Wpisy archiwalne w miesiącu
Maj, 2019
Dystans całkowity: | 1810.26 km (w terenie 9.60 km; 0.53%) |
Czas w ruchu: | 100:11 |
Średnia prędkość: | 18.07 km/h |
Maksymalna prędkość: | 71.82 km/h |
Suma podjazdów: | 32629 m |
Liczba aktywności: | 29 |
Średnio na aktywność: | 62.42 km i 3h 27m |
Więcej statystyk |
Wtorek, 21 maja 2019
Kategoria Wyprawa, Surly-arch
Amico di bico, dz. 15, pod deszczem Toskanii
Z Perugii wyjechałem o 9:30. Siąpiło. Na początek oczywiście potężny zjazd (max prędkość dnia), więc szybko udało się zmarznąć. Morale mi po tym siadło i już do końca dnia miałem kryzys - chyba głownie motywacji, ale fatalnie się jechało. W związku z tym postanowiłem oszukać i na dole wsiadłem w pociąg. Niestety dojeżdżał tylko do Citta di Castello, ale i tak udało się przebyć 45km i uciec deszczowi. W Citta było ok 16 stopni i nie padało, ale zachmurzenie 100%. No to jadę. Powoli, jak żółw ociężale, z wieloma zatrzymaniami na różne pierdoły, ale jadę. Jakoś się dotoczyłem do Sansepolcro, gdzie w Pennym uraczyłem się półlitrowym jogurtem. Myślałem, że mnie to rozrusza, ale gdzie tam! Dalej słabizna. No, ale jadę. Przełączka, zjazd, początek biga. Jak już jest big, to trochę bardziej się chce jechać, bo przynajmniej wiadomo po co. Ale są też minusy, bo to mój ostatni big na Półwyspie Apenińskim. Co to będzie w przyszłości...? Czy będzie po co przyjeżdżać do mojej ukochanej Italii...? Na szczęście zostało jeszcze dużo bigów we włoskich Alpach. Ale to nie to samo, bo sezon bardzo krótki. Z drugiej strony w maju mają tu aktualnie gorszą pogodę niż w Polsce, więc żaden cymes :P
No, ale jadę. Końcówka biga na lekko, bo to skok w bok (sakwy w krzaczorach). Na górze opactwo Abbazia della Verna, chyba dość słynne, bo sporo odwiedzających. Ale architektonicznie nudne, okolica zalesiona i bez widoków, a końcówka podjazdu po kamorach, więc okropna. Ogólnie słabo i szkoda, że takie wspomnienie zostanie na koniec po apenińskich bigach :P
Potem już tylko zjazd na kemping w Chiusi della Verna. Wziąłem domek za 12 EUR, bo z moim dzisiejszym sprężem nawet nie chciało mi się myśleć o rozbijaniu namiotu :P
Kemping na szczęście ma przyzwoite WiFi, bo nie ma zasięgu komórkowego, więc bez WiFi byłaby kompletna lipa. Oczywiście do domku nie sięga, trzeba przyjść pod recepcję. W prysznicu woda przez długi czas lodowata, wreszcie jak się wydarłem na nią z wściekłością to zaczęła lecieć letnia. Umyłem się w takiej i jak najszybciej stamtąd uciekłem :P
Ogólnie słaby dzień, no i ani jednego zdjęcia nie zrobiłem...
Prosta kreska to przejazd pociągiem
No, ale jadę. Końcówka biga na lekko, bo to skok w bok (sakwy w krzaczorach). Na górze opactwo Abbazia della Verna, chyba dość słynne, bo sporo odwiedzających. Ale architektonicznie nudne, okolica zalesiona i bez widoków, a końcówka podjazdu po kamorach, więc okropna. Ogólnie słabo i szkoda, że takie wspomnienie zostanie na koniec po apenińskich bigach :P
Potem już tylko zjazd na kemping w Chiusi della Verna. Wziąłem domek za 12 EUR, bo z moim dzisiejszym sprężem nawet nie chciało mi się myśleć o rozbijaniu namiotu :P
Kemping na szczęście ma przyzwoite WiFi, bo nie ma zasięgu komórkowego, więc bez WiFi byłaby kompletna lipa. Oczywiście do domku nie sięga, trzeba przyjść pod recepcję. W prysznicu woda przez długi czas lodowata, wreszcie jak się wydarłem na nią z wściekłością to zaczęła lecieć letnia. Umyłem się w takiej i jak najszybciej stamtąd uciekłem :P
Ogólnie słaby dzień, no i ani jednego zdjęcia nie zrobiłem...
Prosta kreska to przejazd pociągiem
- DST 69.47km
- Czas 04:13
- VAVG 16.48km/h
- VMAX 62.74km/h
- Temperatura 17.0°C
- Podjazdy 1325m
- Sprzęt arch-Surly
- Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 20 maja 2019
Kategoria Wyprawa, Surly-arch
Amico di bico, dz. 14, il mio amore nuovo
Zerwałem się bardzo wcześnie, żeby zdążyć na pociąg na 7:30. Zdążyłem bez problemu. W Maceracie piękna pogoda, słonecznie i już przed 8 wręcz gorąco. No, ale pociąg wywiózł mnie w góry - do Fossato di Vico, a tam zimno, pochmurno, wietrznie i zanosi się na deszcz. Oczywiście.
Nic to, jadę na biga Cima Mutali. Na górze wiało już solidnie, jak na PRAWDZIWYM bigu :P Droga w fatalnym stanie, w dół się słabo jechało, ale jakoś poszło. Zbieram bambetle (zostawione w zrujnowanym fragmencie domu, jakby zbiorniku na wodę czy coś - bardzo fajna miejscówka - i lecę do głównej. W międzyczasie zaczyna padać. Nawet sprawdzam pociągi do Asyżu i Perugii, ale zwycięża duch walki. Na SS4 oczywiście okazuje się, ze jest zakaz dla rowerów, ale olewam i jadę. To zresztą tylko 3 km. Eleganckie pobocze, asfalt jak stół, nie wiem, co im tam rower przeszkadzał...? No, ale nikt nawet nie zatrąbił :)
Potem podjazd na boczną grańkę, dwa razy po 250m, ze zjazdem pośrodku, łącznie na wysokość 800. Po drodze dwa razy deszcz, ale na szczęście na górze się trochę przetarło i nawet były widoki. Zjazd na 350, kawałek podjazdu zboczem doliny rzeki o uroczej nazwie Tescio i jestem w słynnym Asyżu, czyli we włoskim San Francisco ;)
Zdjęcia niewiele oddają, trzeba jednak samemu zobaczyć. Miasteczko bardzo ładne, bo chociaż architektonicznie podobne do mnóstwa innych włoskich miasteczek na zboczach wzgórz, to tym się różni od innych, że jest niesamowicie zadbane. Każda kamienica odrestaurowana i błyszcząca szarością granitu. Oczywiście sporo turystów łażących gdzie popadnie, ale jakoś przebrnąłem :)
Potem kilkanaście kilometrów po płaskim (!!) i wreszcie jest Todis - ostatni na trasie! :( Małe zakupy (duże się nie mieszczą :( ) i zaczyna się podjazd do Perugii. Na szczęście znalazłem drogę o łagodnym nachyleniu 4-6%, bo są i kilkunastoprocentowe, a to mi się na koniec dnia nie uśmiechało :)
Perugia z dołu wygląda ładnie, ale jak się już w niej jest, to okazuje się, ze jest zajebista! Jak połączenie rzymskiego Rione I Monti i Wenecji bez kanałów! Urocza, śliczna, najładniejsze miasto świata! Zakochałem się!! :))
Niech zdjęcia i filmik mówią za mnie :)
Po raz kolejny bezapelacyjnie stwierdzam, że o ile w innych krajach czasem zdarzają się bardzo ładne miasta (Edynburg, Barcelona, Budapeszt, Hallstadt, Bled, Carcassone,...) o tyle we Włoszech bardzo rzadko zdarzają się miasta inne niż śliczne, urocze, fantastyczne. Nie wiem, jak Włosi to robili przez wieki, ale architektonicznie NIKT w Europie nawet się do nich nie zbliża! Berretto basso! ;)
Nic to, jadę na biga Cima Mutali. Na górze wiało już solidnie, jak na PRAWDZIWYM bigu :P Droga w fatalnym stanie, w dół się słabo jechało, ale jakoś poszło. Zbieram bambetle (zostawione w zrujnowanym fragmencie domu, jakby zbiorniku na wodę czy coś - bardzo fajna miejscówka - i lecę do głównej. W międzyczasie zaczyna padać. Nawet sprawdzam pociągi do Asyżu i Perugii, ale zwycięża duch walki. Na SS4 oczywiście okazuje się, ze jest zakaz dla rowerów, ale olewam i jadę. To zresztą tylko 3 km. Eleganckie pobocze, asfalt jak stół, nie wiem, co im tam rower przeszkadzał...? No, ale nikt nawet nie zatrąbił :)
Potem podjazd na boczną grańkę, dwa razy po 250m, ze zjazdem pośrodku, łącznie na wysokość 800. Po drodze dwa razy deszcz, ale na szczęście na górze się trochę przetarło i nawet były widoki. Zjazd na 350, kawałek podjazdu zboczem doliny rzeki o uroczej nazwie Tescio i jestem w słynnym Asyżu, czyli we włoskim San Francisco ;)
Zdjęcia niewiele oddają, trzeba jednak samemu zobaczyć. Miasteczko bardzo ładne, bo chociaż architektonicznie podobne do mnóstwa innych włoskich miasteczek na zboczach wzgórz, to tym się różni od innych, że jest niesamowicie zadbane. Każda kamienica odrestaurowana i błyszcząca szarością granitu. Oczywiście sporo turystów łażących gdzie popadnie, ale jakoś przebrnąłem :)
Potem kilkanaście kilometrów po płaskim (!!) i wreszcie jest Todis - ostatni na trasie! :( Małe zakupy (duże się nie mieszczą :( ) i zaczyna się podjazd do Perugii. Na szczęście znalazłem drogę o łagodnym nachyleniu 4-6%, bo są i kilkunastoprocentowe, a to mi się na koniec dnia nie uśmiechało :)
Perugia z dołu wygląda ładnie, ale jak się już w niej jest, to okazuje się, ze jest zajebista! Jak połączenie rzymskiego Rione I Monti i Wenecji bez kanałów! Urocza, śliczna, najładniejsze miasto świata! Zakochałem się!! :))
Niech zdjęcia i filmik mówią za mnie :)
Po raz kolejny bezapelacyjnie stwierdzam, że o ile w innych krajach czasem zdarzają się bardzo ładne miasta (Edynburg, Barcelona, Budapeszt, Hallstadt, Bled, Carcassone,...) o tyle we Włoszech bardzo rzadko zdarzają się miasta inne niż śliczne, urocze, fantastyczne. Nie wiem, jak Włosi to robili przez wieki, ale architektonicznie NIKT w Europie nawet się do nich nie zbliża! Berretto basso! ;)
- DST 81.69km
- Czas 05:11
- VAVG 15.76km/h
- VMAX 56.33km/h
- Temperatura 20.0°C
- Podjazdy 1772m
- Sprzęt arch-Surly
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 19 maja 2019
Kategoria Wyprawa, Surly-arch
Amico di bico, dz. 13
Początkowo miałem w planach zrobić dziś pętelkę z bigiem i jechać dalej, ale w świetle wczorajszych doświadczeń i dzisiejszej prognozy (miało być gorzej niż wczoraj, było lepiej i to sporo) postanowiłem poprzestać na pętelce i zrobić sobie dzień "półrestowy". Zwłaszcza, że przedwczoraj dowiedziałem się o czymś, co sprawia, że absolutnie nie mam się po co spieszyć, ponieważ druga część planowanej trasy - alpejska - nie dojdzie do skutku. Mój zacny a niedoszły Towarzysz złapał bowiem kontuzję :( W każdym razie plan się lekko posypał i wskutek tego mam czas :) A biorąc pod uwagę pogodę i megatony śniegu w Alpach rozważam pojechanie zamiast tego na Sardynię. Bliżej niż z Florencji (koniec mojej trasy w Apeninach) już pewnie w życiu nie będę miał :P
Dziś tylko do Recanati (miejsce urodzin "włoskiego Mickiewicza" - Giacomo Leopardiego), potem na biga Montelupone i powrót do Maceraty. No i zwiedzanie centrum pod wieczór. Strasznie strome podjazdy. Do Recanati 15-18%, na Montelupone 16-20%!! No, ale w końcu to big - skoro niski to chociaż stromy :)
A i suma podjazdów dziś szokująco duża w porównaniu do dystansu. Nie chciałbym mieszkać w tej okolicy :P
Dziś tylko do Recanati (miejsce urodzin "włoskiego Mickiewicza" - Giacomo Leopardiego), potem na biga Montelupone i powrót do Maceraty. No i zwiedzanie centrum pod wieczór. Strasznie strome podjazdy. Do Recanati 15-18%, na Montelupone 16-20%!! No, ale w końcu to big - skoro niski to chociaż stromy :)
A i suma podjazdów dziś szokująco duża w porównaniu do dystansu. Nie chciałbym mieszkać w tej okolicy :P
- DST 52.17km
- Czas 03:16
- VAVG 15.97km/h
- VMAX 71.82km/h
- Temperatura 18.0°C
- Podjazdy 1252m
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 18 maja 2019
Kategoria Wyprawa, Surly-arch
Amico di bico, dz. 12
Sąsiedzi okazali się super sympatyczni. Pokonwersowaliśmy, wypiliśmy po (ich) piwie, skosztowałem odrobinę lokalnych wędlin (szkoda, że już byłem po kolacji! ;), poopowiadałem o naszej rocznej wyprawie (zachwyceni, zwłaszcza ona, wyraźnie chciałaby też wyciąć taki numer :), obejrzałem dokładnie kamper od środka (super wypasiony! Chcę taki na starość!) i jeszcze na śniadanie zaprosili! A na koniec wymieniliśmy się kontaktami i mam nieustające zaproszenie do nich w okolice Lago di Garda :)
No, ale potem trza było ruszać. Oczywiście w deszczu.
Castelluccio - Forca di Presta (BIG) - Pieve Torina - Macerata. Większość dnia padało, pod koniec lało. Użyłem jak pies od stu dni ;)
Spaaaać...
No, ale potem trza było ruszać. Oczywiście w deszczu.
Castelluccio - Forca di Presta (BIG) - Pieve Torina - Macerata. Większość dnia padało, pod koniec lało. Użyłem jak pies od stu dni ;)
Spaaaać...
- DST 107.23km
- Czas 04:56
- VAVG 21.74km/h
- VMAX 57.44km/h
- Temperatura 16.0°C
- Podjazdy 1044m
- Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 17 maja 2019
Kategoria Wyprawa, Surly-arch
Amico di bico, dz. 11, w głuszy
Nie spieszyłem się, bo dziś dość łatwy dzień i nocleg na
dziko, więc nie można być za wcześnie na miejscówce ;)
Wstałem po 7, wyruszyłem po 9, jeszcze zakupy (bo przede mną dwa dni bez sklepu) i jakoś tak zleciało. Ale dobrze wyszło, bo pogoda z każda chwilą była coraz lepsza. Ok południa już dość mocno świeciło słoneczko i było dobrze ponad 20 st :)
Trasa głownie krajówkami – jechało sie dobrze, bo ruch znikomy (o dziwo) aż do Griscioni, gdzie odbiłem na BARDZO boczną drogę na biga Forca Canapine. Tak boczną, że była wyłączona z ruchu, obwarowana zakazami i ostrzeżeniami o zagrożeniach. W to mi graj – będzie pusto! :)
Rzeczywiście było – nikogo. Nawet w domkach po drodze. Nie opuszczone, ale wyraźnie „zimują”. A droga gracko poobrywana powodziami, ale przejechać się dało :)
Potem był kawałek strada provinciale i znów odcinek zamknięty, ale napisano, że służbom ratowniczym w razie potrzeby wolno ostrożnie przejechać. Więc założyłem koguta na bagażnik i pojechałem ;) Super się tak jeździ wyłączonymi górskimi drogami – spokój, cisza, kontemplacja, brak smrodu...
Na bigu już byłem solidnie zmęczony, jednak chyba czuję wczorajsze Gran Sasso ;), potem zjazd znów zamknięta drogą, niby w remoncie, ale nic sie nie działo (może dlatego, że piątek po południu), podjazd na granice płaskowyżu obok Castelluccio i zaczęło się szukanie miejscówki. Miąłem kilka wytypowanych, ale każda miała jakieś wady. A to brak wody, a to brak zasięgu, a to stado owiec w pobliżu i pasterz strzygący ku mnie okiem oraz jego psy strzygące wszystkim ;)
Więc tam tylko nabrałem wody i zjeżdżam na płaskowyż ku ostatniej upatrzonej w necie miejscówce. Jest. Bajka! W sezonie to jest chyba nawet pole namiotowe (nie aż kemping), ale teraz nikogo. Kilka stolików z ławkami, przyczepa osłaniająca od wiatru, który się trochę nasilił, równa łączka, źródełko wody 100 metrów dalej i FANTASTYCZNE widoki.
Czego chcieć więcej? No, może prądu i kibelka, ale ni ma ;)
Umywszy się w lodowatej wodzie ze źródełka (via wór na wodę z końcówką prysznicową, dziękujemy ci Ortlieb! ;) i zjadłszy, siadłem by pokontemplować a tu... przyjechali sąsiedzi. Kamperem, para Włochów (właściwie to on Włoch, a ona z Paragwaju! :o), młodzi, mili sympatyczni. Zaprosili mnie na piwo, jak się rozlokują :) Fajnie, znów będzie okazja pokonwersować :)))
Wstałem po 7, wyruszyłem po 9, jeszcze zakupy (bo przede mną dwa dni bez sklepu) i jakoś tak zleciało. Ale dobrze wyszło, bo pogoda z każda chwilą była coraz lepsza. Ok południa już dość mocno świeciło słoneczko i było dobrze ponad 20 st :)
Trasa głownie krajówkami – jechało sie dobrze, bo ruch znikomy (o dziwo) aż do Griscioni, gdzie odbiłem na BARDZO boczną drogę na biga Forca Canapine. Tak boczną, że była wyłączona z ruchu, obwarowana zakazami i ostrzeżeniami o zagrożeniach. W to mi graj – będzie pusto! :)
Rzeczywiście było – nikogo. Nawet w domkach po drodze. Nie opuszczone, ale wyraźnie „zimują”. A droga gracko poobrywana powodziami, ale przejechać się dało :)
Potem był kawałek strada provinciale i znów odcinek zamknięty, ale napisano, że służbom ratowniczym w razie potrzeby wolno ostrożnie przejechać. Więc założyłem koguta na bagażnik i pojechałem ;) Super się tak jeździ wyłączonymi górskimi drogami – spokój, cisza, kontemplacja, brak smrodu...
Na bigu już byłem solidnie zmęczony, jednak chyba czuję wczorajsze Gran Sasso ;), potem zjazd znów zamknięta drogą, niby w remoncie, ale nic sie nie działo (może dlatego, że piątek po południu), podjazd na granice płaskowyżu obok Castelluccio i zaczęło się szukanie miejscówki. Miąłem kilka wytypowanych, ale każda miała jakieś wady. A to brak wody, a to brak zasięgu, a to stado owiec w pobliżu i pasterz strzygący ku mnie okiem oraz jego psy strzygące wszystkim ;)
Więc tam tylko nabrałem wody i zjeżdżam na płaskowyż ku ostatniej upatrzonej w necie miejscówce. Jest. Bajka! W sezonie to jest chyba nawet pole namiotowe (nie aż kemping), ale teraz nikogo. Kilka stolików z ławkami, przyczepa osłaniająca od wiatru, który się trochę nasilił, równa łączka, źródełko wody 100 metrów dalej i FANTASTYCZNE widoki.
Czego chcieć więcej? No, może prądu i kibelka, ale ni ma ;)
Umywszy się w lodowatej wodzie ze źródełka (via wór na wodę z końcówką prysznicową, dziękujemy ci Ortlieb! ;) i zjadłszy, siadłem by pokontemplować a tu... przyjechali sąsiedzi. Kamperem, para Włochów (właściwie to on Włoch, a ona z Paragwaju! :o), młodzi, mili sympatyczni. Zaprosili mnie na piwo, jak się rozlokują :) Fajnie, znów będzie okazja pokonwersować :)))
- DST 89.70km
- Teren 1.00km
- Czas 05:18
- VAVG 16.92km/h
- VMAX 57.03km/h
- Temperatura 14.0°C
- Podjazdy 1745m
- Sprzęt arch-Surly
- Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 16 maja 2019
Kategoria Wyprawa, Surly-arch
Amico di bico, dz. 10, Wielki Kamień
Rano po raz ostatni tutaj pociągiem. Tym razem znów do L'Aquili. Tu na sympatyczną kwaterę z booking. Pokój klitkowaty i łóżko chyba takie jakby polowe, ale gospodarz BARDZO miły i pomocny oraz adekwatnie rozmowny (nie przesadnie jak chyba większość Włochów i nie milczek jak mój poprzedni host) - sporo sobie gadam po włosku i się uczę :)
No, ale kwatera kwaterą, a tu trzeba jechać na Gran Sasso. Zrzuciwszy bety, zrobiłem lekki przepak i w drogę o 10:30.
L'Aquila - Tempera - Paganica - Filetto - Campo Imperatore (odśnieżone prawie do końca!) - Fonte Cerreto - Camarda - Paganica - Tempera - L'Aquila. No, ciężki big, jeden z zacniejszych, jakie robiłem poza Alpami. Przede wszystkim bardzo długi, ale też miejscami nachylenia dawały w kość (do 12%), było też sporo zjazdów na podjeździe (tu akurat winna była źle wyznaczona trasa na stronie bigów, jak wracałem już "swoją" to podjazdów było nieco mniej i droga lepsza). Ale za to widoki na górze wynagradzały wszystko! Dziś znacznie lepsza pogoda, miejscami nawet wyglądało słońce, na 2000 metrów było 13 stopni (w słońcu, w cieniu pewnie zero :p), a góry zapierały dech! O tak :)
No, ale kwatera kwaterą, a tu trzeba jechać na Gran Sasso. Zrzuciwszy bety, zrobiłem lekki przepak i w drogę o 10:30.
L'Aquila - Tempera - Paganica - Filetto - Campo Imperatore (odśnieżone prawie do końca!) - Fonte Cerreto - Camarda - Paganica - Tempera - L'Aquila. No, ciężki big, jeden z zacniejszych, jakie robiłem poza Alpami. Przede wszystkim bardzo długi, ale też miejscami nachylenia dawały w kość (do 12%), było też sporo zjazdów na podjeździe (tu akurat winna była źle wyznaczona trasa na stronie bigów, jak wracałem już "swoją" to podjazdów było nieco mniej i droga lepsza). Ale za to widoki na górze wynagradzały wszystko! Dziś znacznie lepsza pogoda, miejscami nawet wyglądało słońce, na 2000 metrów było 13 stopni (w słońcu, w cieniu pewnie zero :p), a góry zapierały dech! O tak :)
- DST 101.74km
- Czas 05:02
- VAVG 20.21km/h
- VMAX 61.06km/h
- Temperatura 13.0°C
- Podjazdy 2117m
- Sprzęt arch-Surly
- Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 15 maja 2019
Kategoria Wyprawa, Surly-arch
Amico di bico, dz. 9, Maj*
Pociągiem do Scafy, potem Lettomanoppello - Passo Lanciano - Majella (BIG) i z powrotem. Na górze kompletna mgła, widoczność może na 4 metry, sporo rozmokłego śniegu, paskudnie się w tym jechało, zwłaszcza w dół, a po drodze mocno kapiący las. Niby deszcz nie padał, a na człowieka kapało z góry ;)
Dobrze, że wziąłem na zjazd kurtkę puchową (która założyłem pod goretex), bo nawet z nią było mi za zimno. Co prawda głównie w dłonie (2 pary rękawiczek), ale gdyby marzł też korpus, to dłonie by chyba odpadły ;) W skrócie: Maj(*ella) :P
Rozgrzałem się do
piero w pociągu powrot
nym do Sulmony
Dobrze, że wziąłem na zjazd kurtkę puchową (która założyłem pod goretex), bo nawet z nią było mi za zimno. Co prawda głównie w dłonie (2 pary rękawiczek), ale gdyby marzł też korpus, to dłonie by chyba odpadły ;) W skrócie: Maj(*ella) :P
Rozgrzałem się do
piero w pociągu powrot
nym do Sulmony
- DST 54.35km
- Teren 1.00km
- Czas 03:24
- VAVG 15.99km/h
- VMAX 60.83km/h
- Temperatura 1.0°C
- Podjazdy 1932m
- Sprzęt arch-Surly
- Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 14 maja 2019
Kategoria Wyprawa, Surly-arch
Amico di bico, dz. 8, poranny BIG ból głowy
Od rana (6:10) leje jak z cebra. Przestawiam budzik na 7:30 z nadzieją na lepsze jutro. Wstaję o 7, nadal leje. Mimo to twardo się szykuję. Wiem, że na pociąg o 8:15 do Scafy już nie zdążę, a następny jest o 10:30, więc mam czas poszperać w necie i pomyśleć. Najpierw złe wieści. Webcam na Majelli pokazuje śnieg, który spadł w nocy. Kilka centymetrów, ale świeży i nierozjeżdżony w tej ilości jest na moich oponach (Marathon Supreme) prawie nie do przebycia. Od wczoraj wiem też, że na Gran Sasso również popadało. Shit! I to przychodzi mi IDEA. Może na Campo Felice nie ma śniegu? I oto jest i tam webcam! A śniegu brak! Szok! Patrzę na prognozę - dla L'Aquili wyraźnie lepsza niż dla Majelli. Słaby deszcz od rana, potem nawet tylko pochmurno. Sprawdzam pociąg - jest, 4 minuty wcześniej niż do Scafy. Powrotny? Jest wiele! Jadziem!
Decyzja okazała się strzałem w jedenastkę - nie tylko nie było śniegu ani nawet deszczu, była tez słoneczna pogoda i na górze (1600 m npm) aż 12 stopni! Wow! Naprawdę byłem dumny z siebie, że ten deszcz mi nie złamał morali ;);) i że ruszyłem dupsko. Oby taka sama nagroda mnie spotykała w następnych dniach! :)
Sulmona - (pociąg) - L'Aquila - Roio Piano - Lucoli Alto - Casamaina - Campo Felice (BIG) - Casamaina - Collimento - Collefracido - L'Aquila - (pociąg) - Sulmona
Harakiri:
Nie tracąc ducha
jadę pod górę wytrwały
ciśnąc pedały
Decyzja okazała się strzałem w jedenastkę - nie tylko nie było śniegu ani nawet deszczu, była tez słoneczna pogoda i na górze (1600 m npm) aż 12 stopni! Wow! Naprawdę byłem dumny z siebie, że ten deszcz mi nie złamał morali ;);) i że ruszyłem dupsko. Oby taka sama nagroda mnie spotykała w następnych dniach! :)
Sulmona - (pociąg) - L'Aquila - Roio Piano - Lucoli Alto - Casamaina - Campo Felice (BIG) - Casamaina - Collimento - Collefracido - L'Aquila - (pociąg) - Sulmona
Harakiri:
Nie tracąc ducha
jadę pod górę wytrwały
ciśnąc pedały
- DST 65.79km
- Czas 03:09
- VAVG 20.89km/h
- VMAX 59.69km/h
- Temperatura 15.0°C
- Podjazdy 1290m
- Sprzęt arch-Surly
- Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 13 maja 2019
Kategoria Użytkowo, Surly-arch, Wyprawa
Amico di bico, dz. 7, restowy
A siódmego dnia
odpoczywa, więc jedzie
tylko do sklepu
odpoczywa, więc jedzie
tylko do sklepu
- DST 5.62km
- Czas 00:22
- VAVG 15.33km/h
- VMAX 35.96km/h
- Temperatura 10.0°C
- Podjazdy 51m
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 12 maja 2019
Kategoria Wyprawa, Surly-arch
Amico di bico, dz. 6
Rano na biga Campo Staffi. Miało być nieciekawie, bo wysoko (1780m ), więc pewnie zaśnieżone, deszczowo (prognoza słabiutka) i na dodatek na dzień dobry tunel, potem zjazd i dopiero podjazd na biga.
Było powyżej oczekiwań.
Tunel super - co prawda z zakazem i trąbili, ale tylko kilometr, a przemykał pod duuużą górą i nie uśmiechało mi się jej podjeżdżać :P
Potem ładnie położone miasteczko Capistrelli - z jednej strony zwyczajne, z drugiej iście po włosku przyklejone do super stromego zbocza (to był ten zjazd) i naprawdę widokowe. Niestety widoki albo zjadła mgła albo nie chciało mi się zatrzymywać w deszczu, więc zdjęć nie dali :P
Deszcz wszelakoż był i był też na początku podjazdu znak, że droga na 13. kilometrze zamknięta z powodu śniegu i osuwisk. Nic to, jadę! Trzynasty kilometr to już tylko ok 4-5 przed szczytem, może jakoś dotrę...?
Okazało się, że droga owszem zamknięta, osuwiska są (nie jakieś wielkie, góra na 1/3 szerokości szosy), ale śniegu ni ma. Hulaj dusza! Na sam szczyt podjechałem elegancko, bez przygód, jeśli pominąć deszcz, który raz padał chwilę, a raz z pół godziny. Jechałem oczywiście bez kurtki (bo wole być mokry od wody niż od potu :P), więc przemokłem do nitki i trochę podmarzłem (3-5 st.), ale na szczycie był... otwarty bar! Nikogo w okolicy, a bar czynny! I działająca koza w środku i cappuccino po 1,20 EUR :o
Wypiłem, wygrzałem się, zjadłem własną kanapkę, popatrzyłem jak pani barmanka graweruje ładny rysunek wilczego pyska na pniaku drzewa, pogadałem i heja na dół. Deszcz ustał, więc wróciłem spoko, nawet przeschły mi ciuchy :) No i achilles siedzi (odpukać!) cicho :)
Po powrocie na (świetną!) kwaterę w Avezzano wypiłem kawę, umyłem się, spakowałem i w drogę. Tzn na pizzę do miasta, bo miałem 2 godziny do odjazdu pociągu - a nie chciało mi się dymać kolejnych 70 km i 1000m podjazdu (bez bigów!), na dodatek pod wiatr :P Oczywiście w okolicach godz. 14 wszystkie lokale zamknięte i to mimo niedzieli! Wreszcie znalazłem jeden jedyny czynny, a w nim sporo ludzi, chyba z ćwierć miasteczka! ;) Nic dziwnego, skoro inne zamknięte, ale że opłaca im się robić sjestę nawet w niedzielę...? Margherita bardzo dobra, chrupiąca i ze szczodra ilością mozzarelli, choć mogłaby być bardziej słona.
Potem spokojny pociąg przez przepiękne okolice (szkoda, że nie prowadzi tamtędy żadna droga kołowa, przejechałbym się! A tak, to tylko drugi raz oglądałem ja z pociągu, poprzednio z Pescary do Rzymu jesienią 2017) do Sulmony, gdzie mam zaklepane na 2 dni super tanie AirBnB (14 EUR za noc!). A na dwa dni, bo jutro* big tam i z powrotem, ale naprawdę ciężki (Blockhaus di Majella) i nie opłacałoby się jechać po nim jeszcze jakieś 20-40 km i spać gdzieś, cholera wie gdzie (nic nie ma w sensownej cenie), jak można tutaj i odpocząć jak człowiek i to za pół darmo :)
Sama Sulmona bardzo ładna - podobna trochę do Korfu, a trochę do Bari, chociaż mniejsza od obydwu. Trochę też podobna do Volterry, ale nie aż tak spektakularna i na szczęście nie leży na szczycie takiej wyjebanej góry :P
Ale po Avezzano to bardzo miła odmiana, bo dawno nie widziałem włoskiego miasta aż tak bez wyrazu jak Avezzano :)
No i harakiri:
A kiedy pada
wiosenne liście mokną
trzeci wers zniknął
*Tzn. okazało się, że nie "jutro", bo "jutro" lało cały dzień, więc zrobiłem zrobiłem rest :P
Było powyżej oczekiwań.
Tunel super - co prawda z zakazem i trąbili, ale tylko kilometr, a przemykał pod duuużą górą i nie uśmiechało mi się jej podjeżdżać :P
Potem ładnie położone miasteczko Capistrelli - z jednej strony zwyczajne, z drugiej iście po włosku przyklejone do super stromego zbocza (to był ten zjazd) i naprawdę widokowe. Niestety widoki albo zjadła mgła albo nie chciało mi się zatrzymywać w deszczu, więc zdjęć nie dali :P
Deszcz wszelakoż był i był też na początku podjazdu znak, że droga na 13. kilometrze zamknięta z powodu śniegu i osuwisk. Nic to, jadę! Trzynasty kilometr to już tylko ok 4-5 przed szczytem, może jakoś dotrę...?
Okazało się, że droga owszem zamknięta, osuwiska są (nie jakieś wielkie, góra na 1/3 szerokości szosy), ale śniegu ni ma. Hulaj dusza! Na sam szczyt podjechałem elegancko, bez przygód, jeśli pominąć deszcz, który raz padał chwilę, a raz z pół godziny. Jechałem oczywiście bez kurtki (bo wole być mokry od wody niż od potu :P), więc przemokłem do nitki i trochę podmarzłem (3-5 st.), ale na szczycie był... otwarty bar! Nikogo w okolicy, a bar czynny! I działająca koza w środku i cappuccino po 1,20 EUR :o
Wypiłem, wygrzałem się, zjadłem własną kanapkę, popatrzyłem jak pani barmanka graweruje ładny rysunek wilczego pyska na pniaku drzewa, pogadałem i heja na dół. Deszcz ustał, więc wróciłem spoko, nawet przeschły mi ciuchy :) No i achilles siedzi (odpukać!) cicho :)
Po powrocie na (świetną!) kwaterę w Avezzano wypiłem kawę, umyłem się, spakowałem i w drogę. Tzn na pizzę do miasta, bo miałem 2 godziny do odjazdu pociągu - a nie chciało mi się dymać kolejnych 70 km i 1000m podjazdu (bez bigów!), na dodatek pod wiatr :P Oczywiście w okolicach godz. 14 wszystkie lokale zamknięte i to mimo niedzieli! Wreszcie znalazłem jeden jedyny czynny, a w nim sporo ludzi, chyba z ćwierć miasteczka! ;) Nic dziwnego, skoro inne zamknięte, ale że opłaca im się robić sjestę nawet w niedzielę...? Margherita bardzo dobra, chrupiąca i ze szczodra ilością mozzarelli, choć mogłaby być bardziej słona.
Potem spokojny pociąg przez przepiękne okolice (szkoda, że nie prowadzi tamtędy żadna droga kołowa, przejechałbym się! A tak, to tylko drugi raz oglądałem ja z pociągu, poprzednio z Pescary do Rzymu jesienią 2017) do Sulmony, gdzie mam zaklepane na 2 dni super tanie AirBnB (14 EUR za noc!). A na dwa dni, bo jutro* big tam i z powrotem, ale naprawdę ciężki (Blockhaus di Majella) i nie opłacałoby się jechać po nim jeszcze jakieś 20-40 km i spać gdzieś, cholera wie gdzie (nic nie ma w sensownej cenie), jak można tutaj i odpocząć jak człowiek i to za pół darmo :)
Sama Sulmona bardzo ładna - podobna trochę do Korfu, a trochę do Bari, chociaż mniejsza od obydwu. Trochę też podobna do Volterry, ale nie aż tak spektakularna i na szczęście nie leży na szczycie takiej wyjebanej góry :P
Ale po Avezzano to bardzo miła odmiana, bo dawno nie widziałem włoskiego miasta aż tak bez wyrazu jak Avezzano :)
No i harakiri:
A kiedy pada
wiosenne liście mokną
trzeci wers zniknął
*Tzn. okazało się, że nie "jutro", bo "jutro" lało cały dzień, więc zrobiłem zrobiłem rest :P
- DST 76.26km
- Czas 03:59
- VAVG 19.14km/h
- VMAX 51.34km/h
- Temperatura 12.0°C
- Podjazdy 1508m
- Sprzęt arch-Surly
- Aktywność Jazda na rowerze