W drodze powrotnej postanowiliśmy zasiekać 3 bigi, w związku z tym: 1. Hnusta - Sedlo Brezina - Hnusta (łatwy, szybki, bez historii) 2. Novy Hrozenkov - Kohutka Ski Center - Novy Hrozenkov (miejscami stromo, ale dość krótki) 3. Prażmo - Lysa Hora - Prażmo (zacny, prawie 900 metrów pod górę, sporo czasu trzymało 10% i więcej)
Powrót serweczowym autkiem był pewnym przezyciem, ale nie opiszę, bo to nie jest blog samochodowy :P
Podsumowanie: Całkowity dystans wypadu: 694,63 km, średnio dziennie 92 bez dnia 0. Marniutko. Całkowita suma podjazdów: 7259 m, czyli 1 045 m / 100 km. Niewiele lepiej niż pod Łodzią :P Zaliczonych bigów: 7, przynajmniej tutaj nie ma wstydu przed Ryśkiem, ale to dzięki ostatniemu dniu, gdy wpadły 3
Forma: na początku tragedia, na koniec znośna. Jest nadzieja ;)
Ukraina nieciekawa i strasznie męcząca. Przypomniała mi dokładnie, czemu absolutnie nie ciągnie mnie mnie na wschód od UE. Żadne Rosje, Azje i takie tam. To nie dla mnie :P Tylko ludzie naprawdę mili - aż zaskakująco. Ale ja nie jestem fanem pogłębiania stosunków ;)
Koniec! Koniec koszmarnych dróg, smrodu spalin i wyczekiwania końca! Ukraina była ok, dopóki miała niezrobione bigi, a kiedy tych zabraklo, to stracila wszelkie atuty. A jeszcze pograniczniki nie puściły nas na wiełosipiedach przejściem w Użhorodzie i trzeba było jechać po ukraińskiej stronie, czyli po dziurach.
Na szczescie nadszedł koniec, pomachaliśmy, boh pomachał i wróciliśmy do UE. Uff...
Autem do Rimavskiej Soboty, a jutro od rana siekamy tutejsze bigi :-)
Rakhiv - Tjaczyn. Fatalne drogi, ruch, hałas i smród spalin. Jak tylko sie okazało, ze tu jest JAKIŚ pociag, to skorzystalismy i przyjechaliśmy do Użgorodu. Nawet fajne miasteczko :-)
Dzis długi dzień, ale nie tak ciężki, jak sądziłem. 100 km podjazdu na biga przeszło bez echa, może dlatego, że oprócz samej końcówki (12-15%) był bardzo łagodny i metry same wchodziły. No i jeszcze przez większość trasy dobra nawierzchnia! :-)
A potem, skoro miało już być w dół, to postanowiliśmy pojechać dalej i zyskać trochę kilometrów przed nudna częścią trasy czyli powrotem bez bigów. Niestety pociągiem nie można oszukać, bo chociaż jest stacja, to wszystkie pociągi jadą z powrotem na północ w stronę Lwowa i Kijowa.
Więc dziś dołożyliśmy 40 i jutro grzejemy do oporu. Ale za to codziennie w trasie raczymy sie Żywczykiem! ;-)
Dziś od rana popadywalo, ale jak wyruszyliśmy, to akurat przeszło :-) Dzięki temu na bigu nie bylo upalu. Nie bylo tez bruku, za to olbrzymie dziury, ale dopiero na zjeździe. Reszta dnia to główna szosa do Ivano-Frankowska, bardzo kiepska, miejscami fatalna nawierzchnia, olbrzymi ruch starych, smierdzacych ciężarowek i zaskakujaco ostre czechy (do 9% i kilkadziesiąt metrów podjazdow na raz).
Mieliśmy jechac aż do Nadwirnej i o dziwo sil by wystarczyło, ale jak Daniel wymienial detke w centrum miasta (szklo), to weszły takie chmury, ze natychmiast poszukalismy przez booking noclegu. Jak tylko dotarlismy do hotelu 5 km od centrum (35 zl za dwóch :), to tak przypierdzielilo ze to byla najlepsza decyzja tego wyjazdu ;-)
Iwano-Frankiwsk
Pokój marny, ale kapie z sufitu tylko w łazience :-P jest prąd i wifi, więc idzie żyć ;-)
Dzis zatrzymaliśmy sie w miejscowości Majdan k. Wyszkowa, który jest na bigu, ale w upale nie chciało nam sie dymac jeszcze 500 m pod górę. A od gospodarzy (kwatera 33 zl, niestety bez wifi) dowiedzieliśmy sie, że dalej jest bruk, więc nawet lepiej, że to wypadnie rano :-P
Nie byliśmy aż tak padnieci jak wczoraj, ale świeży tez nie ;-)
Drogi na razie slabe, dziura na dziurze, lata na łacie. Dobrze, że wziąłem ktma :-) Milesmy dziś zrobić 125,ale pod koniec obu nas tak rozbolaly nogi, ze poprzestalismy na 95,bo dalej zaraz kolejna przelecz ;-)
Upal dzis byl okropny. Niby tylko 30 w cieniu, ale parno i duszno. Plus chyba się odwodnilismy ;-)