Asturias Zadupias, dz. 16
Dzisiaj długi dzień, więc chciałem wyjechać możliwie wcześnie, powiedzmy przed 9:00, ale nikogo nie było na recepcji. Zastanawiałem się, w jaki sposób zapłacić - wiedziałem nawet ile, mianowicie 9 euro, ale nie było jak tych pieniędzy zostawić! W końcu dwie piątki przytrzasnąłem kamieniem przy wejściu do restauracji i wysłałem WhatsAppa właścicielom na numer, który znalazłem w sieci, z informacją i zdjęciem, że pieniądze tam leżą. Po czym właśnie jak wyjeżdżałem, to się zjawiła jakaś kobita, więc w te pędy zabrałem te pieniądze stamtąd i wręczyłem jej i pojechałem. Ale była już 9:30! :/
Początek to zjazd - dość chłodny, chociaż momentami już w słońcu. Kilkanaście kilometrów w dół doliny łagodnie, po czym zaczyna się dość ostra piła na dwa niewielkie szczyty 1000 z małym haczykiem. Potem zjazd do Fabero, w którym miałem wczoraj nocować, ale jakoś nie wyszło ;-) A na zjeździe bardzo piękny widok na odkrywkową kopalnię... antracytu! Rewelacja!
W Fabero małe zakupy, głównie kolacja na dziś. Jest już całkiem ciepło, 26-28 stopni, więc totalnie lekko ubrany zjeżdżam jeszcze kawałek i zaczyna się podjazd w stronę biga. Najpierw dość łagodnie na wysokość 1000 małym hakiem, potem niestety 200 m w dół. Ale za to robią się ładne tereny - mocno odludnie, zielono, faliście. Podjeżdżam doliną bardzo opustoszałą, gdzie na kilkunastu kilometrach są tylko dwie wsie i w drugiej z nich o dziwo jest kemping! Na nim robię sobie krótki postój, przygotowuję kanapki i o 14:30 ruszam na biga.
Początek podjazdu łagodnie doliną, po czym droga gwałtownie skręca w stronę ściany i robi się od razu 10 do 14%. I tak trzyma praktycznie aż do samego szczytu na wysokości 1675 m (Puerto de Ancares). Jeden z bardziej stromych średnio bigów, jakie podjeżdżałem! Jadę z dużym wysiłkiem, ale jednak jadę w sumie w miarę sprawnie i na górze jestem krótko przed godziną 16:00.
Ubieram się i zjeżdżam aż na niskość 500. Po drodze robi się fatalna nawierzchnia i totalne zadupie w którym jest jedna wieś, w której prawie nikogo nie ma, a poza tym nic. Na samym dole jest już naprawdę ciepło, 27 stopni znowu, no i oczywiście zaczyna się podjazd i znowu ostry. Jadę powoli, spokojnie, aż osiągam ostatnią wieś na końcu asturiańskiego zadupia (nazywa się Rao), w której nawet droga się kończy i zaczyna się szuter. Droga szutrowa ma nachylenie 12 do 14% i trzeba mocno trzymać kierownicę na kamieniach, ale równocześnie oblatują mnie roje much! Walczę z nimi, ale jest to oczywiście walka skazana na porażkę, a one bardzo, ale to bardzo chcą mi wejść do oczu! Straszny jest ten podjazd! Nawet jak się szuter kończy i robi się asfalt, to nadal jest 12 do 15% i trzyma tak aż do wysokości 1000 gdzie dopiero jak biorę wodę na nocleg, to się robi bardziej płasko, a w końcu w dół. Stromo.
Droga nadal ma fatalną nawierzchnię, więc zjeżdżam bardzo ostrożnie, długo i powoli. Na wysokości 500 z hakiem jest jeszcze jeden ostatni pięćdziesięciometrowy podjazd i oczywiście znowu 10 do 12%, i znowu roje much mnie oblatują. W końcu lekko po 20:00 dojeżdżam na upatrzoną miejscówkę w postaci miejsca odpoczynkowego (Area Recreativa z dżizasami), gdzie będę dziś spał na dziko. Z muchami. Myślałem, że dlatego mnie tak oblatują, że byłem bardzo spocony, ale nawet po umyciu się w rzece nie odpuszczają ani na jotę!
Po prostu strasznie, ale to strasznie pokochały moje oczy i poszły sobie dopiero jak się zrobiło ciemno! A oprócz tego cały czas trwa w okolicy jakaś strzelanina. Nie wiem czy kamieniołom czy polowanie, ale gdzieś co minutę słychać strzał/ wybuch. Ja cię kręcę, co za dzień! I co za noc! ;-)
Początek to zjazd - dość chłodny, chociaż momentami już w słońcu. Kilkanaście kilometrów w dół doliny łagodnie, po czym zaczyna się dość ostra piła na dwa niewielkie szczyty 1000 z małym haczykiem. Potem zjazd do Fabero, w którym miałem wczoraj nocować, ale jakoś nie wyszło ;-) A na zjeździe bardzo piękny widok na odkrywkową kopalnię... antracytu! Rewelacja!
W Fabero małe zakupy, głównie kolacja na dziś. Jest już całkiem ciepło, 26-28 stopni, więc totalnie lekko ubrany zjeżdżam jeszcze kawałek i zaczyna się podjazd w stronę biga. Najpierw dość łagodnie na wysokość 1000 małym hakiem, potem niestety 200 m w dół. Ale za to robią się ładne tereny - mocno odludnie, zielono, faliście. Podjeżdżam doliną bardzo opustoszałą, gdzie na kilkunastu kilometrach są tylko dwie wsie i w drugiej z nich o dziwo jest kemping! Na nim robię sobie krótki postój, przygotowuję kanapki i o 14:30 ruszam na biga.
Początek podjazdu łagodnie doliną, po czym droga gwałtownie skręca w stronę ściany i robi się od razu 10 do 14%. I tak trzyma praktycznie aż do samego szczytu na wysokości 1675 m (Puerto de Ancares). Jeden z bardziej stromych średnio bigów, jakie podjeżdżałem! Jadę z dużym wysiłkiem, ale jednak jadę w sumie w miarę sprawnie i na górze jestem krótko przed godziną 16:00.
Ubieram się i zjeżdżam aż na niskość 500. Po drodze robi się fatalna nawierzchnia i totalne zadupie w którym jest jedna wieś, w której prawie nikogo nie ma, a poza tym nic. Na samym dole jest już naprawdę ciepło, 27 stopni znowu, no i oczywiście zaczyna się podjazd i znowu ostry. Jadę powoli, spokojnie, aż osiągam ostatnią wieś na końcu asturiańskiego zadupia (nazywa się Rao), w której nawet droga się kończy i zaczyna się szuter. Droga szutrowa ma nachylenie 12 do 14% i trzeba mocno trzymać kierownicę na kamieniach, ale równocześnie oblatują mnie roje much! Walczę z nimi, ale jest to oczywiście walka skazana na porażkę, a one bardzo, ale to bardzo chcą mi wejść do oczu! Straszny jest ten podjazd! Nawet jak się szuter kończy i robi się asfalt, to nadal jest 12 do 15% i trzyma tak aż do wysokości 1000 gdzie dopiero jak biorę wodę na nocleg, to się robi bardziej płasko, a w końcu w dół. Stromo.
Droga nadal ma fatalną nawierzchnię, więc zjeżdżam bardzo ostrożnie, długo i powoli. Na wysokości 500 z hakiem jest jeszcze jeden ostatni pięćdziesięciometrowy podjazd i oczywiście znowu 10 do 12%, i znowu roje much mnie oblatują. W końcu lekko po 20:00 dojeżdżam na upatrzoną miejscówkę w postaci miejsca odpoczynkowego (Area Recreativa z dżizasami), gdzie będę dziś spał na dziko. Z muchami. Myślałem, że dlatego mnie tak oblatują, że byłem bardzo spocony, ale nawet po umyciu się w rzece nie odpuszczają ani na jotę!
Po prostu strasznie, ale to strasznie pokochały moje oczy i poszły sobie dopiero jak się zrobiło ciemno! A oprócz tego cały czas trwa w okolicy jakaś strzelanina. Nie wiem czy kamieniołom czy polowanie, ale gdzieś co minutę słychać strzał/ wybuch. Ja cię kręcę, co za dzień! I co za noc! ;-)
- DST 99.07km
- Teren 3.00km
- Czas 06:58
- VAVG 14.22km/h
- VMAX 57.86km/h
- Temperatura 24.0°C
- Podjazdy 2604m
- Sprzęt Surlier
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
A, czyli jak nie będzie następnego wpisu, to albo Cię ustrzelili, albo Cię muchy zeżarły ;-P
meteor2017 - 07:58 czwartek, 31 sierpnia 2023 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!