Zwierz Alpuhary, dz. 8
Noc na dziku spokojna, nic mnie nie budziło. Wstałem tuż przed świtem i wyruszyłem jak zwykle tuż po 9. Na dzień dobry podjazd 900 metrów. Ale już po 200 była wieś, a niej piekarnia, więc nabyłem chleb na cały dzień :) A przy drodze rosły jeżyny, więc trochę zjadłem.
Na 1600 postój na żarcie, a potem na 1800 zrzuciłem sakwy i ostatnie 200 metrów na lekko. I dobrze, bo był szuter. Nie jakiś straszny, ale trochę rzucało rowerem. Big Javalambre taki jak wszystkie inne relatywnie wysokie: łysy dwutysięcznik z masztami :P
Potem zaś miało być 80 km zjazdu, a były... czechy. Oczywiście. Łącznie na 1500 w dół nabiłem 600 podjazdów :/ No i na dole gorąco. Nie strasznie, bo jednak czasem wchodziły chmury, ale gorąco. A jak opuściłem główną szosę na Valencię, to jescze nawierzchnia się schrzaniła mocno. Telepało jak dzikie. I ciągłe hopy mimo ogólnej tendencji w dół. Mocno męczące. Wreszcie w dolinie Mijares zrobiło się bardzo ładnie - najpierw jezioro zaporowe, a potem kanion przed miasteczkiem Montanejos. Trochę się już spieszyłem, więc nie napawałem się aż tak, jakbym chciał, ale jednak doceniam - Hiszpanie jak chcą, to umią w widoki :P
Na koniec znów podjazd - niby tylko 450 metrów do Zucaina, ale jednak dość stromo (do 10%, to rzadkość tutaj) i dość męcząco na tym etapie dnia. No, ale jakoś dotarłem. Nocleg miałem ugadany zawczasu przez email (kemping był w Montanejos, ale chciałem pojechać dalej, żeby jutro mieć trochę łatwiej i chyba dobrze zrobiłem, bo jadąc przez Montanejos słyszałem dzikie disco, dziś sobota, więc sen mógłby być... skomplikowany :P)
Ciężki dzień. Może niezbyt to widać po parametrach, więc w sumie nie wiem, co mi tak dało w kość. Chyba czechy, znaczy hiszpania.
Na 1600 postój na żarcie, a potem na 1800 zrzuciłem sakwy i ostatnie 200 metrów na lekko. I dobrze, bo był szuter. Nie jakiś straszny, ale trochę rzucało rowerem. Big Javalambre taki jak wszystkie inne relatywnie wysokie: łysy dwutysięcznik z masztami :P
Potem zaś miało być 80 km zjazdu, a były... czechy. Oczywiście. Łącznie na 1500 w dół nabiłem 600 podjazdów :/ No i na dole gorąco. Nie strasznie, bo jednak czasem wchodziły chmury, ale gorąco. A jak opuściłem główną szosę na Valencię, to jescze nawierzchnia się schrzaniła mocno. Telepało jak dzikie. I ciągłe hopy mimo ogólnej tendencji w dół. Mocno męczące. Wreszcie w dolinie Mijares zrobiło się bardzo ładnie - najpierw jezioro zaporowe, a potem kanion przed miasteczkiem Montanejos. Trochę się już spieszyłem, więc nie napawałem się aż tak, jakbym chciał, ale jednak doceniam - Hiszpanie jak chcą, to umią w widoki :P
Na koniec znów podjazd - niby tylko 450 metrów do Zucaina, ale jednak dość stromo (do 10%, to rzadkość tutaj) i dość męcząco na tym etapie dnia. No, ale jakoś dotarłem. Nocleg miałem ugadany zawczasu przez email (kemping był w Montanejos, ale chciałem pojechać dalej, żeby jutro mieć trochę łatwiej i chyba dobrze zrobiłem, bo jadąc przez Montanejos słyszałem dzikie disco, dziś sobota, więc sen mógłby być... skomplikowany :P)
Ciężki dzień. Może niezbyt to widać po parametrach, więc w sumie nie wiem, co mi tak dało w kość. Chyba czechy, znaczy hiszpania.
- DST 117.46km
- Teren 5.20km
- Czas 06:45
- VAVG 17.40km/h
- VMAX 59.77km/h
- Temperatura 28.0°C
- Podjazdy 2071m
- Sprzęt Surlier
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!