Wpisy archiwalne w kategorii
Surly-arch
Dystans całkowity: | 80462.30 km (w terenie 1049.48 km; 1.30%) |
Czas w ruchu: | 3886:08 |
Średnia prędkość: | 20.70 km/h |
Maksymalna prędkość: | 82.50 km/h |
Suma podjazdów: | 763770 m |
Liczba aktywności: | 991 |
Średnio na aktywność: | 81.19 km i 3h 55m |
Więcej statystyk |
Poniedziałek, 18 września 2017
Kategoria Wycieczka, AdB, Surly-arch
Amici de Bici, dz. 44, na spokojnie
Dziś tylko do źródeł Bośni (rozczarowanie, nawet nie bardzo jest sens zdjęcia pokazywać ;) , po zakupy i z powrotem. Kończymy naszą przygodę z Sarajewem ;)
- DST 22.02km
- Teren 1.00km
- Czas 01:15
- VAVG 17.62km/h
- VMAX 27.01km/h
- Temperatura 23.0°C
- Podjazdy 47m
- Sprzęt arch-Surly
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 17 września 2017
Kategoria Surly-arch, AdB, Wycieczka
Amici de Bici, dz. 43, (ever)restowy*
Sarajevo - Bukavica - Jasik - Jahorina (BIG) i z powrotem. Podjazd w wichurze najmocniejszej chyba ze wszystkich dotychczasowych. Momentami wiatr zatrzymywał mnie w miejscu i musiałem jechać w okularach przeciwsłonecznych (a nigdy tak nie jeżdżę pod górę, bo zalewa je pot), bo inaczej ciągle mi się coś sypało do oczu. Pod koniec zaczęło padać, przez chwilę mocno, ale akurat było drzewo (jedno z niewielu) nadające się do przeczekania, a potem już średnio, ale stale. Na samej górze deszcz na chwilę ustał, ale jak tylko dojechałem, to znów zaczął popadywać, więc przebierałem się na zjazd w pośpiechu. Przy okazji stwierdziłem, że zapomniałem długich spodni i rękawiczek, więc zjazd w deszczu przy 13 stopniach może być lekko dyskomfortowy ;)
Po ok. kilometrze zjazdu usłyszałem za sobą głośny szum. Myślałem, że to doganiający mnie samochód, ale nic nie jechało. Po chwili już wiedziałem: goniła mnie... ściana deszczu! Na szczęście akurat przejeżdżałem obok jednego z wielu hoteli w okolicach szczytu (Jahorina to ośrodek narciarski), więc zdążyłem wpaść pod daszek, zanim na serio przywaliło. Z nudów, czekając aż przestanie, postanowiłem wymienić klocki. Tak naprawdę już w momencie wyjazdu były w kiepskim stanie, ale kto by wymieniał, póki działały? Ale przed tym zjazdem na mokro poczułem, że jednak chociaż w jednym kole warto mieć pewny hamulec ;) Padło na tylne, bo były w gorszym stanie (choć przód też już prawie gotów na następców ;) Wychodzi mi z moich notatek, że tylne Authory (czarno-pomarańczowe wsuwki, modelu nie pomnę) przejechały ponad 18 Mm!! Nie wiem, czy to możliwe, może zapomniałem zanotować poprzednią wymianę...? Z reguły wytrzymały ok 10...
W międzyczasie ulewa przeszła w normalny deszcz, więc po wymianie i regulacji umyłem w hotelu ręce i ruszyłem. Na zjeździe jeszcze 3 razy łapała mnie straszliwa ulewa i 2 razy grad, na szczęście mały (jak ziarnka grochu), ale i tak siekł niemiłosiernie i musiałem ręką osłaniać głowę i twarz, bo schować się nie było gdzie. Na szczęście akurat działo się to na podjazdach (na zjeździe były takie trzy, łącznie ok 250 m pod górę), co umożliwiało prowadzenie jedną ręką. Podczas jazdy w dół, zwłaszcza w wietrze (już nieco słabszym, ale wciąż solidnym) i w deszczu, nie ma mowy, żeby puścić kierownicę choćby na chwilę...
Wreszcie tuż przed powrotem do miasta się przetarło, nawet kurtka zdążyła mi przeschnąć, zanim wróciłem do domu. Ale muszę przyznać, że to była chyba największa nawałnica, w jakiej w życiu zdarzyło mi się jechać :)
PS. Ze względu na pogodę nie zrobiłem ani jednego zdjęcia. Zresztą większość trasy była niezbyt widowiskowa, tylko panorama na Ilidżę w tym sarajewskie lotnisko była dość interesująca ;)
Po ok. kilometrze zjazdu usłyszałem za sobą głośny szum. Myślałem, że to doganiający mnie samochód, ale nic nie jechało. Po chwili już wiedziałem: goniła mnie... ściana deszczu! Na szczęście akurat przejeżdżałem obok jednego z wielu hoteli w okolicach szczytu (Jahorina to ośrodek narciarski), więc zdążyłem wpaść pod daszek, zanim na serio przywaliło. Z nudów, czekając aż przestanie, postanowiłem wymienić klocki. Tak naprawdę już w momencie wyjazdu były w kiepskim stanie, ale kto by wymieniał, póki działały? Ale przed tym zjazdem na mokro poczułem, że jednak chociaż w jednym kole warto mieć pewny hamulec ;) Padło na tylne, bo były w gorszym stanie (choć przód też już prawie gotów na następców ;) Wychodzi mi z moich notatek, że tylne Authory (czarno-pomarańczowe wsuwki, modelu nie pomnę) przejechały ponad 18 Mm!! Nie wiem, czy to możliwe, może zapomniałem zanotować poprzednią wymianę...? Z reguły wytrzymały ok 10...
W międzyczasie ulewa przeszła w normalny deszcz, więc po wymianie i regulacji umyłem w hotelu ręce i ruszyłem. Na zjeździe jeszcze 3 razy łapała mnie straszliwa ulewa i 2 razy grad, na szczęście mały (jak ziarnka grochu), ale i tak siekł niemiłosiernie i musiałem ręką osłaniać głowę i twarz, bo schować się nie było gdzie. Na szczęście akurat działo się to na podjazdach (na zjeździe były takie trzy, łącznie ok 250 m pod górę), co umożliwiało prowadzenie jedną ręką. Podczas jazdy w dół, zwłaszcza w wietrze (już nieco słabszym, ale wciąż solidnym) i w deszczu, nie ma mowy, żeby puścić kierownicę choćby na chwilę...
Wreszcie tuż przed powrotem do miasta się przetarło, nawet kurtka zdążyła mi przeschnąć, zanim wróciłem do domu. Ale muszę przyznać, że to była chyba największa nawałnica, w jakiej w życiu zdarzyło mi się jechać :)
PS. Ze względu na pogodę nie zrobiłem ani jednego zdjęcia. Zresztą większość trasy była niezbyt widowiskowa, tylko panorama na Ilidżę w tym sarajewskie lotnisko była dość interesująca ;)
- DST 67.74km
- Czas 03:36
- VAVG 18.82km/h
- VMAX 53.12km/h
- Temperatura 14.0°C
- Podjazdy 1727m
- Sprzęt arch-Surly
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 16 września 2017
Kategoria Surly-arch, AdB, Wycieczka
Amici de Bici, dz. 42, zwiedzanie Sarajewa
Bardzo spacerowym tempem po mieście, w tym:
- blokowiska tak przepaskudne, że aż fascynujące, niby takie jak w Polsce, a jednak inne,
- centrum składające się z części europejskiej i muzułmańskiej - dość ciekawe, aczkolwiek jednak nie moja bajka,
- obrzeża centrum z normalnymi (choć poznaczonymi śladami pocisków moździerzowych) kamienicami zbudowanymi na stromych zboczach,
- ciekawe osiedle bloków na bardzo stromym stoku, gdzie zamiast windy jest kolej zębata - niesamowita sprawa!
- obóz protestujących weteranów armii bośniackiej na ulicy Alipasino - okazuje się, ze protestują przeciwko... przywilejom dla weteranów, a konkretnie, że państwo płaci takie same emerytury prawdziwym weteranom jak i tym, którzy tylko twierdzą, że brali udział w wojnie, co sprawia, że dla faktycznych weteranów brakuje pieniędzy.
Fragment blokowisk na przedmieściach (jest tego multum!)
Pomnik dzieci, które zginęły podczas oblężenia Sarajewa
Jeden z bardzo wielu cmentarzy muzułmańskich
Pochyła winda wyglądająca jak kolej zębata (przejazd 0,80 KM)
Ogólnie miasto jednocześnie niezwykle brzydkie i bardzo ciekawe. A jeszcze nie widzieliśmy wszystkiego, np. opuszczonych obiektów olimpijskich, muzeum historii miasta z wystawą o oblężeniu czy źródeł rzeki Bośnia, która ponoć dużym strumieniem wytryskuje wprost ze skały* :)
* Okazało się to nieprawdą, strumień ledwo ciurka, niestety.
- blokowiska tak przepaskudne, że aż fascynujące, niby takie jak w Polsce, a jednak inne,
- centrum składające się z części europejskiej i muzułmańskiej - dość ciekawe, aczkolwiek jednak nie moja bajka,
- obrzeża centrum z normalnymi (choć poznaczonymi śladami pocisków moździerzowych) kamienicami zbudowanymi na stromych zboczach,
- ciekawe osiedle bloków na bardzo stromym stoku, gdzie zamiast windy jest kolej zębata - niesamowita sprawa!
- obóz protestujących weteranów armii bośniackiej na ulicy Alipasino - okazuje się, ze protestują przeciwko... przywilejom dla weteranów, a konkretnie, że państwo płaci takie same emerytury prawdziwym weteranom jak i tym, którzy tylko twierdzą, że brali udział w wojnie, co sprawia, że dla faktycznych weteranów brakuje pieniędzy.
Fragment blokowisk na przedmieściach (jest tego multum!)
Pomnik dzieci, które zginęły podczas oblężenia Sarajewa
Jeden z bardzo wielu cmentarzy muzułmańskich
Pochyła winda wyglądająca jak kolej zębata (przejazd 0,80 KM)
Ogólnie miasto jednocześnie niezwykle brzydkie i bardzo ciekawe. A jeszcze nie widzieliśmy wszystkiego, np. opuszczonych obiektów olimpijskich, muzeum historii miasta z wystawą o oblężeniu czy źródeł rzeki Bośnia, która ponoć dużym strumieniem wytryskuje wprost ze skały* :)
* Okazało się to nieprawdą, strumień ledwo ciurka, niestety.
- DST 23.99km
- Czas 01:48
- VAVG 13.33km/h
- VMAX 25.65km/h
- Temperatura 27.0°C
- Podjazdy 73m
- Sprzęt arch-Surly
- Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 15 września 2017
Kategoria Surly-arch, AdB, Użytkowo
Amici de Bici, dz. 41, restowy
Dzień kompletnie restowy, tylko poza kupy :)
- DST 4.29km
- Czas 00:16
- VAVG 16.09km/h
- VMAX 29.30km/h
- Temperatura 24.0°C
- Podjazdy 37m
- Sprzęt arch-Surly
- Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 14 września 2017
Kategoria Surly-arch, AdB, Wyprawa
Amici de Bici, dz. 40
Od rana zimno, ruszałem w bezrękawniku i żałowałem tego kroku, bo raptem 14 stopni było. Poza tym potworny ruch na szosie do Sarajewa, więc szybko szukaliśmy jakieś alternatywnej trasy. Była, ale po kilku kilometrach przeszła w szutrówkę i gruntówkę, a potem odbiła w bok i pod górę, więc jak niepyszni wróciliśmy (pod bardzo stroma górkę) na ślad. Trochę się zresztą w tym miejscu rozluźniło i już nie walił TIR za TIRem.
Zaraz spotkaliśmy też sakwiarzy z Berlina, którzy również jechali do Sarajewa, ale zanim zdążyliśmy się nagadać, to nam się trasy rozjechały. Oni pojechali główną z TIRami, a my odbiliśmy na Kiseljak. Podjazd na niewysoką przełęcz zakłóciła nam mała sympatyczna suczka, która nas polubiła od pierwszego wejrzenia i biegła w podskokach przy naszych pedałach, sprawiając nieodparte wrażenie, że za chwilę coś ją rozjedzie. Wreszcie zatrzymaliśmy się dla jej dobra (bo było pod górę i nie dało się uciec), żeby ją zająć kiełbasą i w tym czasie czmychnąć. Była strasznie napalona, skakała na nas i dramatycznie się łasiła. A jak dostała kawał kiełbasy, to złapała ją w zęby i popędziła prawidłowo lewą stroną szosy do domu, ani się obejrzawszy. Ciekawe, ilu litościwych rowerzystów już nabrała na ten numer! :P
Potem był zjazd ładną dolinką do Visoko, gdzie miały być najwyższe i najstarsze na świecie piramidy, ale tak na nasze oko były zwykłe góry, a najciekawszymi obiektami były dwa wielkie muzułmańskie cmentarze.
Wreszcie dojazd z Visoko do Sarajewa, bez historii poza jednym odstąpieniem od śladu (z powodu skrętu śladu na rzekomą ekspresówkę i drogi wyglądającej na mapie na dobrą alternatywę, co skończyło się pchaniem rowerów w błocie :P) ale za to w strasznym ruchu, a pod koniec nawet w solidnych korkach. Po godz. 17 dotarliśmy do naszego mieszkanka z AirBnB wynajętego na 5 dni za raptem ok. 100 EUR. Pora na solidny odpoczynek! :)
Travnik - Kiseljak - Visoko - Sarajewo.
PS. Skoro to dzień nr 40, to powinienem napisać Wielki Post, ale mi się nie chciało ;)
Zaraz spotkaliśmy też sakwiarzy z Berlina, którzy również jechali do Sarajewa, ale zanim zdążyliśmy się nagadać, to nam się trasy rozjechały. Oni pojechali główną z TIRami, a my odbiliśmy na Kiseljak. Podjazd na niewysoką przełęcz zakłóciła nam mała sympatyczna suczka, która nas polubiła od pierwszego wejrzenia i biegła w podskokach przy naszych pedałach, sprawiając nieodparte wrażenie, że za chwilę coś ją rozjedzie. Wreszcie zatrzymaliśmy się dla jej dobra (bo było pod górę i nie dało się uciec), żeby ją zająć kiełbasą i w tym czasie czmychnąć. Była strasznie napalona, skakała na nas i dramatycznie się łasiła. A jak dostała kawał kiełbasy, to złapała ją w zęby i popędziła prawidłowo lewą stroną szosy do domu, ani się obejrzawszy. Ciekawe, ilu litościwych rowerzystów już nabrała na ten numer! :P
Potem był zjazd ładną dolinką do Visoko, gdzie miały być najwyższe i najstarsze na świecie piramidy, ale tak na nasze oko były zwykłe góry, a najciekawszymi obiektami były dwa wielkie muzułmańskie cmentarze.
Wreszcie dojazd z Visoko do Sarajewa, bez historii poza jednym odstąpieniem od śladu (z powodu skrętu śladu na rzekomą ekspresówkę i drogi wyglądającej na mapie na dobrą alternatywę, co skończyło się pchaniem rowerów w błocie :P) ale za to w strasznym ruchu, a pod koniec nawet w solidnych korkach. Po godz. 17 dotarliśmy do naszego mieszkanka z AirBnB wynajętego na 5 dni za raptem ok. 100 EUR. Pora na solidny odpoczynek! :)
Travnik - Kiseljak - Visoko - Sarajewo.
PS. Skoro to dzień nr 40, to powinienem napisać Wielki Post, ale mi się nie chciało ;)
- DST 95.94km
- Czas 05:03
- VAVG 19.00km/h
- VMAX 41.72km/h
- Temperatura 24.0°C
- Podjazdy 585m
- Sprzęt arch-Surly
- Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 13 września 2017
Kategoria Surly-arch, AdB, Wyprawa
Amici de Bici, dz. 39
W nocy lało jak z cebra i była burza, ale od rana na szczęście piękna pogoda. Zapłaciliśmy za nocleg w euro i dostaliśmy resztę w bośniackich markach (po bardzo uczciwym kusie, tj. średnim, jakiego w żadnym kantorze się nie dostanie!), więc było na zakupy. Zaraz obok był Konzum, gdzie zaopatrzenie DUŻO lepsze niż w Chorwacji, a ceny DUŻO niższe. Generalnie zbliżone do polskich. Potem jeszcze usiłowaliśmy kupić miejscową kartę SIM, ale bez powodzenia - nie trafiliśmy na żaden punkt sprzedaży. Za to w całym centrum Tomislavgradu było wifi :)
Wreszcie ruszyliśmy, chyba o godz. 10 albo i później. Lekko po górę, wiaterek w plecy, ładne widoki, niewielki ruch. Idylla :) Najpierw podjazd na kolejny płaskowyż, potem długo płasko aż do Kupresu (w międzyczasie wiatr zrobił się silny i boczny), skąd już tylko krótki podjazd na Kupreska Vratę, czyli biga. Zjazd aż do Bugojna bardzo długi, ale niezbyt stromy. W Bugojnie byłem w 2009 roku, ale nic nie rozpoznałem, więc nie wiem, czy się zmieniło. Tam też wreszcie dostaliśmy kartę SIM i doładowanie, ale już skrócony kod nie zadziałał, więc nie udało się kupić pakietu internetowego. Może jutro się uda, może coś musi się aktywować...? Przynajmniej rejestracja nie jest wymagana...
Z Bugojna jeszcze jeden podjazd, tym razem na przełęcz 1188 mnpm, było dość ciepło i słońce idealnie w plecy, więc niezbyt fajnie się jechało, ale jakoś poszło. Stamtąd ponad 20 km w dół do Travnika, gdzie mieliśmy obczajony nocleg w hostelu. Wg booking kosztował 20 EUR, na miejscu okazało się, że 30 marek, czyli 15,50 EUR :) Naprawdę sowite prowizje ma ten booking :)
A hostel wypasiony - standard niezłego hotelu. Brakuje chyba tylko lodówki w pokoju, poza tym jest super :)
Wieczór zszedł nam na załatwianiu noclegu w Sarajewie na kolejnych kilka dni. Jutro tam dotrzemy i zamierzamy kilka dni odpocząć, a AirBnB jak zwykle nie było zbyt skore do współpracy. Powinni naprawdę popracować nad swoim interfejsem...
Wreszcie ruszyliśmy, chyba o godz. 10 albo i później. Lekko po górę, wiaterek w plecy, ładne widoki, niewielki ruch. Idylla :) Najpierw podjazd na kolejny płaskowyż, potem długo płasko aż do Kupresu (w międzyczasie wiatr zrobił się silny i boczny), skąd już tylko krótki podjazd na Kupreska Vratę, czyli biga. Zjazd aż do Bugojna bardzo długi, ale niezbyt stromy. W Bugojnie byłem w 2009 roku, ale nic nie rozpoznałem, więc nie wiem, czy się zmieniło. Tam też wreszcie dostaliśmy kartę SIM i doładowanie, ale już skrócony kod nie zadziałał, więc nie udało się kupić pakietu internetowego. Może jutro się uda, może coś musi się aktywować...? Przynajmniej rejestracja nie jest wymagana...
Z Bugojna jeszcze jeden podjazd, tym razem na przełęcz 1188 mnpm, było dość ciepło i słońce idealnie w plecy, więc niezbyt fajnie się jechało, ale jakoś poszło. Stamtąd ponad 20 km w dół do Travnika, gdzie mieliśmy obczajony nocleg w hostelu. Wg booking kosztował 20 EUR, na miejscu okazało się, że 30 marek, czyli 15,50 EUR :) Naprawdę sowite prowizje ma ten booking :)
A hostel wypasiony - standard niezłego hotelu. Brakuje chyba tylko lodówki w pokoju, poza tym jest super :)
Wieczór zszedł nam na załatwianiu noclegu w Sarajewie na kolejnych kilka dni. Jutro tam dotrzemy i zamierzamy kilka dni odpocząć, a AirBnB jak zwykle nie było zbyt skore do współpracy. Powinni naprawdę popracować nad swoim interfejsem...
- DST 101.70km
- Teren 0.50km
- Czas 05:16
- VAVG 19.31km/h
- VMAX 60.27km/h
- Temperatura 23.0°C
- Podjazdy 1264m
- Sprzęt arch-Surly
- Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 12 września 2017
Kategoria Surly-arch, AdB, Wyprawa
Amici de Bici, dz. 38
Dziś solidny dzień. Od rana pogoda niepewna, nawet zastanawialiśmy się, czy nie spauzować jeszcze jeden dzień, ale zwyciężył duch walki oraz chęć bycia w Sarajewie, gdzie zamierzamy się wybyczyć tanim kosztem ;)
Start o 8:10, a o 9:30 już byliśmy nas pierwszej przełęczy, gdzie troszkę pokropiło. Następnie w Zadvorje trafiliśmy na lokalny targ, gdzie spróbowaliśmy tutejszej wersji langoszy (nazwy nie zapamiętałem, jakby "Uspielak", ale nie była zbyt dobra. Raz, że bez żadnych dodatków, a dwa, że zdążył wystygnąć, zanim zjedliśmy, ale atmosfera targu fajna (handel wszystkim, a głównie szatkowaną na miejscu kapustą i workami z papryką), chociaż były i minusy: na drodze zrobił się korek.
Potem był zjazd, podjazd, zjazd i tak dalej bez historii oraz trochę deszczu, który przeczekaliśmy w Lidlu w Imotskim i super, bo trafił się tu gyros Eridanous, czyli jedno z naszych ulubionych mrożonych dań, którego w całej Chorwacji nie uświadczyliśmy. Trafił do sakwy i do wieczora robił za lodówkę :) Oraz udało się pozbyć resztki kun - mimo noclegów w wiąkszości pod dachem wydaliśmy mniej niż planowaliśmy :)
Potem było Modre Jezioro (wyschnięte/ ze spuszczoną wodą - jak to?) oraz Cerveno Jezero, które wrażenie robi naprawdę spore - jest to ponoć najgłębszy lej krasowy w Europie - ponad 500 metrów głębokości, z czego 250 metrów to głębokość samego jeziora.
Cerveno Jezero
Wreszcie była granica bośniacka, gdzie nawet i słońce momentami wyglądało i było wręcz za gorąco :) W Bośni dłuższy, ale łagodny podjazd na płaskowyż i potem bardzo długo płasko po płaskowyżu. Aż dziwne, ze nie ma tu żadnej bazy noclegowej, aż się prosi o jakieś agroturystyki, konie, rowery górskie, quady... Chyba Bośnia jeszcze nie dojrzała do turystyki, a szkoda. Zapraszamy niniejszym rodaków do odwiedzania. Rodaków, którzy ponoć w tym roku gremialnie rzucili się na Albanię, a tu równie pięknie i równie tanio :)
Płaskowyż
Płaskowyżem doturlaliśmy się aż do miasta Tomislavgrad, gdzie mieliśmy obczajony nocleg w motelu Papic (jedyny nocleg w Bośni w tej okolicy na booking i mimo oczekiwań, zę będzie tego sporo - jedyny faktycznie). Cena na booking 30 EUR, cena na miejscu 25,5 EUR, więc 17% do przodu :) Motel bardzo kulturalny, w standardzie Ibisa, ale w cenie 2-3 razy niższej. Jesteśmy bardzo zadowoleni, zwłaszcza, że łóżka wygodne, a po tak mocnym dniu (patrz podjazdy) pora dobrze wypocząć :)
Start o 8:10, a o 9:30 już byliśmy nas pierwszej przełęczy, gdzie troszkę pokropiło. Następnie w Zadvorje trafiliśmy na lokalny targ, gdzie spróbowaliśmy tutejszej wersji langoszy (nazwy nie zapamiętałem, jakby "Uspielak", ale nie była zbyt dobra. Raz, że bez żadnych dodatków, a dwa, że zdążył wystygnąć, zanim zjedliśmy, ale atmosfera targu fajna (handel wszystkim, a głównie szatkowaną na miejscu kapustą i workami z papryką), chociaż były i minusy: na drodze zrobił się korek.
Potem był zjazd, podjazd, zjazd i tak dalej bez historii oraz trochę deszczu, który przeczekaliśmy w Lidlu w Imotskim i super, bo trafił się tu gyros Eridanous, czyli jedno z naszych ulubionych mrożonych dań, którego w całej Chorwacji nie uświadczyliśmy. Trafił do sakwy i do wieczora robił za lodówkę :) Oraz udało się pozbyć resztki kun - mimo noclegów w wiąkszości pod dachem wydaliśmy mniej niż planowaliśmy :)
Potem było Modre Jezioro (wyschnięte/ ze spuszczoną wodą - jak to?) oraz Cerveno Jezero, które wrażenie robi naprawdę spore - jest to ponoć najgłębszy lej krasowy w Europie - ponad 500 metrów głębokości, z czego 250 metrów to głębokość samego jeziora.
Cerveno Jezero
Wreszcie była granica bośniacka, gdzie nawet i słońce momentami wyglądało i było wręcz za gorąco :) W Bośni dłuższy, ale łagodny podjazd na płaskowyż i potem bardzo długo płasko po płaskowyżu. Aż dziwne, ze nie ma tu żadnej bazy noclegowej, aż się prosi o jakieś agroturystyki, konie, rowery górskie, quady... Chyba Bośnia jeszcze nie dojrzała do turystyki, a szkoda. Zapraszamy niniejszym rodaków do odwiedzania. Rodaków, którzy ponoć w tym roku gremialnie rzucili się na Albanię, a tu równie pięknie i równie tanio :)
Płaskowyż
Płaskowyżem doturlaliśmy się aż do miasta Tomislavgrad, gdzie mieliśmy obczajony nocleg w motelu Papic (jedyny nocleg w Bośni w tej okolicy na booking i mimo oczekiwań, zę będzie tego sporo - jedyny faktycznie). Cena na booking 30 EUR, cena na miejscu 25,5 EUR, więc 17% do przodu :) Motel bardzo kulturalny, w standardzie Ibisa, ale w cenie 2-3 razy niższej. Jesteśmy bardzo zadowoleni, zwłaszcza, że łóżka wygodne, a po tak mocnym dniu (patrz podjazdy) pora dobrze wypocząć :)
- DST 107.39km
- Teren 0.50km
- Czas 06:28
- VAVG 16.61km/h
- VMAX 60.50km/h
- Temperatura 24.0°C
- Podjazdy 1900m
- Sprzęt arch-Surly
- Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 11 września 2017
Kategoria Surly-arch, AdB, Wycieczka
Amici de Bici, dz. 37, (ever)restowy*
W ramach odpoczynku wybrałem się jak zwykle na biga. Tym razem padło na najwyższy chyba podjazd całej jesiennej części wyprawy, czyli Sv. Jure.
Początek spoko, co prawda wiało w ryj, ale jakoś niedramatycznie. Na wys. 365 mnpm i zarazem na granicy parku narodowego Biokovo okazało się, że wjazd jest płatny. Dla rowerów też (!!). Pierwszy raz coś takiego widziałem. Ale co tam, 25 kun nie majątek, zapłaciłem i pojechałem (na szczęście, nauczony przykrymi przygodami, zawsze na biga zabieram jakieś pieniądze).
Potem był odcinek przez las, który przetrwał (?) pożar. Śmierdziało spalenizną, drzewa bez igieł i osmalone, ale stoją, prawdopodobnie w przyszłym roku jednak wypuszczą pędy, oby!
Na spalonym (lesie)
Potem była restauracja po lewej stronie, na granicy płaskowyżu (ok. 900 mnpm), którą oczywiście zignorowałem, ale na szczęście zapamiętałem, bo ta informacja była później cenna. Do szczytu jeszcze falowanie płaskowyżem, gdzie nawet kilka (bardzo krótkich) zjazdów się trafiło oraz coraz silniejszy wiatr SE. Momentami wpychał pod górę, momentami był boczny, a momentami jednak w ryj (na serpentynach). Na koniec podjazd ostrymi zakosami pod maszt przekaźnikowy na szczycie, gdzie napisy twierdzą, że się jest na 1762 m. GPS nie potwierdził, prawdopodobnie tyle było tuż pod masztem, ale tam było zagrodzone i brak wjazdu a tu było o kilkanaście mniej. Nieważne, grunt, że big zrobiony :)
Szczyt Sv. Jure z oddali
Widok ze szczytu
Jak tylko stanąłem na szczycie i zdjąłem koszulkę, żeby wyschnąć przed przebiórką w suche i ciepłe, to zaczęło padać. A ze oprócz tego wiało jak pojebane i było 12 stopni, więc nie było co czekać, tylko ubierać się jak najszybciej we wszystko, co zabrałem (spodnie 3/4 na wierzch, bluza power stretch, kurta goretex - na to wszystko przepocona na podjeździe koszulka - oraz długie rękawiczki) i wypad na dół. Oczywiście bardzo ostrożnie, bo wiatr był już raczej huraganem (w porywach nie zdziwiłoby mnie gdyby miał 20 m/s a może i więcej), a nieobciążony rower na zjeździe jakoś wybitnie stabilny nie jest...
Przemoczony od pasa w dół, zziębnięty i odrętwiały dokulałem się po niecałej godzinie do wspomnianej restaracji, która się okazała moim wybawieniem z racji ciepła, suchości, braku wiatru i ciepłej herbaty. A nawet WiFi :)
Po jakichś 20 minutach przestało padać, więc pojechałem dalej i już bez przygód dotarłem na dół.
Ogólnie stwierdzam, że choć sam w sobie Sv. Jure nie jest jakimś specjalnie trudnym podjazdem (raczej długim), to w połączeniu z dzisiejszą aurą podczas zjazdu będzie jedną z cenniejszych pereł w mojej kolekcji :)
*(c) Wujek_z_SB
Początek spoko, co prawda wiało w ryj, ale jakoś niedramatycznie. Na wys. 365 mnpm i zarazem na granicy parku narodowego Biokovo okazało się, że wjazd jest płatny. Dla rowerów też (!!). Pierwszy raz coś takiego widziałem. Ale co tam, 25 kun nie majątek, zapłaciłem i pojechałem (na szczęście, nauczony przykrymi przygodami, zawsze na biga zabieram jakieś pieniądze).
Potem był odcinek przez las, który przetrwał (?) pożar. Śmierdziało spalenizną, drzewa bez igieł i osmalone, ale stoją, prawdopodobnie w przyszłym roku jednak wypuszczą pędy, oby!
Na spalonym (lesie)
Potem była restauracja po lewej stronie, na granicy płaskowyżu (ok. 900 mnpm), którą oczywiście zignorowałem, ale na szczęście zapamiętałem, bo ta informacja była później cenna. Do szczytu jeszcze falowanie płaskowyżem, gdzie nawet kilka (bardzo krótkich) zjazdów się trafiło oraz coraz silniejszy wiatr SE. Momentami wpychał pod górę, momentami był boczny, a momentami jednak w ryj (na serpentynach). Na koniec podjazd ostrymi zakosami pod maszt przekaźnikowy na szczycie, gdzie napisy twierdzą, że się jest na 1762 m. GPS nie potwierdził, prawdopodobnie tyle było tuż pod masztem, ale tam było zagrodzone i brak wjazdu a tu było o kilkanaście mniej. Nieważne, grunt, że big zrobiony :)
Szczyt Sv. Jure z oddali
Widok ze szczytu
Jak tylko stanąłem na szczycie i zdjąłem koszulkę, żeby wyschnąć przed przebiórką w suche i ciepłe, to zaczęło padać. A ze oprócz tego wiało jak pojebane i było 12 stopni, więc nie było co czekać, tylko ubierać się jak najszybciej we wszystko, co zabrałem (spodnie 3/4 na wierzch, bluza power stretch, kurta goretex - na to wszystko przepocona na podjeździe koszulka - oraz długie rękawiczki) i wypad na dół. Oczywiście bardzo ostrożnie, bo wiatr był już raczej huraganem (w porywach nie zdziwiłoby mnie gdyby miał 20 m/s a może i więcej), a nieobciążony rower na zjeździe jakoś wybitnie stabilny nie jest...
Przemoczony od pasa w dół, zziębnięty i odrętwiały dokulałem się po niecałej godzinie do wspomnianej restaracji, która się okazała moim wybawieniem z racji ciepła, suchości, braku wiatru i ciepłej herbaty. A nawet WiFi :)
Po jakichś 20 minutach przestało padać, więc pojechałem dalej i już bez przygód dotarłem na dół.
Ogólnie stwierdzam, że choć sam w sobie Sv. Jure nie jest jakimś specjalnie trudnym podjazdem (raczej długim), to w połączeniu z dzisiejszą aurą podczas zjazdu będzie jedną z cenniejszych pereł w mojej kolekcji :)
*(c) Wujek_z_SB
- DST 65.23km
- Czas 04:08
- VAVG 15.78km/h
- VMAX 50.90km/h
- Temperatura 12.0°C
- Podjazdy 2048m
- Sprzęt arch-Surly
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 10 września 2017
Kategoria Surly-arch, AdB, Wyprawa
Amici de Bici, dz. 36
Zebraliśmy się wyjątkowo wcześnie jak na nas (8:20 z kempingu), a to dzięki temu, że namiot był suchutki po nocy :)
Od rana wiało jak pojebane i to albo z prawego przodu albo i centralnie w pysk (wiatr SE). Do Splitu jeszcze jakoś szło, potem zwiedzanie miasta (fajne, starożytne, szkoda, że tłumy ludzi), ale potem już było ciężko. Znów nas lekko rzucało po drodze, znów jazda środkiem i trąbienie... Do Omiśa dociągnęliśmy chyba siłą woli i tu nas uratował przebłysk geniuszu: wpadłem na to, żeby uciec od morza i pojechać kanionem Cetiny zamiast Jadranską Magistralą. Raz, że widoki miały być ładne (były niespecjalne poza samym początkiem), a dwa, że wiało z grubsza po skosie od morza, a taki kanion stanowi niezłą osłonę. I faktycznie, w kanionie prawie nie wiało, tzn. były momenty, że łeb urywało, ale krótko, a nad morzem napieprzało cały czas. Za to były podjazdy, ale nie dramatyczne, dwa razy pod ok 250 metrów, z czego drugi podjazd był taki sam i na Jadranskiej, więc niewiele nadłożyliśmy :) Finalnie więc dobrze na tym wyszliśmy :)
Jak zaczął się zjazd przez Riwierę Makarską, to zaczęło też kropić wielkimi kroplami, ale na szczęście nie zrobiła się z tego (jeszcze) ulewa. Niemniej N. miała tym razem genialny pomysł, że nie śpimy na kempingu, tylko na kwaterze. I znaleźliśmy - apartament (sypialnia, kuchenka, łazienka, klima) za 25 EUR, czyli najtaniej dotychczas i chyba najfajniej, a w najgorszym razie nr 2 po Żulach, a o 7 EUR taniej od tychże :)
Wzięliśmy dwie noce, bo jutro mam skok na największego biga jesiennej części wyprawy, czyli Sv. Jure (1762 m npm, start z poziomu morza). I dobrze zrobiliśmy, bo właśnie twa burza :)
Od rana wiało jak pojebane i to albo z prawego przodu albo i centralnie w pysk (wiatr SE). Do Splitu jeszcze jakoś szło, potem zwiedzanie miasta (fajne, starożytne, szkoda, że tłumy ludzi), ale potem już było ciężko. Znów nas lekko rzucało po drodze, znów jazda środkiem i trąbienie... Do Omiśa dociągnęliśmy chyba siłą woli i tu nas uratował przebłysk geniuszu: wpadłem na to, żeby uciec od morza i pojechać kanionem Cetiny zamiast Jadranską Magistralą. Raz, że widoki miały być ładne (były niespecjalne poza samym początkiem), a dwa, że wiało z grubsza po skosie od morza, a taki kanion stanowi niezłą osłonę. I faktycznie, w kanionie prawie nie wiało, tzn. były momenty, że łeb urywało, ale krótko, a nad morzem napieprzało cały czas. Za to były podjazdy, ale nie dramatyczne, dwa razy pod ok 250 metrów, z czego drugi podjazd był taki sam i na Jadranskiej, więc niewiele nadłożyliśmy :) Finalnie więc dobrze na tym wyszliśmy :)
Jak zaczął się zjazd przez Riwierę Makarską, to zaczęło też kropić wielkimi kroplami, ale na szczęście nie zrobiła się z tego (jeszcze) ulewa. Niemniej N. miała tym razem genialny pomysł, że nie śpimy na kempingu, tylko na kwaterze. I znaleźliśmy - apartament (sypialnia, kuchenka, łazienka, klima) za 25 EUR, czyli najtaniej dotychczas i chyba najfajniej, a w najgorszym razie nr 2 po Żulach, a o 7 EUR taniej od tychże :)
Wzięliśmy dwie noce, bo jutro mam skok na największego biga jesiennej części wyprawy, czyli Sv. Jure (1762 m npm, start z poziomu morza). I dobrze zrobiliśmy, bo właśnie twa burza :)
- DST 87.43km
- Teren 0.50km
- Czas 05:33
- VAVG 15.75km/h
- VMAX 45.29km/h
- Temperatura 30.0°C
- Podjazdy 1142m
- Sprzęt arch-Surly
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 9 września 2017
Kategoria Surly-arch, AdB, Wyprawa
Amici de Bici dz. 35
Dziś od rana pogoda okej, ale z chmurami i opcją deszczu później, więc postanowiliśmy kontynuować nasz plan ucieczki do przodu. Z Udbiny do Gracaca rowerami, tam okazalo się, że mimo iż formalnie nie ma miejsca, to jednak pociąg zabierze nas z rowerami. Wiec kupiliśmy bilety za 244 kuny, wsiedliśmy bez problemu i heja. I całe szczęście, bo po drodze padało a nawet lało.
Wysiadłszy w Kastelu Starim skoczylem na biga Malacka (fantastyczne widoki na Split i Brac)
i pojechaliśmy na kemping. Tym razem w miarę niedrogi (102 kuny) i całkiem fajny, nad samym morzem, a nasz namiot stoi pomiędzy figowcem a granatowcem. I nawet cykady są :-)
Ale pogoda już nam szykuje kłody pod nogi, ponoć jutro ma mocno wiać w ryj :-\
Ps. Właśnie zamkneliśmy piąty tydzień wyprawy (!) i bynajmniej nie mamy dosyć (a przynajmniej ja ;-)
Wysiadłszy w Kastelu Starim skoczylem na biga Malacka (fantastyczne widoki na Split i Brac)
i pojechaliśmy na kemping. Tym razem w miarę niedrogi (102 kuny) i całkiem fajny, nad samym morzem, a nasz namiot stoi pomiędzy figowcem a granatowcem. I nawet cykady są :-)
Ale pogoda już nam szykuje kłody pod nogi, ponoć jutro ma mocno wiać w ryj :-\
Ps. Właśnie zamkneliśmy piąty tydzień wyprawy (!) i bynajmniej nie mamy dosyć (a przynajmniej ja ;-)
- DST 55.43km
- Czas 02:41
- VAVG 20.66km/h
- VMAX 48.27km/h
- Temperatura 22.0°C
- Podjazdy 629m
- Sprzęt arch-Surly
- Aktywność Jazda na rowerze