Wpisy archiwalne w kategorii
Wyprawa
Dystans całkowity: | 61874.99 km (w terenie 1090.17 km; 1.76%) |
Czas w ruchu: | 3444:56 |
Średnia prędkość: | 17.96 km/h |
Maksymalna prędkość: | 78.01 km/h |
Suma podjazdów: | 862546 m |
Liczba aktywności: | 727 |
Średnio na aktywność: | 85.11 km i 4h 44m |
Więcej statystyk |
Czwartek, 17 maja 2018
Kategoria Surly-arch, AdB, Wyprawa
Amici di Bici, dz.254
Dziś bardzo czesko, aż męcząco. I podobnie jak profil, zmienna była pogoda. Raz pochmurno i chłodno, a zaraz znowuż słonecznie i wręcz gorąco. Na szczęście mimo sporej ilości chmur - nie padało.
Za to zaskakująco piękne okolice. Między Bagnols-en-Foret a Le Muy fantastyczna kotlina z przepięknymi czerwonymi skałami naokoło, żelazista gleba nadaje taki odcień okolicy, że oczy ciężko oderwać. Ma to ten minus, że błoto (które się zdarza) jest bardzo plamiące dla roweru i sakw ;)
Pod koniec przepyszna kawa mrożona i ciastka z Lidla - w zaskakująco dobrej cenie. Chyba będziemy częściej robić przerwy we francuskich Lidlach - to jest zupełnie inna klasa niż w Polsce czy nawet we Włoszech. Wręcz delikatesy! :)
Mieliśmy spać w Besse-sur-Issole, ale kemping okazał się paskudny - jeden czynny prysznic i jedna toaleta, obie instytucje brudne i odrzucające, miejsce pod namiot błotniste i pod czyimiś oknami, a wifi płatne. Cena niby niska, bo 15 EUR, ale przy takich warunkach, to ja wolę za darmo na dziko. Podziękowaliśmy grubym słowem i pojechaliśmy dalej. Po 2 km był niegdyś kemping na farmie, ale okazał zamknięty na stałe (mimo kilku tabliczek, które kierowały na niego z szosy!), a przy próbie wjazdu zaatakował nas pies. Bardzo namolny i duży. Udało się obronić, ale pochlapał nas błotem właśnie.
Wreszcie dotarliśmy na kemping Vidaresse w St. Anastasie. Też bez rewelacji, obsługa jakaś oschła i niezbyt miła, a net za darmo tylko przez pierwszą godzinę, ale za to czysto i miejsce pod namiot przyzwoite. No, ale lepiej wspominałem francuskie kempingi, mam nadzieje, że to tylko jakaś pechawa okolica ;)
Trasa.
Za to zaskakująco piękne okolice. Między Bagnols-en-Foret a Le Muy fantastyczna kotlina z przepięknymi czerwonymi skałami naokoło, żelazista gleba nadaje taki odcień okolicy, że oczy ciężko oderwać. Ma to ten minus, że błoto (które się zdarza) jest bardzo plamiące dla roweru i sakw ;)
Pod koniec przepyszna kawa mrożona i ciastka z Lidla - w zaskakująco dobrej cenie. Chyba będziemy częściej robić przerwy we francuskich Lidlach - to jest zupełnie inna klasa niż w Polsce czy nawet we Włoszech. Wręcz delikatesy! :)
Mieliśmy spać w Besse-sur-Issole, ale kemping okazał się paskudny - jeden czynny prysznic i jedna toaleta, obie instytucje brudne i odrzucające, miejsce pod namiot błotniste i pod czyimiś oknami, a wifi płatne. Cena niby niska, bo 15 EUR, ale przy takich warunkach, to ja wolę za darmo na dziko. Podziękowaliśmy grubym słowem i pojechaliśmy dalej. Po 2 km był niegdyś kemping na farmie, ale okazał zamknięty na stałe (mimo kilku tabliczek, które kierowały na niego z szosy!), a przy próbie wjazdu zaatakował nas pies. Bardzo namolny i duży. Udało się obronić, ale pochlapał nas błotem właśnie.
