Alpi mio amore, dz. 11
Rano kapeć, wieczorem kapeć, a pomiędzy piękny i bardzo ciężki dzień. Szczegóły później ;-)
Szczegóły:
Wstałem przed szóstą, bo oprócz długiego dnia miałem w planach cofnięcie się do marketu budowlanego celem zakupienia benzyny ekstrakcyjnej. Jak się zbierałem, to okazało się, że rower stoi na kapciu. Mimo wymiany dętki udało się wyjechać o 8:20. Benzyna też się znalazła (hurra!) a potem jeszcze wskoczyłem do Lidla po drobiazgi. Ostatecznie o 9:10 byłem w trasie. W sumie nieźle. Pierwszych 20 km lekko pod górę, ale z wiatrem, więc miałem średnią 24 km/h :)
W Huben zostawiłem bagaże u przemiłej pani na stacji benzynowej i pojechałem na lekko do Lucknerhaus - biga z widokiem na lodowiec Grossglockner :) Wszedł dość łatwo, pewnie dlatego, że na świeżo, no i był to jeden z niewielu dotychczas podjazdów, który nie był bardzo stromy (do 10%), a nawet miał odcinki niemal płaskie. Oczywiście w zamian był dłuuugi.
O godz. 14 byłem z powrotem po bagaże, zjadłem kanapki i (wreszcie!) loda Solero Algida, bo i on był u przemiłej pani :) Dalej to już dłuuuugi podjazd z bagażem na biga Staller Sattel i granicę włoską. Dotarłem nieźle zmęczony, ale jednak w przyzwoitej formie, bo nic nie bolało :) Była 18:30. Początek zjazdu bardzo wąską drogą, gdzie był ruch wahadłowy, a ja oczywiście władowałem się na czerwonym, bo cholera wie, ile trzeba by czekać (na pewno nie 5 minut, raczej ze 20). Z naprzeciwka w pewnym momencie pojawiły się samochody, więc było trochę emocji, ale groźnie nie było (bo akurat nie trafił się autobus :P). Potem od Anterselva di Sopra, szerokość drogi znormalniała i zrobiły się długie proste, więc wykręciłem ładnego maksa :)
Wreszcie w Valdaorze byłem ok 19:20 i zauważyłem, że... schodzi mi powietrze w tylnym kole!! Zostało 8km do kempingu i jak dotychczas nie zeszło do końca, tylko trochę, więc może dopompuję i dojadę...? Udało się, co prawda ostatnie metry na kempingu już prowadziłem, żeby nie złapać snejka, ale jednak dało radę bez wymiany dętki wieczorem na maksymalnym zmęczeniu :)
Kemping w okolicy Brunico położony przy ruchliwej szosie i dość prosty, ale jednak znalazł się stolik i krzesło, jest też prąd. Niestety nie ma lodówki, ale trudno. Jutro dzień restowy i zajadanie włoskich pyszności! :)
Szczegóły:
Wstałem przed szóstą, bo oprócz długiego dnia miałem w planach cofnięcie się do marketu budowlanego celem zakupienia benzyny ekstrakcyjnej. Jak się zbierałem, to okazało się, że rower stoi na kapciu. Mimo wymiany dętki udało się wyjechać o 8:20. Benzyna też się znalazła (hurra!) a potem jeszcze wskoczyłem do Lidla po drobiazgi. Ostatecznie o 9:10 byłem w trasie. W sumie nieźle. Pierwszych 20 km lekko pod górę, ale z wiatrem, więc miałem średnią 24 km/h :)
W Huben zostawiłem bagaże u przemiłej pani na stacji benzynowej i pojechałem na lekko do Lucknerhaus - biga z widokiem na lodowiec Grossglockner :) Wszedł dość łatwo, pewnie dlatego, że na świeżo, no i był to jeden z niewielu dotychczas podjazdów, który nie był bardzo stromy (do 10%), a nawet miał odcinki niemal płaskie. Oczywiście w zamian był dłuuugi.
O godz. 14 byłem z powrotem po bagaże, zjadłem kanapki i (wreszcie!) loda Solero Algida, bo i on był u przemiłej pani :) Dalej to już dłuuuugi podjazd z bagażem na biga Staller Sattel i granicę włoską. Dotarłem nieźle zmęczony, ale jednak w przyzwoitej formie, bo nic nie bolało :) Była 18:30. Początek zjazdu bardzo wąską drogą, gdzie był ruch wahadłowy, a ja oczywiście władowałem się na czerwonym, bo cholera wie, ile trzeba by czekać (na pewno nie 5 minut, raczej ze 20). Z naprzeciwka w pewnym momencie pojawiły się samochody, więc było trochę emocji, ale groźnie nie było (bo akurat nie trafił się autobus :P). Potem od Anterselva di Sopra, szerokość drogi znormalniała i zrobiły się długie proste, więc wykręciłem ładnego maksa :)
Wreszcie w Valdaorze byłem ok 19:20 i zauważyłem, że... schodzi mi powietrze w tylnym kole!! Zostało 8km do kempingu i jak dotychczas nie zeszło do końca, tylko trochę, więc może dopompuję i dojadę...? Udało się, co prawda ostatnie metry na kempingu już prowadziłem, żeby nie złapać snejka, ale jednak dało radę bez wymiany dętki wieczorem na maksymalnym zmęczeniu :)
Kemping w okolicy Brunico położony przy ruchliwej szosie i dość prosty, ale jednak znalazł się stolik i krzesło, jest też prąd. Niestety nie ma lodówki, ale trudno. Jutro dzień restowy i zajadanie włoskich pyszności! :)
- DST 134.19km
- Czas 07:27
- VAVG 18.01km/h
- VMAX 75.40km/h
- Temperatura 28.0°C
- Podjazdy 2684m
- Sprzęt Surlier
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!