Pirenoja, dz. 3
Rano nadal ciepło, zwijam się jakoś bez pośpiechu i odpalam o 9:30. Na początek zakup bagietki w Sparze, a potem toczę się aż do Olota. Tutaj mam misję: wczoraj mocząc bandanę w Mercadonie zostawiłem na umywalce okulary słoneczne :/ Więc dziś trza kupić, bo zjazdy bez okularów są zwyczajnie niebezpieczne (owad w oko?). Sporawdziłem wczesniej w kilku zwykłych marketach, ale albo nie ma wcale, albo same "musze" modele. Na szczęście przed Olotem mnie olśniło: chiński market! W Hiszpanii są w każdym większym miasteczku, więc i tutaj powinien być, to szukam.
Market się znalazł, a nim olbrzymi wybór okularów w śmiesznych cenach (3-5 EUR). Wybieram najmniej niewygodne i już jestem uratowany. potem jeszcze lancz i zakupy w Mercadonie (ostatni market dziś) i dopiero jakoś wczesnym popołudniem ruszam dalej.
Po krótkim zjeździe ma sie zacząć ostry podjazd na przełączkę prowadzącą do doliny Ter. Fajnie, ale okazuje się, że droga jest z zakazem z powodu długich tuneli. To wyjaśnia "ostry podjazd" na mapie, ale nie ułatwia dalszej jazdy. Na szczęście jest sensowna alternatywa. Nie wiadomo wprawdzie, o ile więcej ma podjazdów (bo te w tunelach są przekłamane), ale nie ma jakoś dużo, więc układam trasę w connect, zrzucam na Edga i heja. Przełączka wchodzi bezproblemowo, potem krótki zjazd do doliny i juz jestem na kempingu Els Roures w Sant Pau. Mają ostatnie wolne miejsce! Oglądam je i nie podoba mi się: jest tuż przy wjeździe, każde auto będzie mi świecić w namiot. Oprócz tego mnóstwo hałaśliwej dzieciarni i ogólnie rejwach, jak to w Hiszpanii. Kawałek dalej jest drugi kemping. Dzwonię i okazuje się, że też mają jedno miejsce. Proszę o zarezerwowanie na pół godziny i ryzykuję, że tam będzie lepiej. A tymczasem poważnie się zachmurzyło, a w oddali słychać grzmoty ze strony mojego zaplananowanego na popołudnie biga... No to jadę.
Faktycznie, miejsce wyraźnie lepsze (z dżizasem, prąd blisko, cień), więc cieszę się z tej decyzji. Obóz, kanapka, kitranie żarcia w cieniu krzaków i ok godz. 16 ruszam na biga. Czasem chmury, czasem słońce, wciąż gorąco, ale niekiedy grzmi...
Podjazd na Vallter 2000 bardzo długi, a pierwsza połowa prawie płaska, za to pod lekki wiatr. Pod koniec nudy dopada mnie deszczyk, ale nie jakiś mocny, więc jadę dalej. W Setcases przestaje padać, a ja robię krótki postój pod parasolem knajpki. Teraz już chłodno, raptem 20 stopni. Ale nie pada i wg prognoz juz nie powinno raczej, więc kanapka i w drogę.
Pozostałe na biga 900 metrów robię o dziwo na raz, więc z formą nie jest źle!

Na górze (2150 m npm) również 20 stopni, ale po krótkiej chwili zjazdu okazuje się, że to za zimno na samą koszulkę, więc wrzucam nową bluzę i kurtkę, i jedzie się okej. Zjazd też bardzo długi, ale jednak druga część nie całkiem płaska, bo nawet tam lecę powyżej 30. A może to dlatego, że z wiatrem? :) Na kempingu jestem jakoś około 19, nawet w niezłej formie. Burzy w końcu nie było, a i dzieciarni, choć sporo, jakoś jednak mniej i nieco cichsza niż na poprzednim. Fajnie.
Market się znalazł, a nim olbrzymi wybór okularów w śmiesznych cenach (3-5 EUR). Wybieram najmniej niewygodne i już jestem uratowany. potem jeszcze lancz i zakupy w Mercadonie (ostatni market dziś) i dopiero jakoś wczesnym popołudniem ruszam dalej.
Po krótkim zjeździe ma sie zacząć ostry podjazd na przełączkę prowadzącą do doliny Ter. Fajnie, ale okazuje się, że droga jest z zakazem z powodu długich tuneli. To wyjaśnia "ostry podjazd" na mapie, ale nie ułatwia dalszej jazdy. Na szczęście jest sensowna alternatywa. Nie wiadomo wprawdzie, o ile więcej ma podjazdów (bo te w tunelach są przekłamane), ale nie ma jakoś dużo, więc układam trasę w connect, zrzucam na Edga i heja. Przełączka wchodzi bezproblemowo, potem krótki zjazd do doliny i juz jestem na kempingu Els Roures w Sant Pau. Mają ostatnie wolne miejsce! Oglądam je i nie podoba mi się: jest tuż przy wjeździe, każde auto będzie mi świecić w namiot. Oprócz tego mnóstwo hałaśliwej dzieciarni i ogólnie rejwach, jak to w Hiszpanii. Kawałek dalej jest drugi kemping. Dzwonię i okazuje się, że też mają jedno miejsce. Proszę o zarezerwowanie na pół godziny i ryzykuję, że tam będzie lepiej. A tymczasem poważnie się zachmurzyło, a w oddali słychać grzmoty ze strony mojego zaplananowanego na popołudnie biga... No to jadę.
Faktycznie, miejsce wyraźnie lepsze (z dżizasem, prąd blisko, cień), więc cieszę się z tej decyzji. Obóz, kanapka, kitranie żarcia w cieniu krzaków i ok godz. 16 ruszam na biga. Czasem chmury, czasem słońce, wciąż gorąco, ale niekiedy grzmi...
Podjazd na Vallter 2000 bardzo długi, a pierwsza połowa prawie płaska, za to pod lekki wiatr. Pod koniec nudy dopada mnie deszczyk, ale nie jakiś mocny, więc jadę dalej. W Setcases przestaje padać, a ja robię krótki postój pod parasolem knajpki. Teraz już chłodno, raptem 20 stopni. Ale nie pada i wg prognoz juz nie powinno raczej, więc kanapka i w drogę.
Pozostałe na biga 900 metrów robię o dziwo na raz, więc z formą nie jest źle!

Na górze (2150 m npm) również 20 stopni, ale po krótkiej chwili zjazdu okazuje się, że to za zimno na samą koszulkę, więc wrzucam nową bluzę i kurtkę, i jedzie się okej. Zjazd też bardzo długi, ale jednak druga część nie całkiem płaska, bo nawet tam lecę powyżej 30. A może to dlatego, że z wiatrem? :) Na kempingu jestem jakoś około 19, nawet w niezłej formie. Burzy w końcu nie było, a i dzieciarni, choć sporo, jakoś jednak mniej i nieco cichsza niż na poprzednim. Fajnie.
- DST 103.09km
- Teren 0.40km
- Czas 05:41
- VAVG 18.14km/h
- VMAX 55.60km/h
- Temperatura 28.0°C
- HRmax 142
- HRavg 118
- Kalorie 2421kcal
- Podjazdy 2118m
- Sprzęt Surlier
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!