Wpisy archiwalne w kategorii
.Schwinn-arch
Dystans całkowity: | 45351.31 km (w terenie 1012.15 km; 2.23%) |
Czas w ruchu: | 2178:53 |
Średnia prędkość: | 20.81 km/h |
Maksymalna prędkość: | 72.50 km/h |
Suma podjazdów: | 90949 m |
Suma kalorii: | 198 kcal |
Liczba aktywności: | 1377 |
Średnio na aktywność: | 32.93 km i 1h 34m |
Więcej statystyk |
Niedziela, 29 marca 2009
Kategoria .Schwinn-arch, Wypad
Ze Św. Krzyża zdjęty
(z Transatlantykiem) Św. Katarzyna - Ciekoty - Mąchocice - Radlin - Górno (stąd samotnie) - Św. Katarzyna - Bodzentyn - Suchedniów - Skarżysko - Stąporków - Końskie - Snarki - Opoczno - Tomaszów Maz. - Dębniak - Wygoda - Olszowa - Będków - Zamość - Wola Rakowa - Stróża - Kolumny - Młynek - dom.
Prawie cała trasa w lekkim deszczu, na tyle lekkim, że nie udało się przmoknąć. Wiatr bardzo słaby, z początku kołował, od Końskich bardzo nieśmiało wiał w plecy. Za Gowarczowem złapałem pierwszą od roku gumę. Ten krótki fragment tej trasy wiodący przez województwo Mazowieckie jest ewidentnie pechowy: trzeci raz tam jechałem - trzecim z kolei wariantem (na poprzednich dwóch - przez Stużno i przez Petrykozy - fatalna nawierzchnia) i teraz nawierzchnia też postanowiła mi zaszkodzić obdarzając ogromnym kawałkiem szkła i dziurą w oponie :((
Po popasie w Tomaszowie wiatr postanowił się odwrócić i odtąd przeszkadzał. Dojechałem na ostatnich nogach, faktycznie jak z krzyża zdjęty ;)
PS. Czas letni!! :DDD
Prawie cała trasa w lekkim deszczu, na tyle lekkim, że nie udało się przmoknąć. Wiatr bardzo słaby, z początku kołował, od Końskich bardzo nieśmiało wiał w plecy. Za Gowarczowem złapałem pierwszą od roku gumę. Ten krótki fragment tej trasy wiodący przez województwo Mazowieckie jest ewidentnie pechowy: trzeci raz tam jechałem - trzecim z kolei wariantem (na poprzednich dwóch - przez Stużno i przez Petrykozy - fatalna nawierzchnia) i teraz nawierzchnia też postanowiła mi zaszkodzić obdarzając ogromnym kawałkiem szkła i dziurą w oponie :((
Po popasie w Tomaszowie wiatr postanowił się odwrócić i odtąd przeszkadzał. Dojechałem na ostatnich nogach, faktycznie jak z krzyża zdjęty ;)
PS. Czas letni!! :DDD
- DST 217.43km
- Teren 0.20km
- Czas 08:47
- VAVG 24.75km/h
- VMAX 56.00km/h
- Temperatura 8.0°C
- Podjazdy 1078m
- Sprzęt Schwinnka
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 28 marca 2009
Kategoria .Schwinn-arch, Wypad
Transatlantykiem na Łysą Górę
Dom - Młynek - Giemzów - Wola Rakowa - Zamość - Będków - Wygoda - Dębniak - Tomaszów Maz - Opoczno - Petrykozy - Gowarczów - Końskie - Stąporków - Skarżysko - Suchedniów - Bodzentyn - Nowa Słupia (stąd z Transatlantykiem) - Huta-Koszary - Św. Krzyż - Górno - Św. Katarzyna.
Do Nowej Słupi walka z wiatrem, potem coraz lepiej mi się jechało. Podjazd na Św. Krzyż okazał się tym razem lajtowy. Podjeżdżałem kawałek i zjeżdżałem z powrotem, żeby jechać razem z Transatlantykiem, po czy znów mu niechcący uciekałem, tak mi się dobrze jechało! A przy jednym z takich nawrotów na zabłoconym asfalcie zaliczyłem glebę! :P
Pod koniec dnia żałowałem trochę, że już nam się skończyła trasa ;)
PS. Wiosna!! :DDD
Do Nowej Słupi walka z wiatrem, potem coraz lepiej mi się jechało. Podjazd na Św. Krzyż okazał się tym razem lajtowy. Podjeżdżałem kawałek i zjeżdżałem z powrotem, żeby jechać razem z Transatlantykiem, po czy znów mu niechcący uciekałem, tak mi się dobrze jechało! A przy jednym z takich nawrotów na zabłoconym asfalcie zaliczyłem glebę! :P
Pod koniec dnia żałowałem trochę, że już nam się skończyła trasa ;)
PS. Wiosna!! :DDD
- DST 224.19km
- Czas 09:34
- VAVG 23.43km/h
- VMAX 56.50km/h
- Temperatura 14.0°C
- Podjazdy 1533m
- Sprzęt Schwinnka
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 22 marca 2009
Kategoria Wycieczka, .Schwinn-arch
Spektakularna porażka
Miała być rowerowa ustawka z Xanagazem i Pabianiczanami. Wszelako Xanagaz nie dotarł (bądź się spóźnił) a ja wymiękłem po 22 km szosowego tempa na podjeździe w Górkach Dużych. Nawet nie miałem siły pomachać na pożeganie ;)
Szosowcy to jednak inna liga :o
Trasa: dom - Ruda - Pabianice (Gryzla) - Czyryczyn - Prawda - Babichy - Tuszyn - Górki Duże - Tuszyn - Modlica - Wola Kutowa - Rzepki - Czarnocin (stąd walka z silnym NWW wiatrem) - Wardzyń - Brójce - Wola Rakowa - Stróża - Kolumny - Młynek - dom.
Zimno, mżawka. Bleh! ;)
Szosowcy to jednak inna liga :o
Trasa: dom - Ruda - Pabianice (Gryzla) - Czyryczyn - Prawda - Babichy - Tuszyn - Górki Duże - Tuszyn - Modlica - Wola Kutowa - Rzepki - Czarnocin (stąd walka z silnym NWW wiatrem) - Wardzyń - Brójce - Wola Rakowa - Stróża - Kolumny - Młynek - dom.
Zimno, mżawka. Bleh! ;)
- DST 91.99km
- Teren 0.25km
- Czas 03:39
- VAVG 25.20km/h
- VMAX 40.00km/h
- Temperatura 2.0°C
- Podjazdy 328m
- Sprzęt Schwinnka
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 21 marca 2009
Kategoria .Schwinn-arch, Wycieczka
Sieradze pospieszyć!
Miałem dziś trochę mało czasu, więc wyszła szybka wycieczka (5h 35m z postojami, co daje średnią 25,1 km/h :D ).
Dom - Ruda - Pabianice - Czyryczyn - Rydzyny - Pawlikowice - Róża - Mogilno - Dobroń - Łask - Zduńska Wola - Czechy (do Czech, to ja mam za darmo! ;)

- Sieradz - Rossoszyca - Szadek - Lutomiersk - Prusinowice - Górka Pab. - Gorzew - Łaskowice - Chocianowice - dom.
Słonecznie, dość chłodno, silny zachodni wiatr. Do Sieradza ciągła walka, od Rossoszycy czysta poezja :)
Dom - Ruda - Pabianice - Czyryczyn - Rydzyny - Pawlikowice - Róża - Mogilno - Dobroń - Łask - Zduńska Wola - Czechy (do Czech, to ja mam za darmo! ;)

- Sieradz - Rossoszyca - Szadek - Lutomiersk - Prusinowice - Górka Pab. - Gorzew - Łaskowice - Chocianowice - dom.
