Informacje

  • Wszystkie kilometry: 226838.82 km
  • Km w terenie: 5432.61 km (2.39%)
  • Czas na rowerze: 456d 19h 15m
  • Prędkość średnia: 20.69 km/h
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl
Jak to drzewiej bywało: button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Zaprzyjaźnione blogi i strony

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy aard.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wpisy archiwalne w kategorii

Wyprawa

Dystans całkowity:61874.99 km (w terenie 1090.17 km; 1.76%)
Czas w ruchu:3444:56
Średnia prędkość:17.96 km/h
Maksymalna prędkość:78.01 km/h
Suma podjazdów:862546 m
Liczba aktywności:727
Średnio na aktywność:85.11 km i 4h 44m
Więcej statystyk
Czwartek, 9 czerwca 2022 Kategoria !Surlier, Wyprawa

Konserwatywnie - tyrolska, dżem 6

Cały dzień w mżawce albo w deszczu. Krótkie przerwy dawały nadzieję, a potem znowu padało. Teraz też pada :-P
W związku z tym zero zdjęć dziś. 

Mayrhofen - Schwaz - Sagalm (big) - Hall in Tirol - Halltal (big, do 22%!) - Innsbruck - Voels. 


  • DST 102.14km
  • Czas 05:13
  • VAVG 19.58km/h
  • VMAX 45.62km/h
  • Temperatura 14.0°C
  • Podjazdy 1649m
  • Sprzęt Surlier
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 8 czerwca 2022 Kategoria !Surlier, Wyprawa

Konserwatywnie - tyrolska, dżem 5

Miał być ciężki dzień, ale że po reście, to wszedł zaskakująco łatwo :-)
Pierwszy big trzymał 11% prawie non stop, więc 1450m podjazdu padło w 2:10 brutto :-)

Drugi był bardzo nierówny, od 1 do 14%, a był też i krótki zjazd. Ale wynagrodził to widokami! Dolina prowadząca do Zillergruendl to jak dla mnie jedno z najpiękniejszych miejsc w Europie! Tylko trzeba mieć dobrą pogodę, bo inaczej to tylko długi, nierówny i męczący podjazd :-P

















Trasa:

  • DST 81.96km
  • Czas 05:14
  • VAVG 15.66km/h
  • VMAX 58.58km/h
  • Temperatura 25.0°C
  • Podjazdy 2877m
  • Sprzęt Surlier
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 6 czerwca 2022 Kategoria !Surlier, Wyprawa

Konserwatywnie - tyrolska, dz. 3

Dziś wreszcie łatwiejszy dzień. Całe szczęście, bo takiej rzeźni jak wczoraj bym dzisiaj nie przetrwał.
Kitzbuehel - Thurnpass - Mittersill - Wald im Pinzgau - Krimml - Hochkrimml (big) - Gerlospass - Ramsau - Mayrhofen.



Łatwiejszy, ale nie mniej piękny. W sumie chyba najpiękniejszy dotychczas :-)







Kemping w Mayrhofen fantastyczny! Wszystkomający (lodówka, suszarnia, prąd i woda przy namiocie), blisko do sanitariatów). I np. TAKIE kabiny prysznicowe! :-)


  • DST 108.08km
  • Czas 05:44
  • VAVG 18.85km/h
  • VMAX 70.12km/h
  • Temperatura 28.0°C
  • Podjazdy 1594m
  • Sprzęt Surlier
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 5 czerwca 2022 Kategoria !Surlier, Wyprawa

Konserwatywnie - tyrolska, dz. 2

Uch! Oba bigi średnio 12% (praktycznie bez odcinków odpoczynkowych) i chociaż na lekko, to strasznie dały mi w kość!

Waidring - Steinplatte (big) - St. Johann - Kitzbuehel - Kitzbueheler Horn (big) - Schwarzer See. 


