Informacje

  • Wszystkie kilometry: 214788.57 km
  • Km w terenie: 5226.55 km (2.43%)
  • Czas na rowerze: 431d 07h 48m
  • Prędkość średnia: 20.75 km/h
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl
Jak to drzewiej bywało: button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Zaprzyjaźnione blogi i strony

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy aard.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Piątek, 17 maja 2019 Kategoria Wyprawa, Surly-arch

Amico di bico, dz. 11, w głuszy

Nie spieszyłem się, bo dziś dość łatwy dzień i nocleg na dziko, więc nie można być za wcześnie na miejscówce ;)
Wstałem po 7, wyruszyłem po 9, jeszcze zakupy (bo przede mną dwa dni bez sklepu) i jakoś tak zleciało. Ale dobrze wyszło, bo pogoda z każda chwilą była coraz lepsza. Ok południa już dość mocno świeciło słoneczko i było dobrze ponad 20 st :)
Trasa głownie krajówkami – jechało sie dobrze, bo ruch znikomy (o dziwo) aż do Griscioni, gdzie odbiłem na BARDZO boczną drogę na biga Forca Canapine. Tak boczną, że była wyłączona z ruchu, obwarowana zakazami i ostrzeżeniami o zagrożeniach. W to mi graj – będzie pusto! :)
Rzeczywiście było – nikogo. Nawet w domkach po drodze. Nie opuszczone, ale wyraźnie „zimują”. A droga gracko poobrywana powodziami, ale przejechać się dało :)
Potem był kawałek strada provinciale i znów odcinek zamknięty, ale napisano, że służbom ratowniczym w razie potrzeby wolno ostrożnie przejechać. Więc założyłem koguta na bagażnik i pojechałem ;) Super się tak jeździ wyłączonymi górskimi drogami – spokój, cisza, kontemplacja, brak smrodu...
Na bigu już byłem solidnie zmęczony, jednak chyba czuję wczorajsze Gran Sasso ;), potem zjazd znów zamknięta drogą, niby w remoncie, ale nic sie nie działo (może dlatego, że piątek po południu), podjazd na granice płaskowyżu obok Castelluccio i zaczęło się szukanie miejscówki. Miąłem kilka wytypowanych, ale każda miała jakieś wady. A to brak wody, a to brak zasięgu, a to stado owiec w pobliżu i pasterz strzygący ku mnie okiem oraz jego psy strzygące wszystkim ;)
Więc tam tylko nabrałem wody i zjeżdżam na płaskowyż ku ostatniej upatrzonej w necie miejscówce. Jest. Bajka! W sezonie to jest chyba nawet pole namiotowe (nie aż kemping), ale teraz nikogo. Kilka stolików z ławkami, przyczepa osłaniająca od wiatru, który się trochę nasilił, równa łączka, źródełko wody 100 metrów dalej i FANTASTYCZNE widoki.



Czego chcieć więcej? No, może prądu i kibelka, ale ni ma ;)
Umywszy się w lodowatej wodzie ze źródełka (via wór na wodę z końcówką prysznicową, dziękujemy ci Ortlieb! ;) i zjadłszy, siadłem by pokontemplować a tu... przyjechali sąsiedzi. Kamperem, para Włochów (właściwie to on Włoch, a ona z Paragwaju! :o), młodzi, mili sympatyczni. Zaprosili mnie na piwo, jak się rozlokują :) Fajnie, znów będzie okazja pokonwersować :)))

  • DST 89.70km
  • Teren 1.00km
  • Czas 05:18
  • VAVG 16.92km/h
  • VMAX 57.03km/h
  • Temperatura 14.0°C
  • Podjazdy 1745m
  • Sprzęt arch-Surly
  • Aktywność Jazda na rowerze

Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl