Informacje

  • Wszystkie kilometry: 222409.15 km
  • Km w terenie: 5430.61 km (2.44%)
  • Suma podjazdów: 1747635 m
  • Czas na rowerze: 449d 05h 04m
  • Prędkość średnia: 20.63 km/h
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl
Jak to drzewiej bywało: button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Zaprzyjaźnione blogi i strony

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy aard.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wpisy archiwalne w miesiącu

Listopad, 2017

Dystans całkowity:918.18 km (w terenie 7.80 km; 0.85%)
Czas w ruchu:53:39
Średnia prędkość:17.11 km/h
Maksymalna prędkość:61.20 km/h
Suma podjazdów:7949 m
Liczba aktywności:25
Średnio na aktywność:36.73 km i 2h 08m
Więcej statystyk
Środa, 8 listopada 2017 Kategoria Surly-arch, AdB, Wycieczka

Amici de Bici, dz. 95, awaryjny

O 8 rano wyruszyłem na biga Monte Vulture. Podjazd zacny, od początku trzymał ponad 10% z miejscami za 15, więc wysokość przybywała szybko i mimo chłodu (a może dzięki niemu?) dobrze się jechało. Do czasu... Kilkadziesiąt metrów od szczytu po dłuższym wypłaszczeniu (typu 6%) znów się zrobiło kilkanaście, więc zrzucam na młynek a tu... CHRUP!! Łańcuch się jakoś zaklinował w wózku przedniej przerzutki, a jak cofnąłem i spróbowałem ponownie (rutyna), to zobaczyłem, że jedno ogniwko jest pęknięte. No żeż shit! Nie pojadę ani metra dalej z takim łańcuchem! Spinkę mam, ale na kwaterze, a teraz tylko się cieszyć, że do domu jest non-stop w dół... No i że big zaliczony, bo już było widać maszt na szczycie, brakło kilkadziesiąt metrów dosłownie...

Więc ubieram się i zjeżdżam, uważając, żeby nie ruszyć pedałami, bo jak pęknięte ogniwko gdzieś wklinuję, to mogę już nie wyciągnąć. Co prawda mógłbym zdemontować łańcuch, ale wtedy trzeba by go jakoś przewieźć, a jest uwalany jak nieboskie po całej wyprawie i chyba nawet przez trzy foliówki by ubrudził wszystko dookoła, a mam przy sobie tylko jedną i to marną.

Zjechałem jednak bez przygód i od razu wziąłem się za wymianę. Okazało się, że pękła akurat spinka (przypadek? Nie sądzę... ;) więc wymiana była bajeczne prosta, tylko brudząca. Wsiadłem, sprawdziłem, działa.

Na górze N. już była prawie spakowana, umyłem więc ręce, dopakowalliśmy tylko moje ciuchy i spad, bo wymeldowanie do godz. 10:30 (dziwny standard, ale to powszechne tutaj). Trochę się posnuliśmy po Rionero, bo pociąg do Foggi był dopiero o 12:16, przy okazji nieźle zmarzliśmy i próbowaliśmy ułożyć plan na dziś, bo nocleg, który mieliśmy upatrzony w Manfredonii za 27 EUR ktoś nam zajął, a inne były znacznie droższe :/

W końcu stanęło na tym, że jednak Mafredonia za 40 EUR - trudno. Chyba że się uda Warmshowers, bo jeden ktoś tam mieszka, napisaliśmy więc wiadomość już z pociągu (pociąg po 4,35 na osobę, biletów na rowery po 3,50 nie kupiliśmy i słusznie, bo konduktor ich nie wymagał :p) i jedziemy na stojąco, bo miejsc na rowery nie ma (może dlatego nie ma i biletów? :p), stoją blokując drzwi wejściowe i trzeba je trzymać na zakrętach :p

Po półtorej godziny jazdy jesteśmy w Foggi, gdzie jest znacznie cieplej, bo ok. 20 stopni (jednak 600 metrów różnicy wysokości robi swoje). Ruszamy do Manfredonii. Próbuję wrzucić z młynka na średni blat i chrup (tym razem małe chrup ;) - nie wchodzi. Oglądam i widzę, że poranna awaria polegała nie tylko na zerwaniu łańcucha, ale też na przekrzywieniu (?) wózka przerzutki w ten sposób, że teraz zahacza o duży blat i można jechać tylko na młynku. Noż kurna... Próby prostowania ręką nie przyniosły rezultatów i wygląda na to, że trzeba zawieźć do serwisu albo kupić nową przerzutkę. Szybkie poszukiwania w guglu ujawniają sklepy rowerowe, ale nie serwisy. Jedziemy. Na młynku więc max 18 kmh :P Oczywiście we wszystkich 4 sklepach jest obecnie sjesta!

Rada w radę postanawiamy nie ryzykować i zostać w Foggii. Raz, że samodzielna naprawa nie musi się udać, a dwa, że jazda do Manfredonii (37 km) na młynku nie będzie zbyt szybka, a jest już 14:30 i do zmroku zostały 2 godziny. Trudno, zostajemy. Najtańszy nocleg 39 EUR. Drogo, ale co zrobić...? Przynajmniej okazuje się być blisko i fajny :)

Dzięki temu już po godz. 15 biorę się za naprawę przerzutki z zamiarem, że jeśli polegnę, to od 17 są czynne sklepy. Jednak o dziwo udaje się i to szybko. Podniosłem całą obejmę przerzutki na sztycy tak, że nie zahacza. Działa nieidealnie (przy zrzucaniu z  blatu zrzuca od razu na młynek, ale potem można wrzucić z młynka na środkowy), ale jednak działa i to poprawnie! Mimo krzywego wózka! Wow!

No to jedziemy jutro dalej, hurra! :)


Prosta kreska to przejazd pociągiem

  • DST 17.76km
  • Czas 01:30
  • VAVG 11.84km/h
  • VMAX 49.40km/h
  • Temperatura 13.0°C
  • Podjazdy 628m
  • Sprzęt arch-Surly
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 7 listopada 2017 Kategoria Surly-arch, AdB, Wyprawa

Amici de Bici, dz. 94

Dziś dzień przelotowy, żeby jutro machnąć biga :)

Rano padało, ale jak wyszliśmy, to już wyglądało słońce i zapowiadało się, że podjęliśmy słuszną decyzję :)
Z Matery wyjechaliśmy mocno w dół i kawałkiem remontowanej drogi, gdzie oczywiście nieludzko się ubłociliśmy :/
Potem dość ruchliwą strada provinciale bez pobocza, a jak się zrobiła krajówka i poboczne, to ruch zanikł. Za to zrobił się wiatr w plecy, najpierw nieśmiały, a potem całkiem solidny :)
Generalnie po drodze nie było żadnych miejscowości ani prawie żadnych siedzib ludzkich, więc nie wymieniam trasy :P Pola, pola, pola, pagórki, pola, tak wyglądał krajobraz. Gdyby nie to, że pagórki trochę większe, to powiedziałbym, że to Wielkopolska :P Zwłaszcza, że po południu zaczęły po okolicy chodzić ulewy. W pewnym momencie w zasięgu wzroku mieliśmy ich siedem! Nas jednak jakoś deszcz omijał i dopiero w Lavello, gdzie zboczyliśmy po zakupy (błąd, bo akurat była sjesta :P) trochę pokropiło.

Potem zaczął się podjazd do Rionero, na którym N. złapała gumę. Szybka wymiana w środku niczego z opcją deszczu, przed którym nie byłoby się gdzie schować, ale jakoś się udało. Reszta podjazdu w coraz większym chłodzie, ale na szczęście na sucho. Padać zaczęło dopiero, jak znaleźliśmy się w B&B Casabrenna w Rionero. Drogo (41,6 EUR), ale dość przyjemnie, a rano ma ponoć być śniadanie (tzn rogaliki, ciastka i inne słodycze, zastanawia nas, czemu oni tu jadają takie śniadania, skoro w piekarni za rogiem jest tak pyszny chleb?! :o)
  • DST 115.35km
  • Czas 05:57
  • VAVG 19.39km/h
  • VMAX 57.96km/h
  • Temperatura 13.0°C
  • Podjazdy 1194m
  • Sprzęt arch-Surly
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 6 listopada 2017 Kategoria Surly-arch, AdB, Użytkowo

Amici de Bici, dz. 93

Wczoraj zwiedzanie Matery pieszkom (robi wrażenie, ciekawa i fajna, a zwiedzać na rowerach nie ma sensu, bo jest więcej schodów niż ulic ;), dziś tylko po zakupy, bo większość dnia lało. Na jutro lepsza prognoza, więc mamy nadzieję ruszyć dalej :)
  • DST 5.45km
  • Czas 00:20
  • VAVG 16.35km/h
  • VMAX 29.03km/h
  • Temperatura 15.0°C
  • Podjazdy 87m
  • Sprzęt arch-Surly
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 4 listopada 2017 Kategoria Surly-arch, AdB, Wyprawa

Amici de Bici, dz. 91

Cozzana - Alberobello (znacznie słabsze niż oczekiwaliśmy, ładniejsze trulli są wszędzie wokoło, a nie akurat w tym mieście, natomiast przy wyjeździe z miasteczka kupiliśmy najpyszniejszy chleb w życiu!) - Gioia del Colle - Matera (dojechaliśmy o zmroku, więc jeszcze niewiele zwiedziliśmy, pierwsze wrażenie: skołowanie, bo nie sposób się połapać, o co kaman z tymi grotami ;)


  • DST 95.37km
  • Teren 0.50km
  • Czas 05:13
  • VAVG 18.28km/h
  • VMAX 61.08km/h
  • Temperatura 19.0°C
  • Podjazdy 840m
  • Sprzęt arch-Surly
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 3 listopada 2017 Kategoria Surly-arch, AdB, Wyprawa

Amici de Bici, dz. 90

Nareszcie Italia!

Na promie kimaliśmy na fotelach, bo kabiny były pieruńsko drogie (125 EUR od osoby - fotele po 60), w dużej sali, gdzie było pełno ludzi, w tym jeden strasznie chrapiący facet, więc wyspani specjalnie nie byliśmy. Dlatego postanowiliśmy, że dzisiejszy dzień będzie krótszy.

W Bari obejrzeliśmy bardzo klimatyczne stare miasto - pełne wąskich, krętych uliczek, zaułków, przejść w portykach, kapliczek tamże, suszącego się prania, kobiet sprzedających ręcznie robiony makaron, mężczyzn sprzedających świeże ryby z kipy samochodu i w ogóle atmosfery śródziemnomorza ;) No bardzo fajne miejsce, mógłbym tam pomieszkać kilka dni czy tygodni :)

Dalej wzdłuż wybrzeża na wschód i południowy wschód aż do Polignano a Mare. Po drodze na polach pełno kamiennych budynków gospodarczych ze stożkowatymi dachami. Nazywa się toto "trullo" i spekuluję, że powstało, wskutek pozbycia się kamieni z gleby pola, żeby ich nie wywozić, tylko wykorzystać. Dach stożkowy, bo taki łatwiej wybudować niż płaski (wystarczy ułożyć odpowiednio kamienie, zamiast kombinować z konstrukcją nośną i dachówką czy łupkiem).

Trulli

Samo Polignano robi olbrzymie wrażenie. Zbudowane na klifach, jakby wyrastające wprost z morza, znów pełne uliczek i zaułków, a każdy dom inny i przylegający do sąsiednich na różnych poziomach tak, że piętro jednego jest pomiędzy piętrami drugiego (co jest wymuszone układem podłoża), generalnie miodzio! Polignano to normalnie takie Hunderthaeuserwasser! :)




Polignano a Mare


Zaułek w Polignano


Streetart

Dalej trochę pod górkę i trochę falowania wśród zagonów warzyw (marchewki, kopru, papryki chili, oliwek, ziemniaków, pomidorów, sałaty i innych nieropoznawalnych) i innych terenów rezydencjalno-rolnicznych aż do Cozzana, gdzie mieliśmy zarezerwowany nocleg przez AirBnB.


Zagon nierozpoznawalnych warzyw i drzewka oliwne

Trochę trudno było trafić, bo punkt GPS wypada pomiędzy ulicami, a przedostać się między nimi nie jest łatwo, bo mocno pogrodzone, a naokoło zjazd i podjazd, ale warto było, bo gospodarze bardzo mili. Przyjęli nas super gościnnie, oprali, nakarmili domowymi pysznościami z własnego ogródka (nadziewane bakłażany, wino i oliwa własnej roboty, owoce, warzywa - w tym pędy cykorii, kawa,...) i w ogóle. Tylko jeden minus, że nie bardzo mieliśmy czas dla siebie, bo trochę nazbyt byli uprzejmi ;) Ale za to trochę poćwiczyliśmy włoski dla początkujących ;)


  • DST 59.24km
  • Teren 0.50km
  • Czas 03:33
  • VAVG 16.69km/h
  • VMAX 45.90km/h
  • Temperatura 19.0°C
  • Podjazdy 400m
  • Sprzęt arch-Surly
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 2 listopada 2017 Kategoria Surly-arch, AdB, Wyprawa

Amici de Bici, dz. 89

Zakynthos - (prom) - Killini - Patras po własnym śladzie. Wieczorem wsiedliśmy na prom do Bari. Żegnaj Grecjo!


  • DST 75.96km
  • Czas 03:48
  • VAVG 19.99km/h
  • VMAX 42.62km/h
  • Temperatura 21.0°C
  • Podjazdy 180m
  • Sprzęt arch-Surly
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 1 listopada 2017 Kategoria Surly-arch, AdB, Użytkowo

Amici de Bici, dz. 88, samochodowy (!)

Ponieważ cały dzień miało lać (i lało), a my już mieliśmy dość siedzenia bezczynnie, to postanowiliśmy... wypożyczyć samochód (!) i objechać Zakynthos w kilka godzin zamiast w dwa dni. Sprawdziło się. Obejrzeliśmy wszystko, na czym na zależało (Zatoka Wraku rządzi!) i jesteśmy WOLNI!. Możemy iść (ku - słonecznej miejmy nadzieję - Italii :)
  • DST 7.06km
  • Czas 00:24
  • VAVG 17.65km/h
  • VMAX 36.09km/h
  • Temperatura 15.0°C
  • Podjazdy 34m
  • Sprzęt arch-Surly
  • Aktywność Jazda na rowerze

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl