Grastorp - Hunneberg (BIG), gdzie trochę zaczęło popadywać i zrobiło się chłodno (17 stopni) - Vanersborg - Oxnered. Tu mieliśmy wsiąść w pociąg do Kil i zaoszczędzić sobie 1,5 dnia pod wiatr. Niestety dwa kolejne pociągi stwierdziły, że w życiu nie zabiorą rowerów, więc po ok 2 godzinach czekania i szukania w necie jakiegoś rozwiązania (autobus? Bo na sporej stacji kolejowej nie ma mowy o kasie czy informacji, nawet maszyn z biletami nie ma!) jak niepyszni pojechaliśmy dalej. Gestad - Grinstad - Mollerud. Wiatr mocno dokuczał, ale jakoś poszło. Trasa.
Nocleg na mocno wypasionym (formalnie), ale niezbyt fajnym (faktycznie) kempingu nad jeziorem Wener, czyli bodaj drugim największym w Europie. Faktycznie jest olbrzymie - wielkości dwóch Luksemburgów! My śpimy na północno-zachodnim brzegu tego południowo-zachodniego Luksemburga :P
Piękna pogoda i przyjemne płynięcie niemal bez wiatru. Tylko ruch spory, bo główne drogi, ale bez jakiegoś dramatu. Mnóstwo amerykańskich krążowników szos, mnóstwo! Szacuję, że ok 15% wszystkich aut na drogach to właśnie one! :o O, takie paskudy. Warczą, ryczą i smrodzą. Ale przyznać trzeba, że dodają kolorytu. Ponoć Szwedzi nakupowali tysiące w latach '80, jak korona dobrze stała do dolara i wychodziły bardzo tanio. Tylko tak się zastanawiam (oczywiście oprócz tego PO CO?!?!), czy cło i transport do Europy też były płacone w dolarach...? Transport może tak, ale szwedzkie cło importowe? :P
Jonkoping - Mullsjo fatalną drogą, wąską w remoncie i z mnóstwem TIRów, dlatego dalej zamiast tą samą drogą, to pociągiem do Falkoping i znów rowerami do Skara. Śpimy na kempingu Jula obok hotelu Jula i przy markecie Jula. Przypadek...? ^^
Dwa poprzednie dni to kompletny rest. Mielismy ruwszyć już wczoraj, ale tak fajnie było... :)
Dziś przez Ulricehamn do Jonkoping, gdzie na koniec BIG Klevaliden. Trasa. Dobrze, bo już trochę tęskniłem za bigami ;) Poza tym dzień ładny, niezbyt górzysty i z wiatrem (!). Byłby bez historii, gdyby nie wywrotka N. na szutrowej ścieżce rowerowej. Trochę się przeszlifowało biedactwo, ale nic poważnego na szczęście.
Od rana zwiedzanie Goetheborga. Bardzo przyjemne miasto. Trochę przypomina Łódź - zwłaszcza kamienicami. Oczywiście dużo bardziej zadbane. Wygląda na bardzo przyjemne miejsce do życia. Gdyby nie klimat i język...
Poza tym wczoraj pod koniec dnia już kompletnie mi się rozwaliło prawe
łożysko suportu (hałasowało od Rzymu, więc wytrzymało ponad 5600 km!) i najwyższa pora było je wymienić. Na szczęście mam przy sobie i zapas, i narzędzia (dzięki Rodzicom, którzy nam to wszystko przysłali jeszcze do Rzymu!). Więc już dziś się zebrałem i już jest wymienione, żeby jutro była wolna głowa :) Wymienione zresztą w bardzo przyjemnych okolicznościach: duży dom z wielkim tarasem, trawnik, szumiący strumień tuż obok, piękna pogoda, palmy, drinki, laski... Nic tylko łożyska wyciągać! ;P
Cały dzień pod wiatr, ale już czuć było metę i koniec Danii, więc daliśmy radę. Po południu prom do Szwecji - oby była ciekawsza! :) Śpimy w AirBnB w Goetheborgu, mieszkanie zajmuje jakiś pan z Bangladeszu (sądząc po haśle do Wifi i kolorze skóry), a nam podnajmuje pokoik :)
Silny wiatr NE, bardzo przeszkadzał. Nawet rozważaliśmy skrócenie trasy, ale w końcu wydłużyliśmy, ponieważ trafił się przez AirBnB nocleg pod dachem tańszy od kempingu. W zasadzie jak na tutejsze warunki śmiesznie tani (19 EUR) :P Mamy dla siebie całe mieszkanko, wprawdzie z mebli jest tylko blat kuchenny i łóżko (oraz skombinowane krzesła ogrodowe), ale za to jest ciepły prysznic, pralka, lodówka, kuchnia... :) Szkoda, że jutro zajęte, bo byśmy zostali
Jutro rano odbieram w Aalborgu w sklepie materacyk i lecimy na prom do Goteborga :)
PS. WRESZCIE! Po 9 latach rekord kilometrów w czerwcu pobity! :D
PPS. Te białe noce są niesamowite! Jesteśmy raptem 2,5 st. wyżej niż Rozewie, a jeszcze o północy jest dość widno, że latarka niepotrzebna! :o
Byle jak najszybciej przelecieć, bo cała Dania jest jak ta (bogu ducha winna) miejscowość :P Sporo czadu strawiliśmy na próbie kupna materacyka, bo stary coraz mocniej przepuszcza. Wreszcie załatwiliśmy, że jutro powinni nam go przywieźć do sklepu w Alborgu, w którym będziemy w sobotę przed południem. Oby, bo już zapłaciłem :P O dziwo tyle samo co Niemczech. O dziwo, bo poza tym ceny w Danii kosmiczne, strach kupować jedzenie czy spać na kempingu! :o
Kolding - Vejle - Ostbirk - Ejer Bavnehöj (BIG) - Ry (żRYć?) - Himelbjerget (BIG) - Ry. Trasa dla wzrokowców.
Wiatr początkowo SE, potem W, potem silny NW. Jak ma tak wiać, to lepiej niech wcale nie wieje :P
Rano na dworzec główny, gdzie wsiedliśmy w pociąg do Flensburga. Kończymy z Niemcami i ruszamy szybko przelecieć Danię. Nie ma tam nic ciekawego (Jasiu?) oprócz bigów i drogich pociągów, więc jedziemy rowerami, ale jak najszybciej :P
Dziś jednak tylko do Kolding, bo start z Flensburga dopiero o 12:30.
Flensburg - Aabenraa - Haderslev - Kolding (prosta kreska to pociąg). Nuuuda. Na szczęście z początkowo bocznego później zrobił się wiatr w plecy, więc się jechało sympatycznie. I - uwaga! - dobre ścieżki rowerowe. Naprawdę (póki co) nadają się do jazdy! :o