Bałkany, dz. 28, dzień powrotu
Wstałem przed 7, bo trzeba było przepakować rzeczy do samolotu. Wymaga to zupełnie innego ułożenia w sakwach niż do jazdy rowerem, przede wszystkim dlatego, że jedna mała sakwa musi być całkiem pusta, żeby spełnić limit bagażu lotniczego: jedna duża torba 20kg (czyli dwie duże sakwy w torbie z Ikei), jeden bagaż podręczny (mała sakwa) i rower. Jak widać drugą małą sakwę trzeba gdzieś upchnąć pustą. Do tej pory wkładałem ja również do torby z Ikei, ale wczoraj wymyśliłem coś lepszego: przypiąłem ją do roweru :)
Wyjazd o 9:10. W mieście straszny ruch, ale w sumie dość szybko się przebiłem. Ok 10 byłem już na rogatkach, gdzie stanąłem w Dedemanie (odpowiedniku Castoramy), żeby kupić taśmę klejąca do zapakowania roweru. Pianka do owinięcia czekała w krzakach przy lotnisku. Potem wpadłem jeszcze do Lidla wydać ostatnie leje na gumy do żucia i o 10:55 byłem na lotnisku.
A tu klops. Okolica wysprzątana na błysk, kręci się nawet ekipa z wielkimi worami pełnymi liści i gałęzi. Od razu się zaniepokoiłem, a po chwili sprawa była już jasna: moja pianka zniknęła!! Zajrzałem nawet sprzątaczom na pakę, ale po moim pakunku ani śladu. Pewnie sprzątnęli go kiedy indziej, a nie dziś... Oczywiście miałem plan B w postaci sklepu "Arabesque", który widziałem po drodze na lotnisko. Miał szyld, że to materiały budowlane, duży sklep, więc pewnie też w typie Casto. 4 km. Jadę!
Na miejsce cholernie trudno się dostać: jest po złej stronie drogi ekspresowej. Musiałem zostawić rower i skakać pieszo przez barierki. Na miejscu jakoś się dogadałem, bo sklep nie był samoobsługowy, ale niestety okazało się, że ani folii bąbelkowej ani pianki w rolkach nie mają. 20 minut w plecy. Cóż robić, wracam do Dedemana. To już 8 km od lotniska... Na szczęście tam mieli i piankę, i folię. Folia droższa i do tego w 50m rolkach, więc chociaż bym ja wolał, to wziąłem piankę, bo była w rolkach po 25m. W sumie niedrogo, 45 zł, zapłaciłem kartą. No to w pedał i z powrotem na lotnisko.
Dotarłem o 12:15. Odprawa się teoretycznie zaczyna ok 13:30, ale wczoraj dostałem mail od WizzAira z zaleceniem, żeby być wcześniej, bo ostatnio duży ruch i na lotnisku w Bukareszcie są opóźnienia na kontroli paszportowej i bezpieczeństwa. No to mam niecałą godzinę na spakowanie roweru, hm... O dziwo zdążyłem w cuglach! Nie sądziłem, że już tak sprawny w tym jestem :)
bagaże pierdute ;)
O 13:30 byłem już w (niedługim) ogonku na odprawę bagażową, która poszła wyjątkowo szybko, nawet z rowerem nie było żadnych hec! Co prawda pani coś tam marudziła, czy mam jakieś przedmioty metalowe w bagażu do luku. Oczywiście, że mam - sprzęt kempingowy! Trochę kręciła nosem, ale jej wytłumaczyłem, ze nic z tego nie jest zabronione (garnki, etc., o benzynie jakoś zapomniałem napomknąć ;), więc ma spadać. I o dziwo spadła ;) Pytała też, czy spuściłem powietrze z opon. No oczywiście! (od ponad roku nie spuszczam i żałuję, że wcześniej spuszczałem jak idiota, kompletnie zbędna dodatkowa robota z pompowaniem po przylocie; przecież jeśli w oponach mam 5 bar, to nawet w próżni byłoby to raptem 6 bar, a wytrzymują spokojnie 10, dodajmy, że w luku nie tylko nie ma próżni, ale z tego co wiem ciśnienie jest wręcz zbliżone do tego w kabinie, w końcu bywają tam przewożone zwierzęta!).
