowie metry, i rozglądając się za miejscówką na dzika. Nie ma! Albo wsie, albo strome zbocza i wody pitnej brak. Po jakimś czasie próbuję na gospodarza (podwórko wygląda prawie jak kemping, a przed domem stoi... ambulans).



I udaje się. Od strzału! Od lat tak nie robiłem :-)
Niezła trawa, woda w ogrodzie i stoliki z krzesłami pod daszkiem). Żyć nie umierać! B-)




  • DST 85.88km
  • Czas 05:50
  • VAVG 14.72km/h
  • VMAX 55.30km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • Podjazdy 1945m
  • Sprzęt Surlier
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 15 sierpnia 2023 Kategoria !Surlier, Wyprawa

Basking in the Sun, dz. 1

Zauważyliście, że między dniem 0 a pierwszym minęły 3 dni? Tak, tyle czasu spędziłem w Bilbao... bez roweru. WizzAir bowiem zgubił mój rower i bagaż rejestrowy i o ile w sobotę przyleciałem ja, o tyle bagaż we wtorek! Więc się tułałem piechotą po hostelach i po mieście, którego topografię całkiem nieźle poznalem :-P


To już w trasie. Bilbać jebao* :-P

Dziś za to odebrałam bety o 10, posprzątałem co się rozwaliło w sakwie (m. in. mój ulubiony plastikowy talerz :-( ), złożyłem rower (na szczęście przetrwał!) i pojechałem na stację.



Żeby ciut nadgonić wsiadłem w pociąg do Santander. Wysiadłem w Heras i od razu na biga! B-)



Dość stromy, bo do 16%, ale na lekko. Potem zjazd po wlasnych śladach i dalej czesko pod górę do San Roque de Riomera tuż obok Las Vegas.



To już 1/3 następnego biga :-)



Tu wreszcie kemping. Bez szału, bo trudno o prąd i w kiblu błoto, ale i tak spoko. Po hostelu, gdzie był upał i 6 osób na max 10 metrach kwadratowych, i gdzie nie miałem prawie żadnych swoich rzeczy, taki kemping to max wypas! Taka impreza! Zostałbym do niedzieli, ale i tak już jestem w plecy z czasem :-P

*(c) Wujek z SB
  • DST 54.59km
  • Czas 03:23
  • VAVG 16.13km/h
  • VMAX 55.34km/h
  • Temperatura 24.0°C
  • Podjazdy 1384m
  • Sprzęt Surlier
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 11 sierpnia 2023 Kategoria !Surlier, Wyprawa

Dzień 0

Na lotnisko nocą. Spoko pogoda do pakowania roweru. 14 stopni i prawie bezwietrznie.
  • DST 23.59km
  • Czas 01:08
  • VAVG 20.81km/h
  • VMAX 36.89km/h
  • Temperatura 15.0°C
  • Podjazdy 72m
  • Sprzęt Surlier
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 3 października 2022 Kategoria !Surlier, Wyprawa

Zwierz Alpuhary, dz. 30 - dzień powrotu

Na lotnisko w Maladze, pakowanie roweru, rozpakowywanie roweru w Wiedniu i z lotniska do domu. Silny wiatr NW w Wiedniu, dał mi w kość.

Podsumowanie wyprawy Zwierz Alpuhary 2022:

