Wpisy archiwalne w kategorii
!Colnago
Dystans całkowity: | 10640.70 km (w terenie 5.00 km; 0.05%) |
Czas w ruchu: | 372:00 |
Średnia prędkość: | 28.60 km/h |
Maksymalna prędkość: | 75.55 km/h |
Suma podjazdów: | 100762 m |
Maks. tętno maksymalne: | 174 (0 %) |
Maks. tętno średnie: | 152 (0 %) |
Suma kalorii: | 51527 kcal |
Liczba aktywności: | 174 |
Średnio na aktywność: | 61.15 km i 2h 08m |
Więcej statystyk |
Happy Hour - podkulam ogon
Miało być po tej samej trasie, co wczoraj, tylko solo i na szosówce. Już na początku trochę jednak pozmieniałem i zastartowałem Pabianicką, potem Rudzką (ze "skokiem w bokiem" na podjazd na Raduńskiej) do Rzgowa, nawrót na Łódź i w Starowej Górze w prawo na Konstantynę.
Wiało lekko NNE, tak jak miało. Ale w Grodzisku zaczęło nawalać wiatrem ze wschodu, a potem z południowego wschodu. Patrzę, co jest, a tam chmury jak 150, a nawet jak 200. I wieje coraz mocniej. Myślę sobie "aha, będzie burza". Jako że mi nie zależało na żadnej konkretnej trasie ani przebiegu, a za to nie chciałem moknąć, ani tym bardziej przeczekiwać na głodniaka, to myk do Rzgowa, tamtędy jeszcze do Ptaka i powrót z wiatrem DK1 i Trasą Górna. Spokojnie zdążyłem.
Końcówka ze spotkanym Bikerem Dzięgielem.
W tej chwili grzmi w oddali,
pewnie zaraz przywali... ;)
Wiało lekko NNE, tak jak miało. Ale w Grodzisku zaczęło nawalać wiatrem ze wschodu, a potem z południowego wschodu. Patrzę, co jest, a tam chmury jak 150, a nawet jak 200. I wieje coraz mocniej. Myślę sobie "aha, będzie burza". Jako że mi nie zależało na żadnej konkretnej trasie ani przebiegu, a za to nie chciałem moknąć, ani tym bardziej przeczekiwać na głodniaka, to myk do Rzgowa, tamtędy jeszcze do Ptaka i powrót z wiatrem DK1 i Trasą Górna. Spokojnie zdążyłem.
Końcówka ze spotkanym Bikerem Dzięgielem.
W tej chwili grzmi w oddali,
pewnie zaraz przywali... ;)
- DST 35.73km
- Czas 01:02
- VAVG 34.58km/h
- VMAX 54.46km/h
- Temperatura 23.0°C
- Podjazdy 152m
- Sprzęt Colnago
- Aktywność Jazda na rowerze
Happy Hours - siatkówka
Od zimy co poniedziałek chodziłem na siatkówkę z kolegami z pracy, ale niestety ostatnio coś mnie kostka boli i dziś bałem się grać, żeby nie pogorszyć jej stanu, więc skoczyłem na czasówkę.
Trasa stała, tylko tym razem nie zapomniałem dokręcić do 60 ;)
Wynik bardzo dobry, zwłaszcza, że był tylko jeden TIR i to niezbyt długo. Bardzo słaby wiatr S i to na pewno pomogło zrobić dobrą średnią, poza tym wreszcie nie było upału.
No i pierwszy raz na Colnago z lemondką. Nie mam poczucia, żebym dzięki niej jechał szybciej niż w dolnym chwycie, ale bez wątpienia pozwala solidnie odpocząć dłoniom. Dobry zakup! :)
Trasa stała, tylko tym razem nie zapomniałem dokręcić do 60 ;)
Wynik bardzo dobry, zwłaszcza, że był tylko jeden TIR i to niezbyt długo. Bardzo słaby wiatr S i to na pewno pomogło zrobić dobrą średnią, poza tym wreszcie nie było upału.
No i pierwszy raz na Colnago z lemondką. Nie mam poczucia, żebym dzięki niej jechał szybciej niż w dolnym chwycie, ale bez wątpienia pozwala solidnie odpocząć dłoniom. Dobry zakup! :)
- DST 60.58km
- Czas 01:32
- VAVG 39.51km/h
- VMAX 73.36km/h
- Temperatura 22.0°C
- Podjazdy 262m
- Sprzęt Colnago
- Aktywność Jazda na rowerze
Tour de Mąkolice
Z Serweczem dobylegdzie, czyli (tak wyszło) wokół Mąkolic ;) Miało być z wiatrem, a wyszło jak zawsze :P
Łódź - Dobra - Zelgoszcz - Smolice - Stryków - Osse - Gozdów - Lorenki - Gieczno - Piątek - Bielawy - Waliszew - Ziewanice - Głowno - Lubianków - Dmosin - Nowostawy - Sierżnia - Nowosolna - Łódź
Z początku wiatr był słaby NE, więc mimo że pod wiatr, to jechało się nieźle. Z czasem coraz silniejszy i coraz bardziej E, więc od Piątku wmordęwind. Cieszyliśmy się, że wreszcie z Głowna będzie mniej-więcej z wiatrem, ale skubany skręcił na SSE i znów był przodoboczny i teraz już naprawdę dość silny. Wraz z pagórkami w końcówce spompował nas nieźle ;)
Już w mieście na skrzyżowaniu marszałków wyprzedził mnie skuter. Dopadłem go i siadłem na koło pod górę (na wiadukt) i tak jechaliśmy sobie 40 na dwuprocentówce. Z górki nie przyspieszył, więc go wyprzedziłem i więcej nie widziałem :P
Łódź - Dobra - Zelgoszcz - Smolice - Stryków - Osse - Gozdów - Lorenki - Gieczno - Piątek - Bielawy - Waliszew - Ziewanice - Głowno - Lubianków - Dmosin - Nowostawy - Sierżnia - Nowosolna - Łódź
Z początku wiatr był słaby NE, więc mimo że pod wiatr, to jechało się nieźle. Z czasem coraz silniejszy i coraz bardziej E, więc od Piątku wmordęwind. Cieszyliśmy się, że wreszcie z Głowna będzie mniej-więcej z wiatrem, ale skubany skręcił na SSE i znów był przodoboczny i teraz już naprawdę dość silny. Wraz z pagórkami w końcówce spompował nas nieźle ;)
Już w mieście na skrzyżowaniu marszałków wyprzedził mnie skuter. Dopadłem go i siadłem na koło pod górę (na wiadukt) i tak jechaliśmy sobie 40 na dwuprocentówce. Z górki nie przyspieszył, więc go wyprzedziłem i więcej nie widziałem :P
- DST 137.69km
- Czas 04:17
- VAVG 32.15km/h
- VMAX 51.24km/h
- Temperatura 33.0°C
- Podjazdy 610m
- Sprzęt Colnago
- Aktywność Jazda na rowerze
Ustawianie mostka
Trasa Górna - DK1 - Tuszyn i powrót.
W tamtą stronę trzy zatrzymania na regulacje mostka (ciężko go, cholera, idealnie prosto ustawić, ale za trzecim razem się udało i chyba wreszcie mam też optymalny kąt kierownicy) i raz awaryjne hamowanie, kiedy mi chciał ze ścieżki rowerowej wyjechać rowerzysta :P Z powrotem raczej niefart ze światłami, ale ogólnie fajnie :)
Silny wiatr SSiE :P
W tamtą stronę trzy zatrzymania na regulacje mostka (ciężko go, cholera, idealnie prosto ustawić, ale za trzecim razem się udało i chyba wreszcie mam też optymalny kąt kierownicy) i raz awaryjne hamowanie, kiedy mi chciał ze ścieżki rowerowej wyjechać rowerzysta :P Z powrotem raczej niefart ze światłami, ale ogólnie fajnie :)
Silny wiatr SSiE :P
- DST 40.17km
- Czas 01:08
- VAVG 35.44km/h
- VMAX 75.25km/h
- Temperatura 29.0°C
- Podjazdy 211m
- Sprzęt Colnago
- Aktywność Jazda na rowerze
A może byśmy tak wpadli na pół godziny do Tomaszowa?
Zakupić najbliżej Łodzi położony mostek 60 mm ;)
Łódź - DK1 - Tuszyn - Kruszów - Wola Biskupia - Baby - Lubiatów - Wolbórz - Chorzęcin - Tomaszów (gdzie kupiłem najbrzydszy Mostek Nowoczesnej Europy i zjadłem loda w McD) - Ujazd - Rokiciny - Andrespol - Wiśniowa Góra - Wola Rakowa - Wiśniowa Góra - Kolumny - Ofiary - Młynek - dom.
Silny wiatr SE i znów upał.
Trochę dokręcałem pod koniec i dzięki temu Colnago stuknął pierwszy megametr :)
Łódź - DK1 - Tuszyn - Kruszów - Wola Biskupia - Baby - Lubiatów - Wolbórz - Chorzęcin - Tomaszów (gdzie kupiłem najbrzydszy Mostek Nowoczesnej Europy i zjadłem loda w McD) - Ujazd - Rokiciny - Andrespol - Wiśniowa Góra - Wola Rakowa - Wiśniowa Góra - Kolumny - Ofiary - Młynek - dom.
Silny wiatr SE i znów upał.
Trochę dokręcałem pod koniec i dzięki temu Colnago stuknął pierwszy megametr :)
- DST 130.42km
- Czas 04:07
- VAVG 31.68km/h
- VMAX 50.89km/h
- Temperatura 30.0°C
- Podjazdy 604m
- Sprzęt Colnago
- Aktywność Jazda na rowerze
Jazda testowa #5 - chrzest
Miały być Happy Hours, ale jak tylko wyszedłem, zaczęło się serioznie zbierać na ulewę, więc jak doleciałem do Pabianic, to postanowiłem przeczekać w KFC. Pomysł dobry, wykonanie gorsze. Raz, że zapomniałem portfela i czekałem o suchym pysku ;) a dwa, że deszcz wcale nie przypierdzielił, jak zapowiadał, tylko stale siąpił. W końcu stwierdziłem, że wkrótce mi się ściemni, a nie mam lampek, więc wróciłem w deszczu (chrzest) i pod wiatr.
Test mostka 60mm wypadł pomyślnie, jest na pewno bardziej naturalna pozycja rąk, aczkolwiek czy wygodniejsza, to się okaże w dłuższej trasie.
Natomiast wydaje mi się, że teraz jestem nazbyt wyprostowany. Spróbuję obniżyć kierownicę.
PS. Najpierw jednak pokombinowałem z obracaniem kierownicy góra-dół. Teraz jest ciut niżej niż było i jakby dużo mniej wygodnie. Ja już sam nie wiem...
Test mostka 60mm wypadł pomyślnie, jest na pewno bardziej naturalna pozycja rąk, aczkolwiek czy wygodniejsza, to się okaże w dłuższej trasie.
Natomiast wydaje mi się, że teraz jestem nazbyt wyprostowany. Spróbuję obniżyć kierownicę.
PS. Najpierw jednak pokombinowałem z obracaniem kierownicy góra-dół. Teraz jest ciut niżej niż było i jakby dużo mniej wygodnie. Ja już sam nie wiem...
- DST 52.10km
- Czas 01:35
- VAVG 32.91km/h
- VMAX 51.98km/h
- Temperatura 16.0°C
- Podjazdy 288m
- Sprzęt Colnago
- Aktywność Jazda na rowerze
Po mieście
Do Ryśka, ale on też nie poradził na niesubordynację lewej manetki. Stwierdził tylko, że jakaś sprężynka w manetce jest w innym miejscu niż być powinna i dlatego nie zabiera. Robota bardziej dla zegarmistrza, a on teraz nie ma na to czasu. Chlip :(
- DST 13.44km
- Czas 00:32
- VAVG 25.20km/h
- VMAX 35.39km/h
- Temperatura 29.0°C
- Podjazdy 37m
- Sprzęt Colnago
- Aktywność Jazda na rowerze
Z dzidą na Wałbrzych!
W ramach ukoronowania testowania soszówki chciałem zrobić coś dłuższego. Jakiś czas temu zgłosiły się Hipki z pomysłem uderzenia na Berlin. Czemu nie? Chociaż trochę daleko (z gminami wyszło prawie 600) jak na nowy rower, który nie wiadomo, jak bardzo da mi popalić. Ze względu na niezbyt korzystne połączenie powrotne (tzn. połączenie jest dobre, ale godziny mi nieszczególnie pasowały) najpierw postanowiliśmy skrócić do Słubic/ Rzepina, a potem w ogóle zmieniliśmy plan.
Padło na Jelenią Górę, ale po konsultacjach wyszło, ze im wszystko jedno, a ja bym wolał Wałbrzych bo na trasie do Jeleniej nie wpadnie ani jedna (!) nowa gmina. W międzyczasie skaptowaliśmy jeszcze Gabriela z Angeliką.
Z Gabrielem umówiliśmy się na Rondzie lotników, z Angeliką przy dworcu w Pabianicach, Hipki dojechały bardzo porannym pociągiem do Pabianic. Jest 8:15, ciepło. Ruszamy.
Miał być sprzyjający wiatr, więc zaplanowaliśmy dość ciasno z czasem (zdeterminowane przez pociągi), zatem nie należało jechać zbyt leniwie. Od początku wrzucamy więc średnią 30+ i ustalamy reżim postojowy (co 75 km).
Pierwszy odcinek do Wielunia (90 km) to dobre tempo i bardzo słaby, zmienny wiatr, który ani pomagał, ani przeszkadzał. Ładnie wychodzimy z Hipkami na zmiany i ogólnie jest OK, za to tempo wyraźnie nie odpowiada Angelice. Niewiele, ale zostaje z tyłu - raz z Gabrielem, raz z Hipkiem. W Wieluniu ustalamy, że ponieważ my bardzo chcemy zdążyć na pociąg powrotny z Wałbrzycha, a Gabangeliki niekoniecznie (nie zbierają gmin), więc pojedziemy osobno, oni okrężnie do Wrocławia (żeby wyszło 300, tylko czasu będą mieli więcej), a my planowaną trasą. Szkoda, ale Angelika słusznie mówi, że po co ona ma się męczyć, a my denerwować, że nie zdążymy? Okej, ze stacji Orlenu w Wieluniu wyjeżdżamy już osobno.
Do Namysłowa (160 km, drugi postój) tempo nadal dobre, ale robi się upał. Coraz gorszy, coraz straszliwszy. Przed Byczyną odcinek okropnej nawierzchni, w myślach przepraszam soszówkę, że ją na to narażam ;) W Namysłowie wyszedł nam postój bardzo długi (45 minut), bo Hipki skoczyły jeszcze po położoną tuż za granica miasta gminę Wilków. Nic to, jeśli utrzymamy tempo, to mamy godzinę zapasu, więc można szaleć! ;)
Za Namysłowem wiatr robi się przodoboczny (na resztę dnia ustalił się mniej-więcej z kierunków SE) i silniejszy, ale i tak karty dziś rozdaje upał. Przydrożna tablica pokazuje temperaturę powietrza 32 st, nawierzchni - 55 st (!). Liczniki pokazują 36-37 st., wiadomo, to temperatura w słońcu, ale my właśnie w słońcu jedziemy! Wyjątkiem jest bardzo przyjemny odcinek przez las przed Brzegiem, temperatura spada do 31 i jest cień. Ale na długo to nie wystarcza, za chwilę znów jedziemy w pełnej lampie i przeszkadzającym wietrze. Mimo to w Strzelinie (trzeci postój, 235 km) mamy wciąż średnią 30,5. Psuje się natomiast samopoczucie: mnie boli stopa (tym razem jadę w normalnych SPD i nie ma jak zmienić pozycji na pedale), dłonie (brak lemondki, której nie zdążyłem założyć daje się we znaki) i oczywiście okolice siodełka ;) Ale gorzej ma Hipcia, której but uciska na nerw w stopie i czuje, jakby ją przypalano żelazem :(
Siedzimy trochę pod sklepem, jak moczę stopy wodą mineralną (łazienki nie ma), Hipki coś poprawiają przy bucie Agaty. ale za długo stać nie można. Po 20 minutach dzida!
Następny odcinek to już pagórki, ale początkowo trzymamy tempo. Jednak mnie coraz bardziej daje się we znaki upał. Od Namysłowa nie mogę zjeść nic konkretnego, bo czuje, jak mi się cofa, więc jadę na jednym batonie i bananach. Baton to zresztą wylizywanie z papierka podczas jazdy, więc niezbyt fajnie się je. Tylko banany - rewelacja, na tym odcinku zjadłem chyba trzy.
Mimo to jedzie się coraz gorzej, temperatura nadal w okolicach 35, lekkie mdłości i ogólnie zaczynam czuć, że udar cieplny mnie nie ominął. Tempo spada. Czy dojadę...? Namawiam Hipki na lekkie skrócenie trasy (z pominięciem przygranicznych gmina Nowa Ruda, Głuszyca, Mieroszów, Jedlina-Zdrój). Hipcia protestuje, więc proponuję, żeby sobie pojechali wg trasy, a ja skrócę, bo zwyczajnie boję się, że nie zdążę - jedzie się coraz gorzej. Zwycięża jednak głos rozsądku Hipka i skracamy wszyscy razem, robiąc jeszcze dodatkowy postój na stacji Orlenu w Pieszycach. Znów nic nie jem, ale przynajmniej można się ochlapać (mimo zbliżającego się zachodu słońca temperatura nie schodzi poniżej 30).
Podjazd do granic Wałbrzycha (na 500m npm) jest dla mnie koszmarem. Nachylenie raptem 3-4% (raz doszło do 6), a ja jadę ok 12 km/h i to ledwo-ledwo. Swoje dokłada to, że nie mogę zrzucić łańcucha z blatu, bo wczoraj przy próbie regulacji przerzutki coś dziwnego się stało z lewą manetką i nie działa. Musze z tym skoczyć do Ryśka. Wreszcie ręcznie zrzucam na środkowy, jest trochę lepiej, ale niewiele. Ogólnie czuje się jak z krzyża zdjęty, albo nawet jeszcze nie ;)
Wreszcie jest Wałbrzych. Jeszcze trochę pagórków, zakupy na drogę powrotną (nakupowałem bez sensu żarcia, a i tak nie mogłem go zjeść, bo mnie mdliło :P) i spokojnie zdążamy na dworzec. Jest nawet otwarta toaleta, więc udaje mi się nieco umyć przed podróżą i przebrać w czyste. To akurat strzał w dziesiątkę, poczułem się nieco lepiej. Do Wrocławia mamy przedział dla siebie i w miarę komfort (gdyby nie upał w pociągu). Tam wbija się ekipa pięciorga rowerzystów plus Gabangeliki, więc robi się ciasno i bardzo duszno, na dodatek paniusie z ekipy stanowczo zamykają okno. Uciekamy do sąsiedniego przedziału, ale i tam nie mogę wytrzymać, więc w końcu przysypiam na podłodze blisko toalety, by w razie czego zdążyć ;)
Pozycja leżąca pomaga, Na koniec podróży czuję się już nieco lepiej, więc bez problemu docieram z dworca do domu. Myć i spaaaać...
Trasa planowana: http://goo.gl/maps/pi04B
Trasa faktyczna: Łódź - Pabianice - Łask - Widawa - Wieluń - Byczyna - Wołczyn - Namysłów - Brzeg - Strzelin Dzierżoniów - Bielawa - Pieszyce - Bystrzyca Górna - Dziećmorowice - Wałbrzych - (pociąg) - Łódź
Dziękuję bardzo Hipkom za super towarzystwo i zrozumienie dla mojej końcowej słabizny, a Gabangelikom też, tylko krócej ;)
Do następnego!
Wnioski z wycieczki:
- rower mi dojadł mocno, chyba jednak jest za długi i dlatego dłonie aż tak bolą. Czy skrócenie mostka pomoże...? Bo do siodełka to chyba się kiedyś przyzwyczaję... ;)
- trójkąt do soszówki się nie nadaje, bo praktycznie uniemożliwia korzystanie z dwóch bidonów (bidon na rurze podsiodłowej wchodzi na styk, ale rozpycha trójkąt na boki i ocieram kolanami, a jego wyciąganie i zwłaszcza wkładanie jest możliwe tylko na postojach), więc chyba jednak tank-bag...
- torba Rafałowa pojemna, ale bardzo niewygodna w obsłudze. Znalezienie w niej czegokolwiek to koszmar, a na dodatek przy każdym otwarciu wszystko chce się wysypać... :( No i jeśli jej się nie przymocuje bardzo uważnie, to kołysze się na boki i skrzypi ;) Ogólnie trzeba raz jeszcze bardzo dokładnie przemyśleć kwestię bagażu, może jednak bagażnik sztycowy z mała sakwą...?
Padło na Jelenią Górę, ale po konsultacjach wyszło, ze im wszystko jedno, a ja bym wolał Wałbrzych bo na trasie do Jeleniej nie wpadnie ani jedna (!) nowa gmina. W międzyczasie skaptowaliśmy jeszcze Gabriela z Angeliką.
Z Gabrielem umówiliśmy się na Rondzie lotników, z Angeliką przy dworcu w Pabianicach, Hipki dojechały bardzo porannym pociągiem do Pabianic. Jest 8:15, ciepło. Ruszamy.
Miał być sprzyjający wiatr, więc zaplanowaliśmy dość ciasno z czasem (zdeterminowane przez pociągi), zatem nie należało jechać zbyt leniwie. Od początku wrzucamy więc średnią 30+ i ustalamy reżim postojowy (co 75 km).
Pierwszy odcinek do Wielunia (90 km) to dobre tempo i bardzo słaby, zmienny wiatr, który ani pomagał, ani przeszkadzał. Ładnie wychodzimy z Hipkami na zmiany i ogólnie jest OK, za to tempo wyraźnie nie odpowiada Angelice. Niewiele, ale zostaje z tyłu - raz z Gabrielem, raz z Hipkiem. W Wieluniu ustalamy, że ponieważ my bardzo chcemy zdążyć na pociąg powrotny z Wałbrzycha, a Gabangeliki niekoniecznie (nie zbierają gmin), więc pojedziemy osobno, oni okrężnie do Wrocławia (żeby wyszło 300, tylko czasu będą mieli więcej), a my planowaną trasą. Szkoda, ale Angelika słusznie mówi, że po co ona ma się męczyć, a my denerwować, że nie zdążymy? Okej, ze stacji Orlenu w Wieluniu wyjeżdżamy już osobno.
Do Namysłowa (160 km, drugi postój) tempo nadal dobre, ale robi się upał. Coraz gorszy, coraz straszliwszy. Przed Byczyną odcinek okropnej nawierzchni, w myślach przepraszam soszówkę, że ją na to narażam ;) W Namysłowie wyszedł nam postój bardzo długi (45 minut), bo Hipki skoczyły jeszcze po położoną tuż za granica miasta gminę Wilków. Nic to, jeśli utrzymamy tempo, to mamy godzinę zapasu, więc można szaleć! ;)
Za Namysłowem wiatr robi się przodoboczny (na resztę dnia ustalił się mniej-więcej z kierunków SE) i silniejszy, ale i tak karty dziś rozdaje upał. Przydrożna tablica pokazuje temperaturę powietrza 32 st, nawierzchni - 55 st (!). Liczniki pokazują 36-37 st., wiadomo, to temperatura w słońcu, ale my właśnie w słońcu jedziemy! Wyjątkiem jest bardzo przyjemny odcinek przez las przed Brzegiem, temperatura spada do 31 i jest cień. Ale na długo to nie wystarcza, za chwilę znów jedziemy w pełnej lampie i przeszkadzającym wietrze. Mimo to w Strzelinie (trzeci postój, 235 km) mamy wciąż średnią 30,5. Psuje się natomiast samopoczucie: mnie boli stopa (tym razem jadę w normalnych SPD i nie ma jak zmienić pozycji na pedale), dłonie (brak lemondki, której nie zdążyłem założyć daje się we znaki) i oczywiście okolice siodełka ;) Ale gorzej ma Hipcia, której but uciska na nerw w stopie i czuje, jakby ją przypalano żelazem :(
Siedzimy trochę pod sklepem, jak moczę stopy wodą mineralną (łazienki nie ma), Hipki coś poprawiają przy bucie Agaty. ale za długo stać nie można. Po 20 minutach dzida!
Następny odcinek to już pagórki, ale początkowo trzymamy tempo. Jednak mnie coraz bardziej daje się we znaki upał. Od Namysłowa nie mogę zjeść nic konkretnego, bo czuje, jak mi się cofa, więc jadę na jednym batonie i bananach. Baton to zresztą wylizywanie z papierka podczas jazdy, więc niezbyt fajnie się je. Tylko banany - rewelacja, na tym odcinku zjadłem chyba trzy.
Mimo to jedzie się coraz gorzej, temperatura nadal w okolicach 35, lekkie mdłości i ogólnie zaczynam czuć, że udar cieplny mnie nie ominął. Tempo spada. Czy dojadę...? Namawiam Hipki na lekkie skrócenie trasy (z pominięciem przygranicznych gmina Nowa Ruda, Głuszyca, Mieroszów, Jedlina-Zdrój). Hipcia protestuje, więc proponuję, żeby sobie pojechali wg trasy, a ja skrócę, bo zwyczajnie boję się, że nie zdążę - jedzie się coraz gorzej. Zwycięża jednak głos rozsądku Hipka i skracamy wszyscy razem, robiąc jeszcze dodatkowy postój na stacji Orlenu w Pieszycach. Znów nic nie jem, ale przynajmniej można się ochlapać (mimo zbliżającego się zachodu słońca temperatura nie schodzi poniżej 30).
Podjazd do granic Wałbrzycha (na 500m npm) jest dla mnie koszmarem. Nachylenie raptem 3-4% (raz doszło do 6), a ja jadę ok 12 km/h i to ledwo-ledwo. Swoje dokłada to, że nie mogę zrzucić łańcucha z blatu, bo wczoraj przy próbie regulacji przerzutki coś dziwnego się stało z lewą manetką i nie działa. Musze z tym skoczyć do Ryśka. Wreszcie ręcznie zrzucam na środkowy, jest trochę lepiej, ale niewiele. Ogólnie czuje się jak z krzyża zdjęty, albo nawet jeszcze nie ;)
Wreszcie jest Wałbrzych. Jeszcze trochę pagórków, zakupy na drogę powrotną (nakupowałem bez sensu żarcia, a i tak nie mogłem go zjeść, bo mnie mdliło :P) i spokojnie zdążamy na dworzec. Jest nawet otwarta toaleta, więc udaje mi się nieco umyć przed podróżą i przebrać w czyste. To akurat strzał w dziesiątkę, poczułem się nieco lepiej. Do Wrocławia mamy przedział dla siebie i w miarę komfort (gdyby nie upał w pociągu). Tam wbija się ekipa pięciorga rowerzystów plus Gabangeliki, więc robi się ciasno i bardzo duszno, na dodatek paniusie z ekipy stanowczo zamykają okno. Uciekamy do sąsiedniego przedziału, ale i tam nie mogę wytrzymać, więc w końcu przysypiam na podłodze blisko toalety, by w razie czego zdążyć ;)
Pozycja leżąca pomaga, Na koniec podróży czuję się już nieco lepiej, więc bez problemu docieram z dworca do domu. Myć i spaaaać...
Trasa planowana: http://goo.gl/maps/pi04B
Trasa faktyczna: Łódź - Pabianice - Łask - Widawa - Wieluń - Byczyna - Wołczyn - Namysłów - Brzeg - Strzelin Dzierżoniów - Bielawa - Pieszyce - Bystrzyca Górna - Dziećmorowice - Wałbrzych - (pociąg) - Łódź
Dziękuję bardzo Hipkom za super towarzystwo i zrozumienie dla mojej końcowej słabizny, a Gabangelikom też, tylko krócej ;)
Do następnego!
Wnioski z wycieczki:
- rower mi dojadł mocno, chyba jednak jest za długi i dlatego dłonie aż tak bolą. Czy skrócenie mostka pomoże...? Bo do siodełka to chyba się kiedyś przyzwyczaję... ;)
- trójkąt do soszówki się nie nadaje, bo praktycznie uniemożliwia korzystanie z dwóch bidonów (bidon na rurze podsiodłowej wchodzi na styk, ale rozpycha trójkąt na boki i ocieram kolanami, a jego wyciąganie i zwłaszcza wkładanie jest możliwe tylko na postojach), więc chyba jednak tank-bag...
- torba Rafałowa pojemna, ale bardzo niewygodna w obsłudze. Znalezienie w niej czegokolwiek to koszmar, a na dodatek przy każdym otwarciu wszystko chce się wysypać... :( No i jeśli jej się nie przymocuje bardzo uważnie, to kołysze się na boki i skrzypi ;) Ogólnie trzeba raz jeszcze bardzo dokładnie przemyśleć kwestię bagażu, może jednak bagażnik sztycowy z mała sakwą...?
- DST 312.75km
- Czas 10:58
- VAVG 28.52km/h
- VMAX 60.50km/h
- Temperatura 36.0°C
- Podjazdy 1292m
- Sprzęt Colnago
- Aktywność Jazda na rowerze
Happy Hours - Stolyca
Najpierw 15 km po mieście stołecznym z błądzeniem po wybojach Fortu Mokotów i stateczną średnią 21, a potem powrót do Łodzi z lekkim acz wyraźnie sprzyjającym wiatrem NNE i średnią 33,1 :)
Warszawa - Pruszków - Żyrardów - Puszcza Mariańska - Kamion - Adamów - Dębowa Góra - Słupia - Jeżów - ZDW - Andrespol - Wiśniowa Góra - Łódź.
Pod koniec dnia nawet temperatura zrobiła się przyjemna, bo 21 stopni :)
Warszawa - Pruszków - Żyrardów - Puszcza Mariańska - Kamion - Adamów - Dębowa Góra - Słupia - Jeżów - ZDW - Andrespol - Wiśniowa Góra - Łódź.
Pod koniec dnia nawet temperatura zrobiła się przyjemna, bo 21 stopni :)
- DST 151.22km
- Teren 0.50km
- Czas 04:50
- VAVG 31.29km/h
- VMAX 52.98km/h
- Temperatura 23.0°C
- Podjazdy 444m
- Sprzęt Colnago
- Aktywność Jazda na rowerze
Happy 90 minutes :)
Stała (i stara) czasówkowa trasa do Rękoraju i z powrotem, tyle że końcówka Trasą Górna. O dziwo jest ciut bliżej, ale dopiero w domu zauważyłem, ze brakło do 60 km ;)
Wynik niewiarygodnie dobry, bo też i zafałszowany wielce sprzyjającymi okolicznościami. A było tak:
- w tamtą stronę z wiatrem
- w tamtą stronę dwa razy za TIRem (do 60 km/h) po jakieś 600-800 metrów
- końcówka pod wiatr z dogonionym szosowcem, który pod górę pociągnął 45 km/h :)
- z powrotem początek z wiatrem (jakoś on trochę skręcił, ja trochę skręciłem i się zgraliśmy ;)
- trzy razy za TIRem (raz do maksa i dwa razy do 60 - łącznie chyba pod 3 km!)
- końcówka pod ostry wiatr, bo się zebrało na deszcz i zaczęło silnie wiać NNW
Więc jak widać był duży fart i okoliczności sprzyjające średniej.
Mimo to bez wątpienia rower jest szybszy od Surly'ego, a przede wszystkim szybciej przyspiesza. Na Surlym było raczej wyjątkiem, że utrzymałem TIRowi koło przy ruszaniu ze skrzyżowania. Na Colnago w zasadzie nie sposób, żeby TIR mi uciekł wcześniej niż powyżej 60 km/h, jeśli nie jest pod górę :) A niektóre odbieram jako zgoła ślamazarne :)
No i wreszcie: mimo sprzyjających okoliczności można stwierdzić, że forma chyba niezła, bo nawet się jakoś strasznie nie zmachałem :)
Wynik niewiarygodnie dobry, bo też i zafałszowany wielce sprzyjającymi okolicznościami. A było tak:
- w tamtą stronę z wiatrem
- w tamtą stronę dwa razy za TIRem (do 60 km/h) po jakieś 600-800 metrów
- końcówka pod wiatr z dogonionym szosowcem, który pod górę pociągnął 45 km/h :)
- z powrotem początek z wiatrem (jakoś on trochę skręcił, ja trochę skręciłem i się zgraliśmy ;)
- trzy razy za TIRem (raz do maksa i dwa razy do 60 - łącznie chyba pod 3 km!)
- końcówka pod ostry wiatr, bo się zebrało na deszcz i zaczęło silnie wiać NNW
Więc jak widać był duży fart i okoliczności sprzyjające średniej.
Mimo to bez wątpienia rower jest szybszy od Surly'ego, a przede wszystkim szybciej przyspiesza. Na Surlym było raczej wyjątkiem, że utrzymałem TIRowi koło przy ruszaniu ze skrzyżowania. Na Colnago w zasadzie nie sposób, żeby TIR mi uciekł wcześniej niż powyżej 60 km/h, jeśli nie jest pod górę :) A niektóre odbieram jako zgoła ślamazarne :)
No i wreszcie: mimo sprzyjających okoliczności można stwierdzić, że forma chyba niezła, bo nawet się jakoś strasznie nie zmachałem :)
- DST 59.48km
- Czas 01:30
- VAVG 39.65km/h
- VMAX 71.89km/h
- Temperatura 28.0°C
- Podjazdy 219m
- Sprzęt Colnago
- Aktywność Jazda na rowerze