Wpisy archiwalne w kategorii
!Surlier
| Dystans całkowity: | 35347.45 km (w terenie 522.07 km; 1.48%) |
| Czas w ruchu: | 1892:30 |
| Średnia prędkość: | 18.68 km/h |
| Maksymalna prędkość: | 77.37 km/h |
| Suma podjazdów: | 592246 m |
| Maks. tętno maksymalne: | 168 (0 %) |
| Maks. tętno średnie: | 144 (0 %) |
| Suma kalorii: | 96884 kcal |
| Liczba aktywności: | 520 |
| Średnio na aktywność: | 67.98 km i 3h 38m |
| Więcej statystyk | |
Po mieście Wiedeń
Niestety w Batawozie coś konsekwentnie dziurawi tylną dętkę i to od strony obręczy. A nic tam nie ma! Ale nie mam już więcej dętek na zmarnowanie, więc dopóki czegoś nie wymyślę, to po mieście jeżdżę na Surlym :/
- DST 16.26km
- Czas 00:47
- VAVG 20.76km/h
- VMAX 38.90km/h
- Temperatura 23.0°C
- Podjazdy 81m
- Sprzęt Surlier
- Aktywność Jazda na rowerze
Happy MInutes
Na pożegnanie z górami. Wariant krótszy z dokrętką.
Przy okazji dobrze przetestowałem świeżo wyregulowany napęd i o dziwo działa bez zarzutu :)
Za to klocki z przodu są do wymiany :p
Przy okazji dobrze przetestowałem świeżo wyregulowany napęd i o dziwo działa bez zarzutu :)
Za to klocki z przodu są do wymiany :p
- DST 20.32km
- Czas 01:04
- VAVG 19.05km/h
- VMAX 56.80km/h
- Temperatura 22.0°C
- Podjazdy 417m
- Sprzęt Surlier
- Aktywność Jazda na rowerze
Po płaskim! :o
No prawie. Po północnych i wschodnich rubieżach miasta, bo właściwie nigdy tam nie byłem. Oberlaa Therme nawet fajne. Poza tym płasko, nudno i strasznie daleko poza miasto i/lub do centrum. Wygląda na to, że swego czasu wybrałem najlepsze miejsce do mieszkania. Do centrum raptem 7 km, a poza miasto kilometr. Chyba w żadnej innej dzielnicy nie da się mieć równocześnie tak blisko w obu kierunkach. O bliskości gór nie wspominając :)
- DST 67.60km
- Teren 0.20km
- Czas 03:20
- VAVG 20.28km/h
- VMAX 42.52km/h
- Temperatura 30.0°C
- Podjazdy 505m
- Sprzęt Surlier
- Aktywność Jazda na rowerze
Podjazdowo
Ottakring - Wilheminenberg - Neuwaldegg - Exelberg - Scheiblingstein - Hainbuch - Tulbingerkogel - Mauerbach - Sophienalpe - Exelberg - Neuwaldegg - Schottenhof - Penzing - Jubialaeumswarte - Ottakring.
Zacnie z metrami jak na tak krótką wycieczkę :) No i wspaniała pogoda, bardzo ciepło, ale jeszcze nie upał i właściwie bezwietrznie.
Zacnie z metrami jak na tak krótką wycieczkę :) No i wspaniała pogoda, bardzo ciepło, ale jeszcze nie upał i właściwie bezwietrznie.
- DST 55.46km
- Czas 02:39
- VAVG 20.93km/h
- VMAX 62.26km/h
- Temperatura 31.0°C
- Podjazdy 1170m
- Sprzęt Surlier
- Aktywność Jazda na rowerze
Konserwatywnie - tyrolska, dżem powrotu
Po miastach Bludenz (późnym wieczorem) i Wiedeń (rano).
Podsumowanie wyprawy Konserwatywnie – tyrolska 2022:
Całkowity dystans wyprawy: 1 359 km, średnio dziennie 97,1 km (bez dni restowych).
Całkowita suma podjazdów: 27 431 m – co daje mi rekord czerwca w tej kwestii, mimo że dotychczas rekordowy czerwiec 2018 był w całości wyprawowy, a tu tylko dwa tygodnie :)
Wychodzi 2 018,5 m / 100 km, czyli jak na Alpy to nie jakoś bardzo dużo. Fakt, było sporo relatywnie płaskich odcinków; dolina Innu, dolina Renu, Szwajcaria Kaszubska...
Zaliczonych bigów: 24, średnio dziennie 1,7
Forma: słabo. Chyba jak zwykle, w końcu to tylko dwa tygodnie bez przygotowania (jakbym TERAZ jechał dalej, to hoho...), ale i tak trochę rozczarowujące.
Sprzęt: kupiony rok temu w Słowenii pedał jest do wymiany/ naprawy łożyska. Chrobocze jak nieszczęście, gówno straszne. Szczęście, ze wytrzymał do końca. Zgubiona rękawiczka podczas prania w rzece. No i wciąż nie mogę doregulować tylnej przerzutki, na młynku czasem skacze. Serwisant twierdzi, że mam za krótki łańcuch. Obaczym po wymianie. Poza tym sprzęt bez zarzutu.
W szczególności zadowolony jestem z nowych nabytków: materacyk Big Agnes Air Core Ultra bardzo wygodny (grubszy niż inne), niezbyt upierdliwy w pompowaniu (mimo zdecydowanie większej ilości powietrza, które trzeba wpompować) i robi wrażenie, że będzie wytrzymały. Opowieści o współczynnikach R można sobie wsadzić, tak jak sądziłem, i bardzo dobrze. Namiot Naturehike Star River 2 - wygodny, szczelny, łatwy w rozkładaniu. Brakuje mu tylko jednej rzeczy: punktu podczepienia tropiku do masztów - wygodniej by się rozkładało i składało.
Okoliczności: jak zwykle w Alpach – wspaniałe. A moje zdjęcia zbierają wyjątkowo dużo pochwał. Ciekawe, czemu więcej niż zwykle :)
Podsumowanie wyprawy Konserwatywnie – tyrolska 2022:
Całkowity dystans wyprawy: 1 359 km, średnio dziennie 97,1 km (bez dni restowych).
Całkowita suma podjazdów: 27 431 m – co daje mi rekord czerwca w tej kwestii, mimo że dotychczas rekordowy czerwiec 2018 był w całości wyprawowy, a tu tylko dwa tygodnie :)
Wychodzi 2 018,5 m / 100 km, czyli jak na Alpy to nie jakoś bardzo dużo. Fakt, było sporo relatywnie płaskich odcinków; dolina Innu, dolina Renu, Szwajcaria Kaszubska...
Zaliczonych bigów: 24, średnio dziennie 1,7
Forma: słabo. Chyba jak zwykle, w końcu to tylko dwa tygodnie bez przygotowania (jakbym TERAZ jechał dalej, to hoho...), ale i tak trochę rozczarowujące.
Sprzęt: kupiony rok temu w Słowenii pedał jest do wymiany/ naprawy łożyska. Chrobocze jak nieszczęście, gówno straszne. Szczęście, ze wytrzymał do końca. Zgubiona rękawiczka podczas prania w rzece. No i wciąż nie mogę doregulować tylnej przerzutki, na młynku czasem skacze. Serwisant twierdzi, że mam za krótki łańcuch. Obaczym po wymianie. Poza tym sprzęt bez zarzutu.
W szczególności zadowolony jestem z nowych nabytków: materacyk Big Agnes Air Core Ultra bardzo wygodny (grubszy niż inne), niezbyt upierdliwy w pompowaniu (mimo zdecydowanie większej ilości powietrza, które trzeba wpompować) i robi wrażenie, że będzie wytrzymały. Opowieści o współczynnikach R można sobie wsadzić, tak jak sądziłem, i bardzo dobrze. Namiot Naturehike Star River 2 - wygodny, szczelny, łatwy w rozkładaniu. Brakuje mu tylko jednej rzeczy: punktu podczepienia tropiku do masztów - wygodniej by się rozkładało i składało.
Okoliczności: jak zwykle w Alpach – wspaniałe. A moje zdjęcia zbierają wyjątkowo dużo pochwał. Ciekawe, czemu więcej niż zwykle :)
- DST 10.54km
- Czas 00:39
- VAVG 16.22km/h
- VMAX 44.59km/h
- Temperatura 24.0°C
- Podjazdy 88m
- Sprzęt Surlier
- Aktywność Jazda na rowerze
Konserwatywnie - tyrolska, dżem 16 i ostatni
O 5:45 obudził mnie motocyklista, który zaparkowal 20m od mojego namiotu i poszedł na wycieczkę w góry :-D
Zwijalem się bardzo leniwie, wiedząc, że na koniec dnia i tak będę czekał na pociag. Wyjazd o 8:30. Na bigu Furkajoch byłem przed 10, a i tak były już 23 stopnie (na wysokości 1800!).
Zjazd do Schoppernau, tam żarcie na ławce w cieniu i już w solidnym upale zaczynam biga Hochtannberg. No bardzo ciężko szło. Postoje robiłem co 200 m w pionie (normalnie co ok. 500). Ale wreszcie się dotoczylem. Temperarura 44...
Krótki zjazd, trochę trawersu doliną górnego (i zimnego!) Lecha i pora na ostatni podjazd. Raptem 330m, ale też mnie strasznie wymęczył. Ale wszystko się kiedyś kończy i ta nierówna walka również. Bezbigowa przełęcz padła i dalej do Bludenz (skąd mam wieczorem pociąg powrotny) już z grubsza tylko w dół.
Na kemping docieram o 17:30. Spałem tu tydzień temu i mam dogadane, że mogę wziąć prysznic przed pociągiem. To wielka ulga po każdej trasie, a zwłaszcza w takim upale. Jeszcze golenie, przebiórka w ciuchy, w których można się ludziom pokazać, piwo pszeniczne w kempingowym barze i czekam. Odjazd o 23:40. Wziąłem kuszetkę, więc rano powinienem być gotów do życia i pracy :-)
A tymczasem dziś zaliczyłem ostatnie bigi w Austrii. Teraz najbliższe niezrobione mam w dolinie Górnego Rodanu...
Ostatnie impresje:





Ps. O, widzę, że rekord podjazdów czerwca pobity! :-D
Zwijalem się bardzo leniwie, wiedząc, że na koniec dnia i tak będę czekał na pociag. Wyjazd o 8:30. Na bigu Furkajoch byłem przed 10, a i tak były już 23 stopnie (na wysokości 1800!).
Zjazd do Schoppernau, tam żarcie na ławce w cieniu i już w solidnym upale zaczynam biga Hochtannberg. No bardzo ciężko szło. Postoje robiłem co 200 m w pionie (normalnie co ok. 500). Ale wreszcie się dotoczylem. Temperarura 44...
Krótki zjazd, trochę trawersu doliną górnego (i zimnego!) Lecha i pora na ostatni podjazd. Raptem 330m, ale też mnie strasznie wymęczył. Ale wszystko się kiedyś kończy i ta nierówna walka również. Bezbigowa przełęcz padła i dalej do Bludenz (skąd mam wieczorem pociąg powrotny) już z grubsza tylko w dół.
Na kemping docieram o 17:30. Spałem tu tydzień temu i mam dogadane, że mogę wziąć prysznic przed pociągiem. To wielka ulga po każdej trasie, a zwłaszcza w takim upale. Jeszcze golenie, przebiórka w ciuchy, w których można się ludziom pokazać, piwo pszeniczne w kempingowym barze i czekam. Odjazd o 23:40. Wziąłem kuszetkę, więc rano powinienem być gotów do życia i pracy :-)
A tymczasem dziś zaliczyłem ostatnie bigi w Austrii. Teraz najbliższe niezrobione mam w dolinie Górnego Rodanu...
Ostatnie impresje:





Ps. O, widzę, że rekord podjazdów czerwca pobity! :-D
- DST 93.07km
- Teren 1.00km
- Czas 05:20
- VAVG 17.45km/h
- VMAX 69.99km/h
- Temperatura 42.0°C
- Podjazdy 1654m
- Sprzęt Surlier
- Aktywność Jazda na rowerze
Konserwatywnie - tyrolska, dżem 15
Kemping w Winterthur całkiem fajny, są fotele, leżaki, stoliki, można korzystać, przestawiać, fajnie. I taki Monet za płotem :-)

Start tuż po 8, potem Lidl, a potem jechałem wzdłuż torów i sobie pomyślałem, że przede mną 50km lekko pod górę w czeskim stylu, pod wiatr i bez bigów. Hmmm... Nie było co za długo myśleć. Pociąg za kwadrans :-) cena co prawda sroga (20 chf), ale oszczedzam dobre dwie godziny i sporo sił. Skusilem się :-)
W St. Gallen jestem o 10:40, stąd już na biga Stoss (sztos!) i zjazd w dolinę Renu i do Austrii. Hurra! :-)

Sztos!
Tu już upał niewąski. Robię zakupy na niedzielę i długi popas z kawą mrożoną. Na biga Millruette startuje na lekko ok 14. Godzina i po krzyku, a na dole jestem ok 15:30. Zostalo 13km na kemping. Hmmm, coś wcześnie, żal kończyć, zwłaszcza, że jutro rzeźnicki dzień ma być...
Po namyśle ryzykuje start podjazdu na Furkajoch (to nie ta Furka!). No i tak rozglądając się za dobrym miejscem na dziko podjechałem aż 900m.
Prosta kreska to przejazd pociągiem
Sztos, bo na 1400 fajna polanka, z rzeczką, głazem do siedzenia i śladami racic. Tu dziś będzie mój dom! :-D


Start tuż po 8, potem Lidl, a potem jechałem wzdłuż torów i sobie pomyślałem, że przede mną 50km lekko pod górę w czeskim stylu, pod wiatr i bez bigów. Hmmm... Nie było co za długo myśleć. Pociąg za kwadrans :-) cena co prawda sroga (20 chf), ale oszczedzam dobre dwie godziny i sporo sił. Skusilem się :-)
W St. Gallen jestem o 10:40, stąd już na biga Stoss (sztos!) i zjazd w dolinę Renu i do Austrii. Hurra! :-)

Sztos!
Tu już upał niewąski. Robię zakupy na niedzielę i długi popas z kawą mrożoną. Na biga Millruette startuje na lekko ok 14. Godzina i po krzyku, a na dole jestem ok 15:30. Zostalo 13km na kemping. Hmmm, coś wcześnie, żal kończyć, zwłaszcza, że jutro rzeźnicki dzień ma być...
Po namyśle ryzykuje start podjazdu na Furkajoch (to nie ta Furka!). No i tak rozglądając się za dobrym miejscem na dziko podjechałem aż 900m.
Prosta kreska to przejazd pociągiem
Sztos, bo na 1400 fajna polanka, z rzeczką, głazem do siedzenia i śladami racic. Tu dziś będzie mój dom! :-D

- DST 84.25km
- Czas 05:40
- VAVG 14.87km/h
- VMAX 53.26km/h
- Temperatura 38.0°C
- Podjazdy 2101m
- Sprzęt Surlier
- Aktywność Jazda na rowerze
Konserwatywnie - tyrolska, dżem 14
Start 8:50, już po zakupach w Lidlu, nieźle. Początkowo bardzo łagodny podjazd na biga Bachtel, a potem nagle robi się 17%. Końcówka to już 19%, ale to już na szczęście na lekko.
Zjazd też stromy. Potem trochę falowania i wreszcie przed Zurychem się wypłaszcza. Wiatr oczywiście w pysk, ale lekki.
Za Zurychem big Regensberg, też na lekko i to niespełna dwustumetrowy pipsztok, więc to był moment. Potem znów falowanie aż do Winterthur, gdzie wreszcie fajny kemping, ale straszny upał.
Pod koniec mocno doskwierały mi stopy, dłonie i tyłek. Niedopsz.

Widok ze szczytu Bachtel. Nudna ta Szwajcaria.
Zjazd też stromy. Potem trochę falowania i wreszcie przed Zurychem się wypłaszcza. Wiatr oczywiście w pysk, ale lekki.
Za Zurychem big Regensberg, też na lekko i to niespełna dwustumetrowy pipsztok, więc to był moment. Potem znów falowanie aż do Winterthur, gdzie wreszcie fajny kemping, ale straszny upał.
Pod koniec mocno doskwierały mi stopy, dłonie i tyłek. Niedopsz.

Widok ze szczytu Bachtel. Nudna ta Szwajcaria.
- DST 101.91km
- Czas 05:33
- VAVG 18.36km/h
- VMAX 55.70km/h
- Temperatura 34.0°C
- Podjazdy 1467m
- Sprzęt Surlier
- Aktywność Jazda na rowerze
Konserwatywnie - tyrolska, dżem 13
Rano burza, znowu. Zwijam się między deszczami i namiot oczywiście kompletnie mokry. Ale jednak fajne to miejsce było i mimo pochylosci dobrze się spało :-)
Wyjazd o 8:50, a o 9:05 już przeczekuję pierwszy deszcz. Na szczęście to był jedyny daszek na całym podjeździe, więc potem już sobie nie zawracam głowy, tylko jadę. Na Klausenpass jestem o 10:30 i właśnie przestalo padać. Potem ma się okazać, że to był ostatni deszcz dziś. Fart, bo najgorzej, jak pada na zjeździe, a ten zjazd miał 1500m (w pionie)!
W połowie zjazdu jest mała hopa pod górę, ale jest też już 20 stopni, więc się rozbieram "ze wszystkiego" i na dalszy ciąg zjazdu już tylko kurtka. W Altdorfie pochmurno, ale 24 stopnie i nie pada.
Dalej jest spektakularny odcinek wzdłuż Jeziora Lucerńskiego, z klifami, tunelami i wszystkim! Jak Amalfi albo fiordy! Wow! Niestety z powodu zachmurzenia zdjęcia marne.




Z Brunnen już konsekwentnie pod górę przez Schwyz i główną na plaskowyż. Zrobiła się lampa, a stok ma ekspozycję SW, więc trochę hardkor. Licznik pokazuje 40 stopni, pierwszy raz na tej wyprawie.
Potem na górze już nie tyle Alpy, co raczej Czechy, albo może Szwajcaria... Kaszubska. W każdym razie szalone zjazdy i pojazdy do 14% co chwilę, a na koniec big Etzelpass. Mały, ale wariat.
No i zjazd do dawno Wam obiecanego Miasteczka Gwałcicieli Cipek.

Straszny ruch w centrum, a na kempingu rejwach, bo to zarazem miejskie kąpielisko. Ale jakoś to przetrwałem, a pod wieczór jest już w miarę spokojnie. Ale jako kemping to kiepski adres, nie polecam. Za to okolica, mimo że to już nie Alpy, przepiękna!

Wyjazd o 8:50, a o 9:05 już przeczekuję pierwszy deszcz. Na szczęście to był jedyny daszek na całym podjeździe, więc potem już sobie nie zawracam głowy, tylko jadę. Na Klausenpass jestem o 10:30 i właśnie przestalo padać. Potem ma się okazać, że to był ostatni deszcz dziś. Fart, bo najgorzej, jak pada na zjeździe, a ten zjazd miał 1500m (w pionie)!
W połowie zjazdu jest mała hopa pod górę, ale jest też już 20 stopni, więc się rozbieram "ze wszystkiego" i na dalszy ciąg zjazdu już tylko kurtka. W Altdorfie pochmurno, ale 24 stopnie i nie pada.
Dalej jest spektakularny odcinek wzdłuż Jeziora Lucerńskiego, z klifami, tunelami i wszystkim! Jak Amalfi albo fiordy! Wow! Niestety z powodu zachmurzenia zdjęcia marne.




Z Brunnen już konsekwentnie pod górę przez Schwyz i główną na plaskowyż. Zrobiła się lampa, a stok ma ekspozycję SW, więc trochę hardkor. Licznik pokazuje 40 stopni, pierwszy raz na tej wyprawie.
Potem na górze już nie tyle Alpy, co raczej Czechy, albo może Szwajcaria... Kaszubska. W każdym razie szalone zjazdy i pojazdy do 14% co chwilę, a na koniec big Etzelpass. Mały, ale wariat.
No i zjazd do dawno Wam obiecanego Miasteczka Gwałcicieli Cipek.

Straszny ruch w centrum, a na kempingu rejwach, bo to zarazem miejskie kąpielisko. Ale jakoś to przetrwałem, a pod wieczór jest już w miarę spokojnie. Ale jako kemping to kiepski adres, nie polecam. Za to okolica, mimo że to już nie Alpy, przepiękna!

- DST 99.07km
- Teren 1.50km
- Czas 05:30
- VAVG 18.01km/h
- VMAX 58.58km/h
- Temperatura 15.0°C
- Podjazdy 1672m
- Sprzęt Surlier
- Aktywność Jazda na rowerze
Konserwatywnie - tyrolska, dżem 12
Rano padało dwa razy, ale namiot udało mi się zwinąć prawie suchy, a jak ruszam o 9, to już jest raczej słonecznie. Potem wręcz będzie upał.
Początek z Walenstadt aż do ujścia rzeki Linth, to bardzo ciekawie poprowadzona ścieżka rowerowa wzdłuż jeziora. Między wodą a autostradą, wciskała się w zaułki, a nawet miała dwa własne tunele! Potem trochę szutru wzdłuż rzeki i dzięki temu udało mi się ominąć prawie 300m podjazdu, które wzdłuż jeziora wyrabiała szosa :-)
Potem już normalnie: w górę doliny, skok w bok na biga Pragelpass, zjazd, małe zakupy w Aldim (ceny bez dramatu!), i dalsza droga w górę doliny ku Klausenpass (big) , ktorej wszelako dziś nie osiągnąłem, bo ileż można!
Nocleg na dziko w górnej części doliny, nad Linthalem. Jest tu i kilka kamperow :-)
A jak tylko się rozbilem i umylem w rzece, to walnela krótka burza. Namiot znów się spisał :-) Miejsce zaś ciekawe i ładne, ale pochyle (nie chciałem tuż przy rzece ze względu na możliwość powodzi blyskawicznej). Ciekawe, jak się będzie spać :-)






Początek z Walenstadt aż do ujścia rzeki Linth, to bardzo ciekawie poprowadzona ścieżka rowerowa wzdłuż jeziora. Między wodą a autostradą, wciskała się w zaułki, a nawet miała dwa własne tunele! Potem trochę szutru wzdłuż rzeki i dzięki temu udało mi się ominąć prawie 300m podjazdu, które wzdłuż jeziora wyrabiała szosa :-)
Potem już normalnie: w górę doliny, skok w bok na biga Pragelpass, zjazd, małe zakupy w Aldim (ceny bez dramatu!), i dalsza droga w górę doliny ku Klausenpass (big) , ktorej wszelako dziś nie osiągnąłem, bo ileż można!
Nocleg na dziko w górnej części doliny, nad Linthalem. Jest tu i kilka kamperow :-)
A jak tylko się rozbilem i umylem w rzece, to walnela krótka burza. Namiot znów się spisał :-) Miejsce zaś ciekawe i ładne, ale pochyle (nie chciałem tuż przy rzece ze względu na możliwość powodzi blyskawicznej). Ciekawe, jak się będzie spać :-)






- DST 99.43km
- Teren 5.00km
- Czas 06:22
- VAVG 15.62km/h
- VMAX 54.64km/h
- Temperatura 33.0°C
- Podjazdy 2236m
- Sprzęt Surlier
- Aktywność Jazda na rowerze




