Całkowity dystans wyprawy: 2 423 km, średnio dziennie 91,7 km (bez dni restowych).
Całkowita suma podjazdów: 41 642 m
, czyli 1718 m / 100 km. Zgodnie z oczekiwaniami mniej górzyście niż w Alpach, ale nie jakoś dużo mniej (ok. 15%).
Zaliczonych bigów: 27, średnio dziennie 1. W porównaniu do 1,7 w Alpach - żenada. I tu wychodzi charakterystyka jazdy po południowo-wschodniej Hiszpanii: czechy. Non stop czechy. Dlatego relatywnie dużo podjazdów przy relatywnie niewielu bigach.
Forma: z początku bardzo słabo (ale na szczęście pamiętałem o isostarze - jeden bidon dziennie - i chyba dzięki temu ominęły mnie skurcze łydek), a potem niewiele lepiej, bo raptem bez dramatu. Ani przez moment nie czułem się mocny. Nawet w lajtowej końcówce i po zacnym (wymuszonym) reście w Granadzie nie miałem jakiegoś odpału. Zaledwie poprawnie było. Lipa.
Sprzęt: z grubsza bez problemów, nawet z tylną przerzutką. Tzn. do dnia powrotu, bo po zmontowaniu roweru w Wiedniu zaczęła skakać, nawet na środkowym blacie. Trzeba oddać rower do przeglądu, bo od śmierci Ryśka nie był serwisowany. No i od ponad roku coś cyka z przodu, prawdopodobnie stery, ale po doświadczeniach z pękniętą ramą miewam najczarniejsze wizje :p W każdym razie żadnych - nawet drobnych - awarii komplikujących jazdę. Ani gumy, ani wymiany klocków, nic.
Okoliczności: ciekawe. Wybrzeże to ruch, palmy i upał, interior to pustynia, bezludzie i upał. A w obu miejscach czechy :p Uwaga na dostępność wody! W miasteczkach zawsze się jakoś zdobędzie (często są kraniki, a jak nie to od kogoś z domu), ale w górach często po prostu nie ma nic. O strumieniach zapomnij, a kraniki się trafiają, ale warto mieć ich mapę, bo jednak występują rzadko. No i nie wszystkie mają wodę. Powiedziałbym, że ok 15-20% było suchych.
Druga połowa wyprawy zdecydowanie bardziej widokowa od pierwszej, czytaj: Andaluzja wygrywa z Aragonią i Katalonią. Ceny całkiem ok. Noclegi wyraźnie tańsze niż w Austrii (ok. 40%), towary nieco tańsze (ok. 15%). Za to jedzenie marne. Praktycznie nic mnie nie chwyciło za serce. Najlepsze co jadłem w knajpie to stek i frytki, a najlepszy posiłek ze sklepu to lasagne :p No i pieczywo słabiutkie. Nawet świeżutkie z piekarni, smakuje jak marketowy odgrzewaniec - świeże, ale gumowate. Natomiast owoce prosto z drzew - super.
Ogólnie okoliczności oceniam na 4 minus w szkolnej skali. I chętnie porównam z północną Hiszpanią następnym razem* :)

* No i porównałem: północna Hiszpnia wygrywa (chyba że się nie lubi deszczu :p)

  • DST 30.79km
  • Czas 01:49
  • VAVG 16.95km/h
  • VMAX 33.95km/h
  • Temperatura 14.0°C
  • Podjazdy 164m
  • Sprzęt Surlier
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 2 października 2022 Kategoria !Surlier, Wyprawa

Zwierz Alpuhary, dz. 29 i ostatni

Dziś miałem mieć sporo czasu (i miałem), więc budzik na 7:20, ale i tak się obudziłem o 6:40. Siła przyzwyczajenia ;)

Punkt o 9 mam w aucie wszystko oprócz roweru i kilku podręcznych drobiazgów i ruszam na biga Las Palomas do Ronda. Przy okazji widzę, że auto jest kompletnie zablokowane przez kogoś, kto zaparkował na miejscu dla niepełnosprawnych.  Nie wyjade, jak się nie ruszy :)
Wieje ostro SE. Najpierw zjazd 100 m do Grazelemy na start biga, o tej porze ulice opustoszałe, ale za to udaje mi się kupić świeży chleb :) Sam podjazd niezbyt długi i dość łatwy, wchodzi jak w masło i o 10 jestem z powrotem na kempingu.






