Wpisy archiwalne w kategorii
Wypad
Dystans całkowity: | 43344.49 km (w terenie 1117.89 km; 2.58%) |
Czas w ruchu: | 1966:20 |
Średnia prędkość: | 22.04 km/h |
Maksymalna prędkość: | 82.50 km/h |
Suma podjazdów: | 343044 m |
Liczba aktywności: | 368 |
Średnio na aktywność: | 117.78 km i 5h 20m |
Więcej statystyk |
Testowanie namiotu dzień 2
Dziś oczywiście pod wiatr. Jak to przy powrocie do Wiednia. Nie wiem, jak to działa, ale zawsze jest pod wiatr (a z Wiednia rzadko kiedy z wiatrem, więc nie jest tak, że po prostu zawsze wieje w stronę gór).
Wróciłem solidnie zmachany. Forma przez zimę siadła koszmarnie.
Góry Świętokrzyskie ;-)
Wróciłem solidnie zmachany. Forma przez zimę siadła koszmarnie.
Góry Świętokrzyskie ;-)
- DST 80.06km
- Czas 03:56
- VAVG 20.35km/h
- VMAX 52.56km/h
- Temperatura 16.0°C
- Podjazdy 1259m
- Sprzęt Surlier
- Aktywność Jazda na rowerze
Testowanie namiotu dzień 1
Się wybrałem, żeby sprawdzić jak się śpi w nowym Naturehike Star River 2. Bardzo dobrze :)
Jedyny minus to brak zaczepów na maszty pod tropikiem, więc tropik trzeba "rozściełać" na namiocie, co podczas wiatru będzie wyzwaniem. Jak już jest przypięty, to dobrze się napina, nie łopocze. Zamki wygodne, wnętrze przestronne, a wejście tak szerokie, że w otwartym do połowy można spokojnie siedzieć i gotować :) Oczywiście wejścia i przedsionki są dwa.
Wagowo o 50g mniej niż mój dotychczasowy Big Agnes, a cenowo o połowę mniej :P
Testowałem też nowy materacyk Exped Air Mat Lite 5. Bardzo wygodny do spania i siedzenia, ciepły. Ale pompuje się go ciężko - ma wbudowaną pompkę, którą się naciska ręką bądź stopą i jak w domu testowałem, to pompowanie trwało 1,5 minuty, ale w namiocie dużo gorzej szło. No, pierwsze koty za płoty. Raczej to w końcu opanuję :)
Przy okazji wreszcie zaliczyłem Schoepfl, czyli najwyższy szczyt Wienerwaldu :)
Jedyny minus to brak zaczepów na maszty pod tropikiem, więc tropik trzeba "rozściełać" na namiocie, co podczas wiatru będzie wyzwaniem. Jak już jest przypięty, to dobrze się napina, nie łopocze. Zamki wygodne, wnętrze przestronne, a wejście tak szerokie, że w otwartym do połowy można spokojnie siedzieć i gotować :) Oczywiście wejścia i przedsionki są dwa.
Wagowo o 50g mniej niż mój dotychczasowy Big Agnes, a cenowo o połowę mniej :P
Testowałem też nowy materacyk Exped Air Mat Lite 5. Bardzo wygodny do spania i siedzenia, ciepły. Ale pompuje się go ciężko - ma wbudowaną pompkę, którą się naciska ręką bądź stopą i jak w domu testowałem, to pompowanie trwało 1,5 minuty, ale w namiocie dużo gorzej szło. No, pierwsze koty za płoty. Raczej to w końcu opanuję :)
Przy okazji wreszcie zaliczyłem Schoepfl, czyli najwyższy szczyt Wienerwaldu :)
- DST 109.01km
- Teren 10.50km
- Czas 05:58
- VAVG 18.27km/h
- VMAX 60.25km/h
- Temperatura 20.0°C
- Podjazdy 1856m
- Sprzęt Surlier
- Aktywność Jazda na rowerze
Chorwenia*, dz. 11 i ostatni
Dziś dzień powrotu, w tym konkretnym pociągiem z Grazu, więc wyjazd punkt 8, żeby na pewno zdążyć. Znów zimno, ale przynajmniej nie pada. Po ok 10 km jestem pod bigiem.
Trudno powiedzieć, czy to ma być pieszczota...
Sakwy w krzaki i heja. Jechałem nawet w niezłym tempie, ale już jakoś tak opornie, byle dojechać. Z góry widoki niespecjalne, chociaż teoretycznie jest panorama Mariboru.
Potem jeszcze drobne zakupy w Eurospinie (w tym roku raczej do Italii już się nie wybiorę, więc chociaż tyle) i 80 km leciutko pod górę do Grazu. 4 km od dworca stanąłem pod Lidlem, żeby kupić wodę na drogę, a tu patrzę... klub fitness. A to oznacza... prysznice. Wchodzę z głupia frant i pytam. A pewnie, że możesz się umyć, luz! :) No więc raz przynajmniej wsiadłem do powrotnego pociągu nie zapocony na amen :)
A wcześniej jeszcze 1,5 godziny zapasu miałem :)
Podsumowanie wypadu do Chorwenii:
Przejechany dystans: 1 278,74 km albo 127,3 km średnio dziennie
Suma podjazdów: 16 095 m albo 1 698 m średnio dziennie lub też 1 259 m/ 100 km. Trasa jak widać górsko raczej łatwa, a męczące były dystanse.
Zaliczonych bigów: 12, czyli wszystkie :)
Wrażenia: ta część Bałkanów jest stosunkowo nieciekawa, ale że nie był po wypad po widoki, więc się nie rozczarowałem specjalnie, a nawet kilka razy dałem się miło zaskoczyć :)
Liczyłem natomiast na bardziej letnią pogodę, ale właściwie nie było ani jednego stricte letniego dnia. Albo poranek był zimny, albo wieczór, albo wręcz padało. Mimo to z pogody jestem bardzo zadowolony, ponieważ... ilekroć mi się wydawało, że czeka mnie walka z wiatrem, to po chwili się okazywało, że jednak tak naprawdę jest bezwietrznie, albo wręcz wiatr w plecy. I tak było w obu kierunkach jazdy! Właściwie tak dobrego wiatru na wypadzie nie miałem chyba nigdy, nawet wtedy, jak wypad był specjalnie ustawiany tak, żeby było z wiatrem :)
Rozczarowujące ceny - poza Bośnią drogo, jeśli taniej niż w Austrii, to niezauważalnie. Natomiast w Chorwacji "wizualnie" bardzo biednie, aż uderza. Nie mam pojęcia, jak tych ludzi stać na tak drogie zakupy, jakie tam są. Słowenia zaś pod kątem wizualnych wrażeń "bogactwa" mniej więcej na poziomie Polski, ale w Polsce są lepsze drogi.
Trudno powiedzieć, czy to ma być pieszczota...
Sakwy w krzaki i heja. Jechałem nawet w niezłym tempie, ale już jakoś tak opornie, byle dojechać. Z góry widoki niespecjalne, chociaż teoretycznie jest panorama Mariboru.
Potem jeszcze drobne zakupy w Eurospinie (w tym roku raczej do Italii już się nie wybiorę, więc chociaż tyle) i 80 km leciutko pod górę do Grazu. 4 km od dworca stanąłem pod Lidlem, żeby kupić wodę na drogę, a tu patrzę... klub fitness. A to oznacza... prysznice. Wchodzę z głupia frant i pytam. A pewnie, że możesz się umyć, luz! :) No więc raz przynajmniej wsiadłem do powrotnego pociągu nie zapocony na amen :)
A wcześniej jeszcze 1,5 godziny zapasu miałem :)
Podsumowanie wypadu do Chorwenii:
Przejechany dystans: 1 278,74 km albo 127,3 km średnio dziennie
Suma podjazdów: 16 095 m albo 1 698 m średnio dziennie lub też 1 259 m/ 100 km. Trasa jak widać górsko raczej łatwa, a męczące były dystanse.
Zaliczonych bigów: 12, czyli wszystkie :)
Wrażenia: ta część Bałkanów jest stosunkowo nieciekawa, ale że nie był po wypad po widoki, więc się nie rozczarowałem specjalnie, a nawet kilka razy dałem się miło zaskoczyć :)
Liczyłem natomiast na bardziej letnią pogodę, ale właściwie nie było ani jednego stricte letniego dnia. Albo poranek był zimny, albo wieczór, albo wręcz padało. Mimo to z pogody jestem bardzo zadowolony, ponieważ... ilekroć mi się wydawało, że czeka mnie walka z wiatrem, to po chwili się okazywało, że jednak tak naprawdę jest bezwietrznie, albo wręcz wiatr w plecy. I tak było w obu kierunkach jazdy! Właściwie tak dobrego wiatru na wypadzie nie miałem chyba nigdy, nawet wtedy, jak wypad był specjalnie ustawiany tak, żeby było z wiatrem :)
Rozczarowujące ceny - poza Bośnią drogo, jeśli taniej niż w Austrii, to niezauważalnie. Natomiast w Chorwacji "wizualnie" bardzo biednie, aż uderza. Nie mam pojęcia, jak tych ludzi stać na tak drogie zakupy, jakie tam są. Słowenia zaś pod kątem wizualnych wrażeń "bogactwa" mniej więcej na poziomie Polski, ale w Polsce są lepsze drogi.
- DST 125.01km
- Czas 05:50
- VAVG 21.43km/h
- VMAX 54.45km/h
- Temperatura 17.0°C
- Podjazdy 1235m
- Sprzęt Surlier
- Aktywność Jazda na rowerze
Chorwenia*, dz. 10
W nocy lało. Rano miało przestać, ale nie chciało. Rad nierad ruszam o 8:45 w lekkim deszczu. Przestało dopiero ok 11, a słońce wyszło na moment ze trzy razy przez cały dzień. Jesień, panie! :-(
Pierwsze 40 km to falowanie do granicy, a potem w Słowenii już naprawdę solidne czechy przez cały czas. Męczące.
O 13:30 jestem w Konjicach, gdzie zostawiam bety na stacji benzynowej i lecę na biga. 20 km w jedną stronę! Ale że podjazd dość równy, 6-10% z tylko jednym małym zjazdem, więc w sumie dobrze, że tak daleko było, bo inaczej byłoby bardziej stromo ;-)
Od ok 800 m npm jadę w chmurze, z której wyjeżdżam dopiero na 1300. Ale i tu nie ma słońca, bo wyżej kolejna warstwa. Na górze, w Rogla, jestem o 16. 8 stopni, w sumie nie tak źle. Ubiórka i zjazd.
Tuż po godz. 17 zabieram sakwy, jeszcze zakupy na kolację w Lidlu i ostatnie 20km solidnych czech do miejscowości Polskava (sic!), gdzie mam zarezerwowany nocleg. Z tym, że obiekt wygląda na opuszczony. Dzwonię pod podany numer, a gość się dziwi, że mam rezerwację, a potem bez konkluzji się rozłącza. I nie odbiera kolejnych prób połączenia! Już myślałem, że przyjdzie mi szukać miejsca na dziko, gdy nagle wychodzi ze środka jakaś babka i mnie zaprasza. Strasznie dziwne obyczaje... W końcu tuż po 19 jestem w pokoju. Uff, to był długi dzień. A Gostisce Golob raczej odradzam bookingowiczom :)
Pierwsze 40 km to falowanie do granicy, a potem w Słowenii już naprawdę solidne czechy przez cały czas. Męczące.
O 13:30 jestem w Konjicach, gdzie zostawiam bety na stacji benzynowej i lecę na biga. 20 km w jedną stronę! Ale że podjazd dość równy, 6-10% z tylko jednym małym zjazdem, więc w sumie dobrze, że tak daleko było, bo inaczej byłoby bardziej stromo ;-)
Od ok 800 m npm jadę w chmurze, z której wyjeżdżam dopiero na 1300. Ale i tu nie ma słońca, bo wyżej kolejna warstwa. Na górze, w Rogla, jestem o 16. 8 stopni, w sumie nie tak źle. Ubiórka i zjazd.
Tuż po godz. 17 zabieram sakwy, jeszcze zakupy na kolację w Lidlu i ostatnie 20km solidnych czech do miejscowości Polskava (sic!), gdzie mam zarezerwowany nocleg. Z tym, że obiekt wygląda na opuszczony. Dzwonię pod podany numer, a gość się dziwi, że mam rezerwację, a potem bez konkluzji się rozłącza. I nie odbiera kolejnych prób połączenia! Już myślałem, że przyjdzie mi szukać miejsca na dziko, gdy nagle wychodzi ze środka jakaś babka i mnie zaprasza. Strasznie dziwne obyczaje... W końcu tuż po 19 jestem w pokoju. Uff, to był długi dzień. A Gostisce Golob raczej odradzam bookingowiczom :)
- DST 137.91km
- Czas 06:53
- VAVG 20.04km/h
- VMAX 67.95km/h
- Temperatura 13.0°C
- Podjazdy 2354m
- Sprzęt Surlier
- Aktywność Jazda na rowerze
Chorwenia*, dz. 9
Rano było tak, więc namiot znów zwinąłem całkowicie mokry, a potem w ciągu dnia suszyłem.
Dziś bardzo podobny profil jak wczoraj, tylko big na sam koniec i sporo wyższy. Teoretycznie łatwy dzień, ale jednak trochę dał mi kość, zwłaszcza dłonie już mnie bolą od tych sporych dystansów po płaskim. No, ale cóż, bigi same się nie zrobią, a między nimi trzeba się jakoś przemieszczać. Auta nie mam ;-)
A, i jeszcze całe ROJE latających mrówek! Na twarzy, we włosach, w ustach, na ubraniu, a czasem nawet w oczach mimo okularów! Szlag człowieka trafiał ;-)
Lonja - Sisak - Zagreb (niezbyt imponujący, choć nieźle położony, bo pod bigiem) - Sljeme (big) - Stubicke Toplice.
Jedyna wybrana przeze mnie z opisu atrakcja Zagrzebia, najkrótsza kolej zębata Europy. Wygląda tak samo jak brzmi ;-)
Pomnik gołębi ;-)
Dziś bardzo podobny profil jak wczoraj, tylko big na sam koniec i sporo wyższy. Teoretycznie łatwy dzień, ale jednak trochę dał mi kość, zwłaszcza dłonie już mnie bolą od tych sporych dystansów po płaskim. No, ale cóż, bigi same się nie zrobią, a między nimi trzeba się jakoś przemieszczać. Auta nie mam ;-)
A, i jeszcze całe ROJE latających mrówek! Na twarzy, we włosach, w ustach, na ubraniu, a czasem nawet w oczach mimo okularów! Szlag człowieka trafiał ;-)
Lonja - Sisak - Zagreb (niezbyt imponujący, choć nieźle położony, bo pod bigiem) - Sljeme (big) - Stubicke Toplice.
Jedyna wybrana przeze mnie z opisu atrakcja Zagrzebia, najkrótsza kolej zębata Europy. Wygląda tak samo jak brzmi ;-)
Pomnik gołębi ;-)
- DST 145.77km
- Czas 06:39
- VAVG 21.92km/h
- VMAX 65.16km/h
- Temperatura 20.0°C
- Podjazdy 1113m
- Sprzęt Surlier
- Aktywność Jazda na rowerze
Chorwenia*, dz. 8
Dzień na lajcie: płasko, płasko, big (łatwy), płasko, płasko, płasko. Słaby acz sprzyjający wiatr. Miodzio.
Na bigu Mrakovica
Wesele Wielkiej Serbii ;-)
Nocleg w chorwackim parku krajobrazowym Lonjsko Polje, na o dziwo czynnym kempingu. Straszne zadupie, fajnie... by było, gdyby nie trwająca po sąsiedzku impreza ;-)
Na bigu Mrakovica
Wesele Wielkiej Serbii ;-)
Nocleg w chorwackim parku krajobrazowym Lonjsko Polje, na o dziwo czynnym kempingu. Straszne zadupie, fajnie... by było, gdyby nie trwająca po sąsiedzku impreza ;-)
- DST 150.26km
- Teren 0.30km
- Czas 06:17
- VAVG 23.91km/h
- VMAX 53.44km/h
- Temperatura 21.0°C
- Podjazdy 811m
- Sprzęt Surlier
- Aktywność Jazda na rowerze
Chorwenia*, dz. 7, restowy
A siódmego dnia odpoczywał. Więc tylko po mieście Bosanski Novi Grad.
A w tym (na oko) niewielkim miasteczku (10 tys mieszkańców?) są 3 markety nieco większe od Lidla, dobrze zaopatrzone i niedrogie. Czynne od 6 do 22! I w zasadzie puste. Rano było może kilkunastu klientów, a jak po południu zajrzałem do innego, to byłem sam. Za to na ulicach i w knajpach dużo ludzi, również przed południem. I kolejki do bankomatów! Szok! Kiedy ci ludzie pracują, że mają co wypłacać i za co pić?!
Główny deptak
Nie wiem, co to było :-(
Widok sprzed wejścia do mojego motelu
Widok z bulwaru. Są i pozytywy ;-)
A w tym (na oko) niewielkim miasteczku (10 tys mieszkańców?) są 3 markety nieco większe od Lidla, dobrze zaopatrzone i niedrogie. Czynne od 6 do 22! I w zasadzie puste. Rano było może kilkunastu klientów, a jak po południu zajrzałem do innego, to byłem sam. Za to na ulicach i w knajpach dużo ludzi, również przed południem. I kolejki do bankomatów! Szok! Kiedy ci ludzie pracują, że mają co wypłacać i za co pić?!
Główny deptak
Nie wiem, co to było :-(
Widok sprzed wejścia do mojego motelu
Widok z bulwaru. Są i pozytywy ;-)
- DST 5.81km
- Czas 00:26
- VAVG 13.41km/h
- VMAX 22.10km/h
- Temperatura 21.0°C
- Podjazdy 7m
- Sprzęt Surlier
- Aktywność Jazda na rowerze
Chorwenia*, dz. 6
Start o 8:15, kupno bagietki w markecie i heja na granicę. Bez problemu, pokazałem certyfikat szczepienia i tyle.
Po Chorwacji od razu widać, że biedniejsza od Słowenii, Karlovac nieco "straszy", a im dalej w głąb kraju, tym biedniej. Nieotynkowane domy, zaniedbane gospodarstwa, opuszczone budynki, starsze samochody.
Karlovac
"interior"
Rzeka trochę brudna, ale chyba nie aż tak...?
Ale drogi, nawet w dalekim "interiorze" o dziwo nieco lepsze niż w Słowenii.
Mój dzień natomiast dość nudny, bo polegał na dojechaniu pod biga, zrobieniu go (bardzo łatwy!) i dojechaniu na nocleg. Dzięki ciekawemu audiobookowi (David Eagleman - The Brain, polecam!) jakoś to przetrwałem, ale ogólnie czuć było, że organizm ma już mocno dosyć jazdy i trzeba wreszcie odpocząć.
Aha, na koniec była jeszcze granica bośniacka, też bez problemu. A w Bośni porównywalnie biednie, ale dużo więcej "życia", miasto jakoś tam istnieje i działa, mimo, że formalnie to też zadupie. Ale widać, że kraj jakoś "ciąży" ku zachodowi i w tej rejon ludzie raczej przyjeżdżają niż go opuszczają - duży kontrast z położoną tuż za rzeką wschodnią Chorwacją.
Bosanski Novi Grad
Metlika - Karlovac - Glina - Vratnik Zrinska Gora (big) - Dvor - Bosanski Novi Grad.
Po Chorwacji od razu widać, że biedniejsza od Słowenii, Karlovac nieco "straszy", a im dalej w głąb kraju, tym biedniej. Nieotynkowane domy, zaniedbane gospodarstwa, opuszczone budynki, starsze samochody.
Karlovac
"interior"
Rzeka trochę brudna, ale chyba nie aż tak...?
Ale drogi, nawet w dalekim "interiorze" o dziwo nieco lepsze niż w Słowenii.
Mój dzień natomiast dość nudny, bo polegał na dojechaniu pod biga, zrobieniu go (bardzo łatwy!) i dojechaniu na nocleg. Dzięki ciekawemu audiobookowi (David Eagleman - The Brain, polecam!) jakoś to przetrwałem, ale ogólnie czuć było, że organizm ma już mocno dosyć jazdy i trzeba wreszcie odpocząć.
Aha, na koniec była jeszcze granica bośniacka, też bez problemu. A w Bośni porównywalnie biednie, ale dużo więcej "życia", miasto jakoś tam istnieje i działa, mimo, że formalnie to też zadupie. Ale widać, że kraj jakoś "ciąży" ku zachodowi i w tej rejon ludzie raczej przyjeżdżają niż go opuszczają - duży kontrast z położoną tuż za rzeką wschodnią Chorwacją.
Bosanski Novi Grad
Metlika - Karlovac - Glina - Vratnik Zrinska Gora (big) - Dvor - Bosanski Novi Grad.
- DST 157.55km
- Teren 0.75km
- Czas 06:52
- VAVG 22.94km/h
- VMAX 65.48km/h
- Temperatura 25.0°C
- Podjazdy 1222m
- Sprzęt Surlier
- Aktywność Jazda na rowerze
Chorwenia*, dz. 5
Mimo horrorystycznych odgłosów trwających aż do rana, noc przebiegła spokojnie. Za to rano straszna rosa i raptem 7 stopni. Namiot zwinąłem kompletnie, absolutnie mokry, jakbym go zwijał podczas ulewy.
Start o 8:30 i bardzo przyjemne falowanie do Kocevja (pizza na drugie śniadanie!) i dalej. W międzyczasie zrobił się upał, więc w południe zrobiłem postój na lancz i suszenie namiotu. Wysechł w kwadrans :-)
Potem Novo Mesto, gdzie zakupy, głównie wody, bo kranikow tu niestety nie ma. No i na biga. Początkowo bardzo łagodnie, potem 6-8%, a później zrobił się szuter. Ale kulturalny, jak w Szwecji z grubsza.
Tak sobie dociagnąłem na wysokość 950, gdzie na rozstaju porzuciłem sakwy i ostatnie 200m zrobiłem na lekko. Święta Góra Trdinov Vrh leży na granicy z Chorwacją i jest tam sloweńska baza wojskowa, mimo, że jakoby powinna być chorwacka. Generalnie skomplikowana historia z czasów wojen bałkańskich. W każdym razie zawczasu zdecydowałem, że nie byłoby mądrze przekraczać tam granicy na dziko. Jak się okazało, spokojnie można było, ale dobrze wyszło, bo dalsza trasa strasznie mi się podobała.
Powrót po sakwy i dalej w dół szutrem. Daleeko. Ale że szuter niezły, to wpadłem w jakiś trans i świetnie mi się jechało. A jak się wreszcie pojawił asfalt, to dalej było świetnie. Wręcz byłem "in the zone". I tak sobie leciałem w dół 45kmh, w tym na czerwonym świetle na dwóch wahadłach (kto by się zatrzymywał na pustych wahadłach, skoro zawsze można uciec na drugą stronę?!). A tu zonk! Za drugim z nich wyprzedza mnie cywilne auto (pani kierowca coś do mnie krzyczała, jak wjeżdżałem na czerwonym na drugie z wahadeł, ale pczywiście nie słyszałem, nie mówiąc o zrozumieniu), po chwili staje i wyskakuje z niego... policjant! :O
Najpierw chcieli 40 eur, potem 80 (pewnie policzyli, że po 20 na łebka to grosze). Wyglądało, że to będzie droga przejażdżka. No, ale zadarli z moją "zoną" i to był ich błąd. Za długo debatowali w aucie i mnie spisywali. W którymś momencie wyskoczyli z auta, wyciągnęli kamizelki kuloodporne i je założyli! Myślę sobie: albo jestem na liście groźnych terrorystów, albo dostali wezwanie na strzelaninę. I faktycznie, po chwili podchodzi pan i mówi, że zdecydowali mnie puścić bez mandatu! I pojechali. Mówiłem, you don't mess with the zone, bro!* :-D
Potem jeszcze zakupy i kilka kilometrów na kemping za Metlika. Fajny, z oświetloną kuchnią w wiacie i kulturalną łazienką. Bardzo dobry dzień! :-)
The Touring Machine
*Po równo roku życie dopisało pointę: przyszło wezwanie do polskiej (!) prokuratury ws. mandatu wystawionego w Słowenii...**
** Jakoś nie udało mi się znaleźć terminu, żeby odwiedzić prokuraturę (wezwanie przyszło, jak byłem na wyprawie w Hiszpanii, zadzwoniłem, wytłumaczyłem i o dziwo nie było problemu z przełożeniem), a jak się odezwałem po powrocie, to się okazało, że odesłali dokumenty do Słowenii z adnotacją, że adresata nie znaleziono. Nie wiem, jaki jest termin przedawnienia, ale coś czuję, że jednak mi się upiecze :p
Start o 8:30 i bardzo przyjemne falowanie do Kocevja (pizza na drugie śniadanie!) i dalej. W międzyczasie zrobił się upał, więc w południe zrobiłem postój na lancz i suszenie namiotu. Wysechł w kwadrans :-)
Potem Novo Mesto, gdzie zakupy, głównie wody, bo kranikow tu niestety nie ma. No i na biga. Początkowo bardzo łagodnie, potem 6-8%, a później zrobił się szuter. Ale kulturalny, jak w Szwecji z grubsza.
Tak sobie dociagnąłem na wysokość 950, gdzie na rozstaju porzuciłem sakwy i ostatnie 200m zrobiłem na lekko. Święta Góra Trdinov Vrh leży na granicy z Chorwacją i jest tam sloweńska baza wojskowa, mimo, że jakoby powinna być chorwacka. Generalnie skomplikowana historia z czasów wojen bałkańskich. W każdym razie zawczasu zdecydowałem, że nie byłoby mądrze przekraczać tam granicy na dziko. Jak się okazało, spokojnie można było, ale dobrze wyszło, bo dalsza trasa strasznie mi się podobała.
Powrót po sakwy i dalej w dół szutrem. Daleeko. Ale że szuter niezły, to wpadłem w jakiś trans i świetnie mi się jechało. A jak się wreszcie pojawił asfalt, to dalej było świetnie. Wręcz byłem "in the zone". I tak sobie leciałem w dół 45kmh, w tym na czerwonym świetle na dwóch wahadłach (kto by się zatrzymywał na pustych wahadłach, skoro zawsze można uciec na drugą stronę?!). A tu zonk! Za drugim z nich wyprzedza mnie cywilne auto (pani kierowca coś do mnie krzyczała, jak wjeżdżałem na czerwonym na drugie z wahadeł, ale pczywiście nie słyszałem, nie mówiąc o zrozumieniu), po chwili staje i wyskakuje z niego... policjant! :O
Najpierw chcieli 40 eur, potem 80 (pewnie policzyli, że po 20 na łebka to grosze). Wyglądało, że to będzie droga przejażdżka. No, ale zadarli z moją "zoną" i to był ich błąd. Za długo debatowali w aucie i mnie spisywali. W którymś momencie wyskoczyli z auta, wyciągnęli kamizelki kuloodporne i je założyli! Myślę sobie: albo jestem na liście groźnych terrorystów, albo dostali wezwanie na strzelaninę. I faktycznie, po chwili podchodzi pan i mówi, że zdecydowali mnie puścić bez mandatu! I pojechali. Mówiłem, you don't mess with the zone, bro!* :-D
Potem jeszcze zakupy i kilka kilometrów na kemping za Metlika. Fajny, z oświetloną kuchnią w wiacie i kulturalną łazienką. Bardzo dobry dzień! :-)
The Touring Machine
*Po równo roku życie dopisało pointę: przyszło wezwanie do polskiej (!) prokuratury ws. mandatu wystawionego w Słowenii...**
** Jakoś nie udało mi się znaleźć terminu, żeby odwiedzić prokuraturę (wezwanie przyszło, jak byłem na wyprawie w Hiszpanii, zadzwoniłem, wytłumaczyłem i o dziwo nie było problemu z przełożeniem), a jak się odezwałem po powrocie, to się okazało, że odesłali dokumenty do Słowenii z adnotacją, że adresata nie znaleziono. Nie wiem, jaki jest termin przedawnienia, ale coś czuję, że jednak mi się upiecze :p
- DST 120.46km
- Teren 23.00km
- Czas 06:00
- VAVG 20.08km/h
- VMAX 60.25km/h
- Temperatura 30.0°C
- Podjazdy 1700m
- Sprzęt Surlier
- Aktywność Jazda na rowerze
Chorwenia*, dz. 4
Wyjazd krótko po 8. Początek zrobiłem innym wariantem, mając nadzieję na mniej podjazdów. Chyba było mniej, ale i tak za dużo. Nie można było serwisówki wzdłuż autostrady puścić? :O
W tle Triglav
W Kranju postój w Lidlu. Asortyment bez szału, podobny do austriackiego, ale chyba uboższy, a ceny bardzo podobne. No, ale chleb, parówki i czekoladę mieli :-P
Potem okropną drogą do Lublany. Wąsko, duży ruch, kiepska nawierzchnia i zakazy dla rowerów, a alternatywy brak. Po drodze zaczęło mi mocno skrzypieć w prawym pedale. Ewidentnie poszło łożysko. Strach tak jechać jeszcze prawie 1000km... W Lublanie, po dość wymagających poszukiwaniach sklepu/ serwisu kupiłem nowe pedały za 16 euro. I spokój.
Lublana bardzo słaba, ścieżki rowerowe fatalne, ruch duży i upał. Dziękuję.
Potem znów ruchliwa droga, wreszcie z Rybnicą skręciłem w boczną i zrobiło się spokojnie i ładnie. I późno. I mokro, niezła ulewa musiała wcześniej być. Jeszcze przełączka, falowanie i jestem w Kocevskej Rece.
Woda z baru, sakwy w krzaki i lecę na biga. Zmęczył mnie ten dzień, więc mimo że na lekko i niezbyt stromo, to ciężko szło. Na górze jestem o 18:10. Natychmiast zjazd, bo bar z wodą czynny do 19, mają ciepłą, a ja muszę zatankować na dziki nocleg.
Po drodze sprawdzam jeszcze boczną dróżkę nad jezioro i znajduję super miejscówkę. Jest gdzie się rozbić, umyć, jest nawet dżizas! :-)
Jest też co prawda zakaz biwakowania i jacyś ludzie siedzą, ale co tam, jakoś się przecież dogadamy! Jak po 20 minutach wracam z wodą, to już ich nie ma :-)
Mycie w jeziorze, namiot, kolacja i słuchanie odgłosów nocy. Jakieś okropne ryki i stukanie z oddali. Pewnie duża obora, ale w samotności i ciemności brzmi dość horrorystycznie :-)
* (c) Huann
W tle Triglav
W Kranju postój w Lidlu. Asortyment bez szału, podobny do austriackiego, ale chyba uboższy, a ceny bardzo podobne. No, ale chleb, parówki i czekoladę mieli :-P
Potem okropną drogą do Lublany. Wąsko, duży ruch, kiepska nawierzchnia i zakazy dla rowerów, a alternatywy brak. Po drodze zaczęło mi mocno skrzypieć w prawym pedale. Ewidentnie poszło łożysko. Strach tak jechać jeszcze prawie 1000km... W Lublanie, po dość wymagających poszukiwaniach sklepu/ serwisu kupiłem nowe pedały za 16 euro. I spokój.
Lublana bardzo słaba, ścieżki rowerowe fatalne, ruch duży i upał. Dziękuję.
Potem znów ruchliwa droga, wreszcie z Rybnicą skręciłem w boczną i zrobiło się spokojnie i ładnie. I późno. I mokro, niezła ulewa musiała wcześniej być. Jeszcze przełączka, falowanie i jestem w Kocevskej Rece.
Woda z baru, sakwy w krzaki i lecę na biga. Zmęczył mnie ten dzień, więc mimo że na lekko i niezbyt stromo, to ciężko szło. Na górze jestem o 18:10. Natychmiast zjazd, bo bar z wodą czynny do 19, mają ciepłą, a ja muszę zatankować na dziki nocleg.
Po drodze sprawdzam jeszcze boczną dróżkę nad jezioro i znajduję super miejscówkę. Jest gdzie się rozbić, umyć, jest nawet dżizas! :-)
Jest też co prawda zakaz biwakowania i jacyś ludzie siedzą, ale co tam, jakoś się przecież dogadamy! Jak po 20 minutach wracam z wodą, to już ich nie ma :-)
Mycie w jeziorze, namiot, kolacja i słuchanie odgłosów nocy. Jakieś okropne ryki i stukanie z oddali. Pewnie duża obora, ale w samotności i ciemności brzmi dość horrorystycznie :-)
* (c) Huann
- DST 110.79km
- Teren 4.60km
- Czas 05:07
- VAVG 21.65km/h
- VMAX 61.90km/h
- Temperatura 28.0°C
- Podjazdy 1166m
- Sprzęt Surlier
- Aktywność Jazda na rowerze