Kemping raczej kiepski i bardzo drogi (27 EUR), ale przynajmniej zdążyłem tuż przed burzą :-)


Mój ruch na Steinplatte ;-)






Grossglockner 


Zwanzigwasserhaus w Kitzbuehel ;-)

  • DST 63.85km
  • Czas 05:05
  • VAVG 12.56km/h
  • VMAX 63.38km/h
  • Temperatura 30.0°C
  • Podjazdy 2310m
  • Sprzęt Surlier
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 4 czerwca 2022 Kategoria !Surlier, Wyprawa

Konserwatywnie - tyrolska, dżem 1

Salzburg - Berchtesgaden - Hirschbichl (big) - Lofer - Loferer Alpe (big) - Lofer - Waidring.



Miał być dość łatwy dzień na początek, ale nie wyszło. Raz, że forma nadal kiepska, a dwa, że akurat bigi wymagające. Drugi miał średnio 12%, a pierwszy (z bagażem) miał spory odcinek za 18-20%! Plus upał i skurcze. Ledwo dojechałem. Mam nadzieję, że jutro będzie lepiej... 

Ale za to było przepięknie! Dla tego jednego dnia już warto było tu przyjechać :-)


Berchtesgaden 


Na podjeździe na Hirschbichl 


Na zjeździe z Hirschbichl 
  • DST 98.02km
  • Teren 0.60km
  • Czas 05:58
  • VAVG 16.43km/h
  • VMAX 59.57km/h
  • Temperatura 30.0°C
  • Podjazdy 2008m
  • Sprzęt Surlier
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 2 października 2020 Kategoria !Surlier, Wyprawa

Alpi mio amore, dz. 71, dzień powrotu

Po miastach: Verona i Łódź. Koniec! :(
Powrót z zaprzyjaźnioną firmą pana Krystiana. Wielkie dzięki dla Niego oraz dla Marcina, z którym miałem przyjemność jechać :)
W Veronie padało, więc na miejsce spotkania dojechałem trochę mokry, a trochę wkurzony, bo sam wyznaczyłem miejsce, a okazało się, że jest na drodze z zakazem (musiało być blisko autostrady, ale to była jednak krajówka!), co oznaczało, że nie dość ze stres w sprawie policji, to jeszcze pomyliłem zjazdy i musiałem przenosić rower przez barierkę, bo powrót pod prąd nie wchodził w grę. Potem już spokojnie z Marcinem do Dzierżoniowa, gdzie byłem o 4 rano. Po 5 pociąg do Wrocławia (w którym pan konduktor pozwolił mi zagotować grzałką wodę na kawę! :) - tam przesiadka i ok południa byłem wreszcie w Łodzi i to nawet na Chojnach :)

Podsumowanie wyprawy Alpy Mio Amore 2020:
Całkowity dystans wyprawy: 5 800,85 km, średnio dziennie 78,4 km, a licząc tylko dni stricte wyprawowe: 89,4 km.
Całkowita suma podjazdów: 125 772 m
!!! - to jest więcej niż mój rekord ROCZNY sprzed zaledwie trzech lat!! Daje to 2 168,2 m / 100 km, a licząc tylko dni stricte wyprawowe: 2 217,3 m /100 km. Wynik trzeci najlepszy w życiu. Bez wstydu przed kimkolwiek (Rysiek niestety zmarł :( )
Zaliczonych bigów:
84
, co jest drugim najlepszym rocznym wynikiem w życiu (rekordowy był rok 2018 - 127 bigów, ale 50 z tych bigów to był BeNeLux ;) czyli średnio 1,38 biga dziennie bez dni restowych. Skompletowane wszystkie bigi w Italii - to akurat smutna wiadomość ;)
Całkowity czas trwania wyprawy: 80 dni. Możecie mi mówić Phileas Fogg ;)

Forma: początkowo było bardzo ciężko, zwłaszcza, że raczej wyjątkowo trudne bigi się trafiły i nie było gdzie zrobić restu (tak naprawdę rest był dopiero po 7 dniach jazdy, czyli bardzo późno). Potem złapałem przyzwoita formę i już swobodnie dociągnąłem do Augsburga. A tam, po kilku dniach solidnego odpoczynku weszła mi taka moc, że już praktycznie do końca wyprawy "niszczyłem" kolejne podjazdy, jak chyba nigdy wcześniej. Tylko ostatni tydzień był już bez szału - chyba trochę za długo trwała ta wyprawa.

