Informacje

  • Wszystkie kilometry: 226916.15 km
  • Km w terenie: 5432.61 km (2.39%)
  • Czas na rowerze: 456d 22h 37m
  • Prędkość średnia: 20.69 km/h
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl
Jak to drzewiej bywało: button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Zaprzyjaźnione blogi i strony

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy aard.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wpisy archiwalne w kategorii

Wyprawa

Dystans całkowity:61874.99 km (w terenie 1090.17 km; 1.76%)
Czas w ruchu:3444:56
Średnia prędkość:17.96 km/h
Maksymalna prędkość:78.01 km/h
Suma podjazdów:862546 m
Liczba aktywności:727
Średnio na aktywność:85.11 km i 4h 44m
Więcej statystyk
Niedziela, 15 września 2019 Kategoria !Surlier, Wyprawa

Bałkany, dz. 18, bigowa niedziela

Po noclegu w lekko dziwnej kwaterze retro u p. Dimki wstałem jak zwykle ciut po 6 i wyjechałem o 8. Zimno! Pierwsze 3 km leciutko w dół, więc przy 9 stopniach nielicho zmarzłem ;) Potem na szczęście zaczął się podjazd. Bardzo lekki, ale może to i lepiej na spokojną rozgrzewkę. Po godzinie udało mi się rozebrać, mimo że było raptem 11 stopni, ale podjazd robił swoje - nie chciałem zapocić "wierzchnich" ciuchów ;)

Ogólnie bardzo spokojnie sobie jechałem, a podjazd na biga Śnieżanka ciągnął się i ciągnął... Z nudów nawet wysłałem maila do Martina (kolegi z byłej pracy, który ubezpiecza sieć energetyczną w Bułgarii) ze zdjęciem zerwanej linii i zniszczonego słupa. Odpisał, że w tym obszarze faktycznie mają ochronę, ale na szczęście z wysoka franszyzą. Uff, bo na moje oko cała linia ze Stokyite do Pamporova poszła w pieriod! ;)



Potem wreszcie było Pamporovo, gdzie zostawiłem bagaże w Centrum Informacji Turystycznej u bardzo miłego pana, któremu niniejszym jeszcze raz dziękuję :) I dobrze, że zostawiłem, bo końcówka podjazdu byłą zacna z miejscami za 16%. No, ale wreszcie jest szczyt Śnieżanki i jest chłodno, 17 stopni. Po raz pierwszy na tej wyprawie ubrałem się na zjazd! :)

Powrót po bagaże, gdzie zamarzyłem sobie zjeść coś na ciepło w knajpie. Fatalnie wybrałem, bo choć wyglądało z zewnątrz bosko (coś jakby wielkie calzone) to okazało się... suchą bułą a la pita, tylko ciepłą. A kosztowało 16 zł. Masakra! No, ale mimo to się tak najadłem, że potem przez 60 km nie jadłem nic ;) Inna sprawa, że było cały czas w dół. Najdłuższy zjazd w życiu chyba. A jaki nudny...! ;)

W Asenovgradzie zrobiłem zakupy w Lidlu i ostatnie 18km do Płowdiwu przeleciałem jak burza, bo zrobiło się z wiatrem (!), a nadal było lekko w dół. Umyłem się, uprałem, zostawiłem rzeczy i pojechałem zwiedzać. Ponoć Płowdiw to "Rzym Bałkanów". I faktycznie - świetne miasto! Szkoda, że zanim wszystko obejrzałem, to zrobiło się ciemno :( Jednak krótkie dnie już są...