Słonecznie, dość chłodno, silny zachodni wiatr. Do Sieradza ciągła walka, od Rossoszycy czysta poezja :)
- DST 140.13km
- Teren 0.25km
- Czas 05:04
- VAVG 27.66km/h
- VMAX 53.50km/h
- Temperatura 6.0°C
- Podjazdy 477m
- Sprzęt Schwinnka
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 15 marca 2009
Kategoria Wypad, .Schwinn-arch
Poznań granice swych możliwości
Poznań - Garby - Tulce - Nagradowice (do tego miejsca z koleżanką Natalią z forum Podróże Rowerowe) - Kleszczewo - Kostrzyn - Września - Słupca - Konin - Turek - Uniejów - Poddębice - Aleksandrów - Łódź.
Prawie non-stop coś siąpiło. Ale bóg był dziś cyklistą - początkowo południowy wiatr odwrócił się ok. godz. 11 na zachodni. Słaby, ale zdecydowanie pomagał.
487 km w dwa dni. Padam na ryj ;)
Podziękowania dla wszystkich, dla których wypad ten nie byłby nawet cieniem samego siebie, tj. dla: Tatanki (wielka szkoda, ze nie udało nam się razem przejechać!), Anki (boskie rafaello! ;), Natalii (do następnego razu - oby jak najszybciej! :), Jacka (jeszcze sie tu zapiszesz! ;), Vagabonda (do zobaczenia w kwietniu!) i - last but not least - boga, który dziś był cyklistą ;)
PS. Może to dziecinne, ale jestem dumny z tego, co poniżej :D
Prawie non-stop coś siąpiło. Ale bóg był dziś cyklistą - początkowo południowy wiatr odwrócił się ok. godz. 11 na zachodni. Słaby, ale zdecydowanie pomagał.
487 km w dwa dni. Padam na ryj ;)
Podziękowania dla wszystkich, dla których wypad ten nie byłby nawet cieniem samego siebie, tj. dla: Tatanki (wielka szkoda, ze nie udało nam się razem przejechać!), Anki (boskie rafaello! ;), Natalii (do następnego razu - oby jak najszybciej! :), Jacka (jeszcze sie tu zapiszesz! ;), Vagabonda (do zobaczenia w kwietniu!) i - last but not least - boga, który dziś był cyklistą ;)
PS. Może to dziecinne, ale jestem dumny z tego, co poniżej :D

- DST 242.26km
- Teren 0.50km
- Czas 09:50
- VAVG 24.64km/h
- VMAX 39.50km/h
- Temperatura 6.0°C
- Podjazdy 580m
- Sprzęt Schwinnka
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 14 marca 2009
Kategoria .Schwinn-arch, Wypad
Z serii: Poznań swój kraj
Łódź - Lutomiersk - Kałów - Uniejów - Dąbie - Koło (stąd z Vagabondem) - Ochle - Święte - Konin - Słupca (stąd znów samotnie) - Września - Kostrzyn - Poznań
- DST 244.82km
- Teren 1.00km
- Czas 09:13
- VAVG 26.56km/h
- VMAX 47.50km/h
- Temperatura 5.0°C
- Podjazdy 561m
- Sprzęt Schwinnka
- Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 11 marca 2009
Kategoria .Schwinn-arch, Wycieczka
Do Zgierza
Dom - Ruda - Pabianice - Piątkowisko (stąd po ciemku) - Górka Pab. - Porszewice - Konstantynów - Aleksandrów - Zgierz - Łódź
- DST 70.90km
- Czas 02:45
- VAVG 25.78km/h
- VMAX 38.00km/h
- Temperatura 2.0°C
- Podjazdy 296m
- Sprzęt Schwinnka
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 7 marca 2009
Kategoria .Schwinn-arch, Wycieczka, rekordy i hardkory
Nieplanowany rekord :DDD
Łódź - Szczawin - Anielin Swędowski - Stryków - Koźle - Popów Głowieński - Bielawy - Sobota - Urzecze - Zduny - Złaków Borowy - Kiernozia - Sanniki - Gąbin - Płock - Murzynowo - Dobrzyń nad Wisłą - Włocławek - Kowal - Krośniewice - Łęczyca - Ozorków - Zgierz - Łódź
Szczegóły:
Miała być ambitna wycieczka okrężną drogą do Włocławka i powrót pociągiem. Taka była idea Wilka i tak miała być realizowana. Z czasem przyszła refleksja, żeby zamiast płacić za pociąg powrotny, zapłacić za nocleg w schronisku PTSM, a wrócić nazajutrz rowerem. Z takim planem pojechałem na spotkanie Wilka (stanęła umowa: o 13:00 w Sannikach).
Po chwili (6,5 km po mieście) już wracałem. Nawaliło mi siodełko! :o
W domu szybka wymiana na to z Authora i znów w drogę. Finalnie wyjechałem o godz. 8:30 - dokładnie godzinę później niż planowałem...
Do Sannik jechało się nie za fajnie, bo wiało w twarz (wprawdzie lekko, ale jak to zwykle bywa - upierdliwie) i była mżawka - od Strykowa urozmaicana niekiedy śniegiem.
Sobota, ośle! ;)

W związku z tym po pierwszej setce i spotkaniu Wilka w Sannikach (gdzie spóźniłem się o 10 minut) nastrój miałem niezbyt bojowy. Na dodatek podczas jedzenia na przystanku (brak baru w całym miasteczku!) koszmarnie zmarzłem.
Ale cóż to jednak znaczy dobre towarzystwo (a może zmiana kierunku i chwilowy koniec walki z wiatrem? A może pełny żołądek? A zapewne wszystkie te kwestie naraz ;) - po kilku kilometrach i rozgrzaniu się, odżyłem.
Ciągnęliśmy z Wilkiem równo aż do Płocka, tutaj zatrzymaliśmy się na zdjęcia pod katedrą oraz kawę/herbatę w pobliskiej pizzerii. Do Włocławka pozostawało 60 km i zbliżała się godz. 16.
Na pierwszym odcinku wiatr trochę przeszkadzał, bo zrobił się jakby północno-zachodni, ale za to po pierwsze przestało padać, a po drugie przed Dobrzyniem wykręciliśmy nieco na zachód i było już git, i jechało się naprawdę przyjemnie z wiatrem z tyło-boku. Na tamę Jeziora Włocławskiego zjechaliśmy krótko po zmroku (piękny zjazd - prędkość maksymalna trasy - tak szybko po ciemku jeszcze na pewno nie jechałem! ;)
Przez miasto przeprowadził nas GPS i już jesteśmy na dworcu. Podziękowaliśmy sobie za świetną wycieczkę, Wilk wsiadł do pociągu do Wawy i tyle go widziałem ;)
Ja zaś po konsultacji z domem w sprawie prognozy na jutro i decyzji, że warto zostać, pojechałem na ul. Mechaników do znajomego schroniska PTSM. Po drodze stuknęło mi 215 km trasy.
W schronisku pan recepcjonista był miły, ale stanowczy: miejsc brak. Mogę jechać do drugiego schroniska na ul. Łęgską.
- A tam będą miejsca?
- Tak.
No to pojechałem. Okazało się, że jest to po drugiej stronie miasta i że przejeżdżaliśmy pod tym schroniskiem jadąc na dworzec. Może gdybym o tym był wiedział, wstąpiłbym zapytać o miejsca... a tak to miejsc brak!! Są jakieś zawody koszykarskie i schronisko jest pełne zorganizowanych grup. Pani jednak przejęła się moim losem i zaczęła dzwonić po znajomych pensjonacikach z cenami podobnymi do schroniskowych (to PTSM kosztuje już 30 zł?!) w sprawie miejsc.
Ona dzwoniła, a we mnie kiełkowała decyzja... Skoro we Włocławku mnie nie chcą, a ja mam i tak z samego rana jechać do Łodzi "jedynką"... to po co czekać do rana? Teraz i ruch będzie mniejszy, i wiatr idealnie w plecy (nazajutrz miał skręcić na północno zachodni - też dobry, ale już nie idealny), i nie pada, no i byłby to rekord...
Pani mi w końcu znalazła miejsce, ale ja - skorzystawszy u niej z możliwości przebiórki w czyste rzeczy (w tym zakupione przedwczoraj w Lidlu pierwsze w moim rzyciu ;) gacie z "pampersem" - uratowały mi tyłek!! ;) - już nawet tam nie pojechałem. Pogrzałem prosto do trasy nr 1 i do domu. Na wylocie z Włocławka była godz. 20:30, a ja miałem przejechane 222 km...
Jedynka sobotnią, bezksiężycową nocą jest drogą dość przyjazną dla rowerzysty (okazało się, że jednak księżycową, jeno zachmurzenie 100% odebrało możliwość dowiedzenia się, że była niemal pełnia - późniejszy przyp. aut.). Po pierwsze, ma szerokie pobocze z rzadka tylko usiane dziurami - mając przyzwoitą lampkę i zachowując czujność, można je omijać nawet kiedy jest się wyprzedzanym. Po wtóre, tych wyprzedających nie było znów tak wielu, ot 2-3 auta na minutę, po trzecie naprawdę wiało mi idealnie w plecy. Mimo ciemności i zmęczenia ciąłem więc równo, sądząc po przełożeniach i kadencji średnio ok. 26-28 km/h. A momentami zdrowo powyżej 30 i to bynajmniej nie na zjazdach!
Na co trzeba uważać jadąc tamtędy po ciemku? Na przystanki PKS - wcinają się one w pobocze krawężnikiem i grubo ciosaną kostką - gdyby wpaść przy pełnej prędkości na taki krawężnik, to raz, że wywrotka, a dwa - pęknięta obręcz. Na szczęście jakoś widać te przystanki z daleka. Trzeba też uważać, którą stację benzynową wybiera się na postój (więcej niż siku w szczerym polu grozi wymarznięciem, trzeba było robić postoje w cieple). Otóż niektóre z nich są imprezowniami dla miejscowej - niezbyt wysokich lotów - młodzieży. Ja trafiłem na taką jedną. Przetrwałem, nawet nie było groźnie, ale na pewno mniej przyjemnie niż na szosie :p
Tuż za Krośniewicami znów zaczęło padać. Początkowo to zignorowałem, ale kiedy minąłem Łęczycę, a śnieg z deszczem nie ustawał, postanowiłem jednak założyć kurtkę :p Oczywiście do tego momentu byłem już przemoczony, ale od czegóż jeszcze jedna czysta kolarska koszulka na zmianę? :) To był chyba najdłuższy popas w drodze powrotnej - grzałem się na stacji z pół godziny, a koło mnie dwóch wioskowych panów w tym czasie wywaliło ponad 200 zł na jednorękiego bandytę...
Wreszcie, tuż po północy, znów jechałem. Przez chwilę nawet nie padało i już zaczynałem żałować swojej przebiórki, kiedy sypnęło zdrowiej. W Ozorkowie padł rekord życiowy (stuknęło 304 km), a kurtka była idealnie mokra (oczywiście z zewnątrz - trzeba czegoś więcej niż siąpienia, żeby przemoczyć goretex ;) Spodnie (jak najbardziej przemakalne) oczywiście też. Ale że to syntetyczne skiny z długą nogawką, więc wciąż grzały. O dziwo buty przemiękły mi ostatecznie dopiero na rogatkach Zgierza :p
Ale wtedy to już było mi wszystko jedno i ciąłem do domu. Choć może to nie najtrafniejsze określenie. Z powodu zmęczenia tempo nieco jednak siadło i kończyłem z prędkościami rzędu 21-23 km/h. Przez całą Łódź śmignąłem z zaledwie jednym postojem na światłach - nic dziwnego, była godzina druga w nocy. Przejeżdżając obok "mojego" parku, pozwoliłem sobie na głośny okrzyk radości. Jeszcze rundka honorowa wokół bloku (żeby stuknęło 333 :p) i już ściągałem z siebie mokre ciuchy. SMS że "wszystko w porządku i że ŁAŁ! do Transatlantyka, który jako jedyny wiedział o mojej nocnej jeździe, szybki wpis na BS i spaaaać...
PS. Gwoli własnej pamięci: na ostatnich kilometrach najbardziej bolały mnie dłonie. Trochę mniej przedramiona. Wniosek: warto kończyć trasę za dnia, żeby móc pod koniec dużo jechać na lemondce. Po zmroku to jednak strach...
Więcej zdjęć tutaj.
Szczegóły:
Miała być ambitna wycieczka okrężną drogą do Włocławka i powrót pociągiem. Taka była idea Wilka i tak miała być realizowana. Z czasem przyszła refleksja, żeby zamiast płacić za pociąg powrotny, zapłacić za nocleg w schronisku PTSM, a wrócić nazajutrz rowerem. Z takim planem pojechałem na spotkanie Wilka (stanęła umowa: o 13:00 w Sannikach).
Po chwili (6,5 km po mieście) już wracałem. Nawaliło mi siodełko! :o
W domu szybka wymiana na to z Authora i znów w drogę. Finalnie wyjechałem o godz. 8:30 - dokładnie godzinę później niż planowałem...
Do Sannik jechało się nie za fajnie, bo wiało w twarz (wprawdzie lekko, ale jak to zwykle bywa - upierdliwie) i była mżawka - od Strykowa urozmaicana niekiedy śniegiem.
Sobota, ośle! ;)

W związku z tym po pierwszej setce i spotkaniu Wilka w Sannikach (gdzie spóźniłem się o 10 minut) nastrój miałem niezbyt bojowy. Na dodatek podczas jedzenia na przystanku (brak baru w całym miasteczku!) koszmarnie zmarzłem.
Ale cóż to jednak znaczy dobre towarzystwo (a może zmiana kierunku i chwilowy koniec walki z wiatrem? A może pełny żołądek? A zapewne wszystkie te kwestie naraz ;) - po kilku kilometrach i rozgrzaniu się, odżyłem.
Ciągnęliśmy z Wilkiem równo aż do Płocka, tutaj zatrzymaliśmy się na zdjęcia pod katedrą oraz kawę/herbatę w pobliskiej pizzerii. Do Włocławka pozostawało 60 km i zbliżała się godz. 16.
Na pierwszym odcinku wiatr trochę przeszkadzał, bo zrobił się jakby północno-zachodni, ale za to po pierwsze przestało padać, a po drugie przed Dobrzyniem wykręciliśmy nieco na zachód i było już git, i jechało się naprawdę przyjemnie z wiatrem z tyło-boku. Na tamę Jeziora Włocławskiego zjechaliśmy krótko po zmroku (piękny zjazd - prędkość maksymalna trasy - tak szybko po ciemku jeszcze na pewno nie jechałem! ;)
Przez miasto przeprowadził nas GPS i już jesteśmy na dworcu. Podziękowaliśmy sobie za świetną wycieczkę, Wilk wsiadł do pociągu do Wawy i tyle go widziałem ;)
Ja zaś po konsultacji z domem w sprawie prognozy na jutro i decyzji, że warto zostać, pojechałem na ul. Mechaników do znajomego schroniska PTSM. Po drodze stuknęło mi 215 km trasy.
W schronisku pan recepcjonista był miły, ale stanowczy: miejsc brak. Mogę jechać do drugiego schroniska na ul. Łęgską.
- A tam będą miejsca?
- Tak.
No to pojechałem. Okazało się, że jest to po drugiej stronie miasta i że przejeżdżaliśmy pod tym schroniskiem jadąc na dworzec. Może gdybym o tym był wiedział, wstąpiłbym zapytać o miejsca... a tak to miejsc brak!! Są jakieś zawody koszykarskie i schronisko jest pełne zorganizowanych grup. Pani jednak przejęła się moim losem i zaczęła dzwonić po znajomych pensjonacikach z cenami podobnymi do schroniskowych (to PTSM kosztuje już 30 zł?!) w sprawie miejsc.
Ona dzwoniła, a we mnie kiełkowała decyzja... Skoro we Włocławku mnie nie chcą, a ja mam i tak z samego rana jechać do Łodzi "jedynką"... to po co czekać do rana? Teraz i ruch będzie mniejszy, i wiatr idealnie w plecy (nazajutrz miał skręcić na północno zachodni - też dobry, ale już nie idealny), i nie pada, no i byłby to rekord...
Pani mi w końcu znalazła miejsce, ale ja - skorzystawszy u niej z możliwości przebiórki w czyste rzeczy (w tym zakupione przedwczoraj w Lidlu pierwsze w moim rzyciu ;) gacie z "pampersem" - uratowały mi tyłek!! ;) - już nawet tam nie pojechałem. Pogrzałem prosto do trasy nr 1 i do domu. Na wylocie z Włocławka była godz. 20:30, a ja miałem przejechane 222 km...
Jedynka sobotnią, bezksiężycową nocą jest drogą dość przyjazną dla rowerzysty (okazało się, że jednak księżycową, jeno zachmurzenie 100% odebrało możliwość dowiedzenia się, że była niemal pełnia - późniejszy przyp. aut.). Po pierwsze, ma szerokie pobocze z rzadka tylko usiane dziurami - mając przyzwoitą lampkę i zachowując czujność, można je omijać nawet kiedy jest się wyprzedzanym. Po wtóre, tych wyprzedających nie było znów tak wielu, ot 2-3 auta na minutę, po trzecie naprawdę wiało mi idealnie w plecy. Mimo ciemności i zmęczenia ciąłem więc równo, sądząc po przełożeniach i kadencji średnio ok. 26-28 km/h. A momentami zdrowo powyżej 30 i to bynajmniej nie na zjazdach!
Na co trzeba uważać jadąc tamtędy po ciemku? Na przystanki PKS - wcinają się one w pobocze krawężnikiem i grubo ciosaną kostką - gdyby wpaść przy pełnej prędkości na taki krawężnik, to raz, że wywrotka, a dwa - pęknięta obręcz. Na szczęście jakoś widać te przystanki z daleka. Trzeba też uważać, którą stację benzynową wybiera się na postój (więcej niż siku w szczerym polu grozi wymarznięciem, trzeba było robić postoje w cieple). Otóż niektóre z nich są imprezowniami dla miejscowej - niezbyt wysokich lotów - młodzieży. Ja trafiłem na taką jedną. Przetrwałem, nawet nie było groźnie, ale na pewno mniej przyjemnie niż na szosie :p
Tuż za Krośniewicami znów zaczęło padać. Początkowo to zignorowałem, ale kiedy minąłem Łęczycę, a śnieg z deszczem nie ustawał, postanowiłem jednak założyć kurtkę :p Oczywiście do tego momentu byłem już przemoczony, ale od czegóż jeszcze jedna czysta kolarska koszulka na zmianę? :) To był chyba najdłuższy popas w drodze powrotnej - grzałem się na stacji z pół godziny, a koło mnie dwóch wioskowych panów w tym czasie wywaliło ponad 200 zł na jednorękiego bandytę...
Wreszcie, tuż po północy, znów jechałem. Przez chwilę nawet nie padało i już zaczynałem żałować swojej przebiórki, kiedy sypnęło zdrowiej. W Ozorkowie padł rekord życiowy (stuknęło 304 km), a kurtka była idealnie mokra (oczywiście z zewnątrz - trzeba czegoś więcej niż siąpienia, żeby przemoczyć goretex ;) Spodnie (jak najbardziej przemakalne) oczywiście też. Ale że to syntetyczne skiny z długą nogawką, więc wciąż grzały. O dziwo buty przemiękły mi ostatecznie dopiero na rogatkach Zgierza :p
Ale wtedy to już było mi wszystko jedno i ciąłem do domu. Choć może to nie najtrafniejsze określenie. Z powodu zmęczenia tempo nieco jednak siadło i kończyłem z prędkościami rzędu 21-23 km/h. Przez całą Łódź śmignąłem z zaledwie jednym postojem na światłach - nic dziwnego, była godzina druga w nocy. Przejeżdżając obok "mojego" parku, pozwoliłem sobie na głośny okrzyk radości. Jeszcze rundka honorowa wokół bloku (żeby stuknęło 333 :p) i już ściągałem z siebie mokre ciuchy. SMS że "wszystko w porządku i że ŁAŁ! do Transatlantyka, który jako jedyny wiedział o mojej nocnej jeździe, szybki wpis na BS i spaaaać...
PS. Gwoli własnej pamięci: na ostatnich kilometrach najbardziej bolały mnie dłonie. Trochę mniej przedramiona. Wniosek: warto kończyć trasę za dnia, żeby móc pod koniec dużo jechać na lemondce. Po zmroku to jednak strach...
Więcej zdjęć tutaj.
- DST 333.16km
- Teren 0.50km
- Czas 13:28
- VAVG 24.74km/h
- VMAX 51.00km/h
- Temperatura 2.0°C
- Podjazdy 1064m
- Sprzęt Schwinnka
- Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 4 marca 2009
Kategoria .Schwinn-arch, Wycieczka
Coś w rodzaju treningu szybkościowego.
Dom - Ruda - Rzgów - Pabianice - Czyryczyn - Rydzyny - Pawlikowice - Bychlew - Pabianice - Piątkowisko - Górka Pab. - Gorzew - Łaskowice - Chocianowice - dom.
Start o godz. 17:15, od Piątkowiska po ciemku. Dość silny wiatr SE.
Start o godz. 17:15, od Piątkowiska po ciemku. Dość silny wiatr SE.
- DST 58.16km
- Teren 0.50km
- Czas 02:02
- VAVG 28.60km/h
- VMAX 39.50km/h
- Temperatura 6.0°C
- Podjazdy 231m
- Sprzęt Schwinnka
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 1 marca 2009
Kategoria .Schwinn-arch, Wypad
Z Warszawy
Warszawa - Pruszków - Grodzisk Maz. - Żyrardów - Puszcza Mariańska - Kamion - Trzcianna - Strobów - Dębowa Góra - Słupia - Jeżów - Brzeziny (stąd z Wujkiem Samo Bro) - Adamów - Wiśniowa Góra - Kolumny - Młynek - Łódź.
Miało być ładnie, pięknie z wiatrem, i w sumie było, ale tylko do Żyrardowa, potem do Kamionu boczny, stamtąd do Jeżowa nawet miejscami przeciwny, a potem znów pomagał. Co zaowocowało, że mnie nieźle wymęczyło, ale ogólnie był to bardzo fajny weekendowy wypad do stolycy :)
Miało być ładnie, pięknie z wiatrem, i w sumie było, ale tylko do Żyrardowa, potem do Kamionu boczny, stamtąd do Jeżowa nawet miejscami przeciwny, a potem znów pomagał. Co zaowocowało, że mnie nieźle wymęczyło, ale ogólnie był to bardzo fajny weekendowy wypad do stolycy :)
- DST 150.33km
- Teren 0.50km
- Czas 05:59
- VAVG 25.12km/h
- VMAX 49.00km/h
- Temperatura 3.0°C
- Podjazdy 499m
- Sprzęt Schwinnka
- Aktywność Jazda na rowerze