Pogoda: jak zwykle miks. Trochę deszczu (w pierwszym okresie nawet codziennie), sporo ładnej pogody, trochę wieczorno-nocnego zimna i to nie tylko we wrześniu. Cienka kurtka puchowa pozyczona od N. (dziękuję!) sprawdziła się idealnie, gruba nie była potrzebna, a zajęłaby znacznie więcej miejsca. Zaskakujące było to, że prawie nie było upałów.

Sprzęt: dużo pecha, zwłaszcza w pierwszej części, albo po prostu sporo błędów sprzętowych ("złej baletnicy...").
- Pechowe było na pewno rozcięcie zaledwie rocznej opony już podczas dojazdu do Czech, co zaowocowało kilkoma zmarnowanymi dętkami, nawałą roboty z próbami naprawy i wreszcie koniecznością ratowania się oponą od szosówki na zadupiu i kupnem porządnej kilka dni później. O dziwo opona CST sprawdza się bardzo dobrze, co przy cenie 15 EUR daje do myślenia, czy jest jeszcze sens kiedykolwiek kupować Schwalbe, zwłaszcza na tył... (bo na przód Marathon Supreme to jednak może być optymalny wybór ze względu na ich fantastyczną przyczepność),
- przeciekający namiot: musiałem praktycznie wszystkie szwy podkleić "magiczną" taśmą. Do tego psujące się zamki sypialni. Namiot jest albo do gruntownej naprawy przez fachowca, albo do wymiany,
- rozwalone sandały - tu mój błąd, zbyt delikatne były na długą wyprawę i powinienem był to przewidzieć. Inna sprawa, że nie byłem w stanie kupić lepszych, strasznie kiepski wybór w tym zakresie. No, ale mogłem kupić pełne buty, zamiast potem kupować na łapu-capu, gdzieś we Włoszech... No, ale na szczęście nowe buty sprawdziły się bardzo dobrze. I wytrzymały trudy bez problemów i okazały się też naprawdę wygodne, gdyby jeszcze nie były tak brzydkie... ;)
- rozwalone japonki - w sumie to pomijalna kwestia, ale żeby japonki nie wytrzymały dwóch miesięcy używania wyłącznie wieczorami i rankami...?
- przeciekający materacyk Robens - jestem rozczarowany, ale zobaczymy, czy przecieka na szwach, czy po prostu jest gdzieś maleńka dziurka. Ta druga sytuacja byłaby do ewentualnego wybaczenia - zdarza się,
- rozwalony kubek stalowy - słaba konstrukcja lutu ucha, zdarza się i w kubku kupionym lata temu za kilka złotych można wybaczyć,
- przeciekająca kurtka przeciwdeszczowa - chyba dożyła swoich dni, zwłaszcza, że i ekspres lubi się już czasem nie zapiąć...
- zgubiony scyzoryk - tu oczywista moja wina. Dobrze, ze to jedyna ważna rzecz, którą zgubiłem (oprócz tego dwa razy pasta do zębów została na kwaterze :P)

Wrażenia: super, super, super!!! Widoki zapierające dech, osiągi świetne, problemy z Covidem pomijalne (cóż to za problem założyć maseczkę, wchodząc do sklepu czy pociągu?). Wyprawa długa, ale z rozsądnymi odpoczynkami, częściowo w zacnym towarzystwie Serwecza, a absolutnie super sprawą była możliwość kilkudniowego spotkania z N. w Augsburgu. Przynajmniej tęsknota nie doskwierała mi aż tak bardzo. No a dla niej to były niestety jedyne "wakacje" w tym roku.

Cała trasa:

  • DST 12.58km
  • Czas 00:43
  • VAVG 17.55km/h
  • VMAX 41.26km/h
  • Temperatura 16.0°C
  • Podjazdy 71m
  • Sprzęt Surlier
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 1 października 2020 Kategoria !Surlier, Wyprawa

Alpi mio amore, dz. 70 i ostatni

Start z hostelu w Como dość leniwy, bo o 9:15. Jednak pakowanie się jest mocno utrudnione, gdy dookoła śpią ludzie, których prubujesz nie obudzić i np. nie zapalasz światła :-P

Potem kilka km po włoskich miasteczkach i zaczyna się podjazd. A zaraz potem granica szwajcarska i podjazd wyostrza. Momentami 12%. Na szczęście wypatrzylem na mapie sensowny skrócik, który nie dość, że oszczędził mi 90m zjazdu (potem oczywiście podjazdu), to jeszcze sprawił, że podjazd był łagodniejszy. Bo ślad prowadził drogą 17%!

Na wys. 550 udaje mi się zrzucić sakwy w otwartym garażu pewnego miłego pana i dalej już na lekko na biga Monte Generoso. Oczywiście zapomniałem zjeść, a mam ze sobą tylko jednego croissanta, więc cisnę jak głupi, zanim mnie odetnie :-)



Na górze (stacja kolei zębatej z pięknym widokiem na Lago di Lugano) jestem o 11:30. Zjazd też idzie spoko, zabieram sakwy, zjeżdżam tymi 17% do Mendrisio i tam wreszcie jem lancz na przystanku autobusu.

Potem lekki podjazd i po kilku kilometrach znowu Italia. Zjazd do Varese, które mijam obwodnicą i bardzo ostry początek podjazdu na ostatniego biga. Sakwy zrzucam w cukierni na wys. 400 i dalej juz na lekko na Campo dei Fiori. Jest to nie tylko mój ostatni big tej wyprawy i w tym roku, również ostatni big we Włoszech. Tak, zrobilem przez te lata wszystkie 150! Smuteczek :-(



Na górze jestem o 15:15. Zjeżdżam, zabieram sakwy i jadę do Eurospina, pora na zakupy do domu :-)



Na pociąg o 16:50 zdążam spokojnie. Trochę przygód z biletem, bo ponoć ten na rower działa tylko do Mediolanu, ale nie przejmuje się tym. Całą trasę pokonuję pociągami Trenord, bilet jest Trenord wazny 24 godziny, więc co mi zrobią? :-)

Oba pociągi nieco spóźnione, ale choć z trudem, zdążyłem na obie przesiadki i w Veronie jestem o 20:25. Jeszcze 4 km i jestem na kwaterze. B&B w mieszkaniu w bloku, ale spoko. Wyśpię sie, a jutro, mam nadzieję, łapię transport do Polski :-)

Como - San Pietro - Monte Generoso (big) - Mendrisio - Varese - Campo dei Fiori (ostatni big Italii!) - Varese - pociąg - Verona.

  • DST 80.67km
  • Teren 1.70km
  • Czas 04:53
  • VAVG 16.52km/h
  • VMAX 59.35km/h
  • Temperatura 16.0°C
  • Podjazdy 2116m
  • Sprzęt Surlier
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 30 września 2020 Kategoria !Surlier, Wyprawa

Alpi mio amore, dz. 69

Dziś bardzo leniwie. Wstałem o 7:15, wyjechałem o 9:30. A i tak miałem mnóstwo czasu :)

Big Muro di Sormano nie zrobił wrażenia, jako ze startowałem z wys. 610, a wjeżdżałem na 1110. Ale zaliczony :)



Potem zjazd z powrotem nad jezioro Como i 15 km w czeskim stylu wzdłuż brzegu. W południe docieram do miasta Como, gdzie mam zarezerwowany nocleg w hostelu. Zanim się tam udałem, zjadłem sobie lunch na ławce na głównym placu i trochę obejrzałem miasto. Taki typowy kurort.



O godz. 13 jestem w hostelu, zostawiam sakwy i ruszam na biga Monte Bisbino (1300). Początek wzdłuż jeziora do Cernobbio, a potem dłuuugo ulicami miasteczka, które skończyło się dopiero na wysokości 650! :o Na 800 krótki postój i potem druga część podjazdu. Nadal nie jestem świeży, niby jadę, ale męczę się. Chyba dobrze, ze jutro ostatni dzień bigania (z prozaicznego powodu, że mi się bigi skończą w okolicy :p). Na górze byłby ładny widok, ale przejrzystość powietrza drastycznie spadła i nawet fotki nie zrobiłem, bo byłaby jedna wielka mgła :/


To jeszcze z podjazdu. Na końcu jeziora majaczy miasto Como. 

Zjazd w miarę komfortowy, bo na gorze 14 stopni (na dole 20) i już lekko po godz. 16 jestem w Ostello Bello w Como. Całkiem spoko hostel. Każdy pokój ma swoją łazienkę, każde łóżko ma swoje dwa gniazdka (łóżek w pokoju jest 6), pod łóżkiem jest bardzo duża szuflada na bagaż, która można zamknąć na kłódkę (o ile się ją ma :p), plus niezłe, wszędzie sięgające wifi, kuchnia z czajnikiem i drink powitalny w postaci małego piwa/ lampki wina lub napoju bezalkoholowego. No i bardzo miła obsługa. Naprawdę spoko hostel - cena 21 EUR.






PS. Niestety nie udało się dobić do 50k podjazdów we wrześniu - nie chce mi się dokręcać tych 171 metrów, bo już się umyłem :P
  • DST 77.24km
  • Czas 04:26
  • VAVG 17.42km/h
  • VMAX 58.23km/h
  • Temperatura 18.0°C
  • Podjazdy 1885m
  • Sprzęt Surlier
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 29 września 2020 Kategoria !Surlier, Wyprawa

Alpi mio amore, dz. 68

No, dziś wyraźnie cieplej, nareszcie! Wstałem przed 7 i było 11 stopni. Olbrzymia ulga! Na dodatek niewiele rosy i mimo ze nie doczekałem słońca, to namiot zwinąłem suchy :)
Start o 9:10. Pierwsze 4 km wzdłuż jeziora, a potem zaczął się big Alpe Giumello (1560). Nie było gdzie zostawić bagażu, bo wszystkie lokale będą miały sjestę, jak zjadę, więc musiałem wytachać z 200 na 400 m, żeby porzucić w krzakach.


Miniaturowy Parc Guell w jednej z wiosek na podjeździe :-)

Potem big na dwa razy, ale z dużymi oporami. Mimo sensownego tempa naprawdę kiepsko mi się jechało. Chyba skumulowane zmęczenie, bo co innego...? Na górze jestem o 12:30, z powrotem na dole o 13:20. Szybkie zakupy w Eurospinie i lecę na prom, który odpływa punkt 14. Zdążyłem z kilkuminutowym zapasem. Cena 5,60 z rowerem, więc nie ma co narzekać. Sam rejs trwa raptem kilkanaście minut, ale oszczędza ok 80 km trasy wokół jeziora :)



Bellagio bardzo ładne, nazywane jest perłą jeziora Como i faktycznie miasteczko zadbane i śliczne. No i oczywiście położone fantastycznie, ale to jak każde tutaj :)

A prosto stąd zaczyna się podjazd na biga Madonna di Ghisallo (756). Miałem co prawda jechać inaczej, ale to błąd w planowaniu! Nadłożyłbym 18 km i zupełnie niepotrzebnie objeżdżał górę dookoła, a tak to po prostu pojechałem przez nią :) Na podjeździe jeszcze zrobiłem sobie postój na żarcie z widokami i na bigu jestem o 16:20. Jest tu muzeum kolarstwa, ale wstęp 6 EUR, więc się nie skusiłem :p Jak również na ŚLICZNĄ (i ze świetnego materiału) kolarską koszulkę Campagnolo w muzealnym sklepiku. Cena 122 EUR... :o



Zjazd 250 m do Asso, skąd ostatni kilometr - pod górę, bo to już początek następnego biga, ale to dopiero jutro. Dziś tylko 100 metrów i jest zamówiony booking - Cascina del Sole. Prawdziwe gospodarstwo agroturystyczne - z krowami! :o Pokój bardzo fajny, z czajnikiem i lodówką, za 31 EUR to naprawdę super :)


  • DST 74.21km
  • Teren 0.40km
  • Czas 04:41
  • VAVG 15.85km/h
  • VMAX 66.14km/h
  • Temperatura 17.0°C
  • Podjazdy 2298m
  • Sprzęt Surlier
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 28 września 2020 Kategoria !Surlier, Wyprawa

Alpi mio amore, dz. 66

W nocy taka sama zimnica jak wczoraj, a rano potworna rosa. Wszystko mokre. Ale dziś nie miałem komfortu poczekania na słońce, wstalem o 6:30, było jeszcze ciemno, a temperatura 6 stopni... 