  • DST 132.25km
  • Czas 06:11
  • VAVG 21.39km/h
  • VMAX 61.02km/h
  • Temperatura 17.0°C
  • Podjazdy 1448m
  • Sprzęt Surlier
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 14 września 2019 Kategoria !Surlier, Wyprawa

Bałkany, dz. 17

Dziś był bardzo nieprzyjemny profil: czechy, czechy czechy. Na szczęście większość tego rozegrała się powyżej koty 1000, więc nie było upału :) W ogóle nie było źle (nawet wiatr choć formalnie przeciwny, to równie często pomagał co przeszkadzał), oprócz tego, że cały dzień chce mi się spać :P No, tylko drogi słabe, a niekiedy wręcz koszmarne. Tu Bułgaria ma jeszcze sporo do nadrobienia, nawet do Rumunii.
W Rodopach mnóstwo źródełek i sporo miejsc biwakowych przy drodze. Słyszałem, że nocowanie na dziko jest w Bułgarii legalne i widać, że chyba nawet przyjęte. Niektóre miejsca z zadaszonym i osłoniętym od wiatru stołem z ławkami, źródełkiem, miejscem na ognisko/ grilla i jakąś formą toalety! Czad! :)







Korivlen - Hadżidimovo - Santowcza - Dospat (o tak, musze dospat! ;) - Borino - Devin


  • DST 97.56km
  • Teren 0.10km
  • Czas 05:40
  • VAVG 17.22km/h
  • VMAX 49.61km/h
  • Temperatura 25.0°C
  • Podjazdy 1721m
  • Sprzęt Surlier
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 13 września 2019 Kategoria !Surlier, Wyprawa

Bałkany, dz. 16, wietrzny piątek trzynastego

Dziś miał być ciężki dzień, a był jeszcze cięższy, a to ze względu na wiatr. Dobrze, że byłem zrestowany i w sumie niespecjalnie go poczułem :)

Start od razu solidny, bo na wyjeździe z Serres zrobiło się 14%! Na szczęście na krótko. No i chłodno tez nie było, o 8 rano 22 stopnie! Na szczęście szybko zdobywałem wysokość (nachylenia ustabilizowały się na poziomie 6-8%) i podczas podjazdu w sumie ani przez chwilę nie miałem więcej niż 26 st., a na górze (czyli na 1600 metrach, o 11:30) nawet 17 (!). W każdym razie big Lallias okazał się naprawdę solidny i był godnym pożegnaniem greckich bigów (ostatni, wszystkie już zrobiłem, chlip, chlip!). Do 800 m npm podjeżdżałem z bagażem, a potem już na lekko, bo moja dalsza droga objeżdżała z tego miejsca górę od wschodu (big niestety nie jest przełęczą i nie dało się przez niego przejechać). Po zebraniu bagażu odnotowałem na termometrze już lekko ponad 30, ale miałem nadzieję, że to nie problem, bo jednak dalsza droga miała być z lekką przewagą zjazdów. Miała. Może nawet była. Sęk w tym, że po chwili zrobił się szuter i to z takimi czechami, że ja chrzanię! Kamienisty szuter, gdzie ciężko jechać szybciej niż 10 kmh, nawet w dół, na dodatek z podjazdami po 10-12%.

Takaż to droga najpierw sprowadziła mnie na 600 m, a potem wyprowadziła z powrotem na ponad 900. Tu na szczęście wrócił asfalt, ale za to ujawniło się w pełnej krasie to, czego się dziś najbardziej obawiałem: silny północno-wschodni wiatr. Porywy były takie, że na jednym z zatrzymań wiatr przewrócił mi rower (dobrze oparty o barierkę)! Oczywiście mocno kołował wśród gór, więc na zjazdach czujność maksymalna. Ale najgorzej było, jak się wreszcie zrobiło płasko (niedługo przed bułgarską granicą). Jechałem 17-18 kmh i szybciej nie byłem w stanie. Nie dramat, ale jednak strasznie nieprzyjemne doznanie. Trafił się na chwile tylko jeden traktor, który jechał 22, ale niestety po mniej niż kilometrze uciekł w pole :(

Wreszcie doturlałem się miasteczka Kato Neurokopi, gdzie ostatnie monety euro wymieniłem na ostatnie jogurty i skąd już było tylko 25 km do noclegu. Stąd znów czechy, co paradoksalnie uprzyjemniło jazdę, bo na podjazdach mniej było czuć wiatr, a na zjazdach nie miał znaczenia. Na samej granicy dość długi tunel - posterunek grecki po jednej, a bułgarski po drugiej stronie. Bez przygód poza tym, że znalazłem jedną stotinkę ;)

Zaś nocleg w hoteliku Maribel w Koprivlenie zapowiada się bardzo przyjemnie. Standard pokoju na poziomie trzygwiazdkowego hotelu w Polsce, nie przesadzam! Cena zaś to ok 70 zł. Jest nawet moskitiera! I całe szczęście, bo akurat wyjątkowo nie ma klimy, ale dziś chłodniejszy wieczór, a dzięki moskitierze można mieć rozwalone drzwi balkonowe :)

Serres - Laillas (BIG) - Oreni - Kato Vrontoi - Kato Neurokopi - Koprivlen


  • DST 112.66km
  • Teren 7.50km
  • Czas 06:58
  • VAVG 16.17km/h
  • VMAX 58.23km/h
  • Temperatura 26.0°C
  • Podjazdy 2637m
  • Sprzęt Surlier
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 12 września 2019 Kategoria !Surlier, Użytkowo, Wyprawa

Bałkany, dz. 15, restowy

Po mieście Serres. Trochę zakupowo, a trochę zwiedzaniowo. Typowe, przyjemne greckie miasteczko bez specjalnych atrakcji. Jest tylko meczet z XV w (grozi zawaleniem, nie wchodzić) i turecki bazar z podobnych dat, gdzie obecnie mieści się muzeum archeologiczne. No i mnóstwo sklepów z JOGURTEM :DDD


  • DST 8.33km
  • Czas 00:26
  • VAVG 19.22km/h
  • VMAX 27.69km/h
  • Temperatura 32.0°C
  • Podjazdy 38m
  • Sprzęt Surlier
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 10 września 2019 Kategoria !Surlier, Wyprawa

Bałkany, dz. 13

Jestem solidnie zrąbany (ogólnie dzisiejszą trasą i przeciwnym wiatrem w końcówce, więc - jako że jutro dzień restowy - chyba szczegóły zamieszczę później :)
W każdym razie jestem planowo w Serres (Grecja). Huann tutaj też był? :)

EDIT:
Start z pięknego Melnika o 8, jeszcze dość chłodno było, 16 stopni na liczniku. Początek to dość solidne, ale krótkie czechy ku wsi Wranja, na której obrzeżach znalazłem dobrze ukryte miejsce na bagaże, ok 300m w bok od szosy. Co prawda z bardzo daleka (z sąsiedniego wzgórza) mogli mnie widzieć jacyś faceci pracujący w polu, ale pewnie nie zwrócili uwagi, bo jak wróciłem (uwaga: spoiler! ;) to bagaże były na miejscu :) Stamtąd już na lekko na biga Popski Preslop.

Początek to 100 m zjazdu, niestety, bo big jako taki zaczynał się dalej, ale że później wracałem w to samo miejsce, więc nie było sensu zjeżdżać z bagażami. Potem w większej wsi Katunci uzupełniłem czekoladę i zaczął się podjazd. Początek typowo bułgarski, czyli praktycznie płasko z lekką inklinacją pod górę, ale i z małymi zjazdami. Aż do Gornego Spanczeva tak się ciągnęło i na tych 9 km podjechałem ledwo 140 metrów. A ten big miał być przecież "normalny"! Już traciłem nadzieję, ale za Spanczevem na szczęście znormalniał. Nie żeby było stromo, ale zaczął trzymać 4-7% z najczęstszymi wskazaniami w okolicach 6. Oczywiście były i krótkie wypłaszczenia, ale przynajmniej nie było zjazdów :P

Jako że miałem przyzwoity czas, to pozwoliłem sobie aż na dwa postoje na podjeździe (w tym drugi przy źródełku - fart, że było, bo mogłoby mi braknąć picia!). Było już całkiem gorąco, ale raz, że miałem sporo cienia, a dwa, że byłem coraz wyżej, więc summa summarum nie było upalnie. Na górze (1420m) miałem w cieniu 22 stopnie - milusio! No i asfalt przez prawie cały czas był bardzo dobry - wow! :)



Zjazd poszedł sprawnie, nawet ten końcowy plaskaty odcinek, potem 100 metrów podjazdu w palącym słońcu i już zwijam bagaże. Na dole solidny upał - 31 stopni w cieniu. Dobrze, że sakwy miałem schowane właśnie w cieniu i było w nich trochę rozmrażającego się chleba, dzięki temu zostawiona w nich kawa "mrożona" była faktycznie chłodna. Bosko się napić takich pyszności w tych warunkach... :)

Potem na szczęście dalej w dół, łagodnie, ale w miarę konsekwentnie aż do greckiej granicy. Poszło sprawnie, tuż za granicą znalazłem turecką (!) monetę, a zaraz potem... zaczęła się autostrada. Trochę mi było łyso, ale sobie przypomniałem, że w Grecji już autostradą jeździliśmy i nie było problemu. I faktycznie, nawet na bramkach nikt nie zwrócił na mnie uwagi, mimo że nie zapłaciłem. No, ale rowerów nie było w cenniku :P W sumie to nawet dobrze by się tą autostradą jechało (jak zwykle), ale były dwie wady: nie było grama cienia (i licznik wkrótce pokazał 35 stopni) oraz zrobił się przeciwny wiatr. W zasadzie od razu za granicą. Na początku dość słaby, ale z czasem coraz silniejszy. Mimo że autostrada, to TIRów jak na lekarstwo, więc za fajnie nie było. Po 10 km ślad sprowadził mnie na zwykłą drogę (wcześniej nie było żadnej alternatywy). Tu już nawet nielicznych TIRów nie było, w ogóle prawie zero ruchu, więc jechało się coraz gorzej, zwłaszcza, że wiatr zrobił się już silny i centralnie w pysk. Za to okolice ładne: dolina rzeki Struma, niby zwyczajna, ale jakoś tak ładniej niż po bułgarskiej stronie :) Wreszcie dotarłem do Sidirokastro, a tam... Lidl! Jogurty! MNIAM!! :D



Po opędzlowaniu dwóch (z ciastkiem budyniowym) ruszyłem dalej do Serres, klnąc już na głos na wiatr. A jeszcze kilka małych, ale wrednych podjazdów się trafiło, niby 3-4%, a przez ten wiatr jechałem poniżej 10 kmh :/ No, ale jakoś dotoczyłem się do Serres. Tam większe zakupy w kolejnym Lidlu (dość daleko od miasteczka, więc mimo zaplanowanego restu nie chciało mi się tu znów przyjeżdżać) i już lecę do mieszkanka w samym centrum.


Miejsce świetne! Zadbane, ładne, z dobrym łóżkiem, lodówką, kuchenką, wifi, kanapą, sensowną łazienką, balkonem (trochę brudnym od gołębi, widać ta plaga jest wszędzie!),... no jak w domu, tylko po grecki jogurt rzut beretem! :D W zasadzie jedną tylko wadę znalazłem: krzesła są niewygodne. Ale podkładam sobie poduszki z kanapy i jakoś idzie ośle ;)

Tak mi się rest spodobał, że go sobie przedłużyłem o jeden dzień :P Tak więc w środę wyszedłem tylko do pralni (akurat pralki tu nie ma, ale pralnia niemal naprzeciwko - 4 EUR z suszeniem!) i po małe zakupy (cacyki!) i nawet nie ruszyłem kołem, a dziś (czwartek) mam bardzo podobne plany tylko bez prania :P

PS. Może kogoś dziwi, że się tak zachwycam tymi jogurtami, ale jeśli ktoś nie jadł jogurtu w Grecji, to niestety nie zrozumie. To nie ma nic wspólnego z tym, co się w innych krajach sprzedaje pod nazwą "jogurt grecki"! Ten "polski/włoski/niemiecki grecki" to zwykły jogurt tylko z jakimś zagęszczaczem, a tutaj mają jakieś, cholera, inne bakterie czy coś i to jest coś niesamowitego! Poezja smaku! Nie tylko jest tak gęsty, że go autentycznie kroją (można kupować na wagę), on po prostu smakuje zupełnie inaczej! W Polsce jogurtów naturalnych praktycznie nie jadam, a smakowe rzadko, tutaj mógłbym nie jeść nic innego! (i tak właśnie robię! :P). Bułgarski jak się okazuje zbliża się do tego poziomu, ale brakuje mu kożuszka. Gdybym miał ustanowić szkolną skalę smaku to tak: jogurt w każdym europejskim kraju: 4-, jogurt w Bułgarii: 6+. Jogurt w Grecji: 10!
  • DST 137.02km
  • Czas 06:19
  • VAVG 21.69km/h
  • VMAX 56.57km/h
  • Temperatura 33.0°C
  • Podjazdy 1960m
  • Sprzęt Surlier
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 9 września 2019 Kategoria Wyprawa, !Surlier

Bałkany, dz. 12

Dziś sobie postanowiłem ułatwić życie i skorzystać z udogodnień cywilizacji. Start o godz. 8, przed 9 byłem w Lidlu w Blagojewgradzie, gdzie zrobiłem zakupy na najbliższe dwa dni. A na wjeździe do miasta widziałem takie coś.


Jak dla mnie euroentuzjastyczna dusza w socrealistycznych szatach. Hmm...

A potem przyszła pora na frukta mojego pomysłu, czyli pociąg. Za około 13 zł przejechałem 70 km, które bez tego prowadziłyby główną szosą z TIRami i bez atrakcji, za to w upale, który już się zaczynał robić i pod wiatr. Same zyski! :)

Wysiadłszy w Damjanicy miałem już tylko kilkanaście kilometrów na dzisiejszą kwaterę w Melniku. A tu akurat zrobiło się ładnie :)



Te skarpy są zrobione z... czystego piasku! Gdybym nie zobaczył, to bym nie uwierzył, że piasek może się tak trzymać kupy! :)



Na koniec jeszcze krótki skok na lekko na biga Rożen Manastir.



Tym razem konkretne nachylenia, ale za to czechy: 200 metrów podjazdu, 100 zjazdu, 100 podjazdu i z powrotem tak samo. A wszystko w zakresie 10-12%. No, ale przecież krótko, nawet z podjazdami w drodze powrotnej. O 15:30 bylem w hotelu i od tego czasu się cziluję :)

Prosta kreska to przejazd pociągiem.

Zastanawiam się też, czy nie zmienić awatara... ;)


  • DST 46.01km
  • Teren 0.50km
  • Czas 02:38
  • VAVG 17.47km/h
  • VMAX 58.98km/h
  • Temperatura 30.0°C
  • Podjazdy 891m
  • Sprzęt Surlier
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 8 września 2019 Kategoria !Surlier, Wyprawa

Bałkany, dz. 11, dzisiaj lepiej :)

