Zwierz Alpuhary, dz. 9
Wieczorem we wsi byla fiesta, więc wracający imprezowicze nie dali mi zasnąć do po północy. A o 6:15 zadzwonił budzik. No to wstaję.
Wyjazd tuż przed 9, a tu już 20 stopni. Zjazd kilkaset metrów nad wyschnięta rzekę i zaczynam biga. Zaledwie 500 metrów, więc wszedł na luzie. Potem długi czeski zjazd do Ondy. Tam lancz na skwerku naprzeciw takiego domku. Przerąbane, słońce napitala z każdej strony, wszystko ściany szczytowe... Masakra i latem, i zimą.
O 13 zjeżdżam jeszcze trochę do Betxi. Jestem na 90 m npm i są 42 stopnie...
Kawałek dalej zaczyna się podjazd na drugi big. Niemal 900m. Idzie jak po grudzie, robię chyba 3 postoje i wreszcie zrzucam sakwy na 660. Dalej ma być szuter, ale jakimś cudem jest stary asfalt. Brakujące 300 robię na dwa razy. Jest strasznie, roztapiam się, ale big zrobiony!
Teraz już 15 km zjazdu i 20 km czech na koniec. Na kempingu jestem o 18:30.
A tu fakap, bo kemping dziś zostanie zamknięty po sezonie. O 20 ma zostać zakręcona woda...
Wybłagałem, żeby mnie jednak przyjęli (a na obiekcie mnóstwo ludzi!) i popędziłem prać, myć się i nabierać wody. Uff, zdążyłem! To teraz jeszcze zdzierżyć rozwydrzoną bachoriadę w okolicy mojej parceli (jedynej niezabudowanej przyczepą, domkiem, etc), rozbić namiot na żwiroskale, zjeść (od 13 nic nie jadłem), napić się dużo herbaty (a wcześniej ją wystudzić), naładować baterie...
Ale jakoś to wszystko ogarnąłem, a o 21:30 nadal jest woda, a na kempingu zapadła cisza... Niemal wszyscy się rozjechali! Szok...
A oto moja piazzola za 10 eur. Nawet woda i światło są!
Wyjazd tuż przed 9, a tu już 20 stopni. Zjazd kilkaset metrów nad wyschnięta rzekę i zaczynam biga. Zaledwie 500 metrów, więc wszedł na luzie. Potem długi czeski zjazd do Ondy. Tam lancz na skwerku naprzeciw takiego domku. Przerąbane, słońce napitala z każdej strony, wszystko ściany szczytowe... Masakra i latem, i zimą.
O 13 zjeżdżam jeszcze trochę do Betxi. Jestem na 90 m npm i są 42 stopnie...
Kawałek dalej zaczyna się podjazd na drugi big. Niemal 900m. Idzie jak po grudzie, robię chyba 3 postoje i wreszcie zrzucam sakwy na 660. Dalej ma być szuter, ale jakimś cudem jest stary asfalt. Brakujące 300 robię na dwa razy. Jest strasznie, roztapiam się, ale big zrobiony!
Teraz już 15 km zjazdu i 20 km czech na koniec. Na kempingu jestem o 18:30.
A tu fakap, bo kemping dziś zostanie zamknięty po sezonie. O 20 ma zostać zakręcona woda...
Wybłagałem, żeby mnie jednak przyjęli (a na obiekcie mnóstwo ludzi!) i popędziłem prać, myć się i nabierać wody. Uff, zdążyłem! To teraz jeszcze zdzierżyć rozwydrzoną bachoriadę w okolicy mojej parceli (jedynej niezabudowanej przyczepą, domkiem, etc), rozbić namiot na żwiroskale, zjeść (od 13 nic nie jadłem), napić się dużo herbaty (a wcześniej ją wystudzić), naładować baterie...
Ale jakoś to wszystko ogarnąłem, a o 21:30 nadal jest woda, a na kempingu zapadła cisza... Niemal wszyscy się rozjechali! Szok...
A oto moja piazzola za 10 eur. Nawet woda i światło są!
- DST 120.84km
- Czas 06:39
- VAVG 18.17km/h
- VMAX 54.77km/h
- Temperatura 36.0°C
- Podjazdy 1926m
- Sprzęt Surlier
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
42 stopnie... wrzesień to na południu Hiszpanii dalej piekarnik.
turdus23 - 20:35 poniedziałek, 12 września 2022 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!