Poniedziałek, 20 maja 2019
Kategoria Wyprawa, Surly-arch
Amico di bico, dz. 14, il mio amore nuovo
Zerwałem się bardzo wcześnie, żeby zdążyć na pociąg na 7:30. Zdążyłem bez problemu. W Maceracie piękna pogoda, słonecznie i już przed 8 wręcz gorąco. No, ale pociąg wywiózł mnie w góry - do Fossato di Vico, a tam zimno, pochmurno, wietrznie i zanosi się na deszcz. Oczywiście.
Nic to, jadę na biga Cima Mutali. Na górze wiało już solidnie, jak na PRAWDZIWYM bigu :P Droga w fatalnym stanie, w dół się słabo jechało, ale jakoś poszło. Zbieram bambetle (zostawione w zrujnowanym fragmencie domu, jakby zbiorniku na wodę czy coś - bardzo fajna miejscówka - i lecę do głównej. W międzyczasie zaczyna padać. Nawet sprawdzam pociągi do Asyżu i Perugii, ale zwycięża duch walki. Na SS4 oczywiście okazuje się, ze jest zakaz dla rowerów, ale olewam i jadę. To zresztą tylko 3 km. Eleganckie pobocze, asfalt jak stół, nie wiem, co im tam rower przeszkadzał...? No, ale nikt nawet nie zatrąbił :)
Potem podjazd na boczną grańkę, dwa razy po 250m, ze zjazdem pośrodku, łącznie na wysokość 800. Po drodze dwa razy deszcz, ale na szczęście na górze się trochę przetarło i nawet były widoki. Zjazd na 350, kawałek podjazdu zboczem doliny rzeki o uroczej nazwie Tescio i jestem w słynnym Asyżu, czyli we włoskim San Francisco ;)
Zdjęcia niewiele oddają, trzeba jednak samemu zobaczyć. Miasteczko bardzo ładne, bo chociaż architektonicznie podobne do mnóstwa innych włoskich miasteczek na zboczach wzgórz, to tym się różni od innych, że jest niesamowicie zadbane. Każda kamienica odrestaurowana i błyszcząca szarością granitu. Oczywiście sporo turystów łażących gdzie popadnie, ale jakoś przebrnąłem :)
Potem kilkanaście kilometrów po płaskim (!!) i wreszcie jest Todis - ostatni na trasie! :( Małe zakupy (duże się nie mieszczą :( ) i zaczyna się podjazd do Perugii. Na szczęście znalazłem drogę o łagodnym nachyleniu 4-6%, bo są i kilkunastoprocentowe, a to mi się na koniec dnia nie uśmiechało :)
Perugia z dołu wygląda ładnie, ale jak się już w niej jest, to okazuje się, ze jest zajebista! Jak połączenie rzymskiego Rione I Monti i Wenecji bez kanałów! Urocza, śliczna, najładniejsze miasto świata! Zakochałem się!! :))
Niech zdjęcia i filmik mówią za mnie :)
Po raz kolejny bezapelacyjnie stwierdzam, że o ile w innych krajach czasem zdarzają się bardzo ładne miasta (Edynburg, Barcelona, Budapeszt, Hallstadt, Bled, Carcassone,...) o tyle we Włoszech bardzo rzadko zdarzają się miasta inne niż śliczne, urocze, fantastyczne. Nie wiem, jak Włosi to robili przez wieki, ale architektonicznie NIKT w Europie nawet się do nich nie zbliża! Berretto basso! ;)
Nic to, jadę na biga Cima Mutali. Na górze wiało już solidnie, jak na PRAWDZIWYM bigu :P Droga w fatalnym stanie, w dół się słabo jechało, ale jakoś poszło. Zbieram bambetle (zostawione w zrujnowanym fragmencie domu, jakby zbiorniku na wodę czy coś - bardzo fajna miejscówka - i lecę do głównej. W międzyczasie zaczyna padać. Nawet sprawdzam pociągi do Asyżu i Perugii, ale zwycięża duch walki. Na SS4 oczywiście okazuje się, ze jest zakaz dla rowerów, ale olewam i jadę. To zresztą tylko 3 km. Eleganckie pobocze, asfalt jak stół, nie wiem, co im tam rower przeszkadzał...? No, ale nikt nawet nie zatrąbił :)
Potem podjazd na boczną grańkę, dwa razy po 250m, ze zjazdem pośrodku, łącznie na wysokość 800. Po drodze dwa razy deszcz, ale na szczęście na górze się trochę przetarło i nawet były widoki. Zjazd na 350, kawałek podjazdu zboczem doliny rzeki o uroczej nazwie Tescio i jestem w słynnym Asyżu, czyli we włoskim San Francisco ;)
Zdjęcia niewiele oddają, trzeba jednak samemu zobaczyć. Miasteczko bardzo ładne, bo chociaż architektonicznie podobne do mnóstwa innych włoskich miasteczek na zboczach wzgórz, to tym się różni od innych, że jest niesamowicie zadbane. Każda kamienica odrestaurowana i błyszcząca szarością granitu. Oczywiście sporo turystów łażących gdzie popadnie, ale jakoś przebrnąłem :)
Potem kilkanaście kilometrów po płaskim (!!) i wreszcie jest Todis - ostatni na trasie! :( Małe zakupy (duże się nie mieszczą :( ) i zaczyna się podjazd do Perugii. Na szczęście znalazłem drogę o łagodnym nachyleniu 4-6%, bo są i kilkunastoprocentowe, a to mi się na koniec dnia nie uśmiechało :)
Perugia z dołu wygląda ładnie, ale jak się już w niej jest, to okazuje się, ze jest zajebista! Jak połączenie rzymskiego Rione I Monti i Wenecji bez kanałów! Urocza, śliczna, najładniejsze miasto świata! Zakochałem się!! :))
Niech zdjęcia i filmik mówią za mnie :)
Po raz kolejny bezapelacyjnie stwierdzam, że o ile w innych krajach czasem zdarzają się bardzo ładne miasta (Edynburg, Barcelona, Budapeszt, Hallstadt, Bled, Carcassone,...) o tyle we Włoszech bardzo rzadko zdarzają się miasta inne niż śliczne, urocze, fantastyczne. Nie wiem, jak Włosi to robili przez wieki, ale architektonicznie NIKT w Europie nawet się do nich nie zbliża! Berretto basso! ;)
- DST 81.69km
- Czas 05:11
- VAVG 15.76km/h
- VMAX 56.33km/h
- Temperatura 20.0°C
- Podjazdy 1772m
- Sprzęt arch-Surly
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!