Dziś dałem czadu. Wstałem o 5:20, a o 6:30 wyruszyłem na lekko na biga Maljovica. Start jeszcze prawie po ciemku, przy 9 stopniach i pod wiatr. Im wyżej zaś, tym zimniej (mimo że słonce wyszło). Podjazd strasznie płaski (1%!) oprócz samej dwustumetrowej końcówki, gdzie dali 6%. Nuda i zimno panie! Wreszcie pod koniec miałem 6 stopni i już trochę żałowałem, że nie wziąłem więcej ciuchów na zjazd. Na szczęście zanim dotarłem na szczyt, to już na dobre zaczął się dzień i zjazd zaczynałem przy 10 stopniach. A na dole (czyli na 1000 metrach) było 18. Z powrotem w hotelu Castle byłem o 9:45 i po 3 kwadransach ruszyłem już z bagażami na okropną drogę do Dupnicy. Na szczęście tym razem poszło sporo lepiej. Raz, że w miarę na świeżo, dwa, że jednak lekko w dół, a trzy, że wiatr był lekki i boczny (od gór) a nie w pysk jak wczoraj. W miejscu porzucenia wczoraj namiotu byłem o 12. Tamże też zjadłem garść jeżyn, ale niestety nie malin (jak wczoraj), bo dziś na polu były Balladyna, Alina i cała czereda innych pań, które przyjechały tam autobusem (!) i zbierały maliny na wyścigi. Noży nie widziałem, ale wolałem się nie zbliżać. Podobnie jak wolałem unikać psychopaty z garścią jeżyn ;)



O 12:30 małe zakupy w Lidlu (kolacja na dziś plus jogurt na teraz!) i już jadę, oczywiście pod wiatr, w stronę Riły i zarezerwowanego noclegu w Stob. Na miejscu jestem o 14:30. Loguję się, zrzucam bety i o 15 wyruszam na biga Rilski Manastir. Podjazd doliną, bardzo długą i bardzo płaską, największe nachylenie 4%, ale dominowało 1-2%. Szło jajo znieść! A jeszcze przyplątał się porywisty przeciwny wiatr (znów od gór), a w oddali pohukiwała burza i nawet trochę popadało. No, ale wreszcie dotarłem. Monastyr obłędny! Rewelacja! Najpiękniejszy jaki widziałem! (i chyba jedyny :P). Polecam! :)







Zjazd poszedł dobrze, nadal wiało z góry (choć już słabiej) i mimo marnych nachyleń leciało się jednak 35-40 kmh przez większość czasu. Po niecałej godzinie (czyli o 18) byłem w domu. Cale szczęście, bo ten dzień był jednak trochę za długi ;)



A na kolację kiełbasa z Lidla i z grilla, bo pan gospodarz był tak miły, że mi zgrillował :)
  • DST 180.57km
  • Czas 07:24
  • VAVG 24.40km/h
  • VMAX 56.57km/h
  • Temperatura 28.0°C
  • Podjazdy 1842m
  • Sprzęt Surlier
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 7 września 2019 Kategoria !Surlier, Wyprawa

Bałkany, dz. 10, słabizna

W sensie, że słabo mi się jechało, zwłaszcza pod koniec. Ale ogólnie dzień udany: wróciłem do UE, więc jest swoboda telefonu i netu, spróbowałem bułgarskich jogurtów (pyszne! porównywalne z tymi trochę gorszymi greckimi! Aczkolwiek niestety nie mają na wierzchu tej niesamowitej "skórki", która mają greckie) i dotarłem na miejsce zgodnie z planem. Acz wymięty. Może dlatego, że ostatnie 20 km było po fatalnej nawierzchni. Dziury, przełomy, zdarty asfalt, odcinki szutrowe, dziury, przełomy,... Koszmar. A jutro to samo w drugą stronę :/

Mam też elegancki pokoik w Castle Hotel w Samokowie - zwykły większawy dom stylizowany na zamek, brzmi jak kwintesencja kiczu, ale o dziwo wizualnie się broni :)



Tylko jacyś hałaśliwi sąsiedzi mi się trafili - co chwilę trzaskają drzwiami i tupią na korytarzu :/

Bosilegrad - granica bułgarska - Kyustndil - Dupnica - Samokov.



Aha, za Dupnicą skitrałem w krzakach namiot i maszynkę benzynową, bo jutro będę tamtędy wracał :P
  • DST 127.05km
  • Teren 0.50km
  • Czas 06:06
  • VAVG 20.83km/h
  • VMAX 56.17km/h
  • Temperatura 23.0°C
  • Podjazdy 1204m
  • Sprzęt Surlier
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 6 września 2019 Kategoria !Surlier, Wyprawa

Bałkany, dz. 9, nareszcie jakiś big! ;)

Dzisiaj z nudów na postojach (nie ma netu! :P) pisałem sobie w telefonie relację "minuta po minucie", więc wklejam :P

Godz. 7:30. Małe zakupy (pomidor, chleb) na cały dzień i start.

Godz. 9:00. Pierwsza przełączka (22 km i ok 350 metrów podjazdu) zrobiona. Całe połacie wypalonej trawy wokoło...



Godz. 10:00. Szczeniacki sikustop przy drodze. Zastanawiam się, gdzie matka (czy się na mnie nie rzuci gdzieś z krzaków) oraz co te bezdomne psy (których jest tu sporo, chociaż chyba mniej niż w Rumunii czy Grecji) jedzą...



Godz. 10:20. Drugie śniadanie pod sklepem w jakieś wsi na wysokości 330m. Cisza i spokój, tylko śmieci wokół ławki niestety pełno...

Godz 11:50, przejechane 65km, wys 680m, trwa już podjazd na biga Vlasinsko Jezero. Postój za wsią Sostav Reka. Ładne miejsce postojowe z wodą, stolikami i śmieciami. Oprócz tych śmieci to pierwsze takie miejsce w Serbii! :P



Godz. 13:00, przejechane 78km, wys 950m. Postój we wsi Crna Trava. Jest net z poczty! :O Chociaż chimeryczny.
Jeszcze 250m, potem płaskowyż, kulminacja na 1300 (big). Pogoda się jakby psuje, chmury idą. Za to upału nie ma. Sporo cienia, a w nim 24st. Idzie żyć ;-)

Godz 14:20, przejechane 89km, wys 1230m. Postój w jakby kurorcie nad jeziorem Vlasinkim. "jakby" bo jest trochę domków w stylu rezydencjalnym i trochę infrastruktury (np. boiska, stoliki z ławkami, kosze na śmieci), a nawet minąłem coś jakby kemping (domki), o którym wcześniej nie wiedziałem, ale jest mało ludzi. Okolica nie jest całkiem opuszczona, ale jest pusto. Pewnie dlatego że jednak jest już po sezonie.


No i są ślady deszczu na asfalcie, ale mnie na razie omija...

Godz. 15:30. 104km, wys 1380m. Nareszcie szczyt. Uff, bo już solidnie czuć nóżki, jakbym nie był po reście! :O ostatni fragment to był czeski objazd połowy obwodu naprawdę dużego jeziora i finalne 150m podjazdu.
Teraz jeszcze 34km z grubsza w dół do Bosilegradu. A tam oby się znalazł nocleg ;-)



Godz. 16:50. 134km, wys. 800. Sikustop krótko przed metą, a wtem bułgarski zasięg i net :-D Po drodze miałem minimalny deszczyk, ale nawet nie warto się było zatrzymywać. Przejechałem tez wokół mniejszego jeziora zaporowego (za Bożicą), gdzie początkowo rozważałem nocleg na dziko, ale nie bardzo byłoby gdzie. Dobrze, że w świetle cen serbskich hotelików zrezygnowałem z tego pomysłu :)

Godz. 17:10. Jestem na miejscu w Bosilegradzie. Znalazłem nocleg w pokoju przynależnym do restauracji Monika :-) Bardzo przyjemny pokoik z klimą, łazienką i netem, chociaż jak na Serbię to drogawy.



Godz. 19. Kolacja u Moniki. Zamówiłem w ciemno i jadłem na zewnątrz prawie po ciemku (bo w środku za bardzo najarane ;) więc oceniam tylko po smaku. Moim zdaniem to była wątroba wieprzowa. Ale świetnie przyrządzona, mięciutka, nie żylasta. Do tego trochę frytek (tak ze 100 g) i sporo warzyw (surówka z białej kapusty, nie aż tak dobra jak kosowska, ale dobra, ewidentnie czuć było cytrynę), cebula, pomidor i ogórek. Generalnie całkiem duży talerz był wypełniony po brzegi pysznościami :)
Gdyby nie to że smażona wątroba aż pływała w tłuszczu, to byłoby smacznie i zdrowo, a tak było smacznie i... prawie zdrowo ;)
No i kieliszek całkiem dobrego czerwonego wina – nazywa się niedźwiedzia krew :)

Za nocleg oraz kolację zapłaciłem łącznie... 16 EUR.I to był akurat mój najdroższy nocleg w Serbii :P Sama kolacja kosztowała... 3,76 EUR (!!) Co by złego nie mówić o tym kraju, to ceny mają BARDZO przyjemne :) W sumie przez cały pobyt tutaj (6 dni, noclegi wyłącznie pod dachem i 3 dość długie trasy pociągiem, łącznie ok. 550 km) wydałem równo 97 EUR i 37 USD (kartą). Przed chwilą ostatnie 155 dinarów (1,4 EUR) wydałem na... mleko, pomidora, dwie papryki i 3 banany :) Niezłe zakupy za niecałe półtora euro ;)

Więc w sumie po Serbii pozostanie przyjemne wrażenie: w sklepach co prawda jest asortymentowa bida (poza Lidlem, ale to tylko w Belgradzie - a nie, przepraszam! Dziś rano widziałem, że jest niemal gotów do otwarcia w Pirocie! :), ale spokojnie można stołować się w knajpach. Okolice ładne (choć nie szokująco piękne, oczywiście poza przełomem Uvacu - klasa światowa - ale to nie tym razem ;), drogi w sumie OK, może OK minus, pociągi czyste i punktualne, i ludzie mili (w typie "zagadującym", za czym akurat nie przepadam, ale nie nachalni). Tylko te śmieci wszędzie mocno psują obraz...

A no i jeszcze coś: wszystkie serbskie miasta (poza Belgradem), w których bylem, wyglądają jak wsie: nieotynkowane jedno-dwukondygnacyjne domy, sporo zapadniętych dachów, ogólnie obraz nędzy, niestety. Mimo to ludzie jakoś tu żyją i nawet w tych knajpach jadają (zawsze są mocno obsadzone), więc chyba nie jest tak źle... :)

  • DST 139.07km
  • Czas 06:33
  • VAVG 21.23km/h
  • VMAX 62.45km/h
  • Temperatura 24.0°C
  • Podjazdy 1940m
  • Sprzęt Surlier
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 5 września 2019 Kategoria !Surlier, Wyprawa

Bałkany, dz. 8, przemieszczeniowy

Wstałem o 4, o 6 bylem na belgradzkim dworcu centralnym. Punktualnie o 6:10 odjechałem pociągiem do Niszu. Potem przesiadka na pociąg do Pirota i o 14:10 punktualnie jestem na miejscu. W pierwszym pociągu nawet trochę działało WiFi! Ogólnie jestem pod wrażeniem serbskich pociągów - spodziewałem się dramatu, a było całkiem nieźle. Nie są niestety zbyt szybkie, ale bez problemów biorą rower i jeżdżą zgodnie z rozkładem. No i nie są drogie :)

W Pirocie od razu na kwaterę Pansion Sanja, a po zostawieniu rzeczy skoczyłem na lekko na biga Kopriwsztica. I tyle. Dziś był dzien pociągowy, ale od jutra wreszcie znowu normalna wyprawowa jazda :)




  • DST 31.58km
  • Czas 01:43
  • VAVG 18.40km/h
  • VMAX 54.17km/h
  • Temperatura 30.0°C
  • Podjazdy 571m
  • Sprzęt Surlier
  • Aktywność Jazda na rowerze

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl