Informacje

  • Wszystkie kilometry: 215994.44 km
  • Km w terenie: 5246.65 km (2.43%)
  • Czas na rowerze: 433d 18h 16m
  • Prędkość średnia: 20.75 km/h
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl
Jak to drzewiej bywało: button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Zaprzyjaźnione blogi i strony

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy aard.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wtorek, 29 sierpnia 2023 Kategoria !Surlier, Wyprawa

Splashing in a drizzle, dz. 15

Inwokacja: 
Już rzygam tym deszczem!
Długo jeszcze?

Apostrofa:
Deszczu, spierdalaj! 

A poza tym wstałem tuż przed 7, ciemno, niezbyt zimno, wszystko fchuj mokre, ale nie pada. W krzakach epicko wdepnąłem w gówno. Obydwoma sandałami! Na szczęście nie dostało się do środka, ale było blisko! 

Wyjeżdżam o 9 (nadal nie pada) i jadę do sklepu po chleb. Oraz do kraniku uprać rękawiczki, bandanę i skarpetki (wszystkie trzy rzeczy można założyć mokre). Z La Plaza ruszam o 9:40. Po chwili nadchodzi mżawka. 

Raz pada mocniej, raz słabiej, a niekiedy wcale. W jednej z takich przerw robię postój i drugie śniadanie na sakwach na wysokości 900. Gdy ruszam, to już znowu mży. Na bigu 1350 jestem o godz. 12. Siąpi. Podjazd był bardzo zacny, niemal 10% średnio, zjazd będzie taki sam. No, ale dzisiaj mam zapasowe klocki na podeszwach sandałów! :-P

W połowie zjazdu przestaje padać. Na dole (500 m npm) znów zaczyna. Robię postój z żarciem pod daszkiem we wsi i ruszam dalej lekko pod górę w stronę biga Samiedo. Pada. A potem słońce. Ładny gorż!



A potem znów pada. Tak chyba z 10 razy podczas podjazdu na niemal 1600 raz się lekko przeciera, a potem znów pada. Raz 19 stopni, a raz 12. I tak do zajebania. A na bigu mżawka i mgła, że człowiek zaczyna wątpić, czy Tam Dalej w ogóle jeszcze jest świat... 



A potem łagodny i lekko czeski zjazd doliną Sil. Początkowo w deszczu, ale z wiatrem w plecy! Potem już tylko w mokrym od dołu. A potem się wreszcie przeciera na dobre. To znaczy, chmury są, nawet sporo, ale wreszcie przestaje padać do końca dnia. I robi się PIĘKNIE! 









W połowie zjazdu zakupy w Villablino, w zaskakująco dużym markecie Gadis. Na kolację kupuję empanadę z kurczakiem i pieczarkami (okazuje się porażką). A potem reszta "zjazdu" do Palacios del Sil. Kemping jest zaś dzisiaj... nieczynny. Bo jest wtorek i mają dzień wolny. Ale na szczęście gospodyni jest i udaje mi się ją ubłagać. A kemping fajny! Prąd, stoliki, wreszcie wygodne krzesła, daszek w razie czego... 



Rozbijam kompletnie mokry namiot w resztkach słońca i idę prać ciuchy z dwóch dni. Masakra co za dzień znowu! 

Inwokacja, apostrofa... 
  • DST 77.92km
  • Czas 05:32
  • VAVG 14.08km/h
  • VMAX 62.19km/h
  • Temperatura 16.0°C
  • Podjazdy 2106m
  • Sprzęt Surlier
  • Aktywność Jazda na rowerze

Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl