Zwierz Alpuhary, dz. 4
Znów straszny dzień. Wstałem przed świtem (widno się robi dopiero po 7, to trochę późno na wstawanie) i ruszyłem o 9. Pod górę. A potem więcej pod górę. Z Valdelinares zadzwoniłem do miejsca, gdzie planowałem spać (nie ma ich na booking) i okazało się, że nie przyjmują gości. Zrozumiałem niewiele więcej niż "lo siento", ale to niestety wystarczyło. Czyli nie mam gdzie spać, bosko! :/
Nic to, jadę dalej (bardzo marnie znów!) i kombinuję. I na bigu Valdelinares już miałem wykombinowane. Biorąc pod uwagę, że jadę znacznie wolniej niż powinienem, to pewnie dziś i tak miałbym problem, żeby dotrzeć do Alfambry. Coś wcześniej? Bez szału, tylko hotelik za 55. Drogo, kurwa. Ale nie mogę drugiego dnia na dziko, bo muszę się poprać i podładować sprzęt. Więc nie ma rady, wziąłem.
A potem falowanie mega pustą i pustynną doliną, którą chyba czasami płynie rzeka, ale jakoś dawno nie zaglądała. Ponure, pólpustynne krajobrazy, kolczasta roślinność. I tak aż na rozdroże nad Allepuz, które akurat bardzo ładnie położone w kanionie i świetnie z góry wygląda.
Tamże zostawiam sakwy i 15 km skok w bok na drugiego biga. Pierwsze 7 to zjazd, a potem 8 to podjazd. Więc w sumie do podjechania 600 mimo, że sam big ma 400. A tu się zrobiło 36 stopni i wiatr w pysk. Jadę jak po grudzie, masakra jakaś. No, ale w końcu, czyli o 16:30 jestem na bigu Puerto de Villaroya. To teraz zjazd, nabrać wody i te nieszczęsne 200m podjazdu. Już mnie strasznie wycięło. Po zabraniu bagażu spod krzaku głogu (żadnego innego cienia w promieniu kilometrów!)
wyruszam w dół do tego ładnego Allepuz. Oczywiście w Hiszpanii "w dół" jest pojęciem względnym. Od teraz chyba zamiast "czechy" będę mówił "hiszpania". Serio, nie ma zjazdu, żeby chociaż kawałek pod górę nie było!
No, ale wreszcie się dotoczyłem. Hostal Venta Liera bez klimy, ale jakoś nie tragicznie nagrzany, 25 stopni w środku, więc idzie żyć. Drogo, ale miła gospodyni pozwoliła mi zrobić pranie w pralce (z dwóch dni, więc warto!), no i zjadłem dobrą kolację (frytki i schab z grilla, tylko jeszcze nie wiem, ile toto kosztowało :p)
Dziś przynajmniej nie padam zaraz po przyjeździe, ale jechało mi się tak marnie, że marzę o dniu restowym. No, jutro na pewno nie, nie za tę cenę. Mam nadzieję, że pojutrze - jest kemping.
Nic to, jadę dalej (bardzo marnie znów!) i kombinuję. I na bigu Valdelinares już miałem wykombinowane. Biorąc pod uwagę, że jadę znacznie wolniej niż powinienem, to pewnie dziś i tak miałbym problem, żeby dotrzeć do Alfambry. Coś wcześniej? Bez szału, tylko hotelik za 55. Drogo, kurwa. Ale nie mogę drugiego dnia na dziko, bo muszę się poprać i podładować sprzęt. Więc nie ma rady, wziąłem.
A potem falowanie mega pustą i pustynną doliną, którą chyba czasami płynie rzeka, ale jakoś dawno nie zaglądała. Ponure, pólpustynne krajobrazy, kolczasta roślinność. I tak aż na rozdroże nad Allepuz, które akurat bardzo ładnie położone w kanionie i świetnie z góry wygląda.
Tamże zostawiam sakwy i 15 km skok w bok na drugiego biga. Pierwsze 7 to zjazd, a potem 8 to podjazd. Więc w sumie do podjechania 600 mimo, że sam big ma 400. A tu się zrobiło 36 stopni i wiatr w pysk. Jadę jak po grudzie, masakra jakaś. No, ale w końcu, czyli o 16:30 jestem na bigu Puerto de Villaroya. To teraz zjazd, nabrać wody i te nieszczęsne 200m podjazdu. Już mnie strasznie wycięło. Po zabraniu bagażu spod krzaku głogu (żadnego innego cienia w promieniu kilometrów!)
wyruszam w dół do tego ładnego Allepuz. Oczywiście w Hiszpanii "w dół" jest pojęciem względnym. Od teraz chyba zamiast "czechy" będę mówił "hiszpania". Serio, nie ma zjazdu, żeby chociaż kawałek pod górę nie było!
No, ale wreszcie się dotoczyłem. Hostal Venta Liera bez klimy, ale jakoś nie tragicznie nagrzany, 25 stopni w środku, więc idzie żyć. Drogo, ale miła gospodyni pozwoliła mi zrobić pranie w pralce (z dwóch dni, więc warto!), no i zjadłem dobrą kolację (frytki i schab z grilla, tylko jeszcze nie wiem, ile toto kosztowało :p)
Dziś przynajmniej nie padam zaraz po przyjeździe, ale jechało mi się tak marnie, że marzę o dniu restowym. No, jutro na pewno nie, nie za tę cenę. Mam nadzieję, że pojutrze - jest kemping.
- DST 85.01km
- Czas 05:15
- VAVG 16.19km/h
- VMAX 70.01km/h
- Temperatura 34.0°C
- Podjazdy 1833m
- Sprzęt Surlier
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!