Od Darłowa do Świerznicy przez Kołobrzeg z Wiatrem Północno-Wschodnim, a potem Północnym. Nad morzem okropnie, cepelia, sporo ludzi już i jakoś tak paskudnie. Zwłaszcza Mielno nas zniszczyło (jak każdego zresztą). A jak tylko się oddaliliśmy, to zaraz zrobiło się urokliwie. Zwłaszcza pod koniec bardzo ładne tereny :-)
Od Bytowa do Darłowa z Wiatrem Południowo-Wschodnim. Nic specjalnie ciekawego, ale dość ładne okolice, przynajmniej do Sławna. Zwłaszcza dolinka Bystrzenicy urocza. Rospuda wysiada! ;-)
Po mieście Can Pastilla, ostatnie zakupy, odstawienie bagażu na lotnisko, odstawienie rowerów do wypożyczalni :(
Podsumowanie:
Całkowity dystans wypadu: 661,15 km, bez dnia ostatniego (gdy praktycznie pozbawiono nas rowerów) 646,95 km, co daje 71,88 km średnio dziennie, czyli emerycko :)
Całkowita suma podjazdów: 8 450 metrów, a bez dnia pierwszego i ostatniego (pierwszego podjazdy celowo nie naliczane przez połowę dystansu, a ostatniego nie ma co liczyć) 8 242 m co daje 1 030 m
średnio dziennie, i 1 376 m / 100 km, czyli lekko powyżej normy
Liczba zaliczonych bigów: 6, czyli wszystkie dostępne :)
Samotna pętelka z bigiem (N. na tyle się nie polubiła z szosówką, że dojechała tylko do Palmy i tam została pozwiedzać i kupić pamiątki): Can Pastilla - Palma - Palmanova - Galilea (big) - Palma - na szosówce.
Na koniec dnia odstawienie rowerów, bo wypożyczalnia ich potrzebowała od nazajutrz rana. Trudno, na sam koniec, żeby nie zostać bez transportu (z wypożyczalni do hotelu było 2,5 km, na zakupy podobnie, na lotnisko dalej), wzięliśmy po najtańszej, miejskiej kozie. Też było zabawnie :P
Monasterio de Cura (BIG), powrót do Palmy i zmiana rowerów na szosówki. Generalnie schyłek. :( No i kolejny cały dzień silny wiatr SW, mocno przeszkadzał.
Potem jeszcze popołudniowe oswajanie się N. z szosówką. Okazało się, że nie przypadły sobie do gustu (ani dolny, ani górny chwyt nie zapewniał N. dobrego panowania nad rowerem, a w szczególności hamowania, może by się przyzwyczaiła, gdyby miała więcej czasu...?)
Najbardziej górski dzień, niestety (bo ostatni taki - nawet N. wydawał się żałować, że to "już" ;). Soller - Puig Maior (BIG, oczywiście nie szczyt, tylko przełęcz pod, ale tak się nazywa big, a nazwy przełęczy nie znam) - Lluc (nawet nie podjechaliśmy do klasztoru - nie nasza bajka) - Pollenca - Cala St. Vincenc (ciekawe groty grobowe Fenicjan, aczkolwiek główną atrakcją było to, że w grotach chłodniej :P) - Port de Pollenca.
Przepiękna i niemal bezwietrzna pogoda. Nieziemskie widoki!