Auto nadal zastawione, ale po interwencji u gospodarza dość szybko znajduje się właściciel i przeparkowuje. O 10:15 ruszam. Wieje jak diabli! Do Rondy większość czasu droga wąska i kręta, a mijanka z autobusem na zakręcie znów stresująca. W samej Rondzie duży ruch, ale udaje mi się znaleźć darmowy parking (konkretnie pierwszych 59 minut jest darmowych, ale przecież spoko zdążę, to tylko dwa kilometry spaceru w obie strony i kilkanaście zdjęć. I faktycznie zdążyłem, a Ronda przepiękna, prawie jak Pitigliano! ;)









Potem raptem 2,5 km autem i jestem pod ostatnim bigiem wyprawy - Alto de Cascajares. Zostawiam auto w bocznej dróżce i ruszam o 12:30. Wieje tak, że miejscu, gdzie droga wiedzie wąskim wąwozem, z najwyższym trudem jadę 9 kmh na nachyleniu raptem 3%. Łeb urywa i rowerem rzuca! Namordowałem się na tym bigu za trzech, zwłaszcza, że nachylenia małe, więc nic nie osłaniało od wiatru. Ma-sa-kra! Końcówka zamkniętą drogą prowadzącą przez teren kopalni i kamieniołom. Szczęście, że dziś niedziela, bo inaczej zapewne bym się tu w ogóle nie dostał! Na samej górze zwały żwiru i burze pyłowe od tego wiatru cholernego.





Zakładam okulary i zjeżdżam. Tu już dość przyjemnie, większość czasu z wiatrem, wiec mimo niskich nachyleń wykręcam maksymalna prędkość wyprawy :)


Moje większe! ;-)



Auto stoi nienaruszone, więc spakowawszy się wyruszam ok 15:20. Stąd już niecałe 100 km do Malagi. Jeszcze tankowanie pod koniec (tania benzyna w Hiszpanii - 1,60 EUR za litr) i dodatkowo odkurzam wnętrze, żeby się nie przyczepili. I tak się przyczepili, że nie wolno roweru we wnętrzu przewozić i w ogóle straszny raban gość zrobił, że się w złym miejscu rozładowuję (a wcześniej upewniłem się u innego gościa, że właśnie tutaj mam to robić, mimo że mnie się to miejsce wydawało bezsensowne), ale mu powiedziałem, że ma się odwalić, jak skończę się rozpakowywać, to pogadamy. A jak skończyłem, to go nie było :P A ten, co był, to obejrzał auto, stwierdził, że wszystko OK i bez problemów zwrócił mi depozyt (1200 EUR!). Uff.

Na koniec wpadłem do KFC po kolację (jakoś żadnej lokalnej restauracji w pobliżu nie znalazłem) i już przed 19 jestem w Hotel Royal Costa. Brzmi dumnie i faktycznie prawdziwy hotel, z eleganckimi recepcjonistami, śniadaniem, etc. No, spokojnie hotel biznesowy mógłby być, choć może taki trochę "przykurzony". Ale to pewnie od tego wiatru :p
A cena 37 EUR :)



Potem jeszcze gruby przepak przed lotem i już ok 20:30 mam wolny wieczór :)
  • DST 47.85km
  • Czas 02:38
  • VAVG 18.17km/h
  • VMAX 73.80km/h
  • Temperatura 22.0°C
  • Podjazdy 1057m
  • Sprzęt Surlier
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 1 października 2022 Kategoria !Surlier, Wyprawa

Zwierz Alpuhary, dz. 28

Pobudka o 6, wyjazd 8:15. Dopiero co sie rozwidnilo :-P
Trasa na lotnisko skomplikowana. Znow oplotki, a nawet plot (! ), ale byla dziura i dalo sie przeprowadzic rower. O 8:40 jestem w wypozyczalni. Chwile czekam, a potem bardzo mily pan mnie obsluguje dosc sprawnie. Zamiast volkswagena t-roc dostaje mazde cx30, ponoc to nawet lepiej. Mozliwe, nie znam sie :-P



Pakowanie roweru i sakw, zdjecia uszkodzen auta (sporo ich!) i ok 9:30 ruszam. Pierwsze kroki do Leroy Merlin. Szukam pianki do pakowania roweru. Szukam dlugo, po angielsku i po hiszpansku. I po wlosku. W zadnym jezyku nie ma! Zrezygnowany kupuje 50m folii babelkowej za 40 eur (chociaz cena w porzadku) i ruszam do lidla. Jutro niedziela, a w poniedzialek rano lece, wiec zakupy musze zrobic juz do konca plus to, co zabieram ze soba. Lidl akurat niezbyt po drodze i Armageddon na parkingu, a ja jeszcze niezbyt czuje auto (wielkie i automat), wiec troche stresu jest. Ale finalnie bez problemow.

Po zakupach wreszcie ruszam na Gibraltar. Droga bardzo ruchliwa i bardzo kreta, choc dwupasmowa, wiec ciekawie. Ale tez momentami ladnie. Wreszcie ok. 12:30 widze pierwszy raz Skale Gibraltaru. No, niesamowita! 


Gdzie powietrza woń nektaru, a nie baru
Ach na skałach, być na Skałach Gibraltaru! 


O 13 parkuje w miejscu bezpańskim, wyciągam rower i w pedał. Po 4km granica (nie chciałem podjeżdżać bliżej, bo ciasne uliczki, duzy ruch i balem sie, ze nie bedzie miejsc parkingowych). Anglik tylko spoglada na paszport i mnie puszcza. Jestem w UK! Z prawostronnym ruchem! :-D

Poczatek w poprzek pasa startowego lotniska (!), potem przez miasto. Kojarzy sie troche z Monaco, choc nie az tak bogato wyglada. Potem zaczyna sie podjazd. A na 130 m wysokosci (start z poziomu morza) okazuje sie, ze ulica zamknieta na kłódkę i nie przejade. Jak niepyszny zjezdzam i probuje z drugiej strony. 15% i pod prąd! I tak wasko, ze musze stawac i przepuszczac auta z naprzeciwka. Meczace. A potem jest szlaban i okazuje sie, ze wjazd na gore jest biletowany. 16 funtow! Chodzi o to, ze cala Skala jest muzeum. Jest twierdza, baterie dzial, jaskinia, skywalk, inne cuda. Ale jazda dozwolona, wiec płacę, płaczę i jadę. Stromo, do 16%. Ale widoki niesamowite! Widać Afrykę!


Africa? 

A potem sa i malpy. Duzo. Rewelka! 





Wreszcie o 14:30 jestem na gorze. Fotki i zjazd. Weszla chmura, wiec zimno. Objechalem reszte skaly (wiec byly i podjazdy na zjezdzie), ale nie zwiedzilem nic, za malo czasu. Szkoda, chociaz skywalk bym sprobowal... Inna sprawa, ze pewnie byl osobno platny :-P





Z powrotem na granicy olbrzymia kolejka, ale omijam :-P


O 15:30 jestem przy aucie. Godzine pozniej niz planowalem! Jeszcze jedzenie, pakowanie i o 16 ruszam. Na kemping pod nastepnym bigiem 105 km i 2 godziny 15 minut. Ile? Jak to mozliwe?! 

Ano mozliwe. Tak bardzo eksponowanymi i waskimi szosami nie jechalem samochodem chyba nigdy! Niesamowite! Rzadko przekraczalem 50 kmh. A stromo... ! No, bardzo ciekawa jazda. I widokowa. Niestety z auta zdjec nie porobisz. Slabo :-(

O 18:30 wpadam do miasteczka Grazelma, na koncu ktorógo jest kemping. Ładnie.


Białe miasteczko. Pokażmy to polskim pielęgniarkom! ;-)

Aż tu zonk! Fiesta i poblokowane ulice. Policja kaze czekac! Na szczescie tylko kilka minut, ale potem przejazd przez miasteczko wśród mrowia pieszych i wymijanie autobusów na zyletke tez dostarczaja emocji. Wreszcie o 18:50 jestem na kempingu. Okazuje sie, ze fiesta jest dwudniowa, a mnie jutro czeka kilka kilometrow powrotu ta sama droga. Bedzie ciekawie... Ale przynajmniej prac juz dzis nie musze :-)

Ps. Tym razem nie zalalem telefonu (choc byc moze troche zapociłem), ale znow nie chce sie ladowac. Mam nadzieje, ze jak podeschnie, to jednak zalapie. Ale szczescie, ze mam sluzbowy! :O
  • DST 29.42km
  • Czas 02:07
  • VAVG 13.90km/h
  • VMAX 34.99km/h
  • Temperatura 21.0°C
  • Podjazdy 634m
  • Sprzęt Surlier
  • Aktywność Jazda na rowerze

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl