Informacje

  • Wszystkie kilometry: 222503.80 km
  • Km w terenie: 5430.61 km (2.44%)
  • Suma podjazdów: 1748344 m
  • Czas na rowerze: 449d 08h 45m
  • Prędkość średnia: 20.63 km/h
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl
Jak to drzewiej bywało: button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Zaprzyjaźnione blogi i strony

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy aard.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wpisy archiwalne w kategorii

!Cube

Dystans całkowity:5485.81 km (w terenie 2043.00 km; 37.24%)
Czas w ruchu:308:12
Średnia prędkość:17.80 km/h
Maksymalna prędkość:65.00 km/h
Suma podjazdów:60386 m
Maks. tętno maksymalne:158 (0 %)
Maks. tętno średnie:130 (0 %)
Suma kalorii:1315 kcal
Liczba aktywności:107
Średnio na aktywność:51.27 km i 2h 52m
Więcej statystyk
Sobota, 23 października 2010 Kategoria !Cube, Wycieczka

Zielony szlak Wzniesień Łódzkich

Dom - Arturówek - trasą zeszłotygodniowego maratonu (z odrobiną błądzenia ;) aż do Imielnika i stamtąd zielonym szlakiem aż do końca czyli do parkingu na rogu Serwitutów i Okólnej ;) - dom

Najfajniejsze miejsca na szlaku to: zjazd z Radarów, lasy w Grabinie i Bukowcu, Grzmiąca (tutaj celowo zboczyłem ze szlaku, bo w dużej części prowadził asfaltem, a ja znalazłem fajny las), Górna Mrożyca (naprawdę świetne tereny, miałem wrażenie, że szlak omijał najciekawsze miejsca, trzeba się będzie kiedyś wybrać tylko tam, bo tym razem nie miałem czasu na dokładniejsze zwiedzanie ;) Las Poćwiardowski - zgubiłem w nim szlak i brnąłem przez bagno! :D no i Las Janinowski, którego parowy jeszcze na mnie i moją dokładniejszą eksplorację czekają :)

Ogólnie bardzo udana wycieczka, chociaż ze względu na krótkość dnia zabrakło czasu na dokładniejsze zwiedzenie paru interesujących miejsc. Ale co się odwlecze to nie uciecze, w końcu dopiero o dwóch miesięcy jeżdżę w terenie :)
  • DST 106.68km
  • Teren 56.00km
  • Czas 05:20
  • VAVG 20.00km/h
  • VMAX 41.00km/h
  • Temperatura 10.0°C
  • Podjazdy 937m
  • Sprzęt HyperCube
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 17 października 2010 Kategoria !Cube, Wycieczka

Cube, honor, ojczyzna vol. 2

Coś mi strzeliło do głowy i wziąłem udział w nieoficjalnym Maratonie Cyklomaniaka.

Pogoda świetna, choć nielicho wiało z NE. Towarzystwo też świetne, ale o tym za chwilę :)

Wyjechałem z domu trochę późno i na miejsce zdążyłem na ostatnią chwilę, peleton (na oko ok. 50-60 osób) właśnie ruszał. Start z Arturówka dość spokojny i stawka trzyma się razem. Ponieważ kiepsko znam trasę, więc wypatruję w stawce znajomych, o których wiem, że na pewno trafią. Przy okazji powoli przesuwam się ku przodowi. Wreszcie siadłem na koło upatrzonemu "przewodnikowi" (poznałem go tydzień temu na objeździe trasy, chyba ma na imię Grzesiek). Dojeżdżamy do kapliczek na Wycieczkowej, skręcamy w Okólną i zaraz za płotem szpitala w lewo, w drogę leśną. Ktoś z czoła (w tym momencie już i jeszcze w zasięgu wzroku i słuchu) krzyczy "ogień!" i poszliśmy na ostro.

Duża grupa i wąska leśna droga więc jedziemy ostrożnie - mało kto próbuje wyprzedzać. Za chwilę robi się dość mocno pod górę - 5-6%. Grupa mi nieco odjeżdża, a mój przewodnik zaczyna przesuwać się do przodu. Oho, myślę sobie, chyba za mocnego wybrałem! Zjazd dość łagodny i długi, i już jesteśmy nad oparzeliskiem w Lesie Łagiewnickim. Teraz ostro pod górę - do 10%. Czoło grupy już znika za zakrętem, w tym mój przewodnik, ale część ludzisków, którzy są przede mną na pewno ich widzi, a tę część z kolei widzę ja, więc jest dobrze. Za mną oczywiście też tłok.

Teraz wąwozy - naprawdę ostra jazda. Parę osób nie daje rady stromiźnie, koła buksują. Moje też. Podprowadzam z 5 metrów i na siodełko. Trzymam się ostatniej widocznej osoby, ale jest ona sporo przede mną. Wypadamy z lasu i zaczyna wiać w pysk. Powoli dochodzę poprzednika oraz jadącego ze 20 metrów przed nim mojego przewodnika. Teraz już mi nie umkną! ;)

Krótko asfaltem i zaraz w polną drogę w prawo, pod górę. Trzymam się. Piach. Buksuję, odpadam. Podjazd, trzymam się na odległość wzroku. Na szczycie znów ich dochodzę, jadą równo - Grzesiek i ktoś z kimś wyraźnie się trzyma. Siedzę im na kole ze stratą ok. 5 metrów. Powoli łapię oddech - będzie dobrze.

Przelatujemy pod Strykowską. Teraz krótko asfaltem i zaraz znów w polną drogę. Lekki podjazd i dość szybki zjazd drogą z bardzo głębokimi koleinami. Dla bezpieczeństwa zostaję nieco z tyłu. Po chwili okazuje się, że miałem rację - kolega Grześka leży. Wymijam go i dopędzam mojego przewodnika. Patrzę i... to nie on! Ktoś bardzo podobnie ubrany, ale to NIE on!! Shit!

Nie szkodzi, tę część trasy znam nieźle. Teraz asfaltowy podjazd 7%, potem w lewo po kostce i wkrótce w las. Ogień! Muszę dopędzić kogoś, kto zna trasę, a Ci, których złapałem, są jednak ciut zbyt wolni. Na końcu kostki dopadam Grześka, tym razem prawdziwego. Też jedzie z kolegą, który właśnie... opuszcza trasę. Rezygnuje. Pytam Grześka, czy mnie przewiezie, bo nie znam trasy. Nie ma nic przeciwko poza tym, że nie jest pewien, czy przejedzie całość, bo trochę mu się nie chce. No, ale póki co jedziemy.

W Rezerwacie Struga Dobieszkowaska Grzesiek wybiera wariant trudniejszy przez wąwóz, a ja szybszy naokoło i już jadę przed nim. Trochę niepewnie się z tym czuję, więc znów go puszczam na przód. Przy wyjeździe z lasu ktoś nas dogania. Pamiętając o wahaniach mojego przewodnika pytam tego kogoś, czy zna trasę. Mówi, że trochę i ma mapę. Jedziemy więc teraz we trójkę, ja na końcu.

W Lesie Janinowskim ten "nowy" trochę odskakuje Grześkowi. Dla mnie w sumie jazda tez ciut zbyt wolna, ale po pierwsze nie chcę pokiełbasić trasy, po drugie nie mam jak wyprzedzić. Wreszcie Grzesiek mówi "Jak chcesz, to go goń, ja mu nie dotrzymam koła. On jest orientalista, więc na pewno się nie zgubicie". Myślę sobie, że "orientalista" nie na wiele się zda, skoro jedziemy teraz na południe, a potem na zachód ;) ale żegnam się z Grześkiem i pędzę za "nowym".

Z wielkim trudem dopadam go w połowie Lasu Janinowskiego. Na podjazdach jedziemy w miarę równo, a na zjazdach ja jestem ciut szybszy - on jedzie na crossie, ja na fullu, więc nie dziwota. Równocześnie doganiamy jakąś inną dwójkę. Chwila przymiarek i wyprzedzamy. W pedał!

Z lasu wypadamy na pole, chłopaki ciut za nami, Grześka już nie widać. Teraz w dół, ogień! Zaczynamy też gadać. Mój nowy "przewodnik" ma na imię Piotrek i jest bratem Mavica, którego trochę znam. On z kolei kojarzy mnie z BS i z forum. No i w to mi graj - zawsze przyjemniej jechać z kimś znajomym :)

Nawigujemy wspólnie, bo tę część trasy pamiętam dość dobrze, a Piotrkowi akurat skończył się zasięg widocznej części mapy. Teraz sporo asfaltu. Grzejemy. "Ogona" jakoś nie widać, ale nigdy nic nie wiadomo ;)

W tej części sporo gawędzimy, Piotrek sporo wie o mnie i o moich wyprawach - jestem mile zaskoczony ;) No, ale trza jechać. Trochę asfaltu, trochę mikstu i znów polna droga pod górę. Zostaję odrobinkę w tyle, ale tuż przed szczytem znów go dochodzę i jedziemy razem. Zjazd, skręt w prawo, asfalt. Zbliżamy się do Byszew i wracamy w zasięg mapy Piotrka. Dobra nasza!

Po przecięciu drogi Brzeziny-Stryków widzimy przed sobą grupkę rowerzystów. Nie wyglądają na ścigantów, bo dochodzimy ich bez trudu. Czyżby skrócili sobie trasę? (potem okazało się, że oni wcale nie brali udziału w maratonie, za wyjątkiem jednej osoby).

Na asfalcie wyprzedzam całą grupkę i pierwszy wpadam w wąską ścieżkę zielonego szlaku. Tuż za mną jakiś gość, który się podłączył z tej grupki, za nim Piotrek. Tę część trasy znam dobrze z Pieszej Setki i z zeszłotygodniowego objazdu trasy, więc jadę równo i bez wątpliwości. Las, dość stromy zjazd, polna droga, podjazd, las, bardzo stromy zjazd z uskokami, polna droga. Cały czas we trójkę. Dobrze.

Teraz Radary. Na początkowym piachu zrzuca mnie z roweru (jednak Schwalbe Hurricane to nie są opony na maratony) i chłopaki mnie wyprzedzają. Piotrek pierwszy i zyskuje przewagę, "nowy" tuż przede mną. Ostro, 8-10% i trzyma. 40 metrów w pionie, trzeba się postarać. Na górze wyprzedzam nowego, a na betonowych płytach wyprzedzam też Piotrka, który wyraźnie cierpi na swoim crossie ;)

Tuż pod szczytem Radarów wpadamy znów w polną drogę. Tym razem przez większość czasu ja prowadzę. Niestety zaczynają się już tereny, które słabiej pamiętam z objazdu trasy i w pewnym momencie nie zauważam skrętu. Chłopaki mnie wołają, ale znów jestem na końcu, a szkoda, bo teraz dość techniczny zjazd i mógłbym pociągnąć.

No, ale co się odwlecze, to nie uciecze. Za chwilę podjazd, Piotrek odjeżdża, "nowego" wyprzedzam. Na wypłaszczeniu dopadam Piotrka i po chwili znów jedziemy we trójkę. Aż do torów prosto i łatwo. Przy torach, na wąskiej ścieżynce, znów prowadzę grupę. Wypadamy na Strykowską, przecinamy i w polną drogę. Teraz już nie pociągnę, bo tej części trasy nie objechałem. Puszczam więc Piotrka.

Dopadamy do Skrzydlatej, podjeździk na drogę prowadzącą łąką i grzejemy. Kasztelańska, Arturówek, piesi. Dużo pieszych. Jadę drugi, ale w pewnym momencie o mało nie wpadam na dłuuugą smycz łączącą spacerowicza z psem. Hamuję ostro i chłopaki mnie wyprzedzają. Teraz już liczą się sekundy, bo do mety bliziutko i znam drogę. Niestety jadę ostatni i nagle zaczynam czuć, że nogi odmawiają mi posłuszeństwa! Są jak ołowiane! To chyba z głodu, bo przez cała trasę nic nie zjadłem i chyba właśnie mnie odcina. No trudno, zostały ze 2 km, przecież dojadę!!

Chłopaki z 50 metrów przede mną, a ja ledwo ciągnę. Na szczęście za mną pusto (oprócz spacerowiczów). Wycieczkowa - rozejrzawszy się w biegu, wypadam prosto na ulicę, a chłopaki skręcili najpierw w ścieżkę rowerową. Teraz oni muszą się oglądać na auta, a ja już nie, więc ich dopadam na skręcie w "kaloryfer". Piotrek, "nowy" i ja. Jeden z drugim. Finisz! Na skręcie w bramę baru "Modrzew" nowy łapie poślizg, a ja go wyprzedzam, Wpadam na metę równo z Piotrkiem, on pół koła przede mną. Nawet się z nim nie ścigałem, bo nie wiedziałem dokładnie gdzie jest meta - nie była oznaczona. Nie żałuję jednak straty tego jednego miejsca - w końcu Piotrkowi wiele zawdzięczam - gdyby nie on, to bym błądził, więc fajnie, że to on wjechał pierwszy :)

Patrzymy na "listę metową". Miejsca: 17 i 18, czas: 2:36. Zwycięzca miał 2:07. Jestem mile zaskoczony - przed startem spodziewałem się ok. 3 godzin. Dziękujemy sobie nawzajem w ramach naszej finiszowej trójki - "nowy" ma na imię Michał i też zmieścił się w pierwszej 20. Super! :)

Teraz już spokojnie - żarcie, SIKU!, słodycze, picie. Ulga.

Na mecie spędziłem ok. 1,5 godziny i w tym czasie dojechało jeszcze 11 osób (łącznie 29). Czyli około połowa tych, którzy wystartowali. Nie wiem, czy ktoś jeszcze ukończył, ale nawet jeśli, to z olbrzymią stratą do miejsca 29.

Wielkie dzięki dla wszystkich!! :D

Zwycięzcy:


I sami faceci, w tym "ten piąty" (czwarty się zmył przed dekoracją :P)


Podsumowanie:
Pierwsze stricte rowerowe zawody w moim życiu. Jechało się super i - mimo że chodziło przede wszystkim o dobrą zabawę - z wyniku też jestem bardzo zadowolony.
Dystans: ok. 57 km (z wrażenia zapomniałem spojrzeć na licznik! :o)
Czas: 2:35 i jakieś sekundy (stoper też zapomniałem od razu zatrzymać ;)
Średnia: 22,06 - jak dla mnie i w terenie to bardzo mocno.
Suma podjazdów: ok. 600 (przed startem zapomniałem sprawdzić, ile nakręciłem z domu, na mecie było... 666 ]:->

PS. Oficjalne wyniki są tutaj

PPS. Normalnie, jakbym maraton MTB ukończył!* ;)

*(c) Wilk
  • DST 83.97km
  • Teren 47.00km
  • Czas 03:45
  • VAVG 22.39km/h
  • VMAX 51.50km/h
  • Temperatura 8.0°C
  • Podjazdy 709m
  • Sprzęt HyperCube
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 13 października 2010 Kategoria !Cube, Wycieczka

Dull hours

Do pracy i z powrotem, a potem szwendanie po okolicach Lasu Miejskiego Miasta Pabianic w poszukiwaniu terenu.

Zimno, nudno, beznadziejnie. Nie chce już mi się samemu jeździć dobylegdzie :(
  • DST 53.57km
  • Teren 17.50km
  • Czas 02:22
  • VAVG 22.64km/h
  • VMAX 44.50km/h
  • Temperatura 6.0°C
  • Podjazdy 173m
  • Sprzęt HyperCube
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 9 października 2010 Kategoria !Cube, Wycieczka

Cube, Honor, Ojczyna

Miałem jechać na zielony szlak wzniesień łódzkich, ale na jego początku zauwazyłem żwawo pomykającą grupę kilkunastu terenowców. Pomyślałem, że pewnie trwa jakiś maraton i że nie mam szans dotrzymać im koła, ale nie widziałem numerów. Chwilkę mi zajęło nim ich dogoniłem, a jak już to nastąpiło, to owszem, okazało się, że byli to maratończycy, ale na objeździe trasy przyszłotygodniowych nieoficjalnych zawodów cyklomaniaka. Okazało się, że mogę się przyłączyć. Okazja nie lada - zielony szlak zawsze jeszcze zdążę zrobić, a przejechać trasę maratonu w licznym i ciekawym towarzystwie, które na dodatek się bardzo nie spieszy to fajna gratka.

Pocisnąłem więc z nimi - nie mam pojęcia którędy :) Mignęły mi tylko tabliczki Bartolin i Moskwa oraz niewątpliwie byliśmy w Skoszewach i Lesie Janinowskim, a w drodze powrotnej na Raarach. Poza tym tabula rasa, ale było bardzo fajnie :)

Tempa dotrzymywałem bez większego trudu, chociaż jechaliśmy momentami naprawdę solidnie. Co więcej mam wrażenie, że większość była bardziej zmachana niż ja, ale przyznać też trzeba, że było w składzie kilka osób w wieku - na oko - 45-60. Wszelako i jazda młodszych nie wyglądała na zupełnie poza moim zasięgiem :)

Rano nie wziąłem ze sobą pocia i miałem kupić coś na trasie, w tej sytuacji (brak postojów) nie kupiłem nic, więc dojechałem chyba tylko dzięki gumom do żucia ;) Oczywiście o jedzeniu też nie było mowy, ale to mniej mi doskwierało. W sumie machnąłem z nimi 41 km, cała trasa maratonu (spotkałem ich w trakcie) ma ponoć ok. 50. Luzik, ale fajny luzik :) No i jest szansa jeszcze sobie z nimi pojeździć w przyszłości - zawsze to fajniej niż w pojedynkę :)

Pod koniec przestała mi "łapać" sigma. Włączyłem stoper i poprosiłem jednego z kolegów o zmierzenie dystansu od tego momentu aż do stacji Orlen na Wycieczkowej, przez którą jechaliśmy, stamtąd zaś znałem dokładny dystans do domu, więc w sumie straciłem tylko trochę podjazdów, ale i tak się trochę wkurzyłem. Chyba jednak będę musiał kupić drugie VDO ;)

Mimo nieprzerażającego tempa po powrocie byłem jednak wyraźnie zmęczony.
  • DST 70.29km
  • Teren 26.30km
  • Czas 03:12
  • VAVG 21.97km/h
  • VMAX 42.78km/h
  • Temperatura 14.0°C
  • Podjazdy 556m
  • Sprzęt HyperCube
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 3 października 2010 Kategoria Wycieczka, !Cube

Wiatru w polu bynajmniej nie trzeba szukać

Skoczyłem dokończyć szlak okolic Łodzi. Jak się okazało wczoraj brakło jednak aż 18 km, z czego pierwszy fragment tak zarośniętą miedzą, że nic dziwnego, że ją po ciemku przeoczyłem. Na dodatek żadnego znaku, który by wskazywał, ze to tamtędy - znalazłem ją tylko dlatego, że dziś jechałem w przeciwnym kierunku ;)

Miedza była, jak to miedza, między dwoma polami, a wiało na niej jak cholera. Okazało się zatem, że tytułowe powiedzenie jest bez sensu - wiatru w polu jest pełno :)

Potem do rodziców umyć rower ;)




  • DST 60.03km
  • Teren 7.70km
  • Czas 02:44
  • VAVG 21.96km/h
  • VMAX 40.45km/h
  • Temperatura 15.0°C
  • Podjazdy 269m
  • Sprzęt HyperCube
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 2 października 2010 Kategoria Wycieczka, !Cube

Szlak okolic Łodzi, czyli niezły forfiter! ;)

Stwierdziwszy, że ten weekend, to prawdopodobnie ostatnia szansa, by walnąć 200, z czego ok. połowa w terenie, a co za tym idzie, ze nie ma co czekać ze zrobieniem czerwonego szlaku wokółłódzkiego, wstałem dziś o szóstej i pojechałem.

Pogoda od rana nawet przyjemna, 7 stopni, słaby wiatr SE, mało chmur, jadziem! Zacząłem w Wiskitnie, bo w tym miejscu szlak przebiega najbliżej mojego domu. Początek rozczarowywał - absolutna większość asfaltem. Do Tuszyna zaledwie 2 km w terenie! Dalej już nieco ciekawiej - jeszcze w Tuszynie bardzo nierówna, trawiasta dróżka pełna grzybiarzy, potem Rezerwat Molenda, znów sporo asfaltu i wreszcie coś, czego nie znałem - las miejski Miasta Pabianic. Las bardzo ładny, ale błota mnóstwo. Zaczęło się przedzieranie :)

W samych Pabianicach oczywiście beznadziejne oznakowanie, więc trochę błądziłem (na mojej mapie 1:50.000 tego obszaru nie było, a na 250 w ogóle nie zaznaczono przebiegu szlaku), natomiast za miastem wreszcie zrobiło się naprawdę ciekawie. Najpierw bardzo ładna, równa szutrowa droga skrajem lasu, potem korzeniaste drogi przez las - bardzo urokliwy zresztą o tej porze roku. Za drogą Dobroń-Ldzań zaś zaczęły się piachy. Szczęśliwie można je było ominąć ścieżką wydeptaną skrajem drogi, pomiędzy drzewami - fantastyczny slalom przy 25 km/h :)

Dalej była Kolumna i jej fatalna trylinka, ale przetrwałem ;) Lasy na północ od kolumny znów piaszczyste i tym razem raczej bez alternatywnych ścieżek - trzeba było solidnie popracować, więc w Mikołajewicach odetchnąłem z naprawdę sporą ulgą. Aż do Lutomierska było juz bardzo przyjemnie. Stamtąd zaś dużo asfaltu: Kazimierz, Babiczki. Dalej szuter i drugi naprawdę fantastyczny odcinek - Piaskowa Góra koło Rąbinka. Kilkunastometrowe, porośnięte lasem pagóry, niekiedy naprawdę solidnie nastromnione otaczały mnie zewsząd, a szlak jakimś cudem... szedł po płaskim. Aż się wkurzyłem i podjechałem na jedną taką niby-wydmę. 10% jak nic (na oko, bo miałem Sigmę bez pomiaru nachylenia). Zjazd był oczywiście karkołomny :)



Przez Aleksandrów asfaltami i dalej kolejny piaszczysty odcinek przez Rudę Bugaj. Przyznaję, że się go obawiałem, bo byłem tam jakiś miesiąc temu i o mało nie skończyło się pchaniem. Na szczęście po ostatnich deszczach piach się nieco zbił i w sumie nawet przyjemnie się jechało :) Gdzieś w tych okolicach liczba kilometrów w terenie przekroczyła 50% całego dystansu i już poniżej tego progu nie spadła aż do samej, stricte asfaltowej, końcówki.

Następny etap to Grotniki - droga z Rudy Bugaj dość prosta, acz niekiedy kałuże całkiem rzetelne - trzeba było pomysłowo omijać :) Przez Grotniki za to jechało się świetnie - droga dobrze ubita, dość równa, raczej sucha. Podobnie w Lesie Grotnickim - tyle że tam był szuter.

Dalej miałem odcinek znany mi z Setki po łódzku - droga niezła, a tuż przed krajową "jedynką" wąziutka ścieżka wśród pokrzyw, na której nieźle trzęsie - kolejne bardzo fajne miejsce :)

Rosanów i dalsza część trasy, aż do Białej jak dla mnie bez historii, poza tym, ze wciąż przybywało kilometrów w terenie :) W Białej zrobiłem dłuższy postój, bo już mi kiszki marsza grały i... spojrzałem na zegarek. Była 16. Późno! No, ale cóż robić trzeba jechać dalej, jak zdążę to super, jak nie, to szkoda i cześć.

Las Szczawiński bardzo przyjemny - jechałem tamtędy kiedyś w przeciwną stronę i zapamiętałem, że było cały czas w dół, więc teraz - w związku z narastającym zmęczeniem - trochę się obawiałem tego kilkukilometrowego choć łagodnego podjazdu. Ale nie taki diabeł straszny - w podjeździe były przerwy, a w ogóle to prawie nie było podjazdu ;)

Swędów. Grzeję wzdłuż torów - zaczynam się spieszyć i przez to gubię szlak. Pośpiech jest złym doradcą - straciłem z 6 minut, a rzut oka na mapę zająłby maksymalnie 2. Dalej wzdłuż torów różnymi drogami, raz asfaltem, raz szutrem a raz ledwo widoczną i straszliwie trzęsącą ścieżynką aż do Glinnika. Stamtąd asfaltem do Smardzewa. Dalej już znanym odcinkiem do klasztoru w Łagiewnikach.



Dalej! Las łagiewnicki - tego odcinka szlaku nie jechałem albo nigdy albo od bardzo dawna - pozytywnie mnie zaskoczył: na początku wzdłuż małego, urokliwego wąwozu, potem górki, momentami trudna droga i meandrowanie. Super! Będę musiał tam wrócić :)

A tymczasem zaczęło się ściemniać, więc Rogowską do Wycieczkowej, dalej Kryształową i Łupkową i jestem przy zajeździe na Rogach. Nadal Łupkową (raz teren, raz stareńki asfalt) aż do Marmurowej, a tam wredna trylinka i brak oznaczeń szlaku. Co robić? Z mapy wynika, ze w lewo w Opolską - no to heja! Droga fatalna - dziury i błoto, a szlaku ani widu, ani słychu, ale trudno - nie mam już czasu szukać - grzeję na Radary, tam na pewno go znajdę!:)

Na rozstaju pod Radarami, jak popatrzyłem na oznaczenia skrętu, to stwierdziłem, że jednak musiałem mimo woli pojechać szlakiem, chociaż nigdzie nie było znaku. No i dobra, dalej!

Trochę dróg i ścieżek przez okolice, których nie potrafię nazwać i wylatuję na drogę wiodącą prosto do Nowosolnej. Asfalt, z górki. No to w pedał! 5 km do Wiączynia śmignąłem w 11 minut. Dobrze, ale trzeba szybciej, bo przede mną las Wiączyński, a jest już prawie ciemno!

Wpadam do lasu - jeszcze widać drogę, ale znaków - już nie. Nawet z czołówką ciężko je dostrzec. Błądzę. W końcu ponownie chrzanię znaki i jadę wg mapy - jak się okazało, znów celnie - znaki odnajdują się za ok. kilometr. Tymczasem jest już całkiem ciemno, w krzakach coś się przedziera, a w świetle czołówki błysną niekiedy jakieś ślepia. Kurna, trochę straszno! Na dodatek dwukrotnie wpadam w kałużę po piasty, w której przednie koło się zatrzymuje, a ja robię podpórkę. Prawą stopę mam podmoczoną, a lewą całkiem mokrą. Nic to, pędzę dalej, zaraz będzie cmentarz wojenny i znów asfalt. No i jest, po jakimś kilometrze, może półtora. Dobra nasza - wyjechałem z tego strasznego lasu! ;)

Postój, przebiórka w ciepłe, batonik i uczenie się następnego odcinka mapy na pamięć. Umiem? Umiem, no to w drogę!

Faktycznie, wszystko mi się zgadza z mapą i licznikiem - skręcam w lewo, za 1,5 km w prawo, po 600 m w lewo i teraz ma być za 1,5 km w prawo. Robi się terenowo, widać właściwie nic, oprócz szronu na czymś, co rośnie na polu, przez które biegnie droga (jest 5 stopni). Drogi w prawo nie ma. Brnę w coraz węższe i bardziej grząskie ścieżki, wreszcie jadę skrajem zaoranego pola, bo nic innego już nie ma. Prędkość: 8 km/h. Ledwo. W końcu mnie zrzuciło na większym wykrocie, zatrzymuję się, rozglądam i... w trop za mną biegną kolejne świecące ślepia. Tym razem nie umykają z mojej drogi, ale wyraźnie mnie śledzą! Pewnie pies, ale nawet nie widzę jak duży, cholera. No nic trza w pedał. Przez pole i strumyczek wpadam wreszcie do jakiejś zagrody - czy tu aby nie będzie kolejnych psów? Na szczęście nie - zagroda jest jeszcze w budowie i niezamieszkana, a podjazd wyprowadza mnie na szosę. Uff.

Szlak oczywiście w tym polu zgubiłem, ale teraz jest mi już wszystko jedno, gdyż stwierdzam, że po ciemku i z moją latarką i tak nie mam szans go ukończyć, bo nie widzę przebiegu drogi. No cóż, szkoda, zabrakło ok. 10, maksymalnie 15 km, więc było bardzo blisko, ale jednak przy moim tempie dzień okazał się zbyt krótki.

Na otarcie łez pozostaje pierwsza dwusetka na Kjubie i pierwsza setka w terenie w życiu. No i naprawdę rzetelne zmęczenie. Jest to dla mnie jedna z tych rzeczy, dla których chce się jeździć :)

Końcówka przez Andrespol, Zakładową, Ofiary i Młynek ciągnie się dość mozolnie, gdyż pary zostało mi już naprawdę niewiele. Mam wrażenie, że moje 330 do Malborka dwa tygodnie temu, zrobione z rekordową średnią, zmęczyło mnie mniej. No cóż, teren, nawet na fullu, jednak to zupełnie coś innego niż szosa - zaczynam się o tym powoli przekonywać ;)

Podsumowanie
Wycieczka bardzo trudna. Przynajmniej dla mnie. Mimo, że teren nie zawsze był trudny, a nawet ten dość łatwy był w przewadze, to jednak to jest teren i wysysa siły chyba ponad dwukrotnie bardziej niż asfalt. Średnia z postojami 15,7, czyli ok. 6 km/h wolniej niż na szosie. Średnia bez postojów zresztą tak samo o ok. 6 km/h niższa. No i masakryczny ból tyłka. Muszę jednak pomyśleć nad zmianą siodełka w Kjubie ;)
Całość szlaku jest do zrobienia, ale najwcześniej w kwietniu, niestety.

Trasa tutaj oraz kolejne podstrony.
  • DST 205.57km
  • Teren 101.50km
  • Czas 10:07
  • VAVG 20.32km/h
  • VMAX 41.38km/h
  • Temperatura 10.0°C
  • Podjazdy 770m
  • Sprzęt HyperCube
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 11 września 2010 Kategoria Wycieczka, !Cube

Pie(rw)sza setka na Kjubie

Wybrałem się dziś na "Setkę po łódzku". Uczestnicy startowali wczoraj o 19, ja postawiłem sobie ambitne zadanie dogonienia choć kilku, startując dziś o 10:20. Udało się, a przy okazji wyszła bardzo ciekawa i dość trudna wycieka terenowa. Było wszystko: Błoto głebokie na kilkanaście cm, kałuże po piasty, drogi leśne, polne, szutrowe, kamieniste, wąskie leśne ścieżki, kilka nielichych podjazdów i zjazdów - słowem krew (z ukąszeń komarów), pot (oczywiście!) i łzy (wyciskane przez wiatr). naprawdę świetna trasa!

Szczegółów przebiegu nie podam, bo strasznie kołowała na dwóch pętlach po ok. 50 km - pierwsza generalnie wokół Zgierza przez Grotniki i Dizerżązną, a druga generalnie wokół Nowosolnej - przez Moskwę i Imielnik. Może jutro będzie mi się chciało spisać ją z mapy. albo może wkleję opis ;)

W każdym razie nieźle się zmachałem - pod Łodzią naprawdę jest gdzie pojeździć w terenie! Polecam! :)
  • DST 144.49km
  • Teren 74.60km
  • Czas 06:46
  • VAVG 21.35km/h
  • VMAX 42.78km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • Podjazdy 965m
  • Sprzęt HyperCube
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 8 września 2010 Kategoria !Cube, Wycieczka

Rough happy hours vol. 2

Po pracy solo do Łagiewnik, gdzie naku.wiałem głownie niebieskim szlakiem (fajny, w dużej części techniczny) nierzadko odbijając w bok, by zwiedzić jakiś obiecujący podjazd lub zjazd.
Max oczywiście w terenie - włos się jeży! Dobrze, że kupiłem kask ;)

Wiatr z SE tak silny, że momentami przeszkadzał nawet w lesie! :o
Damper ustawiony na 160 psi raz wykorzystał niemal cały skok (zostały może ze 2 mm), ale nie dobił. Amor ma ewidentnie zapas skoku przy 25 psi, muszę się zastanowić, czy dałbym radę jeździć na niższym ciśnieniu z przodu, czy jednak nawet z platformą będzie nazbyt pompować.
Natomiast opony hurricane nieszczególnie się nadają w trudniejszy teren - szczególnie na stromych podjazdach (było momentami do 20%) tylne koło lubi zerwać przyczepność.
  • DST 72.98km
  • Teren 41.70km
  • Czas 03:32
  • VAVG 20.65km/h
  • VMAX 46.96km/h
  • Temperatura 15.0°C
  • Podjazdy 732m
  • Sprzęt HyperCube
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 5 września 2010 Kategoria !Cube, Wycieczka

Terenowe szwendanie z N.

Mieliśmy jechać do lasu grotnickiego poszaleć w terenie, ale uparłem się, żeby dojechać tam terenowo, więc w drodze tam tyle nadłożyliśmy, że zanim dotarliśmy na miejsce, to już trzeba było wracać :p
No, ale chyba życiowy rekord długości trasy w terenie ;)
(wiem, nie mam się czym chwalić, na razie :p)

Łódź - Konstantynów - Mirosławice - Rąbień - Zgniłe Błoto - Adamów - Krasnodęby - Łobódź - Zgierz - Łagiewniki - Łódź
  • DST 84.00km
  • Teren 31.20km
  • Czas 04:06
  • VAVG 20.49km/h
  • VMAX 46.03km/h
  • Temperatura 18.0°C
  • Podjazdy 325m
  • Sprzęt HyperCube
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 3 września 2010 Kategoria !Cube, Wycieczka

Po mieście

Do pracy, na przegląd zerowy HyperCube'a (nie oddawajcie rowerów do przeglądu do GoldSportu na Kopernika - dostaniecie w gorszym stanie niż oddaliście, ja musiałem np. przesuwać zacisk hamulca, bo obcierał o tarcze :o ), z powrotem, a potem małe co nieco z N. w lesie za Lublinkiem :)
  • DST 35.83km
  • Teren 6.00km
  • Czas 01:44
  • VAVG 20.67km/h
  • VMAX 34.41km/h
  • Temperatura 14.0°C
  • Podjazdy 112m
  • Sprzęt HyperCube
  • Aktywność Jazda na rowerze

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl