Wpisy archiwalne w kategorii
Surly-arch
Dystans całkowity: | 80462.30 km (w terenie 1049.48 km; 1.30%) |
Czas w ruchu: | 3886:08 |
Średnia prędkość: | 20.70 km/h |
Maksymalna prędkość: | 82.50 km/h |
Suma podjazdów: | 763770 m |
Liczba aktywności: | 991 |
Średnio na aktywność: | 81.19 km i 3h 55m |
Więcej statystyk |
Sobota, 18 maja 2019
Kategoria Wyprawa, Surly-arch
Amico di bico, dz. 12
Sąsiedzi okazali się super sympatyczni. Pokonwersowaliśmy, wypiliśmy po (ich) piwie, skosztowałem odrobinę lokalnych wędlin (szkoda, że już byłem po kolacji! ;), poopowiadałem o naszej rocznej wyprawie (zachwyceni, zwłaszcza ona, wyraźnie chciałaby też wyciąć taki numer :), obejrzałem dokładnie kamper od środka (super wypasiony! Chcę taki na starość!) i jeszcze na śniadanie zaprosili! A na koniec wymieniliśmy się kontaktami i mam nieustające zaproszenie do nich w okolice Lago di Garda :)
No, ale potem trza było ruszać. Oczywiście w deszczu.
Castelluccio - Forca di Presta (BIG) - Pieve Torina - Macerata. Większość dnia padało, pod koniec lało. Użyłem jak pies od stu dni ;)
Spaaaać...
No, ale potem trza było ruszać. Oczywiście w deszczu.
Castelluccio - Forca di Presta (BIG) - Pieve Torina - Macerata. Większość dnia padało, pod koniec lało. Użyłem jak pies od stu dni ;)
Spaaaać...
- DST 107.23km
- Czas 04:56
- VAVG 21.74km/h
- VMAX 57.44km/h
- Temperatura 16.0°C
- Podjazdy 1044m
- Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 17 maja 2019
Kategoria Wyprawa, Surly-arch
Amico di bico, dz. 11, w głuszy
Nie spieszyłem się, bo dziś dość łatwy dzień i nocleg na
dziko, więc nie można być za wcześnie na miejscówce ;)
Wstałem po 7, wyruszyłem po 9, jeszcze zakupy (bo przede mną dwa dni bez sklepu) i jakoś tak zleciało. Ale dobrze wyszło, bo pogoda z każda chwilą była coraz lepsza. Ok południa już dość mocno świeciło słoneczko i było dobrze ponad 20 st :)
Trasa głownie krajówkami – jechało sie dobrze, bo ruch znikomy (o dziwo) aż do Griscioni, gdzie odbiłem na BARDZO boczną drogę na biga Forca Canapine. Tak boczną, że była wyłączona z ruchu, obwarowana zakazami i ostrzeżeniami o zagrożeniach. W to mi graj – będzie pusto! :)
Rzeczywiście było – nikogo. Nawet w domkach po drodze. Nie opuszczone, ale wyraźnie „zimują”. A droga gracko poobrywana powodziami, ale przejechać się dało :)
Potem był kawałek strada provinciale i znów odcinek zamknięty, ale napisano, że służbom ratowniczym w razie potrzeby wolno ostrożnie przejechać. Więc założyłem koguta na bagażnik i pojechałem ;) Super się tak jeździ wyłączonymi górskimi drogami – spokój, cisza, kontemplacja, brak smrodu...
Na bigu już byłem solidnie zmęczony, jednak chyba czuję wczorajsze Gran Sasso ;), potem zjazd znów zamknięta drogą, niby w remoncie, ale nic sie nie działo (może dlatego, że piątek po południu), podjazd na granice płaskowyżu obok Castelluccio i zaczęło się szukanie miejscówki. Miąłem kilka wytypowanych, ale każda miała jakieś wady. A to brak wody, a to brak zasięgu, a to stado owiec w pobliżu i pasterz strzygący ku mnie okiem oraz jego psy strzygące wszystkim ;)
Więc tam tylko nabrałem wody i zjeżdżam na płaskowyż ku ostatniej upatrzonej w necie miejscówce. Jest. Bajka! W sezonie to jest chyba nawet pole namiotowe (nie aż kemping), ale teraz nikogo. Kilka stolików z ławkami, przyczepa osłaniająca od wiatru, który się trochę nasilił, równa łączka, źródełko wody 100 metrów dalej i FANTASTYCZNE widoki.
Czego chcieć więcej? No, może prądu i kibelka, ale ni ma ;)
Umywszy się w lodowatej wodzie ze źródełka (via wór na wodę z końcówką prysznicową, dziękujemy ci Ortlieb! ;) i zjadłszy, siadłem by pokontemplować a tu... przyjechali sąsiedzi. Kamperem, para Włochów (właściwie to on Włoch, a ona z Paragwaju! :o), młodzi, mili sympatyczni. Zaprosili mnie na piwo, jak się rozlokują :) Fajnie, znów będzie okazja pokonwersować :)))
Wstałem po 7, wyruszyłem po 9, jeszcze zakupy (bo przede mną dwa dni bez sklepu) i jakoś tak zleciało. Ale dobrze wyszło, bo pogoda z każda chwilą była coraz lepsza. Ok południa już dość mocno świeciło słoneczko i było dobrze ponad 20 st :)
Trasa głownie krajówkami – jechało sie dobrze, bo ruch znikomy (o dziwo) aż do Griscioni, gdzie odbiłem na BARDZO boczną drogę na biga Forca Canapine. Tak boczną, że była wyłączona z ruchu, obwarowana zakazami i ostrzeżeniami o zagrożeniach. W to mi graj – będzie pusto! :)
Rzeczywiście było – nikogo. Nawet w domkach po drodze. Nie opuszczone, ale wyraźnie „zimują”. A droga gracko poobrywana powodziami, ale przejechać się dało :)
Potem był kawałek strada provinciale i znów odcinek zamknięty, ale napisano, że służbom ratowniczym w razie potrzeby wolno ostrożnie przejechać. Więc założyłem koguta na bagażnik i pojechałem ;) Super się tak jeździ wyłączonymi górskimi drogami – spokój, cisza, kontemplacja, brak smrodu...
Na bigu już byłem solidnie zmęczony, jednak chyba czuję wczorajsze Gran Sasso ;), potem zjazd znów zamknięta drogą, niby w remoncie, ale nic sie nie działo (może dlatego, że piątek po południu), podjazd na granice płaskowyżu obok Castelluccio i zaczęło się szukanie miejscówki. Miąłem kilka wytypowanych, ale każda miała jakieś wady. A to brak wody, a to brak zasięgu, a to stado owiec w pobliżu i pasterz strzygący ku mnie okiem oraz jego psy strzygące wszystkim ;)
Więc tam tylko nabrałem wody i zjeżdżam na płaskowyż ku ostatniej upatrzonej w necie miejscówce. Jest. Bajka! W sezonie to jest chyba nawet pole namiotowe (nie aż kemping), ale teraz nikogo. Kilka stolików z ławkami, przyczepa osłaniająca od wiatru, który się trochę nasilił, równa łączka, źródełko wody 100 metrów dalej i FANTASTYCZNE widoki.
Czego chcieć więcej? No, może prądu i kibelka, ale ni ma ;)
Umywszy się w lodowatej wodzie ze źródełka (via wór na wodę z końcówką prysznicową, dziękujemy ci Ortlieb! ;) i zjadłszy, siadłem by pokontemplować a tu... przyjechali sąsiedzi. Kamperem, para Włochów (właściwie to on Włoch, a ona z Paragwaju! :o), młodzi, mili sympatyczni. Zaprosili mnie na piwo, jak się rozlokują :) Fajnie, znów będzie okazja pokonwersować :)))
- DST 89.70km
- Teren 1.00km
- Czas 05:18
- VAVG 16.92km/h
- VMAX 57.03km/h
- Temperatura 14.0°C
- Podjazdy 1745m
- Sprzęt arch-Surly
- Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 16 maja 2019
Kategoria Wyprawa, Surly-arch
Amico di bico, dz. 10, Wielki Kamień
Rano po raz ostatni tutaj pociągiem. Tym razem znów do L'Aquili. Tu na sympatyczną kwaterę z booking. Pokój klitkowaty i łóżko chyba takie jakby polowe, ale gospodarz BARDZO miły i pomocny oraz adekwatnie rozmowny (nie przesadnie jak chyba większość Włochów i nie milczek jak mój poprzedni host) - sporo sobie gadam po włosku i się uczę :)
No, ale kwatera kwaterą, a tu trzeba jechać na Gran Sasso. Zrzuciwszy bety, zrobiłem lekki przepak i w drogę o 10:30.
L'Aquila - Tempera - Paganica - Filetto - Campo Imperatore (odśnieżone prawie do końca!) - Fonte Cerreto - Camarda - Paganica - Tempera - L'Aquila. No, ciężki big, jeden z zacniejszych, jakie robiłem poza Alpami. Przede wszystkim bardzo długi, ale też miejscami nachylenia dawały w kość (do 12%), było też sporo zjazdów na podjeździe (tu akurat winna była źle wyznaczona trasa na stronie bigów, jak wracałem już "swoją" to podjazdów było nieco mniej i droga lepsza). Ale za to widoki na górze wynagradzały wszystko! Dziś znacznie lepsza pogoda, miejscami nawet wyglądało słońce, na 2000 metrów było 13 stopni (w słońcu, w cieniu pewnie zero :p), a góry zapierały dech! O tak :)
No, ale kwatera kwaterą, a tu trzeba jechać na Gran Sasso. Zrzuciwszy bety, zrobiłem lekki przepak i w drogę o 10:30.
L'Aquila - Tempera - Paganica - Filetto - Campo Imperatore (odśnieżone prawie do końca!) - Fonte Cerreto - Camarda - Paganica - Tempera - L'Aquila. No, ciężki big, jeden z zacniejszych, jakie robiłem poza Alpami. Przede wszystkim bardzo długi, ale też miejscami nachylenia dawały w kość (do 12%), było też sporo zjazdów na podjeździe (tu akurat winna była źle wyznaczona trasa na stronie bigów, jak wracałem już "swoją" to podjazdów było nieco mniej i droga lepsza). Ale za to widoki na górze wynagradzały wszystko! Dziś znacznie lepsza pogoda, miejscami nawet wyglądało słońce, na 2000 metrów było 13 stopni (w słońcu, w cieniu pewnie zero :p), a góry zapierały dech! O tak :)
- DST 101.74km
- Czas 05:02
- VAVG 20.21km/h
- VMAX 61.06km/h
- Temperatura 13.0°C
- Podjazdy 2117m
- Sprzęt arch-Surly
- Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 15 maja 2019
Kategoria Wyprawa, Surly-arch
Amico di bico, dz. 9, Maj*
Pociągiem do Scafy, potem Lettomanoppello - Passo Lanciano - Majella (BIG) i z powrotem. Na górze kompletna mgła, widoczność może na 4 metry, sporo rozmokłego śniegu, paskudnie się w tym jechało, zwłaszcza w dół, a po drodze mocno kapiący las. Niby deszcz nie padał, a na człowieka kapało z góry ;)
Dobrze, że wziąłem na zjazd kurtkę puchową (która założyłem pod goretex), bo nawet z nią było mi za zimno. Co prawda głównie w dłonie (2 pary rękawiczek), ale gdyby marzł też korpus, to dłonie by chyba odpadły ;) W skrócie: Maj(*ella) :P
Rozgrzałem się do
piero w pociągu powrot
nym do Sulmony
Dobrze, że wziąłem na zjazd kurtkę puchową (która założyłem pod goretex), bo nawet z nią było mi za zimno. Co prawda głównie w dłonie (2 pary rękawiczek), ale gdyby marzł też korpus, to dłonie by chyba odpadły ;) W skrócie: Maj(*ella) :P
Rozgrzałem się do
piero w pociągu powrot
nym do Sulmony
- DST 54.35km
- Teren 1.00km
- Czas 03:24
- VAVG 15.99km/h
- VMAX 60.83km/h
- Temperatura 1.0°C
- Podjazdy 1932m
- Sprzęt arch-Surly
- Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 14 maja 2019
Kategoria Wyprawa, Surly-arch
Amico di bico, dz. 8, poranny BIG ból głowy
Od rana (6:10) leje jak z cebra. Przestawiam budzik na 7:30 z nadzieją na lepsze jutro. Wstaję o 7, nadal leje. Mimo to twardo się szykuję. Wiem, że na pociąg o 8:15 do Scafy już nie zdążę, a następny jest o 10:30, więc mam czas poszperać w necie i pomyśleć. Najpierw złe wieści. Webcam na Majelli pokazuje śnieg, który spadł w nocy. Kilka centymetrów, ale świeży i nierozjeżdżony w tej ilości jest na moich oponach (Marathon Supreme) prawie nie do przebycia. Od wczoraj wiem też, że na Gran Sasso również popadało. Shit! I to przychodzi mi IDEA. Może na Campo Felice nie ma śniegu? I oto jest i tam webcam! A śniegu brak! Szok! Patrzę na prognozę - dla L'Aquili wyraźnie lepsza niż dla Majelli. Słaby deszcz od rana, potem nawet tylko pochmurno. Sprawdzam pociąg - jest, 4 minuty wcześniej niż do Scafy. Powrotny? Jest wiele! Jadziem!
Decyzja okazała się strzałem w jedenastkę - nie tylko nie było śniegu ani nawet deszczu, była tez słoneczna pogoda i na górze (1600 m npm) aż 12 stopni! Wow! Naprawdę byłem dumny z siebie, że ten deszcz mi nie złamał morali ;);) i że ruszyłem dupsko. Oby taka sama nagroda mnie spotykała w następnych dniach! :)
Sulmona - (pociąg) - L'Aquila - Roio Piano - Lucoli Alto - Casamaina - Campo Felice (BIG) - Casamaina - Collimento - Collefracido - L'Aquila - (pociąg) - Sulmona
Harakiri:
Nie tracąc ducha
jadę pod górę wytrwały
ciśnąc pedały
Decyzja okazała się strzałem w jedenastkę - nie tylko nie było śniegu ani nawet deszczu, była tez słoneczna pogoda i na górze (1600 m npm) aż 12 stopni! Wow! Naprawdę byłem dumny z siebie, że ten deszcz mi nie złamał morali ;);) i że ruszyłem dupsko. Oby taka sama nagroda mnie spotykała w następnych dniach! :)
Sulmona - (pociąg) - L'Aquila - Roio Piano - Lucoli Alto - Casamaina - Campo Felice (BIG) - Casamaina - Collimento - Collefracido - L'Aquila - (pociąg) - Sulmona
Harakiri:
Nie tracąc ducha
jadę pod górę wytrwały
ciśnąc pedały
- DST 65.79km
- Czas 03:09
- VAVG 20.89km/h
- VMAX 59.69km/h
- Temperatura 15.0°C
- Podjazdy 1290m
- Sprzęt arch-Surly
- Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 13 maja 2019
Kategoria Użytkowo, Surly-arch, Wyprawa
Amico di bico, dz. 7, restowy
A siódmego dnia
odpoczywa, więc jedzie
tylko do sklepu
odpoczywa, więc jedzie
tylko do sklepu
- DST 5.62km
- Czas 00:22
- VAVG 15.33km/h
- VMAX 35.96km/h
- Temperatura 10.0°C
- Podjazdy 51m
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 12 maja 2019
Kategoria Wyprawa, Surly-arch
Amico di bico, dz. 6
Rano na biga Campo Staffi. Miało być nieciekawie, bo wysoko (1780m ), więc pewnie zaśnieżone, deszczowo (prognoza słabiutka) i na dodatek na dzień dobry tunel, potem zjazd i dopiero podjazd na biga.
Było powyżej oczekiwań.
Tunel super - co prawda z zakazem i trąbili, ale tylko kilometr, a przemykał pod duuużą górą i nie uśmiechało mi się jej podjeżdżać :P
Potem ładnie położone miasteczko Capistrelli - z jednej strony zwyczajne, z drugiej iście po włosku przyklejone do super stromego zbocza (to był ten zjazd) i naprawdę widokowe. Niestety widoki albo zjadła mgła albo nie chciało mi się zatrzymywać w deszczu, więc zdjęć nie dali :P
Deszcz wszelakoż był i był też na początku podjazdu znak, że droga na 13. kilometrze zamknięta z powodu śniegu i osuwisk. Nic to, jadę! Trzynasty kilometr to już tylko ok 4-5 przed szczytem, może jakoś dotrę...?
Okazało się, że droga owszem zamknięta, osuwiska są (nie jakieś wielkie, góra na 1/3 szerokości szosy), ale śniegu ni ma. Hulaj dusza! Na sam szczyt podjechałem elegancko, bez przygód, jeśli pominąć deszcz, który raz padał chwilę, a raz z pół godziny. Jechałem oczywiście bez kurtki (bo wole być mokry od wody niż od potu :P), więc przemokłem do nitki i trochę podmarzłem (3-5 st.), ale na szczycie był... otwarty bar! Nikogo w okolicy, a bar czynny! I działająca koza w środku i cappuccino po 1,20 EUR :o
Wypiłem, wygrzałem się, zjadłem własną kanapkę, popatrzyłem jak pani barmanka graweruje ładny rysunek wilczego pyska na pniaku drzewa, pogadałem i heja na dół. Deszcz ustał, więc wróciłem spoko, nawet przeschły mi ciuchy :) No i achilles siedzi (odpukać!) cicho :)
Po powrocie na (świetną!) kwaterę w Avezzano wypiłem kawę, umyłem się, spakowałem i w drogę. Tzn na pizzę do miasta, bo miałem 2 godziny do odjazdu pociągu - a nie chciało mi się dymać kolejnych 70 km i 1000m podjazdu (bez bigów!), na dodatek pod wiatr :P Oczywiście w okolicach godz. 14 wszystkie lokale zamknięte i to mimo niedzieli! Wreszcie znalazłem jeden jedyny czynny, a w nim sporo ludzi, chyba z ćwierć miasteczka! ;) Nic dziwnego, skoro inne zamknięte, ale że opłaca im się robić sjestę nawet w niedzielę...? Margherita bardzo dobra, chrupiąca i ze szczodra ilością mozzarelli, choć mogłaby być bardziej słona.
Potem spokojny pociąg przez przepiękne okolice (szkoda, że nie prowadzi tamtędy żadna droga kołowa, przejechałbym się! A tak, to tylko drugi raz oglądałem ja z pociągu, poprzednio z Pescary do Rzymu jesienią 2017) do Sulmony, gdzie mam zaklepane na 2 dni super tanie AirBnB (14 EUR za noc!). A na dwa dni, bo jutro* big tam i z powrotem, ale naprawdę ciężki (Blockhaus di Majella) i nie opłacałoby się jechać po nim jeszcze jakieś 20-40 km i spać gdzieś, cholera wie gdzie (nic nie ma w sensownej cenie), jak można tutaj i odpocząć jak człowiek i to za pół darmo :)
Sama Sulmona bardzo ładna - podobna trochę do Korfu, a trochę do Bari, chociaż mniejsza od obydwu. Trochę też podobna do Volterry, ale nie aż tak spektakularna i na szczęście nie leży na szczycie takiej wyjebanej góry :P
Ale po Avezzano to bardzo miła odmiana, bo dawno nie widziałem włoskiego miasta aż tak bez wyrazu jak Avezzano :)
No i harakiri:
A kiedy pada
wiosenne liście mokną
trzeci wers zniknął
*Tzn. okazało się, że nie "jutro", bo "jutro" lało cały dzień, więc zrobiłem zrobiłem rest :P
Było powyżej oczekiwań.
Tunel super - co prawda z zakazem i trąbili, ale tylko kilometr, a przemykał pod duuużą górą i nie uśmiechało mi się jej podjeżdżać :P
Potem ładnie położone miasteczko Capistrelli - z jednej strony zwyczajne, z drugiej iście po włosku przyklejone do super stromego zbocza (to był ten zjazd) i naprawdę widokowe. Niestety widoki albo zjadła mgła albo nie chciało mi się zatrzymywać w deszczu, więc zdjęć nie dali :P
Deszcz wszelakoż był i był też na początku podjazdu znak, że droga na 13. kilometrze zamknięta z powodu śniegu i osuwisk. Nic to, jadę! Trzynasty kilometr to już tylko ok 4-5 przed szczytem, może jakoś dotrę...?
Okazało się, że droga owszem zamknięta, osuwiska są (nie jakieś wielkie, góra na 1/3 szerokości szosy), ale śniegu ni ma. Hulaj dusza! Na sam szczyt podjechałem elegancko, bez przygód, jeśli pominąć deszcz, który raz padał chwilę, a raz z pół godziny. Jechałem oczywiście bez kurtki (bo wole być mokry od wody niż od potu :P), więc przemokłem do nitki i trochę podmarzłem (3-5 st.), ale na szczycie był... otwarty bar! Nikogo w okolicy, a bar czynny! I działająca koza w środku i cappuccino po 1,20 EUR :o
Wypiłem, wygrzałem się, zjadłem własną kanapkę, popatrzyłem jak pani barmanka graweruje ładny rysunek wilczego pyska na pniaku drzewa, pogadałem i heja na dół. Deszcz ustał, więc wróciłem spoko, nawet przeschły mi ciuchy :) No i achilles siedzi (odpukać!) cicho :)
Po powrocie na (świetną!) kwaterę w Avezzano wypiłem kawę, umyłem się, spakowałem i w drogę. Tzn na pizzę do miasta, bo miałem 2 godziny do odjazdu pociągu - a nie chciało mi się dymać kolejnych 70 km i 1000m podjazdu (bez bigów!), na dodatek pod wiatr :P Oczywiście w okolicach godz. 14 wszystkie lokale zamknięte i to mimo niedzieli! Wreszcie znalazłem jeden jedyny czynny, a w nim sporo ludzi, chyba z ćwierć miasteczka! ;) Nic dziwnego, skoro inne zamknięte, ale że opłaca im się robić sjestę nawet w niedzielę...? Margherita bardzo dobra, chrupiąca i ze szczodra ilością mozzarelli, choć mogłaby być bardziej słona.
Potem spokojny pociąg przez przepiękne okolice (szkoda, że nie prowadzi tamtędy żadna droga kołowa, przejechałbym się! A tak, to tylko drugi raz oglądałem ja z pociągu, poprzednio z Pescary do Rzymu jesienią 2017) do Sulmony, gdzie mam zaklepane na 2 dni super tanie AirBnB (14 EUR za noc!). A na dwa dni, bo jutro* big tam i z powrotem, ale naprawdę ciężki (Blockhaus di Majella) i nie opłacałoby się jechać po nim jeszcze jakieś 20-40 km i spać gdzieś, cholera wie gdzie (nic nie ma w sensownej cenie), jak można tutaj i odpocząć jak człowiek i to za pół darmo :)
Sama Sulmona bardzo ładna - podobna trochę do Korfu, a trochę do Bari, chociaż mniejsza od obydwu. Trochę też podobna do Volterry, ale nie aż tak spektakularna i na szczęście nie leży na szczycie takiej wyjebanej góry :P
Ale po Avezzano to bardzo miła odmiana, bo dawno nie widziałem włoskiego miasta aż tak bez wyrazu jak Avezzano :)
No i harakiri:
A kiedy pada
wiosenne liście mokną
trzeci wers zniknął
*Tzn. okazało się, że nie "jutro", bo "jutro" lało cały dzień, więc zrobiłem zrobiłem rest :P
- DST 76.26km
- Czas 03:59
- VAVG 19.14km/h
- VMAX 51.34km/h
- Temperatura 12.0°C
- Podjazdy 1508m
- Sprzęt arch-Surly
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 11 maja 2019
Kategoria Surly-arch, Wyprawa
Amici di Bico, dz. 5
Dziś łatwy dzień, więc się nie spieszyłem. Wstałem jak panisko o 8, wyjechałem przed 10. Pogoda ładna, jak ruszałem było 15 st., potem coraz cieplej :)
Big Passo del Diavolo łatwy, 3-5 procent cały czas, łącznie 450 metrów pod górę. Nie taki diabeł straszny ;)
Potem dość powolny zjazd, bo nachylenia typu 3% i kręto, i wreszcie dłuuugi i męczący odcinek po płaskim do Avezzano pod nasilający się wiatr. W samym mieście (zakupy w pierwszym Todisie na trasie! Provola affumicata!!) już dopadł mnie lekki deszcz, ale na szczęście chwilowy. Kwaterę znalazłem bez problemu (w Avezzano nie ma kempingu), jest znów świetna! I niedroga (23 EUR). I dobrze, że mam kwaterę, bo znów co chwilę pada. Ponoć od jutra ma być tylko gorzej...
A, harakiri!
Co chwilę pada,
psycha wysiada
trzeciego wersu nie dali.
Big Passo del Diavolo łatwy, 3-5 procent cały czas, łącznie 450 metrów pod górę. Nie taki diabeł straszny ;)
Potem dość powolny zjazd, bo nachylenia typu 3% i kręto, i wreszcie dłuuugi i męczący odcinek po płaskim do Avezzano pod nasilający się wiatr. W samym mieście (zakupy w pierwszym Todisie na trasie! Provola affumicata!!) już dopadł mnie lekki deszcz, ale na szczęście chwilowy. Kwaterę znalazłem bez problemu (w Avezzano nie ma kempingu), jest znów świetna! I niedroga (23 EUR). I dobrze, że mam kwaterę, bo znów co chwilę pada. Ponoć od jutra ma być tylko gorzej...
A, harakiri!
Co chwilę pada,
psycha wysiada
trzeciego wersu nie dali.
- DST 75.89km
- Czas 03:38
- VAVG 20.89km/h
- VMAX 52.70km/h
- Temperatura 23.0°C
- Podjazdy 614m
- Sprzęt arch-Surly
- Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 10 maja 2019
Kategoria Surly-arch, Wyprawa
Amici di Bico, dz. 4
Mój gospodarz (ze świetnego mieszkanka w Isernii) mnie intensywnie namawiał, żeby jechać drogą z tunelami, zamiast "konserwatywnym" wariantem, który sobie sam wytyczyłem. W sumie nie wiem czemu się tak uparł, no owszem, jest ze 300 metrów podjazdów mniej i 2 km bliżej, ale jednak to główniejsza droga, więc ruch i to w tunelach... Łamałem się po wyjeździe z Isernii i pewnie łamałbym się dalej, gdyby się nie okazało, że droga, która zaplanowałem jest zamknięta. Nie wiadomo z jakiego powodu, tylko jest znak, że dalej, na którymś-tam kilometrze droga zamknięta. W tej sytuacji przestałem się wahać, nawet dla policji miałem dobre wytłumaczenie :)
Ale okazało się, że jego porada była rewelacyjna: droga równa, bez czech (których pełno było na pierwotnej), z dobrym asfaltem i naprawdę niewielkim ruchem. Tunele? Luzik! Więc w sumie świetnie wyszło i do Alfedonii dojechałem w dobrym tempie i nastroju, zwłaszcza, że i pogoda niezła. 19 stopni, raczej słonecznie, lekki wiatr w plecy (!), no bajka! Tylko nad górami się intensywnie chmurzyło, ale zdążyłem już się przyzwyczaić :P
Z Alfedonii niezbyt intensywny podjazd na przełęcz 1150 i zjazd nad Lago di Barrea. Wreszcie ładne widoki! :)
Potem wzdłuż jeziora, miasteczko Viletta Barrea i już jest mój kemping Le Quite Natura. Prawie pusty, dość obskurny, ale że wziąłem przyczepę (raptem 2 EUR drożej niż namiot, kosztowała głupie 10 EUR w tym żetony na prysznic!), to szybko poszedł przepak i już lecę na biga Valico di Monte Godi. Big bez historii, łatwy i nudny, i nawet nie wyprowadza na przełęcz! Droga idzie dalej, jest tam ewidentnie wyżej, ale big zaznaczony właśnie tu, na małym parkingu, koniec. Nawet mi się nie chciało podjechać na tę przełęcz :P
Zjazd fajny, bo długie proste odcinki z prędkością ok 60 km/h, więc chociaż tyle z tego biga :)
W sumie dzień bez historii - po ostatnich doświadczeniach powiedziałbym, że na szczęście :)
A, jeszcze tradycyjne harakiri:
Gdy na biga
Miki śmiga
trzeciego wersu nie ma.
Ale okazało się, że jego porada była rewelacyjna: droga równa, bez czech (których pełno było na pierwotnej), z dobrym asfaltem i naprawdę niewielkim ruchem. Tunele? Luzik! Więc w sumie świetnie wyszło i do Alfedonii dojechałem w dobrym tempie i nastroju, zwłaszcza, że i pogoda niezła. 19 stopni, raczej słonecznie, lekki wiatr w plecy (!), no bajka! Tylko nad górami się intensywnie chmurzyło, ale zdążyłem już się przyzwyczaić :P
Z Alfedonii niezbyt intensywny podjazd na przełęcz 1150 i zjazd nad Lago di Barrea. Wreszcie ładne widoki! :)
Potem wzdłuż jeziora, miasteczko Viletta Barrea i już jest mój kemping Le Quite Natura. Prawie pusty, dość obskurny, ale że wziąłem przyczepę (raptem 2 EUR drożej niż namiot, kosztowała głupie 10 EUR w tym żetony na prysznic!), to szybko poszedł przepak i już lecę na biga Valico di Monte Godi. Big bez historii, łatwy i nudny, i nawet nie wyprowadza na przełęcz! Droga idzie dalej, jest tam ewidentnie wyżej, ale big zaznaczony właśnie tu, na małym parkingu, koniec. Nawet mi się nie chciało podjechać na tę przełęcz :P
Zjazd fajny, bo długie proste odcinki z prędkością ok 60 km/h, więc chociaż tyle z tego biga :)
W sumie dzień bez historii - po ostatnich doświadczeniach powiedziałbym, że na szczęście :)
A, jeszcze tradycyjne harakiri:
Gdy na biga
Miki śmiga
trzeciego wersu nie ma.
- DST 81.45km
- Teren 1.70km
- Czas 04:29
- VAVG 18.17km/h
- VMAX 63.75km/h
- Temperatura 19.0°C
- Podjazdy 1560m
- Sprzęt arch-Surly
- Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 9 maja 2019
Kategoria Surly-arch, Wyprawa
Amico di bico, dz. 3
Big Campitello Matese w bardzo silnym wietrze z góry (czyli głównie w twarz). Momentami chciało zrzucić z roweru, chyba ze 20 m/s wiało! Zjazd oczywiście bardzo ostrożnie w tych warunkach, bo boczne podmuchy mogły mną wionąć w przepaść :)
Potem zabrałem zabawki z agriturismo Le Due Arcate i pojechałem do Iserni. Niedaleko, ale alternatywą była Barrea, dokąd miałbym już ponad 2500m podjazdów, a nie chcę szarżować z tym achillesem. A pomiędzy tymi miejscami żadnych noclegów. I dobrze się stało, ze tak wybrałem, bo w połowie drogi do Iserni złapał mnie deszcz. Niby niezbyt silny, ale uparty, nie chciał przestać. Do tego mgła z widocznością na góra 20 metrów, a ruch na krajówce spory, w tym TIRy. W końcu zdecydowałem się na zjazd z przełęczy w tych warunkach (miałem raptem 15 km do celu). Dojechałem lekko podmoczony i mocno zmarznięty, ale super wypasione mieszkanko z booking wynagrodziło trudy. A deszcz padał do godz. 18, po czym wyszło piękne słoneczko!
I jeszcze kupiłem pyszności z Lidla na kolację - mniam! :)
Potem zabrałem zabawki z agriturismo Le Due Arcate i pojechałem do Iserni. Niedaleko, ale alternatywą była Barrea, dokąd miałbym już ponad 2500m podjazdów, a nie chcę szarżować z tym achillesem. A pomiędzy tymi miejscami żadnych noclegów. I dobrze się stało, ze tak wybrałem, bo w połowie drogi do Iserni złapał mnie deszcz. Niby niezbyt silny, ale uparty, nie chciał przestać. Do tego mgła z widocznością na góra 20 metrów, a ruch na krajówce spory, w tym TIRy. W końcu zdecydowałem się na zjazd z przełęczy w tych warunkach (miałem raptem 15 km do celu). Dojechałem lekko podmoczony i mocno zmarznięty, ale super wypasione mieszkanko z booking wynagrodziło trudy. A deszcz padał do godz. 18, po czym wyszło piękne słoneczko!
I jeszcze kupiłem pyszności z Lidla na kolację - mniam! :)
- DST 57.17km
- Teren 0.40km
- Czas 03:19
- VAVG 17.24km/h
- VMAX 63.75km/h
- Temperatura 7.0°C
- Podjazdy 1440m
- Sprzęt arch-Surly
- Aktywność Jazda na rowerze