Znów bardzo opornie wszystko szło, spakowalem większość i na biga na lekko wyruszylem o 8:45.

Pierwsze kilometry we wszystkich ciuchach, po drodze jeszcze zakup bułki na drugie śniadanie (na pierwsze był surowy tostowy :-/).

Wreszcie zmieniłem stronę doliny i wyjechałem z cienia. I wtedy zerwał się wiatr. Silny, porywisty i oczywiście w pysk. Jakoś się jednak dotoczyłem te 12 km do Gordony (choć po drodze plułem sobie w brodę - tak wiało! :-P - że jednak nie wziąłem tam dachu, miałbym na dziś ten odcinek z głowy. A w Gordonie zaczął sie podjazd na biga Menarola (1320m) ładnie wyeksponowany na słońce (zachodni stok) i trochę osłonięty od wiatru.

Ciąłem gracko. Pierwszy i jedyny postój na 940 m. Z góry fantastyczne widoki na Valchiavenna. 


Valchiavenna inferiore (dolna) 


Valchiavenna superiore (górna) 

Na zjeździe już dość ciepło, a potem doliną z wiatrem, czysta poezja, 35 nie schodziło z licznika :-)
Niestety mimo to o kilka minut spóźniłem się do sklepu (od 12:30 sjesta), więc chleba na lancz na razie nie ma :-P (rano nie mogłem kupić, bo przy tych ciuchach miejsca w małej sakwie miałem ledwo na jedną bułkę). 

Wracam na kemping, zwijam namiot, piję kawę i o 13:30 ruszam dalej. Po 10 km mam Eurospina, czyli chleb i kolację. No i inne pyszności ;-)

Po kolejnych 10 jestem już prawie pod drugim bigiem, więc wreszcie jem ten lancz. Z TAKIM widokiem! :-D



Potem wjeżdżam do Dervio i znajduję bar dokładnie na starcie biga Monte Legnoncino (1456). Miła pani zgadza się przechować sakwy, więc o 15:30 startuję. Podjazd spoko, 6-8%, idę jak burza. Tzn. do wysokości 1050, bo tam nagle trochę opadam z sił. A końcówka stroma: 12-16%. No ale w końcu wtaczam się na górę o 17:30. Znów 7 stopni, kurwa. A był już prawie upał! Ubieram wszystko co mam i na dół.

Na 750 staję, żeby złapać resztkę słońca, bo na dole będzie już cień. Ale i pod barem z sakwami, mimo cienia, jednak jest 17 stopni. Dobrze, może faktycznie dziś będzie cieplej...? 

Upatrzony kemping Turisport w Dervio okazuje się nieczynny, mają dziś dzień wolny! Na szczęście jest i drugi, Europa, i ten przyjmuje. Loguję się o 18:45, powoli się ściemnia... 



Rezygnuję dzisiaj z prania, trudno! Za to kolacja mimo ciemności wyszła mi bardzo fajna (papardelle z pesto czerwonym i mieloną wołowiną), no i godz. 22 na zewnątrz jest wciąż 13 stopni, a to ROBI różnicę! :-D
Z kempingu piękny widok na jezioro, światła z przeciwnego brzegu migoczą na wodzie jsk w Boce Kotorskiej... 

Ps. Miesięczny rekord podjazdów wszech czasów pobity! A trwał niedościgniony od lipca 2009! Wtedy było potrzebne ponad 3700 km, by go ustanowić, w Alpach wystarczyło 2200...
  • DST 115.57km
  • Teren 0.80km
  • Czas 06:15
  • VAVG 18.49km/h
  • VMAX 54.45km/h
  • Temperatura 18.0°C
  • Podjazdy 2580m
  • Sprzęt Surlier
  • Aktywność Jazda na rowerze

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl