Informacje

  • Wszystkie kilometry: 231275.42 km
  • Km w terenie: 5477.21 km (2.37%)
  • Czas na rowerze: 465d 19h 19m
  • Prędkość średnia: 20.69 km/h
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl
Jak to drzewiej bywało: button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Zaprzyjaźnione blogi i strony

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy aard.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wpisy archiwalne w kategorii

Wyprawa

Dystans całkowity:63796.44 km (w terenie 1125.52 km; 1.76%)
Czas w ruchu:3550:39
Średnia prędkość:17.97 km/h
Maksymalna prędkość:78.01 km/h
Suma podjazdów:900660 m
Maks. tętno maksymalne:154 (0 %)
Maks. tętno średnie:133 (0 %)
Suma kalorii:43238 kcal
Liczba aktywności:751
Średnio na aktywność:84.95 km i 4h 43m
Więcej statystyk
Sobota, 18 lipca 2020 Kategoria !Surlier, Wyprawa

Alpi mio amore, dz .2

Rano na lekko na biga Maltatal, praktycznie cały czas w deszczu. Na kempingu o dziwo sucho, ale potem, jak ruszyłem dalej, oczywiście znów padało. Do Seeboden na mokro. Tu zakupy na niedzielę i na kemping Winkler. Porażka! Gość powiedział, żeby wybrać sobie miejsce, a jak wybrałem (blisko maleńkiego dachu i jedynego - choć niezadaszonego - stolika), to powiedział, ze tu nie mogę, bo jest drzewo i jak powieje, to będzie niebezpiecznie. To gdzie mogę? Tam - pod płotem, gdzie rano długo będzie cień. Bardzo miły i bardzo nieustępliwy gość. A że oprócz placu i kibla na tym kempingu nie było NIC (ani wifi, ani kuchni, ani suszarni ani dachu, no  nic poza prądem), a cena 22 EUR za jedną osobę (bez prądu)! Więc ja ustąpiłem i pojechałem na inny kemping, hektar stromo pod górę, ale po drodze na biga, więc spoko. Tutaj kulturka, nikogo nie ma, wisi kartka, żeby się rozbić gdzie się chce, a gospodarz będzie wieczorem. Miejsce fajne, bo blisko pod daszek, są krzesła, jest stół, czyste łazienki, gorąca woda... No dobra, nie ma wifi, ale teraz w unii mogę szaleć z netem komórkowym, więc nie ma problemu :)

Rozbiłem się i heja na biga. A Lammersdorfer Berg to niezły forfiter. 1200m podjazdu, średnio 12%. A tak naprawdę 900 metrów (dalej zagrodzone, opatrzone zakazami, teren prywatny gospodarze się krzątają i ogólnie atmosfera pt. "wypierdzielać stąd", ale za to z nachyleniami 14-16%! Dobrze, ze to robiłem na lekko! Zjazd na kemping i przyjemny wieczór z zakupionymi w Lidlu Wiener Schnitzlami :)


  • DST 97.76km
  • Teren 2.00km
  • Czas 05:57
  • VAVG 16.43km/h
  • VMAX 60.55km/h
  • Temperatura 16.0°C
  • Podjazdy 2515m
  • Sprzęt Surlier
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 17 lipca 2020 Kategoria !Surlier, Wyprawa

Alpi mio amore, dz .1


Dość długo się zbierałem rano (widać wyszedłem z wprawy) i w efekcie wyjechałem dopiero o 9:30. Na dodatek zapomniałem zapłacić za nocleg. Wieczorem kasy (ani nawet dokumentu) nie chcieli, a rano mi się przypomniało dopiero, jak podjeżdżałem na biga. No trudno ;)

Pierwsze kroki do Lidla w Murau, gdize zakupiłem to i owo na cały dzień. Potem już spokojnie doliną w stronę Soelkpass. Za Ranten zjadłem drugie śniadanie na ławeczce pod kapliczką i zostawiłem bagaże w bardzo ładnej kempie krzaków. Pora na biga! Oczywiście, jak tylko ruszyłem, to zaczęło kropić...

Podczas podjazdu (który był moim porachunkiem z 2017 roku, kiedy to wskutek ulewy obsunęła się droga i musieliśmy zmienić trasę!) pogoda byłą zmienna, ale na górze już regularnie padało i silnie wiało z północy. W związku z tym zjazd był dość nieprzyjemny, bo zimno, mokro, a wiatr popycha, gdy i tak trzeba hamować. Nie niefajnie. Na dole zabrałem bagaże i stanąłem w wiacie przystankowej na posiłek. W tym czasie na szczęście się rozpogodziło. Ale to był dopiero początek dnia, potem się miało okazać, że przez cały dzień będzie łącznie 13 razy padało i zawsze raczej na zjeździe niż na podjeździe :)

Kolejny podjazd to przełączka przed St. Michael, gdize podczas jazdy w górę było gorąco, a na zjeździe oczywiście padało :p W związku z tym w miasteczku się schowałem pod dachem czyjegoś garażu, żeby coś zjeść :P Potem była długa i płaska dolina, a wreszcie rodzynek dnia, czyli big Katschberg. 14% non stop! Z bagażem! I raczej za ciepło. A na zjeździe deszcz.

Do kempingu w Gmund dojechałem nieźle wypluty. Kemping taki sobie. Niby jest bar z daszkiem, a w barze wifi (ale tylko tam, na terenie kempingu nie) i nawet pralka bez żetonów, ale pole nierówne i pełne gałęzi, do kibla daleko, nie ma na czym usiąść (poza barem) i ogólnie jakoś tak słabo. No nic, pierwsze koty za płoty :)

  • DST 120.62km
  • Teren 0.40km
  • Czas 06:19
  • VAVG 19.10km/h
  • VMAX 69.60km/h
  • Temperatura 18.0°C
  • Podjazdy 2355m
  • Sprzęt Surlier
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 16 lipca 2020 Kategoria !Surlier, Wyprawa

Alpy bez nazwy dzień 0

Kontynuacja dojazdu pociągowo - rowerowego. Czeskie Budejovice - Linz - Selzthal - Murau. Od jutra nareszcie prawdziwa jazda! :-)

Z Budejovic do Rybnika pociągiem, który znów się spóźnił i to masywnie, ok godzinę na tych kilkudziesięciu kilometrach, bo inny w okolicy miał awarię i od naszego odczepiali lokomotywę, żeby ściągnęła tamtego na bocznicę. Ściągnęła go koło miejsca gdzie staliśmy, nasza lokomotywa się odczepiła i odjechała, po czym tamten pociąg... spokojnie ruszył dalej! To w końcu miał awarię czy nie?!

Na szczęście tym razem miałem sporo zapasu do odjazdu pociągu z Summerau do Linz, więc zdążyłem bez problemu, mimo opóźnienia.


Natomiast pociąg w Summerau się... spóźnił. Na usprawiedliwienia dodam, że jechał z Czech :P Potem kolejne przesiadki, dość skomplikowane, bo okazało się, że połączenie, które miałem zaplanowane, nie zabierało rowerów. Tzn. niby rowery były zaznaczone, ale maszyna z biletami ni chuchu nie chciała mi sprzedać biletu na rower na to połączenie. Że niby Express Intercity, więc bilet na rower NEIN. W końcu się poddałem i kupiłem bilet sieciowy na wszystkie pociągi regio. Wydłużyło to dojazd o 2 godziny i podniosło koszt o 7 euro, ale przynajmniej miałem pewność, że JAKOŚ dojadę. W Schiefling byłem jakoś po 18, właśnie zaczynało padać...



Na kemping Olachgut za Murau dojechałem trochę zmoknięty i już mocno zmęczony tą dwudniową podróżą. Na szczęście przy rozbijaniu namiotu deszcz ustał. Tak też jakoś wyszło, że nie wzięli od mnie kasy za nocleg ani wieczorem ani rano. Wieczorem nie chcieli, a ja rano zapomniałem, przypomniało mi się ze dwie godziny po wyjeździe z kempingu. Co za pech...

Podsumowując dojazd: zdecydowanie wolę samolot. W tym roku niestety ryzyko, że coś nie wypali za względu na COVID było zbyt duże i dlatego zdecydowałem się na pociągi, ale taki dojazd to jednak JEST masakra. I wcale nie wychodzi taniej...
  • DST 42.77km
  • Czas 02:03
  • VAVG 20.86km/h
  • VMAX 51.79km/h
  • Temperatura 16.0°C
  • Podjazdy 380m
  • Sprzęt Surlier
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 15 lipca 2020 Kategoria !Surlier, Wyprawa

Alpy bez nazwy, dz. -1

Pociągiem do Sędzisławia (koło Kamiennej Góry), dalej rowerem do Trutnova (ledwo zdążyłem, bo harmonogram i tak miałem napięty, a jeszcze po drodze złapałem gumę! Ale jednak zdążyłem, a że bilet miałem kupiony przez internet, więc na miejscu też nie było problemu) i dalej znów pociągiem do Czeskich Budziejowic z przesiadką w Pradze. Po drodze pierwsze oznaki pecha, bo pociąg do Pragi się spóźnił i nie zdążyłem na przesiadkę. Na szczęście pani konduktorka wypisała mi karteluszek i pojechałem innym pociągiem, raptem godzinę później, bez dopłaty.

W Budziejowicach nocleg w tanim hoteliku, do którego ledwo udało mi się dobić po godz. 23. Już się bałem, że nikt mnie nie wpuści, mimo że wiedzieli, kiedy będę! Ale na szczęście okazało się, że pani recepcjonistka tylko robiła obchód obiektu i nie słyszała dzwonka. Pojawiła się po ok 10 minutach. Pokoik skromny, ale mnie tam interesowało tylko łóżko i gniazdko z prądem :P


  • DST 40.29km
  • Czas 01:40
  • VAVG 24.17km/h
  • VMAX 45.85km/h
  • Temperatura 23.0°C
  • Podjazdy 427m
  • Sprzęt Surlier
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 25 września 2019 Kategoria !Surlier, Wyprawa, podsumowania

Bałkany, dz. 28, dzień powrotu

Wstałem przed 7, bo trzeba było przepakować rzeczy do samolotu. Wymaga to zupełnie innego ułożenia w sakwach niż do jazdy rowerem, przede wszystkim dlatego, że jedna mała sakwa musi być całkiem pusta, żeby spełnić limit bagażu lotniczego: jedna duża torba 20kg (czyli dwie duże sakwy w torbie z Ikei), jeden bagaż podręczny (mała sakwa) i rower. Jak widać drugą małą sakwę trzeba gdzieś upchnąć pustą. Do tej pory wkładałem ja również do torby z Ikei, ale wczoraj wymyśliłem coś lepszego: przypiąłem ją do roweru :)

Wyjazd o 9:10. W mieście straszny ruch, ale w sumie dość szybko się przebiłem. Ok 10 byłem już na rogatkach, gdzie stanąłem w Dedemanie (odpowiedniku Castoramy), żeby kupić taśmę klejąca do zapakowania roweru. Pianka do owinięcia czekała w krzakach przy lotnisku. Potem wpadłem jeszcze do Lidla wydać ostatnie leje na gumy do żucia i o 10:55 byłem na lotnisku.

A tu klops. Okolica wysprzątana na błysk, kręci się nawet ekipa z wielkimi worami pełnymi liści i gałęzi. Od razu się zaniepokoiłem, a po chwili sprawa była już jasna: moja pianka zniknęła!! Zajrzałem nawet sprzątaczom na pakę, ale po moim pakunku ani śladu. Pewnie sprzątnęli go kiedy indziej, a nie dziś... Oczywiście miałem plan B w postaci sklepu "Arabesque", który widziałem po drodze na lotnisko. Miał szyld, że to materiały budowlane, duży sklep, więc pewnie też w typie Casto. 4 km. Jadę!

Na miejsce cholernie trudno się dostać: jest po złej stronie drogi ekspresowej. Musiałem zostawić rower i skakać pieszo przez barierki. Na miejscu jakoś się dogadałem, bo sklep nie był samoobsługowy, ale niestety okazało się, że ani folii bąbelkowej ani pianki w rolkach nie mają. 20 minut w plecy. Cóż robić, wracam do Dedemana. To już 8 km od lotniska... Na szczęście tam mieli i piankę, i folię. Folia droższa i do tego w 50m rolkach, więc chociaż bym ja wolał, to wziąłem piankę, bo była w rolkach po 25m. W sumie niedrogo, 45 zł, zapłaciłem kartą. No to w pedał i z powrotem na lotnisko.



Dotarłem o 12:15. Odprawa się teoretycznie zaczyna ok 13:30, ale wczoraj dostałem mail od WizzAira z zaleceniem, żeby być wcześniej, bo ostatnio duży ruch i na lotnisku w Bukareszcie są opóźnienia na kontroli paszportowej i bezpieczeństwa. No to mam niecałą godzinę na spakowanie roweru, hm... O dziwo zdążyłem w cuglach! Nie sądziłem, że już tak sprawny w tym jestem :)


bagaże pierdute ;)

O 13:30 byłem już w (niedługim) ogonku na odprawę bagażową, która poszła wyjątkowo szybko, nawet z rowerem nie było żadnych hec! Co prawda pani coś tam marudziła, czy mam jakieś przedmioty metalowe w bagażu do luku. Oczywiście, że mam - sprzęt kempingowy! Trochę kręciła nosem, ale jej wytłumaczyłem, ze nic z tego nie jest zabronione (garnki, etc., o benzynie jakoś zapomniałem napomknąć ;), więc ma spadać. I o dziwo spadła ;) Pytała też, czy spuściłem powietrze z opon. No oczywiście! (od ponad roku nie spuszczam i żałuję, że wcześniej spuszczałem jak idiota, kompletnie zbędna dodatkowa robota z pompowaniem po przylocie; przecież jeśli w oponach mam 5 bar, to nawet w próżni byłoby to raptem 6 bar, a wytrzymują spokojnie 10, dodajmy, że w luku nie tylko nie ma próżni, ale z tego co wiem ciśnienie jest wręcz zbliżone do tego w kabinie, w końcu bywają tam przewożone zwierzęta!).

Potem trochę czasu wolnego wpadło, bo i kontrola bezpieczeństwa, i paszportowa szybko poszły, a odlot się opóźnił o kwadrans. No, ale doleciałem na czas. Kontrola paszportowa w Wawie trwała na tyle długo, że pierwszy raz w życiu to nie ja czekałem na bagaże, tylko one na mnie. Co prawda zostały przez obsługę pierdute obok okienka na bagaż nadwymiarowy, ale bez uszkodzeń. Uff :)



Montaż też poszedł bardzo sprawnie, a potem już tylko rowerem na Centralny, mój ulubiony kebab z budki przy Śródmieściu, pociąg do Łodzi bez opóźnień i tuż przed 21 jestem na Chojnach. Uff, cały dzień w podróży. No i troszkę stresiku było ;)
Ale wyprawa bałkańska zakończona pełnym sukcesem :)

Podsumowanie:
Łącznie przejechane: 2 573,5 km
, co daje 88,7 km średnio dziennie, a licząc bez dni restowych 111,7 km średnio dziennie
Suma podjazdów: 30 475 m, co daje 1 343 m średnio dziennie i zaledwie 1 184 m/ 100 km. Nic dziwnego, że trasa wydała mi się nudna :p
Opędzlowanych bigów: 17, czyli zaledwie 0,77 biga dziennie. j.w. ;)

Ogólnie wyprawa udana, dałem radę przejechać całość trasy, zaliczyłem wszystkie brakujące bałkańskie bigi.

Największe zaskoczenie in plus: Bułgaria ogólnie. Kraj bardzo przyjemny, na porównywalnym etapie rozwoju co Rumunia, ale z przyjaźniejszymi cenami, większą ilością gór i pięknych krajobrazów (Melnik!) i naprawdę zacną ilością ciekawych zabytków. No i pociągi tanie, punktualne i z nieźle rozwiniętą siecią połączeń. A bułgarski jogurt rządzi, bo przynajmniej niektóre gatunki dorównują greckiemu, a przy tym są o ponad połowę tańsze! :)

Największe rozczarowanie: Rumunia. Niespecjalnie widać postęp (a byłem tam już bodaj piąty raz), stolica nieciekawa, a ceny poszły mocno do góry. No i pociągi powolne, w kiepskim stanie technicznym i mające nieustanny problem z przewożeniem roweru. Aczkolwiek drogi mają nieco lepsze niż w Bułgarii.

W obu krajach kierowcy jeżdżą jak wariaci, wyprzedzanie z naprzeciwka na trzeciego nie stanowi dla nich żadnego problemu. Naparzają z naprzeciwka stówą, niemal muskając moją kierownicę lusterkiem i nawet im powieka nie drgnie. Czasami naprawdę chce się wozić przy sobie pistolet do paintballa i używać w takich sytuacjach...
  • DST 53.68km
  • Czas 02:31
  • VAVG 21.33km/h
  • VMAX 38.59km/h
  • Temperatura 18.0°C
  • Podjazdy 86m
  • Sprzęt Surlier
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 24 września 2019 Kategoria !Surlier, Wyprawa

Bałkany, dz. 27, ostatni

Po mieście Bukareszt. Słabizna! Nawet Belgrad ciekawszy!
Generalnie krajobraz zdominowany przez blokowiska...




A nawet w centrum trafiają się takie ruiny...


Sporo też pustych działek, więc trochę miejsca na coś fajniejszego zostało. Czy coś powstanie...?
Na pewno jest pełno galerii handlowych, wszystkich równie nowoczesnych i paskudnych.

Jest też słynny, największy na świecie budynek parlamentu (ex pałac Ceausescu). Wygląda wspaniale :P


Natomiast "stare miasto" jest dość przyjemne


A bywają i perełki, jak Ateneum, czyli tutejsza filharmonia


Ale na miejscu zamierzających zwiedzić Bukareszt bym się specjalnie nie napalał ;)
  • DST 22.70km
  • Czas 01:18
  • VAVG 17.46km/h
  • VMAX 37.74km/h
  • Temperatura 18.0°C
  • Podjazdy 36m
  • Sprzęt Surlier
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 23 września 2019 Kategoria !Surlier, Wyprawa

Bałkany, dz. 26

Dziś ostatni dzień jazdy, więc wstałem jak zwykle o 5:50. Stwierdziłem, że jednak warto spróbować zdążyć na pociąg z Braila do Bukaresztu o 15 zamiast o 18 i dzięki temu nie dotrzeć na kwaterę po nocy (tj. po 22). Wyjazd o 7:30.

Od samego początku czechy. Nachylenia ok 5-7%, różnica poziomów do 50m, ale czechy non stop! Tym bardziej było to wkurzające, że przez większość dnia widziałem niedaleko po prawej absolutną równinę, którą płynął Dunaj. Czemu nie poprowadzono drogi tamtędy...? Pewnie tereny zalewowe. Ale nie przeszkadzało to drodze schodzić często na poziom tej równiny, by potem natychmiast znów odbijać w głąb wzgórz i robić kolejną czechę. Może się mylę, w końcu niespecjalnie znam się na budowie dróg, ale jak dla mnie ta droga była poprowadzona bez sensu. Oczywiście normalnie bym nie narzekał - wolę czeską jazdę niż jak jest płasko i śmiertelnie nudno, ale dziś akurat się trochę spieszyłem ;)



Po ok 30 km byłem pod bigiem, który był skokiem w bokiem w głąb tych samych wzgórz. Minąwszy miasteczko rozłożone na podjeździe, zrzuciłem sakwy i po fatalnym asfalcie przemieszanym z dużą ilością szutru zasiekałem biga w pół godziny. Zjazd, zebranie bagaży i lecę dalej. Oczywiście w czechach i pod wiatr. I tak już było aż do promu na Dunaju. Nic ciekawego poza samymi wzgórzami i przydrożnymi pieskami ;)



Wreszcie jest prom tuż przed Braila. Na odpłynięcie czekałem ponad 20 minut (czekali aż będzie dość aut, by zapełnić ten niewielki prom) i widziałem jak z każdą sekundą moje szanse zdążenia na pociąg maleją... Ale jednak na drugim brzegu byłem na pół godziny przed odjazdem pociągu. 4,8 km - zdążę! Zdążyłem. Nawet kupić bilet i butelkę wody na drogę :)


Oczywiście biletu na rower mi w kasie nie sprzedano, a konduktor zdarł jak zbójca, bo zażyczył sobie 60 lei (55 zł!!), ale teraz już byłem na to mentalnie przygotowany. Trudno. Aczkolwiek cieszę się, że wszystkie rumuńskie bigi mam wreszcie zrobione i nie będzie potrzeby jeździć więcej rumuńskimi kolejami z rowerem. A trzeba wiedzieć, że koleje te mają wiele wad, ale za to są bardzo powolne ;)

Krótko przed 19 bylem w Bukareszcie. Ruch i korki na ulicach jak w godzinie szczytu. Szok! Do mieszkania z AirBnB dotarłem o 19:30. Trochę miałem problemów, żeby znaleźć odpowiedni blok, ale jakoś trafiłem. Kwatera (pokój w czyimś mieszkaniu z dostępem do kuchni) OK. Jutro zwiedzam miasto, chociaż czuję, że nie warto ;)

PS. Rekord podjazdów września faktycznie pobity :)
  • DST 118.04km
  • Teren 2.00km
  • Czas 05:42
  • VAVG 20.71km/h
  • VMAX 63.70km/h
  • Temperatura 24.0°C
  • Podjazdy 1265m
  • Sprzęt Surlier
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 22 września 2019 Kategoria !Surlier, Wyprawa

Bałkany, dz. 25

Dzień nudny i płaski, dojazdówka. Szabla - Durankulak (tu przypadkiem za ostatnie lewy kupiłem najlepszy jogurt w Bułgarii, chyba nawet lepszy niż greckie (!) - granica rumuńska - Mangalia - Tuzla - Constanta - (pociąg) - Tulcea.



Ale za to pierwszy raz w życiu przekroczyłem 2Mm we wrześniu oraz natrzaskałem kilka moim zdaniem zabawnych lub ciekawych zdjęć. O:

Ciekawe o kim mowa... ;)


Trochę dziwne, że na Saturna i Wenus w tę samą stronę. Czyżbym był na Merkurym?!


Spalony las, jeszcze w Bułgarii


Park Archeologiczny w Constancy


Jutro ostatni big wyprawy i Rumunii w ogóle. Na całych Bałkanach zostaną mi tylko dwa - nad samym morzem w Czarnogórze, niestety ;)
  • DST 84.83km
  • Czas 03:54
  • VAVG 21.75km/h
  • VMAX 40.15km/h
  • Temperatura 24.0°C
  • Podjazdy 506m
  • Sprzęt Surlier
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 21 września 2019 Kategoria !Surlier, Wyprawa

Bałkany, dz. 24

Ależ mi się dziś nie chciało! Widzę po sobie, że jak bigów ni ma, to motywacji też nie. Do zapamiętania (jakbym nie wiedział! :p)

Dziś pogoda lepsza niż wczoraj, rano i późnym popołudniem chłodno, ale cały dzień słonecznie i prawie bezchmurnie. Dobrze, że bałkańska jesień łaskawa. W zasadzie wreszcie się zrobiła idealna pogoda na biganie. Szkoda, że już po bigach (został jeden - pojutrze :p)

Dziś z atrakcji była Warna:

Rzymskie termy w Warnie


plaża w parku Primorskim w Warnie





paskudne bloki w Warnie


pomnik nieznanego (mi) socrealistycznego żołnierza w Warnie


oraz wybrzeże Morza Czarnego na odcinku Warna - Kawarna.


W sumie ładnie nawet, ale męczące czechy, wiatr w ryj i ogólnie niehalo ;)
Była też Abbey Road w Bałcziku :)


Na koniec okazało się, że na szczęście wojowałem tylko z wiatrem, więc od Shabli nie zginąłem ;)


Blizniaci - Warna - Bałczik - Kawarna - Szabla.



PS. Rekord kilometrów września pobity! I to ten ustanowiony na naszej Wyprawie z N.! Nie sądziłem, że kiedyś go pobiję :) A rekord podjazdów września padnie prawdopodobnie pojutrze :)
  • DST 103.89km
  • Czas 05:26
  • VAVG 19.12km/h
  • VMAX 47.77km/h
  • Temperatura 21.0°C
  • Podjazdy 1065m
  • Sprzęt Surlier
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 20 września 2019 Kategoria !Surlier, Wyprawa

Bałkany, dz. 23, dożynki

Dziś w miarę na spokojnie. Pobudka o 6:40, wyjazd o 8:20. Na pociąg :P Bo przyznam, że nie chciało mi się znowu toczyć równiną, a poza tym nocleg wypadłby mi w miejscu, gdzie absolutnie nic nie ma. Tzn. pewnie miejsce na dziko by się znalazło, ale jakoś nie ma spręża do namiotu, zwłaszcza, że od rana pada.

Pociąg, choć to dystans zaledwie 80 km, jest z dwiema przesiadkami. Już pierwszy się spóźnił o pół godziny, ale tu jeszcze spoko, bo na przesiadkę było 40 minut, więc zdążyłem. Niestety, drugi te się spóźnił o 7 minut, a tu na przesiadkę było 6... Ale jakimś cudem ten trzeci zaczekał, więc dotarłem do Aytosa na czas. Przez tę nerwówkę w pociągu nie zdążyłem zjeść, więc jeszcze jogurt pod sklepem i w drogę :)

Deszcz na szczęście przestał padać (jakieś pojedyncze krople, ale co tam!), ale jest chłodno: 14 stopni o godz. 11. I wieje jak poyebane z NNW. Widać, że dziś przyszła do Bułgarii jesień. No, ale jadę, mimo ze wiatr mocno przeszkadza. Początkowo szło mi niesporo, więc już po kilkunastu kilometrach stanąłem na kebabcze z frytkami. Po nich jakoś odżyłem i potem już było OK. A profil dziś czeski: przełączka - zjazd - big - zjazd - przełączka - zjazd... i tak do końca, tylko po bigu już przełączki coraz niższe ;)

Na miejscu ewentualnego dzikiego noclegu byłem o 14. Nawet znalazłoby się miejsce, ale zdecydowanie bezwodne. Trzeba by nabrać zawczasu. Na szczęście to nie mój problem, ja mam zarezerwowany pokój w Bliżniakach (taka miejscowość ;)

Po bigu i jeszcze wielu przełączkach wreszcie się dokulałem o 18:15.


Pokój bardzo fajny, duży, z aneksem kuchennym i lodówką, z wyposażeniem w stylu lat '80 (np. takim kredensem bez pleców, który stoi między łóżkiem a kuchnią i przez który widać świat ;)
No, ale w końcu kwatera nazywa się (znowu) The White House :)



Ogólnie mam poczucie, że dalsza jazda jest już trochę na siłę. Włącznie z dzisiejszym zostały mi raptem dwa bigi, a jeszcze przez niemal tydzień będę się kulał po okolicy. Czy wystarczająco atrakcyjnej...? W każdym razie w związku z tym zmodyfikowałem dalszą trasę i będę się z grubsza trzymał wybrzeża Morza Czarnego. Może to podniesie walory...? :)
Bo opcji wcześniejszego powrotu nie mam, samolot z Bukaresztu jest konkretnego dnia ;)
  • DST 95.48km
  • Czas 04:50
  • VAVG 19.75km/h
  • VMAX 49.30km/h
  • Temperatura 18.0°C
  • Podjazdy 1334m
  • Sprzęt Surlier
  • Aktywność Jazda na rowerze

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl