Wpisy archiwalne w miesiącu
Maj, 2019
Dystans całkowity: | 1810.26 km (w terenie 9.60 km; 0.53%) |
Czas w ruchu: | 100:11 |
Średnia prędkość: | 18.07 km/h |
Maksymalna prędkość: | 71.82 km/h |
Suma podjazdów: | 32629 m |
Liczba aktywności: | 29 |
Średnio na aktywność: | 62.42 km i 3h 27m |
Więcej statystyk |
Sobota, 11 maja 2019
Kategoria Surly-arch, Wyprawa
Amici di Bico, dz. 5
Dziś łatwy dzień, więc się nie spieszyłem. Wstałem jak panisko o 8, wyjechałem przed 10. Pogoda ładna, jak ruszałem było 15 st., potem coraz cieplej :)
Big Passo del Diavolo łatwy, 3-5 procent cały czas, łącznie 450 metrów pod górę. Nie taki diabeł straszny ;)
Potem dość powolny zjazd, bo nachylenia typu 3% i kręto, i wreszcie dłuuugi i męczący odcinek po płaskim do Avezzano pod nasilający się wiatr. W samym mieście (zakupy w pierwszym Todisie na trasie! Provola affumicata!!) już dopadł mnie lekki deszcz, ale na szczęście chwilowy. Kwaterę znalazłem bez problemu (w Avezzano nie ma kempingu), jest znów świetna! I niedroga (23 EUR). I dobrze, że mam kwaterę, bo znów co chwilę pada. Ponoć od jutra ma być tylko gorzej...
A, harakiri!
Co chwilę pada,
psycha wysiada
trzeciego wersu nie dali.
Big Passo del Diavolo łatwy, 3-5 procent cały czas, łącznie 450 metrów pod górę. Nie taki diabeł straszny ;)
Potem dość powolny zjazd, bo nachylenia typu 3% i kręto, i wreszcie dłuuugi i męczący odcinek po płaskim do Avezzano pod nasilający się wiatr. W samym mieście (zakupy w pierwszym Todisie na trasie! Provola affumicata!!) już dopadł mnie lekki deszcz, ale na szczęście chwilowy. Kwaterę znalazłem bez problemu (w Avezzano nie ma kempingu), jest znów świetna! I niedroga (23 EUR). I dobrze, że mam kwaterę, bo znów co chwilę pada. Ponoć od jutra ma być tylko gorzej...
A, harakiri!
Co chwilę pada,
psycha wysiada
trzeciego wersu nie dali.
- DST 75.89km
- Czas 03:38
- VAVG 20.89km/h
- VMAX 52.70km/h
- Temperatura 23.0°C
- Podjazdy 614m
- Sprzęt arch-Surly
- Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 10 maja 2019
Kategoria Surly-arch, Wyprawa
Amici di Bico, dz. 4
Mój gospodarz (ze świetnego mieszkanka w Isernii) mnie intensywnie namawiał, żeby jechać drogą z tunelami, zamiast "konserwatywnym" wariantem, który sobie sam wytyczyłem. W sumie nie wiem czemu się tak uparł, no owszem, jest ze 300 metrów podjazdów mniej i 2 km bliżej, ale jednak to główniejsza droga, więc ruch i to w tunelach... Łamałem się po wyjeździe z Isernii i pewnie łamałbym się dalej, gdyby się nie okazało, że droga, która zaplanowałem jest zamknięta. Nie wiadomo z jakiego powodu, tylko jest znak, że dalej, na którymś-tam kilometrze droga zamknięta. W tej sytuacji przestałem się wahać, nawet dla policji miałem dobre wytłumaczenie :)
Ale okazało się, że jego porada była rewelacyjna: droga równa, bez czech (których pełno było na pierwotnej), z dobrym asfaltem i naprawdę niewielkim ruchem. Tunele? Luzik! Więc w sumie świetnie wyszło i do Alfedonii dojechałem w dobrym tempie i nastroju, zwłaszcza, że i pogoda niezła. 19 stopni, raczej słonecznie, lekki wiatr w plecy (!), no bajka! Tylko nad górami się intensywnie chmurzyło, ale zdążyłem już się przyzwyczaić :P
Z Alfedonii niezbyt intensywny podjazd na przełęcz 1150 i zjazd nad Lago di Barrea. Wreszcie ładne widoki! :)
Potem wzdłuż jeziora, miasteczko Viletta Barrea i już jest mój kemping Le Quite Natura. Prawie pusty, dość obskurny, ale że wziąłem przyczepę (raptem 2 EUR drożej niż namiot, kosztowała głupie 10 EUR w tym żetony na prysznic!), to szybko poszedł przepak i już lecę na biga Valico di Monte Godi. Big bez historii, łatwy i nudny, i nawet nie wyprowadza na przełęcz! Droga idzie dalej, jest tam ewidentnie wyżej, ale big zaznaczony właśnie tu, na małym parkingu, koniec. Nawet mi się nie chciało podjechać na tę przełęcz :P
Zjazd fajny, bo długie proste odcinki z prędkością ok 60 km/h, więc chociaż tyle z tego biga :)
W sumie dzień bez historii - po ostatnich doświadczeniach powiedziałbym, że na szczęście :)
A, jeszcze tradycyjne harakiri:
Gdy na biga
Miki śmiga
trzeciego wersu nie ma.
Ale okazało się, że jego porada była rewelacyjna: droga równa, bez czech (których pełno było na pierwotnej), z dobrym asfaltem i naprawdę niewielkim ruchem. Tunele? Luzik! Więc w sumie świetnie wyszło i do Alfedonii dojechałem w dobrym tempie i nastroju, zwłaszcza, że i pogoda niezła. 19 stopni, raczej słonecznie, lekki wiatr w plecy (!), no bajka! Tylko nad górami się intensywnie chmurzyło, ale zdążyłem już się przyzwyczaić :P
Z Alfedonii niezbyt intensywny podjazd na przełęcz 1150 i zjazd nad Lago di Barrea. Wreszcie ładne widoki! :)
Potem wzdłuż jeziora, miasteczko Viletta Barrea i już jest mój kemping Le Quite Natura. Prawie pusty, dość obskurny, ale że wziąłem przyczepę (raptem 2 EUR drożej niż namiot, kosztowała głupie 10 EUR w tym żetony na prysznic!), to szybko poszedł przepak i już lecę na biga Valico di Monte Godi. Big bez historii, łatwy i nudny, i nawet nie wyprowadza na przełęcz! Droga idzie dalej, jest tam ewidentnie wyżej, ale big zaznaczony właśnie tu, na małym parkingu, koniec. Nawet mi się nie chciało podjechać na tę przełęcz :P
Zjazd fajny, bo długie proste odcinki z prędkością ok 60 km/h, więc chociaż tyle z tego biga :)
W sumie dzień bez historii - po ostatnich doświadczeniach powiedziałbym, że na szczęście :)
A, jeszcze tradycyjne harakiri:
Gdy na biga
Miki śmiga
trzeciego wersu nie ma.
- DST 81.45km
- Teren 1.70km
- Czas 04:29
- VAVG 18.17km/h
- VMAX 63.75km/h
- Temperatura 19.0°C
- Podjazdy 1560m
- Sprzęt arch-Surly
- Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 9 maja 2019
Kategoria Surly-arch, Wyprawa
Amico di bico, dz. 3
Big Campitello Matese w bardzo silnym wietrze z góry (czyli głównie w twarz). Momentami chciało zrzucić z roweru, chyba ze 20 m/s wiało! Zjazd oczywiście bardzo ostrożnie w tych warunkach, bo boczne podmuchy mogły mną wionąć w przepaść :)
Potem zabrałem zabawki z agriturismo Le Due Arcate i pojechałem do Iserni. Niedaleko, ale alternatywą była Barrea, dokąd miałbym już ponad 2500m podjazdów, a nie chcę szarżować z tym achillesem. A pomiędzy tymi miejscami żadnych noclegów. I dobrze się stało, ze tak wybrałem, bo w połowie drogi do Iserni złapał mnie deszcz. Niby niezbyt silny, ale uparty, nie chciał przestać. Do tego mgła z widocznością na góra 20 metrów, a ruch na krajówce spory, w tym TIRy. W końcu zdecydowałem się na zjazd z przełęczy w tych warunkach (miałem raptem 15 km do celu). Dojechałem lekko podmoczony i mocno zmarznięty, ale super wypasione mieszkanko z booking wynagrodziło trudy. A deszcz padał do godz. 18, po czym wyszło piękne słoneczko!
I jeszcze kupiłem pyszności z Lidla na kolację - mniam! :)
Potem zabrałem zabawki z agriturismo Le Due Arcate i pojechałem do Iserni. Niedaleko, ale alternatywą była Barrea, dokąd miałbym już ponad 2500m podjazdów, a nie chcę szarżować z tym achillesem. A pomiędzy tymi miejscami żadnych noclegów. I dobrze się stało, ze tak wybrałem, bo w połowie drogi do Iserni złapał mnie deszcz. Niby niezbyt silny, ale uparty, nie chciał przestać. Do tego mgła z widocznością na góra 20 metrów, a ruch na krajówce spory, w tym TIRy. W końcu zdecydowałem się na zjazd z przełęczy w tych warunkach (miałem raptem 15 km do celu). Dojechałem lekko podmoczony i mocno zmarznięty, ale super wypasione mieszkanko z booking wynagrodziło trudy. A deszcz padał do godz. 18, po czym wyszło piękne słoneczko!
I jeszcze kupiłem pyszności z Lidla na kolację - mniam! :)
- DST 57.17km
- Teren 0.40km
- Czas 03:19
- VAVG 17.24km/h
- VMAX 63.75km/h
- Temperatura 7.0°C
- Podjazdy 1440m
- Sprzęt arch-Surly
- Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 8 maja 2019
Kategoria Surly-arch, Wyprawa
Amico di bico, dz. 2 - chujnia
No i się doigrałem. Od rana bolał mnie prawy achilles. Nie mocno, ale mocniej niż bym chciał. Niepokojące. Poza tym piękna pogoda, więc ruszam mimo wszystko w bojowym nastroju. Na dzień dobry podjazd z 200 na 1650. Dość ciężko szedł z tym bolącym achillesem, ale jak znalazłem właściwą pozycję stopy na pedale, to jakoś szedł. Big Sella di Perrone (1261m) padł, ale z biga było... nadal pod górę, bo do Campitello Matese trzeba przewalić się przez przełęcz 1650. A na przełęczy i dalej rzeczona chujnia. Chujnia wygląda tak:
Ponad pół metra śniegu na szosie! Nie widać, jak daleko, ale sądząc z mapy mogło tak być i przez 15 km, a przez 5 to prawie na pewno. Nie pozostało mi nic innego jak wycof i objechanie gór dookoła. No i oczywiście nie zdążyłbym na zarezerwowany nocleg. Na szczęście na górze nie tylko był zasięg H+ (pierwszy cud), ale też mój nocleg można było bezpłatnie odwołać (drugi cud). A potem znalazłem nocleg w miejscu, z którego jutro mogę podjechać na drugiego biga, który dziś miał być po drodze (trzeci cud) i to w dobrej cenie (czwarty cud). No i teraz właśnie sobie tu siedzę i piszę, bo o dziwo działa WiFi (piąty cud). Cudownie! :)
Piedimonte Matese - Sella di Perrone (BIG) - bezimienna przełęcz na granicy Campanii i Molise - Sella di Perrone - Guardiaregia - Bojano - San Massimo.
I czas na tradycyjne harakiri:
Stojąc wśród śniegu
szukałem noclegu
trzeciego wersu nie będzie.
Ponad pół metra śniegu na szosie! Nie widać, jak daleko, ale sądząc z mapy mogło tak być i przez 15 km, a przez 5 to prawie na pewno. Nie pozostało mi nic innego jak wycof i objechanie gór dookoła. No i oczywiście nie zdążyłbym na zarezerwowany nocleg. Na szczęście na górze nie tylko był zasięg H+ (pierwszy cud), ale też mój nocleg można było bezpłatnie odwołać (drugi cud). A potem znalazłem nocleg w miejscu, z którego jutro mogę podjechać na drugiego biga, który dziś miał być po drodze (trzeci cud) i to w dobrej cenie (czwarty cud). No i teraz właśnie sobie tu siedzę i piszę, bo o dziwo działa WiFi (piąty cud). Cudownie! :)
Piedimonte Matese - Sella di Perrone (BIG) - bezimienna przełęcz na granicy Campanii i Molise - Sella di Perrone - Guardiaregia - Bojano - San Massimo.
I czas na tradycyjne harakiri:
Stojąc wśród śniegu
szukałem noclegu
trzeciego wersu nie będzie.
- DST 67.71km
- Czas 04:20
- VAVG 15.63km/h
- VMAX 59.03km/h
- Temperatura 19.0°C
- Podjazdy 1683m
- Sprzęt arch-Surly
- Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 7 maja 2019
Kategoria Surly-arch, Wyprawa
Amico di Bico, dz. 1 - harakiri*
No, troszkę się zarżnąłem na początek ;)
Start w ładnej, słonecznej pogodzie z dość porywistym wiatrem z kierunków nieokreślonych, bo kołował między górami. Pierwszy big wchodził jak w masełko, aż do 1200 m npm. Tam najpierw zrobiło się stromo (12%), a potem pojawił się zalegający śnieg. Ewidentnie spadł wczoraj, gdy na dole lało i już się powoli roztapiał, ale był. Na szczęście nie bardzo dużo i prawie wszystko dało się podjechać. W kilku miejscach przeprowadziłem rower, żeby się nie wywalić. No i zrobiło się oczywiście pochmurno, był 1 st. Celsjusza :)
Zjazd równie ciekawy, bo droga zamknięta (z powodu jakiegoś remontu, który rozgrzebali i tak zostawili), miejscami zaśnieżona i ogólnie w stanie bardzo kiepskim. A do tego po płaskowyżu (trochę czech) i miejscami wręcz błotnista. Użyłem jak pies od stu dni ;)
Końcówka zjazdu do Montesarchio już normalna, tylko asfalt nadal kiepski.
Drugi big, chociaż niższy (tylko 850 m podjazdu), był bardziej wymagający. Do 2/3 wysokości nachylenia były z przedziału 9-12%, a potem się zrobiły czechy, więc jeszcze na podjeździe zdążyłem zmarznąć (było 6 stopni). Zjazd za to fajniejszy, bo dość równy, chociaż trudny nawigacyjnie, ale na szczęście z GPSem i dobrze wytyczonym śladem mało co jest trudne :) A i tak lekko pobłądziłem, ale bez konsekwencji - zjechałem równoległą.
Końcówka po płaskim typową włoską krajówką, która z mojego punktu widzenia jest autostradą dla rowerów: niezły asfalt, wystarczająco szerokie pobocze, pasy też szerokie (nawet TIRy nie muszą zwalniać, wyprzedając mnie) i ruch umiarkowany, akurat taki, żeby ładnie ciągnąć przy bocznym wietrze, ale żeby nie uprzykrzać życia :)
No i na sam koniec szukanie kwatery AirBnB - droga przez mękę. GPS poprowadził mnie... schodami (!) W końcu kogoś spotkałem i tenże wskazał mi drogę kołową. Na sam koniec jeszcze kilka schodków do domku, który położony jest chyba najwyżej ze wszystkich w Piedimonte Matese. Masakra :P Ale za to w środku fajny, no i widok niezły :)
*Pora na obiecane harakiri, tfu! haiku:
Mam fantomowy
Ból głowy
Trzeciego wersu nie będzie.
Start w ładnej, słonecznej pogodzie z dość porywistym wiatrem z kierunków nieokreślonych, bo kołował między górami. Pierwszy big wchodził jak w masełko, aż do 1200 m npm. Tam najpierw zrobiło się stromo (12%), a potem pojawił się zalegający śnieg. Ewidentnie spadł wczoraj, gdy na dole lało i już się powoli roztapiał, ale był. Na szczęście nie bardzo dużo i prawie wszystko dało się podjechać. W kilku miejscach przeprowadziłem rower, żeby się nie wywalić. No i zrobiło się oczywiście pochmurno, był 1 st. Celsjusza :)
Zjazd równie ciekawy, bo droga zamknięta (z powodu jakiegoś remontu, który rozgrzebali i tak zostawili), miejscami zaśnieżona i ogólnie w stanie bardzo kiepskim. A do tego po płaskowyżu (trochę czech) i miejscami wręcz błotnista. Użyłem jak pies od stu dni ;)
Końcówka zjazdu do Montesarchio już normalna, tylko asfalt nadal kiepski.
Drugi big, chociaż niższy (tylko 850 m podjazdu), był bardziej wymagający. Do 2/3 wysokości nachylenia były z przedziału 9-12%, a potem się zrobiły czechy, więc jeszcze na podjeździe zdążyłem zmarznąć (było 6 stopni). Zjazd za to fajniejszy, bo dość równy, chociaż trudny nawigacyjnie, ale na szczęście z GPSem i dobrze wytyczonym śladem mało co jest trudne :) A i tak lekko pobłądziłem, ale bez konsekwencji - zjechałem równoległą.
Końcówka po płaskim typową włoską krajówką, która z mojego punktu widzenia jest autostradą dla rowerów: niezły asfalt, wystarczająco szerokie pobocze, pasy też szerokie (nawet TIRy nie muszą zwalniać, wyprzedając mnie) i ruch umiarkowany, akurat taki, żeby ładnie ciągnąć przy bocznym wietrze, ale żeby nie uprzykrzać życia :)
No i na sam koniec szukanie kwatery AirBnB - droga przez mękę. GPS poprowadził mnie... schodami (!) W końcu kogoś spotkałem i tenże wskazał mi drogę kołową. Na sam koniec jeszcze kilka schodków do domku, który położony jest chyba najwyżej ze wszystkich w Piedimonte Matese. Masakra :P Ale za to w środku fajny, no i widok niezły :)
*Pora na obiecane harakiri, tfu! haiku:
Mam fantomowy
Ból głowy
Trzeciego wersu nie będzie.
- DST 114.90km
- Teren 2.00km
- Czas 07:14
- VAVG 15.88km/h
- VMAX 53.23km/h
- Temperatura 8.0°C
- Podjazdy 2454m
- Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 6 maja 2019
Kategoria Surly-arch, Wyprawa
Amico di bico, dz. 0 - dojazdówka
Na pociąg w Łodzi, potem dwoma pociągami do Dzierżoniowa i stamtąd jednym samochodem (dostawczym) do Avellino (Campania), skąd na nocleg do Mercogliano. Dziś cały czas pada deszcz (a wczoraj w Alpach nawet napadało sporo śniegu!), więc mimo, że miałem czas, to cieszę się, że z powodu olbrzymiego niewyspania (przez dwie noce spałem w sumie ok 6 godzin) zdecydowałem się (jeszcze będąc w Polsce) zostać na nocleg na samym początku trasy. Ponoć od jutra pogoda ma się poprawić :)
Przy okazji - raz jeszcze wielkie dzięki dla pana Krystiana i jego pracownika Marcina - za nieocenioną pomoc w dotarciu do Campanii (na dodatek niemal za friko!) :)
Przy okazji - raz jeszcze wielkie dzięki dla pana Krystiana i jego pracownika Marcina - za nieocenioną pomoc w dotarciu do Campanii (na dodatek niemal za friko!) :)
- DST 5.26km
- Czas 00:21
- VAVG 15.03km/h
- VMAX 25.96km/h
- Temperatura 10.0°C
- Podjazdy 210m
- Sprzęt arch-Surly
- Aktywność Jazda na rowerze
Po mieście
- DST 12.06km
- Czas 00:33
- VAVG 21.93km/h
- VMAX 35.00km/h
- Temperatura 13.0°C
- Podjazdy 31m
- Sprzęt Batavus
- Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 2 maja 2019
Po mieście
- DST 11.72km
- Czas 00:35
- VAVG 20.09km/h
- VMAX 27.50km/h
- Temperatura 13.0°C
- Podjazdy 40m
- Sprzęt Batavus
- Aktywność Jazda na rowerze
Po mieście
Z N. do ogrodu botanicznego :)
- DST 13.96km
- Czas 00:44
- VAVG 19.04km/h
- VMAX 25.00km/h
- Temperatura 20.0°C
- Podjazdy 53m
- Sprzęt Batavus
- Aktywność Jazda na rowerze