Potem trochę czasu wolnego wpadło, bo i kontrola bezpieczeństwa, i paszportowa szybko poszły, a odlot się opóźnił o kwadrans. No, ale doleciałem na czas. Kontrola paszportowa w Wawie trwała na tyle długo, że pierwszy raz w życiu to nie ja czekałem na bagaże, tylko one na mnie. Co prawda zostały przez obsługę pierdute obok okienka na bagaż nadwymiarowy, ale bez uszkodzeń. Uff :)
Montaż też poszedł bardzo sprawnie, a potem już tylko rowerem na Centralny, mój ulubiony kebab z budki przy Śródmieściu, pociąg do Łodzi bez opóźnień i tuż przed 21 jestem na Chojnach. Uff, cały dzień w podróży. No i troszkę stresiku było ;)
Ale wyprawa bałkańska zakończona pełnym sukcesem :)
Podsumowanie:
Łącznie przejechane: 2 573,5 km, co daje 88,7 km średnio dziennie, a licząc bez dni restowych 111,7 km średnio dziennie
Suma podjazdów: 30 475 m, co daje 1 343 m średnio dziennie i zaledwie 1 184 m/ 100 km. Nic dziwnego, że trasa wydała mi się nudna :p
Opędzlowanych bigów: 17, czyli zaledwie 0,77 biga dziennie. j.w. ;)
Ogólnie wyprawa udana, dałem radę przejechać całość trasy, zaliczyłem wszystkie brakujące bałkańskie bigi.
Największe zaskoczenie in plus: Bułgaria ogólnie. Kraj bardzo przyjemny, na porównywalnym etapie rozwoju co Rumunia, ale z przyjaźniejszymi cenami, większą ilością gór i pięknych krajobrazów (Melnik!) i naprawdę zacną ilością ciekawych zabytków. No i pociągi tanie, punktualne i z nieźle rozwiniętą siecią połączeń. A bułgarski jogurt rządzi, bo przynajmniej niektóre gatunki dorównują greckiemu, a przy tym są o ponad połowę tańsze! :)
Największe rozczarowanie: Rumunia. Niespecjalnie widać postęp (a byłem tam już bodaj piąty raz), stolica nieciekawa, a ceny poszły mocno do góry. No i pociągi powolne, w kiepskim stanie technicznym i mające nieustanny problem z przewożeniem roweru. Aczkolwiek drogi mają nieco lepsze niż w Bułgarii.
W obu krajach kierowcy jeżdżą jak wariaci, wyprzedzanie z naprzeciwka na trzeciego nie stanowi dla nich żadnego problemu. Naparzają z naprzeciwka stówą, niemal muskając moją kierownicę lusterkiem i nawet im powieka nie drgnie. Czasami naprawdę chce się wozić przy sobie pistolet do paintballa i używać w takich sytuacjach...
Wyjazd o 9:10. W mieście straszny ruch, ale w sumie dość szybko się przebiłem. Ok 10 byłem już na rogatkach, gdzie stanąłem w Dedemanie (odpowiedniku Castoramy), żeby kupić taśmę klejąca do zapakowania roweru. Pianka do owinięcia czekała w krzakach przy lotnisku. Potem wpadłem jeszcze do Lidla wydać ostatnie leje na gumy do żucia i o 10:55 byłem na lotnisku.
A tu klops. Okolica wysprzątana na błysk, kręci się nawet ekipa z wielkimi worami pełnymi liści i gałęzi. Od razu się zaniepokoiłem, a po chwili sprawa była już jasna: moja pianka zniknęła!! Zajrzałem nawet sprzątaczom na pakę, ale po moim pakunku ani śladu. Pewnie sprzątnęli go kiedy indziej, a nie dziś... Oczywiście miałem plan B w postaci sklepu "Arabesque", który widziałem po drodze na lotnisko. Miał szyld, że to materiały budowlane, duży sklep, więc pewnie też w typie Casto. 4 km. Jadę!
Na miejsce cholernie trudno się dostać: jest po złej stronie drogi ekspresowej. Musiałem zostawić rower i skakać pieszo przez barierki. Na miejscu jakoś się dogadałem, bo sklep nie był samoobsługowy, ale niestety okazało się, że ani folii bąbelkowej ani pianki w rolkach nie mają. 20 minut w plecy. Cóż robić, wracam do Dedemana. To już 8 km od lotniska... Na szczęście tam mieli i piankę, i folię. Folia droższa i do tego w 50m rolkach, więc chociaż bym ja wolał, to wziąłem piankę, bo była w rolkach po 25m. W sumie niedrogo, 45 zł, zapłaciłem kartą. No to w pedał i z powrotem na lotnisko.
Dotarłem o 12:15. Odprawa się teoretycznie zaczyna ok 13:30, ale wczoraj dostałem mail od WizzAira z zaleceniem, żeby być wcześniej, bo ostatnio duży ruch i na lotnisku w Bukareszcie są opóźnienia na kontroli paszportowej i bezpieczeństwa. No to mam niecałą godzinę na spakowanie roweru, hm... O dziwo zdążyłem w cuglach! Nie sądziłem, że już tak sprawny w tym jestem :)
bagaże pierdute ;)
O 13:30 byłem już w (niedługim) ogonku na odprawę bagażową, która poszła wyjątkowo szybko, nawet z rowerem nie było żadnych hec! Co prawda pani coś tam marudziła, czy mam jakieś przedmioty metalowe w bagażu do luku. Oczywiście, że mam - sprzęt kempingowy! Trochę kręciła nosem, ale jej wytłumaczyłem, ze nic z tego nie jest zabronione (garnki, etc., o benzynie jakoś zapomniałem napomknąć ;), więc ma spadać. I o dziwo spadła ;) Pytała też, czy spuściłem powietrze z opon. No oczywiście! (od ponad roku nie spuszczam i żałuję, że wcześniej spuszczałem jak idiota, kompletnie zbędna dodatkowa robota z pompowaniem po przylocie; przecież jeśli w oponach mam 5 bar, to nawet w próżni byłoby to raptem 6 bar, a wytrzymują spokojnie 10, dodajmy, że w luku nie tylko nie ma próżni, ale z tego co wiem ciśnienie jest wręcz zbliżone do tego w kabinie, w końcu bywają tam przewożone zwierzęta!).
Potem trochę czasu wolnego wpadło, bo i kontrola bezpieczeństwa, i paszportowa szybko poszły, a odlot się opóźnił o kwadrans. No, ale doleciałem na czas. Kontrola paszportowa w Wawie trwała na tyle długo, że pierwszy raz w życiu to nie ja czekałem na bagaże, tylko one na mnie. Co prawda zostały przez obsługę pierdute obok okienka na bagaż nadwymiarowy, ale bez uszkodzeń. Uff :)
Montaż też poszedł bardzo sprawnie, a potem już tylko rowerem na Centralny, mój ulubiony kebab z budki przy Śródmieściu, pociąg do Łodzi bez opóźnień i tuż przed 21 jestem na Chojnach. Uff, cały dzień w podróży. No i troszkę stresiku było ;)
Ale wyprawa bałkańska zakończona pełnym sukcesem :)
Podsumowanie:
Łącznie przejechane: 2 573,5 km, co daje 88,7 km średnio dziennie, a licząc bez dni restowych 111,7 km średnio dziennie
Suma podjazdów: 30 475 m, co daje 1 343 m średnio dziennie i zaledwie 1 184 m/ 100 km. Nic dziwnego, że trasa wydała mi się nudna :p
Opędzlowanych bigów: 17, czyli zaledwie 0,77 biga dziennie. j.w. ;)
Ogólnie wyprawa udana, dałem radę przejechać całość trasy, zaliczyłem wszystkie brakujące bałkańskie bigi.
Największe zaskoczenie in plus: Bułgaria ogólnie. Kraj bardzo przyjemny, na porównywalnym etapie rozwoju co Rumunia, ale z przyjaźniejszymi cenami, większą ilością gór i pięknych krajobrazów (Melnik!) i naprawdę zacną ilością ciekawych zabytków. No i pociągi tanie, punktualne i z nieźle rozwiniętą siecią połączeń. A bułgarski jogurt rządzi, bo przynajmniej niektóre gatunki dorównują greckiemu, a przy tym są o ponad połowę tańsze! :)
Największe rozczarowanie: Rumunia. Niespecjalnie widać postęp (a byłem tam już bodaj piąty raz), stolica nieciekawa, a ceny poszły mocno do góry. No i pociągi powolne, w kiepskim stanie technicznym i mające nieustanny problem z przewożeniem roweru. Aczkolwiek drogi mają nieco lepsze niż w Bułgarii.
W obu krajach kierowcy jeżdżą jak wariaci, wyprzedzanie z naprzeciwka na trzeciego nie stanowi dla nich żadnego problemu. Naparzają z naprzeciwka stówą, niemal muskając moją kierownicę lusterkiem i nawet im powieka nie drgnie. Czasami naprawdę chce się wozić przy sobie pistolet do paintballa i używać w takich sytuacjach...
- DST 53.68km
- Czas 02:31
- VAVG 21.33km/h
- VMAX 38.59km/h
- Temperatura 18.0°C
- Podjazdy 86m
- Sprzęt Surlier
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Zatem dobrze, że już za młodu poznałem troszkę Bałkany. M.in. dzięki temu teraz mnie tam specjalnie nie ciągnie - wolę powspominać (również dzięki Twoim relacjom;)
huann - 18:46 poniedziałek, 30 września 2019 | linkuj
No, jeśli jednak wolisz samolot...ale tak sugestywnie opisałeś swą Lotniskową Mękę, że siłą rzeczy zacząłem szukać alternatywnych rozwiązań ;) Może rzeczywiście zanadto się przejąłem :D
huann - 10:36 niedziela, 29 września 2019 | linkuj
Pod warunkiem, że akurat zależy mi na miejscu, gdzie nie mogę przemieścić się w inny sposób ;) Swoją drogą - już w 1982 roku jechałem pociągiem z Warszawy Gdańskiej do Warny pociągiem. W Oradei (to całkiem blisko Aradu;) byliśmy po 1,5 dobie. Można? Można!
huann - 12:08 sobota, 28 września 2019 | linkuj
Ja się nie krępuję, tylko, jak poprzednio pisałem - krępuje mnie określona liczba dni urlopowych w roku ;)
huann - 20:41 piątek, 27 września 2019 | linkuj
A gdyby pociągiem przez Ukrainę do Odessy i stąd promem do Konstancy albo Warny? Pewnie dużo dłużej, ale przy wschodnich cenach może wcale nie tak drogo?
huann - 19:17 czwartek, 26 września 2019 | linkuj
Je w ZUS-ie - jaka logistyka, niczym przed wyprawą na Księżyc!
Najwyższy szacun dla świętej cierpliwości!
Mi by się kompletnie nie chciało; tym bardziej doceniam podróże promem, gdzie przypinam rower do ściany na pokładzie dla pojazdów i... już. Niech taka podróż nawet trwa kilkadziesiąt zamiast kilku godzin, można się wyspać, nażreć, wybyczyć na pokładzie (lub pod) i pooglądać widoki.
Za to kebaba popieram całkowicie! ;) huann - 09:20 czwartek, 26 września 2019 | linkuj
Najwyższy szacun dla świętej cierpliwości!
Mi by się kompletnie nie chciało; tym bardziej doceniam podróże promem, gdzie przypinam rower do ściany na pokładzie dla pojazdów i... już. Niech taka podróż nawet trwa kilkadziesiąt zamiast kilku godzin, można się wyspać, nażreć, wybyczyć na pokładzie (lub pod) i pooglądać widoki.
Za to kebaba popieram całkowicie! ;) huann - 09:20 czwartek, 26 września 2019 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!