Informacje

  • Wszystkie kilometry: 222503.80 km
  • Km w terenie: 5430.61 km (2.44%)
  • Suma podjazdów: 1748344 m
  • Czas na rowerze: 449d 08h 45m
  • Prędkość średnia: 20.63 km/h
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl
Jak to drzewiej bywało: button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Zaprzyjaźnione blogi i strony

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy aard.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wpisy archiwalne w kategorii

Wypad

Dystans całkowity:43344.49 km (w terenie 1117.89 km; 2.58%)
Czas w ruchu:1966:20
Średnia prędkość:22.04 km/h
Maksymalna prędkość:82.50 km/h
Suma podjazdów:343044 m
Liczba aktywności:368
Średnio na aktywność:117.78 km i 5h 20m
Więcej statystyk
Środa, 22 września 2010 Kategoria Surly-arch, Wypad

Mazury - dzień 5.

Trygort - Mamerki - Sztynort - Ogonki - Węgorzewo - Trygort

Rano może nie byliśmy zziębnięci, ale tylko dzięki dwóm kołdrom użytym na raz, natomiast wstanie z łóżka i wydmuchanie nosa były... trudne. W pokoju było bodaj 9 stopni. Zeszło nam więc nielicho.

Pogoda jednak okazała się być dobrą, więc postanowiliśmy ruszyć na zaplanowany dzień na lekko, tylko w nieco skróconej wersji, ze względu na późną porę wstania i nasze dolegliwości (N. faktycznie się ode mnie zaraziła, choć objawy miała lżejsze, ja wciąż nie do końca byłem zdrów, a do tego N. ponownie rozbolało kolano - no szpital na kółkach! ;)

Pojechaliśmy więc z powrotem wczorajszą trasą, weszliśmy "na nielegalu" do kwatery OKH w Mamerkach (znów wszystkie bunkry takie same :p) i dalej do Sztynortu. Po atmosferze ruchliwego portu, którą zapamiętałem z mojej jedynej tam wizyty (pod żaglami w roku bodaj 2000) nie było niestety o tej porze roku śladu. Stały puste łódki i smętnie kołysały się na wodzie lśniącej w zimnym, wrześniowym słońcu.

Co do pałacu, to kiedyś był niewątpliwie fajny, podobnie jak park, ale obecnie pierwszy jest w ruinie i zamknięty, a drugi w ruinie i zarośnięty ;)
Co prawda jakaś polsko-niemiecka oraz jakaś niemiecko-polska fundacja zbierają pieniądze na ich rewitalizację, ale póki co ich wkład widać tylko w wystawieniu tablicy informacyjnej na ten temat. Co ciekawe zarówno niemiecko-polska jak i polsko-niemiecka mają konta w Deutsche Banku :D

No, ale miejsce ogóle fajne z tego Sztynortu, nawet jesienią. Potem jeszcze przejeżdżaliśmy obok wyraźnie opuszczonego pałacyku w Okowiźnie, ale niestety też nie udało nam się wejść do środka :(

Dzień zakończyliśmy zakupami i ugotowaniem w naszej kuchence pysznego żarcia przez N. - może dzięki niemu kolejnej nocy zmarzliśmy nieco mniej ;)
  • DST 44.03km
  • Teren 1.60km
  • Czas 02:23
  • VAVG 18.47km/h
  • VMAX 44.62km/h
  • Temperatura 16.0°C
  • Podjazdy 216m
  • Sprzęt arch-Surly
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 21 września 2010 Kategoria Surly-arch, Wypad

Mazury - dzień 4.

Lidzbark Warmiński - Bisztynek - Reszel - Kętrzyn - Gierłoż - Radzieje - Trygort

Rano czułem się już sporo lepiej, więc widocznie nie była to grypa. Pozostał tylko ból gardła i katar, więc postanowiliśmy jechać.

Zbieraliśmy się dość leniwie i gdy wreszcie o 10 ruszyliśmy spod Lidla, to zaczęło padać. Przejechaliśmy trochę w kapuśniaczku, po czym stwierdziliśmy, że to bez sensu, zwłaszcza w sytuacji, gdy ja wciąż chory, a N. miała wczoraj spore szanse się ode mnie zarazić ;)

No, ale udało się przeczekać i tego dnia deszcz nas złapał jeszcze tylko raz i to raptem 8 km od Lidzbarka. Potem już był spokój.

Były też fajne krajobrazy, ale już nie tak rewelacyjne, jak pierwszego dnia, a może tylko mnie się mniej podobały, bo byłem chory...?

W Bisztynku obejrzeliśmy Diabelski Kamień i przeczytaliśmy jego niedorobioną legendę (właściwie skąd niby wynika, że diabeł MUSI wrócić zanim skończy się msza, by zagarnąć jego duszę?!), w Reszlu zamek był (jak sama nazwa wskazuje) zamknięty, a mostu gotyckiego nie było prawie widać, bo został przebudowany. Tylko parów, nad którym go rozpięto wyglądał fajnie. :)

Wreszcie w Kętrzynie był zameczek, a nie zamek, a w Gierłoży wszystkie bunkry były takie same. No i na koniec ta cholerna, masakryczna kostka między Radziejami a Kamionkiem Wielkim. Mimo spuszczenia powietrza ze wszystkich czterech kół dostaliśmy nieźle w dupę i w nadgarstki ;)

Nie był to więc bardzo atrakcyjny dzień ;)

Ale przynajmniej nocleg znaleźliśmy wypasiony - całe "mieszkanko" (pokój+kuchnia+łazienka) tylko dla nas i to za 30 zł od osoby! :) Niestety był i haczyk: brak ogrzewania. W nocy przekonaliśmy się dobitnie, jak ostry był ów haczyk ;)
  • DST 109.77km
  • Teren 1.40km
  • Czas 05:46
  • VAVG 19.04km/h
  • VMAX 50.63km/h
  • Temperatura 14.0°C
  • Podjazdy 701m
  • Sprzęt arch-Surly
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 20 września 2010 Kategoria Surly-arch, Wypad

Mazury - dzień 3.

Chorowanie w Lidzbarku :-S
Do apteki i sklepu.

Rano miałem już pełen zestaw objawów grypy: do poprzednich doszły "łamanie w kościach" i ponowne dreszcze. Czy miałem gorączkę, nie wiem, ale jeśli nawet, to niewielką. W każdym razie to, w połączeniu z kolejnym zimnym dniem (rano ok. 10 stopni) i nadal nieco bolącym kolanem u N. skłoniło nas do pozostania cały dzień w cieple.

Poza odwiedzinami w Lidlu i aptece skoncentrowaliśmy się na "Polityce" i "Angorze". Było nawet miło - od czasu do czasu lubię takie leniwe dni ;)
  • DST 5.13km
  • Czas 00:20
  • VAVG 15.39km/h
  • VMAX 23.06km/h
  • Temperatura 17.0°C
  • Podjazdy 31m
  • Sprzęt arch-Surly
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 19 września 2010 Kategoria Surly-arch, Wypad

Mazury - dzień 2.

Malbork - Raczki Elbląskie - Elbląg - Pasłęk - Orneta - Lidzbark Warmiński.

Do Elbląga płasko jak stół i zimno, ale z wiatrem. W Raczkach Elbląskich zaliczyliśmy najniższy punkt w Polsce, czyli depresję -1,8 m npm. Potem już tylko wychodziliśmy z depresji ;) Zresztą nie bez sukcesów, bo przed Lidzbarkiem stuknęło nam 150 m npm, zatem udało się skutecznie pozbyć tej cholery ;)

A poza tym były piękne warmińskie lasy i pagórki (szczególnie ładnie - na obrzeżach małych kotlinek - położone są Pasłęk i Lidzbark). Taki krajobraz od zawsze mnie urzekał. Niestety pod koniec dnia u N. pojawił się ból kolana, a u mnie bolesny, "zatokowy" katar. Wieczorem, na nie bez trudu znalezionej kwaterze w Lidzbarku miałem już (mimo ciepłego pokoju) dreszcze i ból gardła. Noc przespałem oddychając przez usta - nic przyjemnego, nie polecam ;)
  • DST 135.39km
  • Teren 0.40km
  • Czas 06:19
  • VAVG 21.43km/h
  • VMAX 46.12km/h
  • Temperatura 13.0°C
  • Podjazdy 620m
  • Sprzęt arch-Surly
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 18 września 2010 Kategoria Surly-arch, Wypad, rekordy i hardkory

Pikuś imienia Najświętszej Maryi Panny ;)

Łódź - Łęczyca - Krośniewice - Włocławek - Toruń - Grudziądz - Tczew (i dalej z N. aż do końca wypadu) - Malbork.

Wyliczyłem sobie, że na trasę potrzebuję nieco ponad 15 godzin, a że porę pojawienia się na miejscu determinował pociąg z Łodzi, którym miała dojechać N. (17:17 w Tczewie), więc wyruszyłem o godz. 02:00.

Noc była prawie bezchmurna i prawie bezwietrzna, więc do Krośniewic jechało się dobrze, choć na jednym postoju bardzo zmarzłem (niby aż 7 stopni, a jednak pierońsko zimno). Gdzieś przed Włocławkiem zaczęło świtać, co mi podniosło morale, ale jak się okazało przedwcześnie, bo razem ze słońcem pojawił się wiatr. Zachodni, czyli nie najgorszy, ale i od ideału daleki, tym bardziej, że naprawdę silny. Na odcinku Włocławek - Toruń dał mi się mocno we znaki (szosa wiedzie tam na północo-zachód-zachód) i od totalnego zniechęcenia uratował mnie tylko pewien cudowny traktor, który wyprzedził mnie tuż za Ciechocinkiem i za którym ciągnąłem równo 40 km/h aż do granic Torunia. To było piękne :)

Stamtąd już było lepiej, bo szosa znów wiodła mniej-więcej na północ, aczkolwiek zaczynałem odczuwać zmęczenie. Jednak forma już nie taka, jak by się chciało i przyznam, że walczyłem z chęcią zaczekania w Toruniu na pociąg, którym miała przyjechać N. Zwyciężyła jednak wola walki i świadomość, że w dalszej trasie będę miał lepszy kierunek względem wiatru. Więc pojechałem.

Od Stolna faktycznie jazda zrobiła się bajką. Wiatr, teraz już niemal huraganowy, wiał prawie dokładnie w plecy. 26 km do Grudziądza przeleciałem bodaj w 40 minut. Niestety przed samym miastem złapał mnie przelotny deszcz. Na szczęście długo nie padał i pojechałem dalej.

Teraz liczyłem się z ostrą walką na odcinku do Dolnej Grupy, ale szczęśliwie szosa była od lewej osłonięta drzewami i jakoś dało się jechać 19-20 km/h. Dalej już było nieźle, gdyż wiatr lekko skręcił i wiał teraz z SWW. Więc odcinki pokonywane na północ dawały żyć, a te na północny wschód były wręcz bardzo fajne. Sprawę co prawda skomplikował padający dwukrotnie deszcz, ale udało mi się go przeczekać (w tym raz pod drzewem, które prawie przesiąkło) i tak oto spokojnie zdążyłem do Tczewa na 16:30. Mogę się mylić, ale to chyba jednak było najszybsza trzysetka w moim życiu (314 km w 14h 30min :)

Potem już spokojne płynięcie z N. i z wiatrem aż do Malborka i nocleg w przyjemnym schronisku PTSM. Co prawda było nam dość zimno, ale jak się miało okazać, była to dopiero przygrywka do Naprawdę Zimnych Nocy! ;)
  • DST 335.96km
  • Teren 1.00km
  • Czas 12:50
  • VAVG 26.18km/h
  • VMAX 59.66km/h
  • Temperatura 12.0°C
  • Podjazdy 1135m
  • Sprzęt arch-Surly
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 2 maja 2010 Kategoria Surly-arch, Wypad

12 BIGs, dzień 8 - sprint z deszczu pod pociąg ;)

Zawoja - Maków Podhalański - Sułkowice - Mogilany - Kraków (dotąd prawwdziwy sprint poranny - wyjechałem o 5, by zdązyć na pociąg o 10:15. W krakowie byłem o 8 (średnia z jazdy 30,1 km/h) i całe szczęscie, bo pociąg był jak się okazało o 9:12 - (pociąg) - Łódź.

Podsumowując: Bardzo ciężki, ale i BARDZO udany wypad. Nareszcie udało się dotknąć granicy własnych możliwości. Zaliczyłem wszystkie zaplanowane BIGi, ale niektóre inne zaplanowane podjazdy (w Polsce) musiałem pominąć z braku czasu/ sił lub ochoty. Nie wróciłem też rowerem do Łodzi, ale to już wyłącznie z braku ochoty do samotnej jazdy - jednak w grupie jedzie się świetnie i pozostanie samemu mnie zdemotywowało. Mimo to plan uważam za wykonany w 100%, a jedyne czego nie udało się zrealizować, to nadróbki. Nic to, jeszcze będize okazja wybrać się w Polskie góry, natomiast Słowacja i Węgry zostały wyczyszczone ;)
Statystyka:
Łączna długość wypadu: 1.896,92 km (włącznie z dojazdem na zlot)
Łączny czas: 11 dni (średnio 172,45 km dziennie)
Łączna suma podjazdów: 19.705 m (średnio 1.791 m dziennie i 1.039 m/100 km)
  • DST 100.25km
  • Czas 03:36
  • VAVG 27.85km/h
  • VMAX 62.50km/h
  • Temperatura 12.0°C
  • Podjazdy 484m
  • Sprzęt arch-Surly
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 1 maja 2010 Kategoria Surly-arch, Wypad

12 BIGs, dzień 7 - samotny biały żagiel

Głodówka - Zakopane (i dalej już niestety solo - dzięki Wam, Chłopaki, za FANTASTYCZNY wypad!!) - Chochołów - Oravice - Zuberec - Tatliakovo Jezero (BIG, ostra koncówka - przez niemal 2 km trzymało 11%!) - Zuberec - Trstena (stąd dostałem potężny wiatr w pysk - co się odwlecze to nie uciecze? ;) - Chyżne - Jabłonka - Zubrzyca - Krowiarki (BIG, łatwy) - Zawoja.
Zjazd z Krowiarek w burzy i ulewie. Nocleg na kwaterze za 25 zł. Miło :)
  • DST 156.05km
  • Teren 1.00km
  • Czas 07:18
  • VAVG 21.38km/h
  • VMAX 63.67km/h
  • Temperatura 14.0°C
  • Podjazdy 1935m
  • Sprzęt arch-Surly
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 30 kwietnia 2010 Kategoria Surly-arch, Wypad

12 BIGs, dzień 6

Gemerska Horka - Roznava (ten odcinek przeleciałem za kombajnem z prędkością 41 km/h pod wiatr - chłopaki niestety nie zdążyli się załapać, czekałem na nich ponad 20 minut ;) - Dobsina - Stratena - Poprad (na tym odcinku mocny choć krótki podjazd na przełęcz z pięknym widokiem najpierw na Kralovą Holę, a potem na całe Tatry Wysokie od Łomnicy do Kryvania) - (tu - ze względu na silny zachodni wiatr nastąpiła zmiana planów - zamiast walczyć z wichurą aż do Liptovskiego Mikulasza, polecieliśmy na północ) - Tatranska Lomnica - Tatranska Kotlina - Podspady - Łysa Polana - Głodówka (BIG) - i już po ciemku: Morskie Oko - Głodówka.

Kolejny dzień fantastycznych widoków i pogody. Zagranie ze zmianą trasy okazało się strzałem w dziesiątkę - nie było sensu kopać się z koniem - następne dwa bigi zaliczyłem nazajutrz, zresztą tak chyba nawet wyszło nieco krócej.

Podjazd na Morskie oko zaczęliśmy z Danielem (Waxmunda bolały kolana) o 21:30 i szczerze mówiąc jedyne czego się obawiałem (jazda rowerami po tej drodze jest zabroniona, więc trzeba się wkradać, a jest to najwyżej położona szosa w Polsce choć nie BIG), to niedźwiedź. Na szczęście się nie pokazał. Podjazd w sumie łatwy, ale wieczorem szóstego dnia takiego zapieprzania już nic nie wydaje się łatwe. Zwyciężyła jednak siła woli ;)

Nocleg w schronisku na Głodówce za 25 zł od łba (jeśli się ma własny śpiwór).
  • DST 186.61km
  • Czas 09:11
  • VAVG 20.32km/h
  • VMAX 63.67km/h
  • Temperatura 25.0°C
  • Podjazdy 2807m
  • Sprzęt arch-Surly
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 29 kwietnia 2010 Kategoria Surly-arch, Wypad

12 BIGs, dzień 5

Kekesteto - Matrahaza - Galyateto (BIG) - Parad - Sirok - Eger - Belapatfalva - Malyinka - Balvany (BIG, na stronie BIGs zaznaczony jako Felso-Borovnyak - nie udało nam siuę na mapie ani w terenie znaleźć czegokolwiek o takiej nazwie, ale podjazd był dość solidny, tylko nawierzchnia fatalna, po prostu koszmarna - drugi mój najgorszy zjazd w życiu po Kralovej Holi) - Nagybarca - Putnok - [SK] - Tornala (tu bezskutecznie poszukiwaliśmy noclegu - wszystko zajęte!) - Gemerska Horka (już po ciemku)

Piękna pogoda i widoki przez cały dzień. Chyba najciekawszy krajobrazowo dzien jazdy. Okazało się, ze na Węgrzech też są dość poważne górki (oba bigi naprawdę rzetelne), a przy tym pod koniec świetnie nam się kręciło i odcinek spod BIGa do granicy przelecieliśmy w szyku ze średnią dobrze ponad 30 km/h :)

Nocleg w noclegowni w Gemerskiej Horce (tuż obok papierni) na świetlicy. Nie było nikogo z obsługi i nie odbierano podanego przy wejściu telefonu, więc co prawda nie mieliśmy łózek tylko nierozkładane kanapy, albo rozkładany fotel, ale za to gratis (wpuścili nas inni goście) :)
Z wodą ciepłą też były problemy, więc w sumie warunki spartańskie. Cena (której nie zapłaciliśmy) miała wynieść 6 EUR od osoby.
  • DST 204.58km
  • Teren 1.00km
  • Czas 08:57
  • VAVG 22.86km/h
  • VMAX 65.13km/h
  • Temperatura 24.0°C
  • Podjazdy 2248m
  • Sprzęt arch-Surly
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 28 kwietnia 2010 Kategoria Surly-arch, Wypad

12 BIGs, dzień 4

Bajna (bajna morena! ;) - Estergom - Dobogoko (BIG, niezbyt trudny, ale jedyny, na którym czekałem na obu chłopaków - tego przedpołudnia bardzo dobrze mi się jechało) - Pomaz - północne przedmieścia Budapesztu - kawałek autostradą :D - Fot - Mogyrod - Hatvan - Gyongyos - Matrahaza - Kekestetö (BIG, już po ciemku).

Później tego dnia wszystkim nam się kiepsko jechało. Nocleg w hoteliku/ pensjonacie na samym szczycie. Cena 3800 Ft. Nadal drogo, zwłaszcza, że warunki kiepskie, ale my w sumie potrzebowaliśmy tylko prysznica i łóżka, a dostaliśmy jeszcze niezły gulasz ;)
  • DST 170.94km
  • Teren 1.00km
  • Czas 08:04
  • VAVG 21.19km/h
  • VMAX 63.67km/h
  • Temperatura 23.0°C
  • Podjazdy 2201m
  • Sprzęt arch-Surly
  • Aktywność Jazda na rowerze

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl