Alpi mio amore, dz. 9, dawnych wspomnień czar
Dziś o dziwo było dość łatwo. Rano wyjazd przed 9, po bardzo obfitym i pysznym hotelowym śniadaniu. Wstyd się przyznać, ale dwie kanapki na biga też mi wpadły ;)
Po kilku kilometrach jestem w Winklern, gdzie tym razem bez najmniejszego problemu zostawiam bagaże w przydrożnej kafejce i już przed 10 lecę w stronę biga Zirknitztal. I tu właśnie do mnie dotarło, że... już tu byłem! Nie, nie rozpoznałem nic (wstyd!), ale drogowskazy na Grossglockner zmotywowały mnie do zerknięcia w relację z Le Big Tour des Alpes 2010 i faktycznie, jechaliśmy dokładnie ta drogą z Serweczem i Markiem podczas tamtej (jak się okazuje nie bardzo) pamiętnej wyprawy! Ale żaden obraz w mózgu się nie zapisał...
Big znów wymagający, momentami 14%, ale z odcinkami odpoczynkowymi, a nawet dwoma niewielkimi zjazdami, niestety. Na górze raptem 14 stopni i bardzo silny wiatr ze wschodu (więc wiał w dół, co dość dziwne). Na dole za to ponad 30 i słońce praży jak dzikie! Powrót z wiatrem do Winklern był bajką, bagaże czekały nienaruszone, a potem był krótki podjazd do Iselsbergu. Za to zjazd - bajka! Wyprzedziłem... porsche! :D
W Lienz sporo zakupów. Najpierw mydło w DM (niestety nie było mojego ulubionego, ono chyba niestety było w Słowenii, a nie w Austrii :( ), potem pyszności w Penny Markcie (tez nie było naszego ukochanego ciasta czekoladowego, a jestem pewien, że ono akurat było w Austrii! Widocznie już nie robią :( ).
No i na koniec benzyna ekstrakcyjna w OBI, bo powoli się kończy, a we Włoszech nie istnieje. No więc w OBI benzyny... nie ma! Sprzedała się! A drugi market budowlany o tej porze już nieczynny, bo sobota. Trudno, do poniedziałku mi spoko wystarczy, a wówczas pojadę do tego Let's Do It i tam spróbuję... Jak nie będzie, to naleję zwykłą bezołowiówkę, będzie śmierdzieć w sakwie, trudno.
Kemping Falken w Lienz (dojechałem przed godz. 17, mimo zmitrężenia mnóstwa czasu na zakupy!) robi kiepskie wrażenie, ale tak naprawdę jest dość fajny. Jest kuchnia (nie zużyję benzyny ;), czajnik, lodówka, krzesła... Tylko ludzi mnóstwo, ale to pewnie dlatego, że sobota. Zostaję do poniedziałku (jutro dwa bigi na lekko), więc zobaczymy, czy jutro się rozluźni.
Kempingowa Ściana sraczu
Po kilku kilometrach jestem w Winklern, gdzie tym razem bez najmniejszego problemu zostawiam bagaże w przydrożnej kafejce i już przed 10 lecę w stronę biga Zirknitztal. I tu właśnie do mnie dotarło, że... już tu byłem! Nie, nie rozpoznałem nic (wstyd!), ale drogowskazy na Grossglockner zmotywowały mnie do zerknięcia w relację z Le Big Tour des Alpes 2010 i faktycznie, jechaliśmy dokładnie ta drogą z Serweczem i Markiem podczas tamtej (jak się okazuje nie bardzo) pamiętnej wyprawy! Ale żaden obraz w mózgu się nie zapisał...
Big znów wymagający, momentami 14%, ale z odcinkami odpoczynkowymi, a nawet dwoma niewielkimi zjazdami, niestety. Na górze raptem 14 stopni i bardzo silny wiatr ze wschodu (więc wiał w dół, co dość dziwne). Na dole za to ponad 30 i słońce praży jak dzikie! Powrót z wiatrem do Winklern był bajką, bagaże czekały nienaruszone, a potem był krótki podjazd do Iselsbergu. Za to zjazd - bajka! Wyprzedziłem... porsche! :D
W Lienz sporo zakupów. Najpierw mydło w DM (niestety nie było mojego ulubionego, ono chyba niestety było w Słowenii, a nie w Austrii :( ), potem pyszności w Penny Markcie (tez nie było naszego ukochanego ciasta czekoladowego, a jestem pewien, że ono akurat było w Austrii! Widocznie już nie robią :( ).
No i na koniec benzyna ekstrakcyjna w OBI, bo powoli się kończy, a we Włoszech nie istnieje. No więc w OBI benzyny... nie ma! Sprzedała się! A drugi market budowlany o tej porze już nieczynny, bo sobota. Trudno, do poniedziałku mi spoko wystarczy, a wówczas pojadę do tego Let's Do It i tam spróbuję... Jak nie będzie, to naleję zwykłą bezołowiówkę, będzie śmierdzieć w sakwie, trudno.
Kemping Falken w Lienz (dojechałem przed godz. 17, mimo zmitrężenia mnóstwa czasu na zakupy!) robi kiepskie wrażenie, ale tak naprawdę jest dość fajny. Jest kuchnia (nie zużyję benzyny ;), czajnik, lodówka, krzesła... Tylko ludzi mnóstwo, ale to pewnie dlatego, że sobota. Zostaję do poniedziałku (jutro dwa bigi na lekko), więc zobaczymy, czy jutro się rozluźni.
Kempingowa Ściana sraczu
- DST 87.23km
- Czas 05:06
- VAVG 17.10km/h
- VMAX 73.87km/h
- Temperatura 25.0°C
- Podjazdy 2139m
- Sprzęt Surlier
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Strach skorzystać, bo potem okaże się, że człowiek narobił do instalacji artystycznej ;-)
meteor2017 - 13:55 poniedziałek, 27 lipca 2020 | linkuj
Powinien być obok schemat w jakiej kolejności pobierać papier z rolek.
serwecz - 17:46 niedziela, 26 lipca 2020 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!