Wpisy archiwalne w kategorii
Wypad
Dystans całkowity: | 43344.49 km (w terenie 1117.89 km; 2.58%) |
Czas w ruchu: | 1966:20 |
Średnia prędkość: | 22.04 km/h |
Maksymalna prędkość: | 82.50 km/h |
Suma podjazdów: | 343044 m |
Liczba aktywności: | 368 |
Średnio na aktywność: | 117.78 km i 5h 20m |
Więcej statystyk |
Slow ChorBiGi* dz. 3
Start tym razem punkt 8. Zimno. Cała dolina w cieniu i 9 stopni. Ale lekko pod górę, więc po kilku kilometrach jednak zdejmuje bluzę.
W Bad Vellach skręcam z głównej szosy i uderzam na boczną przełęcz Pavlicevo Sedlo. Od początku stromo: 9-12%. Ale wg profilu miało być 19, więc w sumie pikuś :-)
Z czasem coraz więcej słońca, więc robi się przyjemnie. Na przełęczy już można siedzieć w samej koszulce :-)
Jem, ubieram się i zjeżdżam. Coś mi dziwnie szumi w tylnym hamulcu. W Solcavie oglądam dokładnie klocki i owszem, do wymiany. Chyba po raz pierwszy nie w deszczu :-P A jeszcze jest woda, żeby ręce umyć. Panie, luksus!
Potem jeszcze trochę zjazdu ładną, "gorżowatą" doliną do Luce i tu zaczyna się podjazd. Oraz zakaz ruchu, bo szosa w remoncie. Oczywiście jadę. Po kilku kilometrach kładą nowy asfalt. Trochę się kleję, ale jadę. Fragmentem przy samej rozściełarce przebijam się łąką, a potem już tańczę pomiędzy walcami :-) i nikomu to nie przeszkadza. A w Holandii musiałbym raczej drżeć o życie :-P
Potem zasadnicza cześć podjazdu i na koniec długi, lekko opadający trawers ma biga Crnivec. No to drugi zaliczony, dobra nasza! I nawet jest woda na przełęczy :-)
Zjazd do Kamnika poszedł sprawnie mimo kiepskiej nawierzchni, a potem już niemal płasko do Kranja. Tu okazało się, że w Słowenii są Eurospiny. Wooow! Co prawda asortyment nieco inny niż w Italii, ale jednak znalazłem sporo moich ulubionych produktów :-)
Wreszcie żabi skok (acz strasznie czeski) do Radovljicy, gdzie na kempingu rozbijam namiot, zostawiam sakwy i jadę do Bledu po ostatniego biga dziś. Niestety widoki nie dopisały, dużo lepsze byłyby rano :-/
Powrót na kemping i bardzo przyjemny wieczór, bo o godz. 21 jest 20 stopni :-)
*ciut lepiej? Chyba nie :/
W Bad Vellach skręcam z głównej szosy i uderzam na boczną przełęcz Pavlicevo Sedlo. Od początku stromo: 9-12%. Ale wg profilu miało być 19, więc w sumie pikuś :-)
Z czasem coraz więcej słońca, więc robi się przyjemnie. Na przełęczy już można siedzieć w samej koszulce :-)
Jem, ubieram się i zjeżdżam. Coś mi dziwnie szumi w tylnym hamulcu. W Solcavie oglądam dokładnie klocki i owszem, do wymiany. Chyba po raz pierwszy nie w deszczu :-P A jeszcze jest woda, żeby ręce umyć. Panie, luksus!
Potem jeszcze trochę zjazdu ładną, "gorżowatą" doliną do Luce i tu zaczyna się podjazd. Oraz zakaz ruchu, bo szosa w remoncie. Oczywiście jadę. Po kilku kilometrach kładą nowy asfalt. Trochę się kleję, ale jadę. Fragmentem przy samej rozściełarce przebijam się łąką, a potem już tańczę pomiędzy walcami :-) i nikomu to nie przeszkadza. A w Holandii musiałbym raczej drżeć o życie :-P
Potem zasadnicza cześć podjazdu i na koniec długi, lekko opadający trawers ma biga Crnivec. No to drugi zaliczony, dobra nasza! I nawet jest woda na przełęczy :-)
Zjazd do Kamnika poszedł sprawnie mimo kiepskiej nawierzchni, a potem już niemal płasko do Kranja. Tu okazało się, że w Słowenii są Eurospiny. Wooow! Co prawda asortyment nieco inny niż w Italii, ale jednak znalazłem sporo moich ulubionych produktów :-)
Wreszcie żabi skok (acz strasznie czeski) do Radovljicy, gdzie na kempingu rozbijam namiot, zostawiam sakwy i jadę do Bledu po ostatniego biga dziś. Niestety widoki nie dopisały, dużo lepsze byłyby rano :-/
Powrót na kemping i bardzo przyjemny wieczór, bo o godz. 21 jest 20 stopni :-)
*ciut lepiej? Chyba nie :/
- DST 135.00km
- Teren 1.00km
- Czas 06:33
- VAVG 20.61km/h
- VMAX 55.70km/h
- Temperatura 27.0°C
- Podjazdy 2136m
- Sprzęt Surlier
- Aktywność Jazda na rowerze
Slow ChorBiH* dz. 2
Start krótko po 8. O 9 mam już bagaże skitrane w lesie i ruszam na biga Grosser Speikkogel. 1700m podjazdu, zaiste alpejskie przewyższenie!
Wszelako z dwoma dłuższymi postojami na solidne żarcie wszedł w miarę bez problemu i o 12 jestem na górze. 12 stopni i niezła chmura, nawet ładnie :-)
Ubiórka, zjazd. Źródełko na wysokości 1100 (dziś miałem mocne postanowienie się nie odwodnić i chyba się udało), potem sakwy z lasu i jadę dalej. Gorąco i słaby wiatr w pysk. Ale w sumie reszta dnia bez historii poza kebabem w Völkermarkt oraz ładnym jeziorem tamże.
Na kwaterę w Bad Eisenkappel docieram o 17:30. Lajcik, ale nie ma co dziś dalej jechać, bo zaraz zaczyna się kolejny big, a kempingu w okolicy brak. Miejsca na dziko też nie znalazłem na guglu, chociaż w terenie bym coś wyskrobał chyba. No, ale kwatera już zarezerwowana i nawet jak na Austrię to niedroga, bo 37 eur.
*też do dupy ;-)
Wszelako z dwoma dłuższymi postojami na solidne żarcie wszedł w miarę bez problemu i o 12 jestem na górze. 12 stopni i niezła chmura, nawet ładnie :-)
Ubiórka, zjazd. Źródełko na wysokości 1100 (dziś miałem mocne postanowienie się nie odwodnić i chyba się udało), potem sakwy z lasu i jadę dalej. Gorąco i słaby wiatr w pysk. Ale w sumie reszta dnia bez historii poza kebabem w Völkermarkt oraz ładnym jeziorem tamże.
Na kwaterę w Bad Eisenkappel docieram o 17:30. Lajcik, ale nie ma co dziś dalej jechać, bo zaraz zaczyna się kolejny big, a kempingu w okolicy brak. Miejsca na dziko też nie znalazłem na guglu, chociaż w terenie bym coś wyskrobał chyba. No, ale kwatera już zarezerwowana i nawet jak na Austrię to niedroga, bo 37 eur.
*też do dupy ;-)
- DST 91.94km
- Czas 05:25
- VAVG 16.97km/h
- VMAX 74.89km/h
- Temperatura 24.0°C
- Podjazdy 2358m
- Sprzęt Surlier
- Aktywność Jazda na rowerze
ChorSloBih* dz. 1
Raniutko pociągiem do Grazu. Tamże małe zwiedzanie, całkiem przyjemne miasto! A zwłaszcza schody mają fajne ;-)
No i wyspę na Murze :-)
Potem czechy do Deutschlandsbergu, skąd start na biga Weinebene. Dał mi popalić! Pierwsza połowa to 11-13% w upale, a nigdzie nie było wody. Druga już lżejsza, ale z odwodnienia niemal łapały mnie skurcze, więc kiepskie tempo miałem. Wreszcie się dowlokłem, a na górze był gasthaus i woda. Mniam!
Zjazd pyszny! Długie, równe proste z dużymi nachyleniami. Trzy razy przekraczałem 70 kmh :-) Były warunki i na 80, ale akurat była łata kiepskiej nawierzchni, a z naprzeciwka trzy motocykle, więc zamiast ją ominąć, musiałem przyhamować, niestety.
Nocleg na kwaterze z bookingu. Całkiem spoko, tylko gospodarz się spóźnił niemal pół godziny. No, ale potem nadrobiłem ten czas, piorąc w pralce, zamiast ręcznie ;-)
*Beznadziejna nazwa, wiem. Może z czasem wymyślę lepszą.
No i wyspę na Murze :-)
Potem czechy do Deutschlandsbergu, skąd start na biga Weinebene. Dał mi popalić! Pierwsza połowa to 11-13% w upale, a nigdzie nie było wody. Druga już lżejsza, ale z odwodnienia niemal łapały mnie skurcze, więc kiepskie tempo miałem. Wreszcie się dowlokłem, a na górze był gasthaus i woda. Mniam!
Zjazd pyszny! Długie, równe proste z dużymi nachyleniami. Trzy razy przekraczałem 70 kmh :-) Były warunki i na 80, ale akurat była łata kiepskiej nawierzchni, a z naprzeciwka trzy motocykle, więc zamiast ją ominąć, musiałem przyhamować, niestety.
Nocleg na kwaterze z bookingu. Całkiem spoko, tylko gospodarz się spóźnił niemal pół godziny. No, ale potem nadrobiłem ten czas, piorąc w pralce, zamiast ręcznie ;-)
*Beznadziejna nazwa, wiem. Może z czasem wymyślę lepszą.
- DST 98.24km
- Czas 05:08
- VAVG 19.14km/h
- VMAX 77.37km/h
- Temperatura 27.0°C
- Podjazdy 1993m
- Sprzęt Surlier
- Aktywność Jazda na rowerze
ChuJura dz. 12 i ostatni
Ostatnie trzy bigi z auta:
1. Hauta Chia - na dole szosa była w remoncie, długie wahadło pod górę i zakaz dla rowerów. Pachniało policją, gdybyśmy sprobowali tamtędy jechać. Więc musieliśmy ok 100m podjazdu oszukać autem, ale potem to odrobiliśmy, bo był kolejny zakaz i dla rowerów był objazd z większym podjazdem i dodatkowym zjazdem 90m. Więc wyszło uczciwie w kwestii metrów :-)
2. Gurnigel - ładna, dobrej jakości szosa z jedną długą prostą 9%. Tu maksymalna prędkość wyjazdu :-) Wyżej też było wahadlo, ale robotnicy kontrolujący ruch (nie było świateł) wręcz nas na nim hołubili i zatrzymali całą resztę aż przejechaliśmy :-)
3. Griesalp - długie czechy w dolinie, a na koniec kapitalnie wkomponowana w zbocze bardzo stromej kotliny szosa z nachyleniami do 18%. Wśród wodospadów. Przepięknie! :-D:-D
Na zjeździe próbowaliśmy skrótem, żeby uniknąć podjazdu, ale oczywiście musieliśmy wracać i podjazdu wyszło nawet więcej :p
Na koniec 5 godzin jazdy autem do Augsburga, gdzie nocleg u Serwecza. Koniec! :-(
EDIT: zapomniałem o podsumowaniu! :o
1. Łącznie 1 031,40 km, czyli średnio dziennie 86. Mało, ale nie o kilometry na tym wyjeździe chodziło ;)
2. Łącznie podjazdów: 24 835m, czyli 2070 m średnio dziennie i 2408m/100km. Tu już wstydu przed Ryśkiem nie ma, ale to też jeszcze nie było clou wypadu...
3. Łącznie zaliczonych bigów: 32, czyli 2,91 biga dziennie! Biorąc pod uwagę, ze były to okolice częściowo alpejskie, a częściowo jurajskie, czyli bigi raczej przeciętne oraz zacne niż luzackie, to wynik co najmniej godny uwagi :)
Wrażenia mieszane. Część rowerowa super! Pogoda dopisała, forma nie najgorsza, okolice ładne lub bardzo ładne (np. widok na masyw Mont Blanc z Col du Colombier wymiatał!). Część samochodowa natomiast męcząca, upierdliwa i w miarę możności wolałbym takich w przyszłości unikać. Co innego pewnie by było np. na Islandii, gdzie na powiedzmy dziesięciodniowym wypadzie (przemieszczając się autem) robi się dodatkowo łącznie 6 bigów, a co innego tutaj, gdzie wypadały 4 bigi dziennie, a jak trzeba było zrobić piąty, to brakowało czasu. Ciągłe wkładanie i wyciąganie wszystkiego z auta, jedzenie w biegu, zapieprzanie z biga na biga, szukanie parkingu, brak czasu na cokolwiek... Nie, ta część była zdecydowanie źle zaplanowana i takich numerów trza raczej unikać. No, ale to właśnie dzięki temu wpadło aż tyle tych bigów, bo gdyby całość trasy chcieć zrobić rowerem, to brakłoby 3-4 dni ;)
1. Hauta Chia - na dole szosa była w remoncie, długie wahadło pod górę i zakaz dla rowerów. Pachniało policją, gdybyśmy sprobowali tamtędy jechać. Więc musieliśmy ok 100m podjazdu oszukać autem, ale potem to odrobiliśmy, bo był kolejny zakaz i dla rowerów był objazd z większym podjazdem i dodatkowym zjazdem 90m. Więc wyszło uczciwie w kwestii metrów :-)
2. Gurnigel - ładna, dobrej jakości szosa z jedną długą prostą 9%. Tu maksymalna prędkość wyjazdu :-) Wyżej też było wahadlo, ale robotnicy kontrolujący ruch (nie było świateł) wręcz nas na nim hołubili i zatrzymali całą resztę aż przejechaliśmy :-)
3. Griesalp - długie czechy w dolinie, a na koniec kapitalnie wkomponowana w zbocze bardzo stromej kotliny szosa z nachyleniami do 18%. Wśród wodospadów. Przepięknie! :-D:-D
Na zjeździe próbowaliśmy skrótem, żeby uniknąć podjazdu, ale oczywiście musieliśmy wracać i podjazdu wyszło nawet więcej :p
Na koniec 5 godzin jazdy autem do Augsburga, gdzie nocleg u Serwecza. Koniec! :-(
EDIT: zapomniałem o podsumowaniu! :o
1. Łącznie 1 031,40 km, czyli średnio dziennie 86. Mało, ale nie o kilometry na tym wyjeździe chodziło ;)
2. Łącznie podjazdów: 24 835m, czyli 2070 m średnio dziennie i 2408m/100km. Tu już wstydu przed Ryśkiem nie ma, ale to też jeszcze nie było clou wypadu...
3. Łącznie zaliczonych bigów: 32, czyli 2,91 biga dziennie! Biorąc pod uwagę, ze były to okolice częściowo alpejskie, a częściowo jurajskie, czyli bigi raczej przeciętne oraz zacne niż luzackie, to wynik co najmniej godny uwagi :)
Wrażenia mieszane. Część rowerowa super! Pogoda dopisała, forma nie najgorsza, okolice ładne lub bardzo ładne (np. widok na masyw Mont Blanc z Col du Colombier wymiatał!). Część samochodowa natomiast męcząca, upierdliwa i w miarę możności wolałbym takich w przyszłości unikać. Co innego pewnie by było np. na Islandii, gdzie na powiedzmy dziesięciodniowym wypadzie (przemieszczając się autem) robi się dodatkowo łącznie 6 bigów, a co innego tutaj, gdzie wypadały 4 bigi dziennie, a jak trzeba było zrobić piąty, to brakowało czasu. Ciągłe wkładanie i wyciąganie wszystkiego z auta, jedzenie w biegu, zapieprzanie z biga na biga, szukanie parkingu, brak czasu na cokolwiek... Nie, ta część była zdecydowanie źle zaplanowana i takich numerów trza raczej unikać. No, ale to właśnie dzięki temu wpadło aż tyle tych bigów, bo gdyby całość trasy chcieć zrobić rowerem, to brakłoby 3-4 dni ;)
- DST 73.30km
- Czas 04:16
- VAVG 17.18km/h
- VMAX 71.51km/h
- Temperatura 23.0°C
- Podjazdy 2269m
- Sprzęt Surlier
- Aktywność Jazda na rowerze
ChuJura dz. 11
Trzy bigi z auta:
1. Mont Tendre - stromo, zimno i mgliście
2. Col de Jaman - bardzo stromo (na zmianę z bardzo płasko), zimno i mogliście
3. Jaunpass - średnio stromo, ciepło i słonecznie.
(początek sladu, to jeszcze dojazd autem, nie chce mi się wycinać :P)
Montreux
Jezioro Genewskie
Nocleg na kempingu w Broc szalenie drogi: 39chf.
1. Mont Tendre - stromo, zimno i mgliście
2. Col de Jaman - bardzo stromo (na zmianę z bardzo płasko), zimno i mogliście
3. Jaunpass - średnio stromo, ciepło i słonecznie.
(początek sladu, to jeszcze dojazd autem, nie chce mi się wycinać :P)
Montreux
Jezioro Genewskie
Nocleg na kempingu w Broc szalenie drogi: 39chf.
- DST 63.00km
- Czas 04:04
- VAVG 15.49km/h
- VMAX 62.14km/h
- Temperatura 16.0°C
- Podjazdy 2521m
- Sprzęt Surlier
- Aktywność Jazda na rowerze
ChuJura dz. 10
Dziś była spina. Pobudka jak zwykle 6:30, ale wyjechaliśmy o 8, bo zostawiliśmy rozbity namiot i część bambetli. O 8:30 byliśmy pod Lidlem w Aigle, tamże bagietki na drogę.
No i potem zaczął się podjazd na Col de la Croix - z 400 na niemal 1800. Na szczycie byliśmy tuż przed 12. Po drodze ładne miasteczko Les Diablerettes i widoki na lodowce.
Zjazd, luncz w Diabełkach, dalsza część zjazdu i tuż przed 13 zaczęliśmy biga Col des Mosses. A o 13:30 było po bigu :-)
Dłuuugi zjazd z powrotem na kemping, kawa, żarcie i dopakowywanie obozu. W dalszą drogę ruszamy o 16. Oczywiście wiatr w pysk. Po 5 km Lidl, bo na miejscu będziemy za późno na zakupy (sklepy czynne do ok. 19).
Zjedliśmy po minipizzy, wypili radlera na pół i obładowani kolacją ruszamy. Ładnie. Montreux przypomina Monaco, a potem też ładnie, z widokami na jezioro i góry. A potem wyprzedził nas szosowiec, któremu siedliśmy na koło i tak połowę trasy przelecieliśmy ze średnią ok. 30 pod wiatr :-)
Potem szosowiec skręcił, ale my cięliśmy dalej i w Morges byliśmy o 18:20 :-) Jeszcze zdążyliśmy kupić w Aldim winogrona na deser :-)
Auto stało nienaruszone, nasze poprzednie miejsce również. Dobry, solidny dzień :-)
No i potem zaczął się podjazd na Col de la Croix - z 400 na niemal 1800. Na szczycie byliśmy tuż przed 12. Po drodze ładne miasteczko Les Diablerettes i widoki na lodowce.
Zjazd, luncz w Diabełkach, dalsza część zjazdu i tuż przed 13 zaczęliśmy biga Col des Mosses. A o 13:30 było po bigu :-)
Dłuuugi zjazd z powrotem na kemping, kawa, żarcie i dopakowywanie obozu. W dalszą drogę ruszamy o 16. Oczywiście wiatr w pysk. Po 5 km Lidl, bo na miejscu będziemy za późno na zakupy (sklepy czynne do ok. 19).
Zjedliśmy po minipizzy, wypili radlera na pół i obładowani kolacją ruszamy. Ładnie. Montreux przypomina Monaco, a potem też ładnie, z widokami na jezioro i góry. A potem wyprzedził nas szosowiec, któremu siedliśmy na koło i tak połowę trasy przelecieliśmy ze średnią ok. 30 pod wiatr :-)
Potem szosowiec skręcił, ale my cięliśmy dalej i w Morges byliśmy o 18:20 :-) Jeszcze zdążyliśmy kupić w Aldim winogrona na deser :-)
Auto stało nienaruszone, nasze poprzednie miejsce również. Dobry, solidny dzień :-)
- DST 130.13km
- Czas 05:56
- VAVG 21.93km/h
- VMAX 64.84km/h
- Temperatura 24.0°C
- Podjazdy 2222m
- Sprzęt Surlier
- Aktywność Jazda na rowerze
ChuJura dz. 9
No i nie było zlewy. Trochę popadało, ale niewiele. Niemniej i tak zrobiliśmy rest, trzeba było odpocząć.
Natomiast dziś od rana na lekko big Avoriaz (jak śmietana!),
a potem z bagażem przez Col du Colbert
do doliny Abondance, gdzie ostatnie zakupy we Francji
i przez biga Col de Morgins do Aigle w Szwajcarii. Dotarliśmy wcześnie, bo przed 17 i w dobrej formie. A teraz sobie kontynnujemy rest :-)
Natomiast dziś od rana na lekko big Avoriaz (jak śmietana!),
a potem z bagażem przez Col du Colbert
do doliny Abondance, gdzie ostatnie zakupy we Francji
i przez biga Col de Morgins do Aigle w Szwajcarii. Dotarliśmy wcześnie, bo przed 17 i w dobrej formie. A teraz sobie kontynnujemy rest :-)
- DST 101.25km
- Czas 04:56
- VAVG 20.52km/h
- VMAX 65.37km/h
- Temperatura 24.0°C
- Podjazdy 2055m
- Sprzęt Surlier
- Aktywność Jazda na rowerze
ChuJura dz. 7
Od rana piękna pogoda, ale ma jutro zapowiadają ciężką zlewę, więc kombinujemy, jak niedrogo zrobić rest pod dachem. Niestety nic nie znajdujemy, ale tak bardzo nam się nie chce spędzać dnia w lekko przeciekakącym namiocie, że w końcu bierzemy drogi hotel (i tak najtańszy!) w Morzine. Oby ten deszcz jutro był! ;-)
Potem przez Taninges na biga Col de Ramaz i zaraz potem drugiego, Col d'Encrenaz.
Taninges
Zjazd do Morzine, jemy lancz i o 15 się meldujemy w hotelu Le Soly. Upał.
Zrzucamy bety i dyla na biga Col du Joux. Męczący podjazd, nachylenia trzymają długimi odcinkami po 10%, a nam już bardzo potrzebny jest rest. Ale widoki na górze wiele wynagradzają: Masyw Mont Blanc w pełnej krasie!
Potem zjazd, pranie w pralni samoobsługowej, wieszanie na hotelowym balkonie, zakupy i już można zacząć restować z cydrem. Bosko!
Morzine
Oby tylko jutro lało...
Potem przez Taninges na biga Col de Ramaz i zaraz potem drugiego, Col d'Encrenaz.
Taninges
Zjazd do Morzine, jemy lancz i o 15 się meldujemy w hotelu Le Soly. Upał.
Zrzucamy bety i dyla na biga Col du Joux. Męczący podjazd, nachylenia trzymają długimi odcinkami po 10%, a nam już bardzo potrzebny jest rest. Ale widoki na górze wiele wynagradzają: Masyw Mont Blanc w pełnej krasie!
Potem zjazd, pranie w pralni samoobsługowej, wieszanie na hotelowym balkonie, zakupy i już można zacząć restować z cydrem. Bosko!
Morzine
Oby tylko jutro lało...
- DST 75.82km
- Czas 04:53
- VAVG 15.53km/h
- VMAX 58.84km/h
- Temperatura 26.0°C
- Podjazdy 2529m
- Sprzęt Surlier
- Aktywność Jazda na rowerze
ChuJura dz. 6
Rano pochmurno, ale bez opadów. Ruszamy przed 9, zakupy chleba, zostawiamy sakwy w krzakach i lecimy na Col des Arces. Mimo zjazdu na podjeździe (i podjazdu na zjeździe!) wszedł dobrze.
W drodze powrotnej nieco większe zakupy i 30 km w dół doliny na kemping w Cluses. Trochę meliniasty - takie najbardziej lubimy! B-)
Rozbijamy się, jemy i po 14 ruszamy na biga Col de la Colombiere. To chyba jedyny podjazd alpejskiej klasy na naszej trasie (1200m), a na pewno pierwszy. Końcówka dała w kość, 11-12%, ale na górze jesteśmy o 16:25 i w dobrym stanie :-)
Zjazd szybki i przyjemny, potem zakupy mrożonki na kolację i arbuza (upał!) i już o 19 jesteśmy po myciu i praniu. Idzie żyć! :-)
W drodze powrotnej nieco większe zakupy i 30 km w dół doliny na kemping w Cluses. Trochę meliniasty - takie najbardziej lubimy! B-)
Rozbijamy się, jemy i po 14 ruszamy na biga Col de la Colombiere. To chyba jedyny podjazd alpejskiej klasy na naszej trasie (1200m), a na pewno pierwszy. Końcówka dała w kość, 11-12%, ale na górze jesteśmy o 16:25 i w dobrym stanie :-)
Zjazd szybki i przyjemny, potem zakupy mrożonki na kolację i arbuza (upał!) i już o 19 jesteśmy po myciu i praniu. Idzie żyć! :-)
- DST 103.25km
- Czas 05:04
- VAVG 20.38km/h
- VMAX 56.59km/h
- Temperatura 27.0°C
- Podjazdy 2184m
- Sprzęt Surlier
- Aktywność Jazda na rowerze
ChuJura dz. 5
Saint-Claude - Champfromier - Cirque des Avalanches (big) - Bellegarde - Annemasse - Saint-Jeoire.
Champfromier
Rano pochmurno z opcją deszczu, ale nas oszczędził. Dwa podjazdy na dzień dobry, potem zjazd do Champfromier i na lekko big. Dobrze, że na lekko, bo zacny był, rzadko poniżej 12% schodził :-)
Potem zjazd do Bellegarde i solidne czechy w dolinie Rodanu. Za to pogoda się wyklarowała :-)
Dalej już dość nudno główną szosą aż do końca. Kemping l'Oasis okazał się już nie istnieć, ale na szczęście znaleźliśmy inny. Co prawda 80m dodatkowego podjazdu i też nieczynny, ale pani nas przyjęła. Osobiście załatwiłem to przez telefon (po francusku!).
Zacny dzień, ale o dziwo forma dopisuje i bynajmniej nie mamy dość :-)
Chociaż dziś pod koniec byłem tak zmęczony, że wyglądałem jak cień człowieka ;-)
Champfromier
Rano pochmurno z opcją deszczu, ale nas oszczędził. Dwa podjazdy na dzień dobry, potem zjazd do Champfromier i na lekko big. Dobrze, że na lekko, bo zacny był, rzadko poniżej 12% schodził :-)
Potem zjazd do Bellegarde i solidne czechy w dolinie Rodanu. Za to pogoda się wyklarowała :-)
Dalej już dość nudno główną szosą aż do końca. Kemping l'Oasis okazał się już nie istnieć, ale na szczęście znaleźliśmy inny. Co prawda 80m dodatkowego podjazdu i też nieczynny, ale pani nas przyjęła. Osobiście załatwiłem to przez telefon (po francusku!).
Zacny dzień, ale o dziwo forma dopisuje i bynajmniej nie mamy dość :-)
Chociaż dziś pod koniec byłem tak zmęczony, że wyglądałem jak cień człowieka ;-)
- DST 129.73km
- Czas 06:37
- VAVG 19.61km/h
- VMAX 57.10km/h
- Temperatura 22.0°C
- Podjazdy 2471m
- Sprzęt Surlier
- Aktywność Jazda na rowerze