Wreszcie dotarliśmy na kemping Vidaresse w St. Anastasie. Też bez rewelacji, obsługa jakaś oschła i niezbyt miła, a net za darmo tylko przez pierwszą godzinę, ale za to czysto i miejsce pod namiot przyzwoite. No, ale lepiej wspominałem francuskie kempingi, mam nadzieje, że to tylko jakaś pechawa okolica ;)
Trasa.
- DST 94.14km
- Czas 05:06
- VAVG 18.46km/h
- VMAX 57.18km/h
- Temperatura 24.0°C
- Podjazdy 1060m
- Sprzęt arch-Surly
- Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 16 maja 2018
Kategoria Surly-arch, AdB, Wyprawa
Amici di Bici, dz.253
La Roquette - Carros - St. Jeannet - Vence - Pont du Loup - Grasse - Montagne de Doublier (BIG, porachunek z 2010 roku ;) - Grasse. Trasa.
Gorge du Loup ładny, ale widzieliśmy tylko dolną część i z nóg nie zwalił. Wyżej trzeba by się zapuścić jako skok w bok, a przy tej pogodzie (i zaplanowanym na popołudnie bigu) nam się nie chciało :P
Pochmurno i chłodno cały dzień, ale przylało dopiero, jak wróciłem z biga do hotelu. Fart :)
Gorge du Loup ładny, ale widzieliśmy tylko dolną część i z nóg nie zwalił. Wyżej trzeba by się zapuścić jako skok w bok, a przy tej pogodzie (i zaplanowanym na popołudnie bigu) nam się nie chciało :P
Pochmurno i chłodno cały dzień, ale przylało dopiero, jak wróciłem z biga do hotelu. Fart :)
- DST 78.44km
- Czas 04:41
- VAVG 16.75km/h
- VMAX 52.28km/h
- Temperatura 19.0°C
- Podjazdy 1521m
- Sprzęt arch-Surly
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 12 maja 2018
Kategoria Surly-arch, AdB, Wyprawa
Les Amis du Velo, dz. 249
Jak rano zobaczyliśmy, jakie prognozy są na następne dni (niedziela deszcz, poniedziałek deszcz), to zaczęliśmy kombinować, jak to rozegrać. Pierwszy pomysł: zostać tu, gdzie jesteśmy. Ale szkoda ładnego dnia, a poza tym kemping w Imperii taki sobie - niespecjalny na kiblowanie, nawet nie ma gdzie posiedzieć pod dachem i WiFi jest płatne. Drugi pomysł: pojechać planowo do Ventimiglia i tam posiedzieć na kempingu. Ale skoro ma lać dwa dni, to bez sensu siedzieć pod namiotem, a bungalowy drogie (50 EUR za noc). Trzeci pomysł; połączyć dwa dni w jeden i zrobić dziś Monaco i Niceę, a posiedzieć w La-Roquette, w której i tak nas czeka posiedzenie, bo mamy tam dwa dni everestowe (dwa duże bigi, nie do zrobienia w jeden dzień). Na dodatek kemping tańszy, zarówno namiot jak i bungalowy. Tylko daleko, ponad 120 km wychodziłoby dziś... ale od czego pociągi? :)
Więc rano machnęliśmy dwa łatwe bigi, a z San Remo złapaliśmy pociąg przez Ventimiglia do Roquebrun (tuż przed Monaco). Dalej już na rowerach przez Monaco, Niceę do St. Martin i La Roquette. Trochę nas to wymęczyło, ale widoki po francuskiej stronie wynagradzały wszystko. Bosko! Lazurowe Wybrzeże rządzi! :) A jeszcze w Monaco trafiliśmy akurat na Grand Prix. Sporty motorowe mnie odrzucają, ryk straszliwy i smrodzenie bez sensu, ale trzeba przyznać, że zobaczyć taka imprezę na żywo (choć z bardzo daleka) to jednak jest coś ;)
No i WRESZCIE mamy francuski majonez!! :D
Sama Nicea bez szału. Straszne korki, mnóstwo ludzi na Boulevard des Anglais (tam, gdzie był zamach) i w ogóle zbyt wielkomiejsko jak dla nas. Aczkolwiek położona jest fantastycznie, zwłaszcza okolice portu wyjątkowo (jak na port) piękne, a ciągnące się na wschód od niej Lazurowe Wybrzeże to po prostu bajka! Ogólnie robi wrażenie przyzwoitego miasta, żeby spróbować w nim chwilkę pomieszkać. No, ale nie tym razem ;)
Aha, a kemping La Roquette okazał się zamknięty na głucho! Byłaby niezła lipa, gdyby nie to, że tuż wcześniej zobaczylismy motel w stylu Formule1 w akceptowalnej cenie 35EUR na noc. Dziki fart, bo na booking, ani gdziekolwiek indziej go nie ma! A jest całkiem spoko - zostajemy do wtorku lub nawet środy! (w zależności od deszczu) :)
Imperia - La Cipressa (BIG) - San Lorenzo al Mare - Poggio di Sanremo (BIG) - San Remo - (pociąg) - Roquebrune Cap Martin - Monte Carlo - Eze - Nice - Colomars - La Roquette sur Var. Trasa, prosta kreska to pociąg.
Więc rano machnęliśmy dwa łatwe bigi, a z San Remo złapaliśmy pociąg przez Ventimiglia do Roquebrun (tuż przed Monaco). Dalej już na rowerach przez Monaco, Niceę do St. Martin i La Roquette. Trochę nas to wymęczyło, ale widoki po francuskiej stronie wynagradzały wszystko. Bosko! Lazurowe Wybrzeże rządzi! :) A jeszcze w Monaco trafiliśmy akurat na Grand Prix. Sporty motorowe mnie odrzucają, ryk straszliwy i smrodzenie bez sensu, ale trzeba przyznać, że zobaczyć taka imprezę na żywo (choć z bardzo daleka) to jednak jest coś ;)
No i WRESZCIE mamy francuski majonez!! :D
Sama Nicea bez szału. Straszne korki, mnóstwo ludzi na Boulevard des Anglais (tam, gdzie był zamach) i w ogóle zbyt wielkomiejsko jak dla nas. Aczkolwiek położona jest fantastycznie, zwłaszcza okolice portu wyjątkowo (jak na port) piękne, a ciągnące się na wschód od niej Lazurowe Wybrzeże to po prostu bajka! Ogólnie robi wrażenie przyzwoitego miasta, żeby spróbować w nim chwilkę pomieszkać. No, ale nie tym razem ;)
Aha, a kemping La Roquette okazał się zamknięty na głucho! Byłaby niezła lipa, gdyby nie to, że tuż wcześniej zobaczylismy motel w stylu Formule1 w akceptowalnej cenie 35EUR na noc. Dziki fart, bo na booking, ani gdziekolwiek indziej go nie ma! A jest całkiem spoko - zostajemy do wtorku lub nawet środy! (w zależności od deszczu) :)
Imperia - La Cipressa (BIG) - San Lorenzo al Mare - Poggio di Sanremo (BIG) - San Remo - (pociąg) - Roquebrune Cap Martin - Monte Carlo - Eze - Nice - Colomars - La Roquette sur Var. Trasa, prosta kreska to pociąg.
- DST 92.27km
- Teren 0.30km
- Czas 05:37
- VAVG 16.43km/h
- VMAX 52.20km/h
- Temperatura 30.0°C
- Podjazdy 1056m
- Sprzęt arch-Surly
- Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 11 maja 2018
Kategoria Surly-arch, AdB, Wyprawa
Amici di Bici, dz.248
Rano na lekko na biga Passo di Melogno i z powrotem, a potem z bagażem: Finale Ligure - Andora - Imperia. Ładne krajobrazy wzdłuż wybrzeża, ale męcząca trasa, bo strasznie duży ruch na Via Aurelia (tej samej, co się zaczyna w Rzymie!).
Trasa.
A po drodze włoski Bomber Bimber Burger! :D

Kemping tuż za Imperią (tym razem ładne nadmorskie miasteczko z atrakcyjnymi na pierwszy rzut oko ogrodami) raczej poniżej przeciętnego. Wifi dodatkowo płatne (dostaliśmy "po znajomości" jakieś karty dostępu z zeszłego roku za darmo, ale żadna nie działała), ciężko o miejsce do siedzenia (oprócz murku). Skombinowaliśmy sobie krzesełka ogrodowe, ale nie było łatwo (zabraliśmy je sprzed nieużywanej przyczepy kempingowej, rano trzeba było odnieść). Wieczorem trzy Niemki urządziły sobie koło nas imprezę taneczną i biesiadę. Na szczęście, gdy ok godz. 23 poprosiliśmy je o ciszę, to posłuchały (!).
Trasa.
A po drodze włoski Bomber Bimber Burger! :D

Kemping tuż za Imperią (tym razem ładne nadmorskie miasteczko z atrakcyjnymi na pierwszy rzut oko ogrodami) raczej poniżej przeciętnego. Wifi dodatkowo płatne (dostaliśmy "po znajomości" jakieś karty dostępu z zeszłego roku za darmo, ale żadna nie działała), ciężko o miejsce do siedzenia (oprócz murku). Skombinowaliśmy sobie krzesełka ogrodowe, ale nie było łatwo (zabraliśmy je sprzed nieużywanej przyczepy kempingowej, rano trzeba było odnieść). Wieczorem trzy Niemki urządziły sobie koło nas imprezę taneczną i biesiadę. Na szczęście, gdy ok godz. 23 poprosiliśmy je o ciszę, to posłuchały (!).
- DST 92.96km
- Teren 0.50km
- Czas 05:01
- VAVG 18.53km/h
- VMAX 57.80km/h
- Temperatura 24.0°C
- Podjazdy 1377m
- Sprzęt arch-Surly
- Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 10 maja 2018
Kategoria Surly-arch, AdB, Wyprawa
Amici di Bici, dz.247
Wczoraj od rana lało, więc przymusowy dzień restowy. Ale bardzo przyjemny, bo kwatera naprawdę super :)
Dziś na dzień dobry big Monte Beigua, niezbyt fajny, bo rwany podjazd, na zmianę mocne kilkanaście procent i prawie płasko, niebyt fajnie się jeździ takie profile, zwłaszcza z dużym bagażem.

Potem ostry zjazd nad samo morze i dalej Verazze - Savona - Finale Ligure. Pod drodze piękne nadmorskie widoki :) Aczkolwiek sama Savona niezbyt atrakcyjna. W zasadzie poza twierdzą i otaczającym ją parkiem (czy może raczej trawnikiem) z dziwnymi nowoczesnymi rzeźbami było raczej brzydko. Zwłaszcza okolice portu.
Pierwszy kemping, który sprawdziliśmy w Finale Ligure (Mulino) okropny - miejsce pod namioty gdzieś, gdzie nie da się wjechać rowerem, trzeba nosić bagaże po schodach, prądu nie ma, na czym usiąść też nie. Drugi (Tahiti) niewiele lepszy, też schody, ale mniej i przynajmniej jest prąd. Za to wifi beznadziejne, ledwo bździ nawet pod samą recepcją. No i drogo - 27 EUR. Mieliśmy tu zostać dwie noce, bo jutro dzień everestowy, ale w tej sytuacji zmiana planów. Rano robię biga i jedziemy dalej.
Trasa.
Dziś na dzień dobry big Monte Beigua, niezbyt fajny, bo rwany podjazd, na zmianę mocne kilkanaście procent i prawie płasko, niebyt fajnie się jeździ takie profile, zwłaszcza z dużym bagażem.

Potem ostry zjazd nad samo morze i dalej Verazze - Savona - Finale Ligure. Pod drodze piękne nadmorskie widoki :) Aczkolwiek sama Savona niezbyt atrakcyjna. W zasadzie poza twierdzą i otaczającym ją parkiem (czy może raczej trawnikiem) z dziwnymi nowoczesnymi rzeźbami było raczej brzydko. Zwłaszcza okolice portu.
Pierwszy kemping, który sprawdziliśmy w Finale Ligure (Mulino) okropny - miejsce pod namioty gdzieś, gdzie nie da się wjechać rowerem, trzeba nosić bagaże po schodach, prądu nie ma, na czym usiąść też nie. Drugi (Tahiti) niewiele lepszy, też schody, ale mniej i przynajmniej jest prąd. Za to wifi beznadziejne, ledwo bździ nawet pod samą recepcją. No i drogo - 27 EUR. Mieliśmy tu zostać dwie noce, bo jutro dzień everestowy, ale w tej sytuacji zmiana planów. Rano robię biga i jedziemy dalej.
Trasa.
- DST 70.50km
- Czas 04:21
- VAVG 16.21km/h
- VMAX 60.22km/h
- Temperatura 24.0°C
- Podjazdy 1005m
- Sprzęt arch-Surly
- Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 8 maja 2018
Kategoria Surly-arch, AdB, Wyprawa
Amici di Bici, dz.246
Po smacznym i bardzo urozmaiconym jak na włoskie standardy śniadaniu (była nawet szynka i ser!) oraz miłym pożegnaniu z Nonną Fo (Babcią Fortuną) ruszyliśmy na pierwszego biga Passo della Bocchetta. Pogoda piękna: słonecznie i niegorąco. Jedziemy!

To nie jest słynna (po katastrofie budowlanej z sierpnia 2018) A10, tylko jej przedłużenie - A26 na zachód od Genui, kawałek powyżej Voltri
Big wszedł jak w masełko (big z rana jak śmietana) i już zjeżdżamy do Genui. Robi się upał. Genua się ciągnie. Jedziemy przez brzydkie przemysłowe przedmieścia, a potem okolice portu. Brzydko i straszny ruch, więc robimy zakupy w Lidlu (obowiązkowe tutaj pesto alla Genovese ;) i lecim na drugiego biga.

Tym razem start z poziomu morza, więc podjazd zacny, ale Passo del Faiallo wchodzi całkiem sensownie. Jedyny problem to nadchodząca burza. Dwa razy nawet łapie nas deszcz, ale w obu przypadkach wyjątkowo jest się gdzie schować (co jest generalnie rzadkością w górach). Są też przepiękne widoki na dolinę i port w Genui, niestety z powodu burzy i pochmurnej pogody widoczność jest beznadziejna i ze zdjęć nici :/

Podczas drugiego deszczu rozważamy nawet nocleg na dziko, bo akurat jest świetne miejsce: jakieś opuszczone jakby domostwo czy chatka pasterska, całkiem nieźle (niegdyś) urządzona, a i obecnie w akceptowalnym stanie (choć jednak zdewastowana). Sęk w tym, że nigdzie w okolicy nie ma wody. Może jakby się uparł, to by znalazł, bo widać pozostałości wodociągu, ale postanawiamy jechać dalej.
Na szczyt biga bez przygód, a potem dość szybki zjazd. W Vara Superiore i Inferiore rozglądamy się za jakimś noclegiem, ale mimo że są dwa albergi i jedno pensione, to wszystko zamknięte na głucho. Dopiero w San Pietro d'Olba trafia się B&B. Trochę zbyt eleganckie i cena na booking to 60 EUR, zresztą nikogo nie ma w środku. Wchodzę do lokalnego sklepu zapytać, czy znają jeszcze coś w okolicy, ale nie. Sprzedawczyni jednak łapie za telefon i dzwoni do właścicielki B&B. Po negocjacjach telefonicznych, które przeprowadziłem (po włosku!) staje na cenie 45 EUR a noc. Drogo, ale akceptowalnie. Nawet jeśli okaże się, że trzeba zostać dwie noce, bo jutro według prognoz to chyba będzie cały dizeń lać.
Potem okazuje się, ze to najbardziej wypasiony nocleg całej wyprawy. Mamy do dyspozycji cały dom (bo innych gości nie ma), pełną kuchnię i lodówkę, mnóstwo żarcia i wszystko w cenie. I jeszcze gospodynie kupuje nam świeżutką foccacię. Żryć nie umierać! :)
Trasa.

To nie jest słynna (po katastrofie budowlanej z sierpnia 2018) A10, tylko jej przedłużenie - A26 na zachód od Genui, kawałek powyżej Voltri
Big wszedł jak w masełko (big z rana jak śmietana) i już zjeżdżamy do Genui. Robi się upał. Genua się ciągnie. Jedziemy przez brzydkie przemysłowe przedmieścia, a potem okolice portu. Brzydko i straszny ruch, więc robimy zakupy w Lidlu (obowiązkowe tutaj pesto alla Genovese ;) i lecim na drugiego biga.

Tym razem start z poziomu morza, więc podjazd zacny, ale Passo del Faiallo wchodzi całkiem sensownie. Jedyny problem to nadchodząca burza. Dwa razy nawet łapie nas deszcz, ale w obu przypadkach wyjątkowo jest się gdzie schować (co jest generalnie rzadkością w górach). Są też przepiękne widoki na dolinę i port w Genui, niestety z powodu burzy i pochmurnej pogody widoczność jest beznadziejna i ze zdjęć nici :/

Podczas drugiego deszczu rozważamy nawet nocleg na dziko, bo akurat jest świetne miejsce: jakieś opuszczone jakby domostwo czy chatka pasterska, całkiem nieźle (niegdyś) urządzona, a i obecnie w akceptowalnym stanie (choć jednak zdewastowana). Sęk w tym, że nigdzie w okolicy nie ma wody. Może jakby się uparł, to by znalazł, bo widać pozostałości wodociągu, ale postanawiamy jechać dalej.
Na szczyt biga bez przygód, a potem dość szybki zjazd. W Vara Superiore i Inferiore rozglądamy się za jakimś noclegiem, ale mimo że są dwa albergi i jedno pensione, to wszystko zamknięte na głucho. Dopiero w San Pietro d'Olba trafia się B&B. Trochę zbyt eleganckie i cena na booking to 60 EUR, zresztą nikogo nie ma w środku. Wchodzę do lokalnego sklepu zapytać, czy znają jeszcze coś w okolicy, ale nie. Sprzedawczyni jednak łapie za telefon i dzwoni do właścicielki B&B. Po negocjacjach telefonicznych, które przeprowadziłem (po włosku!) staje na cenie 45 EUR a noc. Drogo, ale akceptowalnie. Nawet jeśli okaże się, że trzeba zostać dwie noce, bo jutro według prognoz to chyba będzie cały dizeń lać.
Potem okazuje się, ze to najbardziej wypasiony nocleg całej wyprawy. Mamy do dyspozycji cały dom (bo innych gości nie ma), pełną kuchnię i lodówkę, mnóstwo żarcia i wszystko w cenie. I jeszcze gospodynie kupuje nam świeżutką foccacię. Żryć nie umierać! :)
Trasa.
- DST 78.26km
- Czas 05:19
- VAVG 14.72km/h
- VMAX 58.34km/h
- Temperatura 20.0°C
- Podjazdy 1607m
- Sprzęt arch-Surly
- Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 7 maja 2018
Kategoria Surly-arch, AdB, Wyprawa
Amici di Bici, dz.245
Dziś od rana pochmurno, ale prognozy mówiły, że ma nie padać. Zwinęliśmy się rekordowo szybko, o 8:30 byliśmy w trasie.
Pierwszy podjeździk ok 150 metrów i na zjeździe zaczęło kropić. Potem już mocniej padać. Do Lidla w Arquata Scrivia dojechaliśmy wilgotni. Tam długa narada, co robić plus małe zakupy. Na koniec narady przestało padać, więc pojechaliśmy dalej, z planem, że jak znów przyleje, to kończymy w Voltaggio, gdzie jest B&B w akceptowalnej cenie.
Oczywiście, jak tylko znaleźliśmy się w szczerym polu, to zaczęło padać. Dość mocno. Szlag nas trafił i po kilkunastu kilometrach, już prawie zupełnie mokrzy, wzięliśmy ten booking (ok godz. 13, aż dziw, że w ogóle dało się o tej porze zrobić check-in!), bo prognozy mówiły, że ma być coraz gorzej, a za to jutro lepiej. Oczywiście, jak tylko się zadekowaliśmy w domu (bardzo fajny pokoik, szkoda, że bez kuchni, ale radzimy sobie, gotując za oknem :P), to zaczęła się poprawiać pogoda. O 15:30 już super słoneczko, kurwa mać! No nic, trudno, na szczęście nigdzie nam się nie spieszy :P
Pierwszy podjeździk ok 150 metrów i na zjeździe zaczęło kropić. Potem już mocniej padać. Do Lidla w Arquata Scrivia dojechaliśmy wilgotni. Tam długa narada, co robić plus małe zakupy. Na koniec narady przestało padać, więc pojechaliśmy dalej, z planem, że jak znów przyleje, to kończymy w Voltaggio, gdzie jest B&B w akceptowalnej cenie.
Oczywiście, jak tylko znaleźliśmy się w szczerym polu, to zaczęło padać. Dość mocno. Szlag nas trafił i po kilkunastu kilometrach, już prawie zupełnie mokrzy, wzięliśmy ten booking (ok godz. 13, aż dziw, że w ogóle dało się o tej porze zrobić check-in!), bo prognozy mówiły, że ma być coraz gorzej, a za to jutro lepiej. Oczywiście, jak tylko się zadekowaliśmy w domu (bardzo fajny pokoik, szkoda, że bez kuchni, ale radzimy sobie, gotując za oknem :P), to zaczęła się poprawiać pogoda. O 15:30 już super słoneczko, kurwa mać! No nic, trudno, na szczęście nigdzie nam się nie spieszy :P
- DST 34.79km
- Czas 02:10
- VAVG 16.06km/h
- VMAX 47.79km/h
- Temperatura 17.0°C
- Podjazdy 430m
- Sprzęt arch-Surly
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 6 maja 2018
Kategoria Surly-arch, Wyprawa, AdB
Amici di Bici, dz.244
Dziś piękny dzień. I pogodowo, i widokowo. Najpierw śliczny przełom rzeki Trebbia z Ottone aż do Bobbio, gdzie złapałem pierwszą gumę w tym roku.

Potem ładny, choć upalny podjazd na biga Monte Penice. Wreszcie zjazd do Varzi, gdzie o dziwo był czynny w niedzielę Carrefour. Całe szczęście, bo wyszło nam całe picie. Potem jeszcze dwie hopy przez San Sebastiano Curone do Garbagna. Ostatnia hopa dała nam w kość, niby tylko 160 metrów podjazdu, ale nachylenia 15-17%. Z tym bagażem to już udręka, zwłaszcza, że upał nie odpuszczał. Na szczęście było trochę cienia. Na koniec idylliczna dolinka, gdzie psy szczekają i na jej końcu Garbagna z całkiem porządnym i tanim (17 EUR) kempingiem.

Dobranoc, powiedział diabeł.
Trasa.

Potem ładny, choć upalny podjazd na biga Monte Penice. Wreszcie zjazd do Varzi, gdzie o dziwo był czynny w niedzielę Carrefour. Całe szczęście, bo wyszło nam całe picie. Potem jeszcze dwie hopy przez San Sebastiano Curone do Garbagna. Ostatnia hopa dała nam w kość, niby tylko 160 metrów podjazdu, ale nachylenia 15-17%. Z tym bagażem to już udręka, zwłaszcza, że upał nie odpuszczał. Na szczęście było trochę cienia. Na koniec idylliczna dolinka, gdzie psy szczekają i na jej końcu Garbagna z całkiem porządnym i tanim (17 EUR) kempingiem.

Dobranoc, powiedział diabeł.
Trasa.
- DST 89.29km
- Teren 0.30km
- Czas 05:30
- VAVG 16.23km/h
- VMAX 58.12km/h
- Temperatura 28.0°C
- Podjazdy 1625m
- Sprzęt arch-Surly
- Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 4 maja 2018
Kategoria Surly-arch, AdB, Wyprawa
Amici de Bici, dz. 242
Chiavari - Carasco - Borzonasca - na lekko big Passo dei Ghiffi - Borzonasca - Farfanosa - Passo Fregarolo (nie big, ale wyższa od biga! ;) - Rovegno. Trasa.
Ciężki dzień, dał mi ostro w kość. Pogoda niepewna, na podjeździe na Fregarolo nawet trochę posiąpiło, ale generalnie OK. Silny wiatr NE.
Ciężki dzień, dał mi ostro w kość. Pogoda niepewna, na podjeździe na Fregarolo nawet trochę posiąpiło, ale generalnie OK. Silny wiatr NE.
- DST 85.59km
- Teren 0.50km
- Czas 06:15
- VAVG 13.69km/h
- VMAX 53.61km/h
- Temperatura 18.0°C
- Podjazdy 2407m
- Sprzęt arch-Surly
- Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 3 maja 2018
Kategoria Surly-arch, AdB, Wyprawa
Amici di Bici, dz.241
Dziś od rana pogoda niepewna. Pełne zachmurzenie i pokropywało. Żeby w miarę szybko zmienić region, wsiedliśmy w pociąg.
Pontremoli - (pociąg) - La Spezia - Riomaggiore - Vernazza - Levanto (tu zakończyliśmy słynne Cinque Terre - jak dla nas nic specjalnego, porównywalne z Gargano, a sporo mu brakuje do Costa d'Amalfi, nie mówiąc o np. majorkańskim Formentorze) - (pociąg) - Chiavari - Carasco - Cogorno.

Vernazza, jedna z Pięciu Ziem
Kemping w Carasco był nieczynny, dopiero powoli przygotowywany do sezonu, więc musieliśmy się cofnąć do Cogorno. Tu też niezbyt czynny, ale jednak nas przyjęli ;)
Do końca dnia od czasu do czasu pokropywało i silny wiatr NE.
Trasa. Proste kreski to przejazdy pociągami.
Pontremoli - (pociąg) - La Spezia - Riomaggiore - Vernazza - Levanto (tu zakończyliśmy słynne Cinque Terre - jak dla nas nic specjalnego, porównywalne z Gargano, a sporo mu brakuje do Costa d'Amalfi, nie mówiąc o np. majorkańskim Formentorze) - (pociąg) - Chiavari - Carasco - Cogorno.

Vernazza, jedna z Pięciu Ziem
Kemping w Carasco był nieczynny, dopiero powoli przygotowywany do sezonu, więc musieliśmy się cofnąć do Cogorno. Tu też niezbyt czynny, ale jednak nas przyjęli ;)
Do końca dnia od czasu do czasu pokropywało i silny wiatr NE.
Trasa. Proste kreski to przejazdy pociągami.
- DST 51.51km
- Czas 03:32
- VAVG 14.58km/h
- VMAX 51.10km/h
- Temperatura 20.0°C
- Podjazdy 891m
- Sprzęt arch-Surly
- Aktywność Jazda na rowerze