Informacje

  • Wszystkie kilometry: 222332.86 km
  • Km w terenie: 5430.61 km (2.44%)
  • Suma podjazdów: 1746562 m
  • Czas na rowerze: 449d 01h 38m
  • Prędkość średnia: 20.63 km/h
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl
Jak to drzewiej bywało: button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Zaprzyjaźnione blogi i strony

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy aard.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Środa, 8 listopada 2017 Kategoria Surly-arch, AdB, Wycieczka

Amici de Bici, dz. 95, awaryjny

O 8 rano wyruszyłem na biga Monte Vulture. Podjazd zacny, od początku trzymał ponad 10% z miejscami za 15, więc wysokość przybywała szybko i mimo chłodu (a może dzięki niemu?) dobrze się jechało. Do czasu... Kilkadziesiąt metrów od szczytu po dłuższym wypłaszczeniu (typu 6%) znów się zrobiło kilkanaście, więc zrzucam na młynek a tu... CHRUP!! Łańcuch się jakoś zaklinował w wózku przedniej przerzutki, a jak cofnąłem i spróbowałem ponownie (rutyna), to zobaczyłem, że jedno ogniwko jest pęknięte. No żeż shit! Nie pojadę ani metra dalej z takim łańcuchem! Spinkę mam, ale na kwaterze, a teraz tylko się cieszyć, że do domu jest non-stop w dół... No i że big zaliczony, bo już było widać maszt na szczycie, brakło kilkadziesiąt metrów dosłownie...

Więc ubieram się i zjeżdżam, uważając, żeby nie ruszyć pedałami, bo jak pęknięte ogniwko gdzieś wklinuję, to mogę już nie wyciągnąć. Co prawda mógłbym zdemontować łańcuch, ale wtedy trzeba by go jakoś przewieźć, a jest uwalany jak nieboskie po całej wyprawie i chyba nawet przez trzy foliówki by ubrudził wszystko dookoła, a mam przy sobie tylko jedną i to marną.

Zjechałem jednak bez przygód i od razu wziąłem się za wymianę. Okazało się, że pękła akurat spinka (przypadek? Nie sądzę... ;) więc wymiana była bajeczne prosta, tylko brudząca. Wsiadłem, sprawdziłem, działa.

Na górze N. już była prawie spakowana, umyłem więc ręce, dopakowalliśmy tylko moje ciuchy i spad, bo wymeldowanie do godz. 10:30 (dziwny standard, ale to powszechne tutaj). Trochę się posnuliśmy po Rionero, bo pociąg do Foggi był dopiero o 12:16, przy okazji nieźle zmarzliśmy i próbowaliśmy ułożyć plan na dziś, bo nocleg, który mieliśmy upatrzony w Manfredonii za 27 EUR ktoś nam zajął, a inne były znacznie droższe :/

W końcu stanęło na tym, że jednak Mafredonia za 40 EUR - trudno. Chyba że się uda Warmshowers, bo jeden ktoś tam mieszka, napisaliśmy więc wiadomość już z pociągu (pociąg po 4,35 na osobę, biletów na rowery po 3,50 nie kupiliśmy i słusznie, bo konduktor ich nie wymagał :p) i jedziemy na stojąco, bo miejsc na rowery nie ma (może dlatego nie ma i biletów? :p), stoją blokując drzwi wejściowe i trzeba je trzymać na zakrętach :p

Po półtorej godziny jazdy jesteśmy w Foggi, gdzie jest znacznie cieplej, bo ok. 20 stopni (jednak 600 metrów różnicy wysokości robi swoje). Ruszamy do Manfredonii. Próbuję wrzucić z młynka na średni blat i chrup (tym razem małe chrup ;) - nie wchodzi. Oglądam i widzę, że poranna awaria polegała nie tylko na zerwaniu łańcucha, ale też na przekrzywieniu (?) wózka przerzutki w ten sposób, że teraz zahacza o duży blat i można jechać tylko na młynku. Noż kurna... Próby prostowania ręką nie przyniosły rezultatów i wygląda na to, że trzeba zawieźć do serwisu albo kupić nową przerzutkę. Szybkie poszukiwania w guglu ujawniają sklepy rowerowe, ale nie serwisy. Jedziemy. Na młynku więc max 18 kmh :P Oczywiście we wszystkich 4 sklepach jest obecnie sjesta!

Rada w radę postanawiamy nie ryzykować i zostać w Foggii. Raz, że samodzielna naprawa nie musi się udać, a dwa, że jazda do Manfredonii (37 km) na młynku nie będzie zbyt szybka, a jest już 14:30 i do zmroku zostały 2 godziny. Trudno, zostajemy. Najtańszy nocleg 39 EUR. Drogo, ale co zrobić...? Przynajmniej okazuje się być blisko i fajny :)

Dzięki temu już po godz. 15 biorę się za naprawę przerzutki z zamiarem, że jeśli polegnę, to od 17 są czynne sklepy. Jednak o dziwo udaje się i to szybko. Podniosłem całą obejmę przerzutki na sztycy tak, że nie zahacza. Działa nieidealnie (przy zrzucaniu z  blatu zrzuca od razu na młynek, ale potem można wrzucić z młynka na środkowy), ale jednak działa i to poprawnie! Mimo krzywego wózka! Wow!

No to jedziemy jutro dalej, hurra! :)


Prosta kreska to przejazd pociągiem

  • DST 17.76km
  • Czas 01:30
  • VAVG 11.84km/h
  • VMAX 49.40km/h
  • Temperatura 13.0°C
  • Podjazdy 628m
  • Sprzęt arch-Surly
  • Aktywność Jazda na rowerze

Komentarze
No to jednak Ty miałeś lepiej, bez dwóch zdań :)
aard
- 21:12 środa, 8 listopada 2017 | linkuj
Całkiem jak moja awaryjna wycieczka z 10 lat temu z Radomska do Przedborza i nazad do stacji Luciążanka: najpierw 10 km od Przedborza w środku niczego poszła oś supportu, po tymczasowej naprawie w (!)salonie samochodowym w rzeczonym Przedborzu złapałem chwilę dalej gumę na świeżo ściętej tarninie w rezerwacie Murawy Dobromierskie, a wracając na pociąg odpadła mi korba, którą w rzeczonym salonie źle przykręcili. Przez to wszystko spóźniłem się na pociąg, który zresztą i tak nie przyjechał, bo się kilka stacji wcześniej wykoleił :D
huann
- 18:54 środa, 8 listopada 2017 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl