Wtorek, 21 września 2010
Kategoria Surly-arch, Wypad
Mazury - dzień 4.
Lidzbark Warmiński - Bisztynek - Reszel - Kętrzyn - Gierłoż - Radzieje - Trygort
Rano czułem się już sporo lepiej, więc widocznie nie była to grypa. Pozostał tylko ból gardła i katar, więc postanowiliśmy jechać.
Zbieraliśmy się dość leniwie i gdy wreszcie o 10 ruszyliśmy spod Lidla, to zaczęło padać. Przejechaliśmy trochę w kapuśniaczku, po czym stwierdziliśmy, że to bez sensu, zwłaszcza w sytuacji, gdy ja wciąż chory, a N. miała wczoraj spore szanse się ode mnie zarazić ;)
No, ale udało się przeczekać i tego dnia deszcz nas złapał jeszcze tylko raz i to raptem 8 km od Lidzbarka. Potem już był spokój.
Były też fajne krajobrazy, ale już nie tak rewelacyjne, jak pierwszego dnia, a może tylko mnie się mniej podobały, bo byłem chory...?
W Bisztynku obejrzeliśmy Diabelski Kamień i przeczytaliśmy jego niedorobioną legendę (właściwie skąd niby wynika, że diabeł MUSI wrócić zanim skończy się msza, by zagarnąć jego duszę?!), w Reszlu zamek był (jak sama nazwa wskazuje) zamknięty, a mostu gotyckiego nie było prawie widać, bo został przebudowany. Tylko parów, nad którym go rozpięto wyglądał fajnie. :)
Wreszcie w Kętrzynie był zameczek, a nie zamek, a w Gierłoży wszystkie bunkry były takie same. No i na koniec ta cholerna, masakryczna kostka między Radziejami a Kamionkiem Wielkim. Mimo spuszczenia powietrza ze wszystkich czterech kół dostaliśmy nieźle w dupę i w nadgarstki ;)
Nie był to więc bardzo atrakcyjny dzień ;)
Ale przynajmniej nocleg znaleźliśmy wypasiony - całe "mieszkanko" (pokój+kuchnia+łazienka) tylko dla nas i to za 30 zł od osoby! :) Niestety był i haczyk: brak ogrzewania. W nocy przekonaliśmy się dobitnie, jak ostry był ów haczyk ;)
Rano czułem się już sporo lepiej, więc widocznie nie była to grypa. Pozostał tylko ból gardła i katar, więc postanowiliśmy jechać.
Zbieraliśmy się dość leniwie i gdy wreszcie o 10 ruszyliśmy spod Lidla, to zaczęło padać. Przejechaliśmy trochę w kapuśniaczku, po czym stwierdziliśmy, że to bez sensu, zwłaszcza w sytuacji, gdy ja wciąż chory, a N. miała wczoraj spore szanse się ode mnie zarazić ;)
No, ale udało się przeczekać i tego dnia deszcz nas złapał jeszcze tylko raz i to raptem 8 km od Lidzbarka. Potem już był spokój.
Były też fajne krajobrazy, ale już nie tak rewelacyjne, jak pierwszego dnia, a może tylko mnie się mniej podobały, bo byłem chory...?
W Bisztynku obejrzeliśmy Diabelski Kamień i przeczytaliśmy jego niedorobioną legendę (właściwie skąd niby wynika, że diabeł MUSI wrócić zanim skończy się msza, by zagarnąć jego duszę?!), w Reszlu zamek był (jak sama nazwa wskazuje) zamknięty, a mostu gotyckiego nie było prawie widać, bo został przebudowany. Tylko parów, nad którym go rozpięto wyglądał fajnie. :)
Wreszcie w Kętrzynie był zameczek, a nie zamek, a w Gierłoży wszystkie bunkry były takie same. No i na koniec ta cholerna, masakryczna kostka między Radziejami a Kamionkiem Wielkim. Mimo spuszczenia powietrza ze wszystkich czterech kół dostaliśmy nieźle w dupę i w nadgarstki ;)
Nie był to więc bardzo atrakcyjny dzień ;)
Ale przynajmniej nocleg znaleźliśmy wypasiony - całe "mieszkanko" (pokój+kuchnia+łazienka) tylko dla nas i to za 30 zł od osoby! :) Niestety był i haczyk: brak ogrzewania. W nocy przekonaliśmy się dobitnie, jak ostry był ów haczyk ;)
- DST 109.77km
- Teren 1.40km
- Czas 05:46
- VAVG 19.04km/h
- VMAX 50.63km/h
- Temperatura 14.0°C
- Podjazdy 701m
- Sprzęt arch-Surly
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!