Informacje

  • Wszystkie kilometry: 227500.53 km
  • Km w terenie: 5433.61 km (2.39%)
  • Czas na rowerze: 458d 00h 21m
  • Prędkość średnia: 20.70 km/h
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl
Jak to drzewiej bywało: button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Zaprzyjaźnione blogi i strony

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy aard.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wpisy archiwalne w kategorii

Wyprawa

Dystans całkowity:61874.99 km (w terenie 1090.17 km; 1.76%)
Czas w ruchu:3444:56
Średnia prędkość:17.96 km/h
Maksymalna prędkość:78.01 km/h
Suma podjazdów:862546 m
Liczba aktywności:727
Średnio na aktywność:85.11 km i 4h 44m
Więcej statystyk
Wtorek, 3 października 2017 Kategoria Surly-arch, AdB, Wyprawa

Amici de Bici, dz. 59

Rano z hostelu/ kwatery na biga Dardhe Ski Pista Bigell (nawet ma "big" w nazwie! ;) - zimno było, a na górze chmura i 9 stopni, więc czym prędzej się ubrałem i na dół. Ponieważ i tak nie było szans dziś dotrzeć do Elbasan, więc nie spieszyliśmy się. Start dopiero w południe. Kotliną Korczy (największa kotlina Albanii) dotarliśmy po praktycznie płaskim terenie prawie nad jezioro Ohrydzkie i tam dopiero dwie male przełączki, gdzie zarazem jechaliśmy po własnych śladach z 2012 roku, tyle, że w przeciwnym kierunku. Aż ciężko było uwierzyć, że to to samo miejsce, bo zapamiętaliśmy okolicę jako niemal pustynną, a teraz rolnicze tereny, całe pola kukurydzy, papryki, kapusty... to chyba spichlerz Albanii. Ale jednak na sam koniec zrobiło się pustkowie i faktycznie to był ten fragment, który nam się pokrył. Po prostu wtedy nie mieliśmy pojęcia, że "za rogiem" gór jest taki róg obfitości. W każdym razie miejsce dość ruchliwe i niezbyt ładne.

Zjazd nad jezioro bez przygód, a w Pogradcu zrobiliśmy zakupy na resztę dnia i jutro, bo nocleg mieliśmy zarezerwowany w hotelu w środku niczego i nie wiadomo, jak daleko trzeba będzie jutro ujechać, zanim trafi się sklep. Reszta trasy po płaskim (o dziwo) brzegu jeziora. Widoki umiarkowanie ładne, woda na szczęście nadal bardzo czysta. Natomiast czy nadal ciepła - nie sprawdzaliśmy.



Hotel duży i pusty (23 EUR), z basenem (ale już opróżnionym) i fajnymi chatkami wokoło oraz własną plażą nad jeziorem. W sezonie musi tu być dość przyjemnie, jeśli ktoś akurat lubi spędzać czas w hotelu i okolicy :P

PS. Może i jest przyjemnie, O ILE jest ciepła woda w prysznicu. My, mimo dwukrotnej interwencji, mieliśmy ledwo letnią :/
  • DST 82.34km
  • Teren 0.50km
  • Czas 04:13
  • VAVG 19.53km/h
  • VMAX 62.77km/h
  • Temperatura 24.0°C
  • Podjazdy 1015m
  • Sprzęt arch-Surly
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 2 października 2017 Kategoria Surly-arch, AdB, Wyprawa

Amici de bici dz. 58

Bardzo przyjemny nocleg, hotel w samym centrum, a żarcie ww knajpach nadal tanie jak barszcz, więc kolacja była pyszna. Pokój też wygodny, więc wstaliśmy wypoczęci, mimo wczorajszego wymagającego dnia. Potem jeszcze wymieniliśmy resztkę denarów na albańskie leki, żeby na dzień dobry nie zostać bez kasy w nowym kraju.

Trasa: Bitola - Każani - Kozjak - Prespansko Jezero - Oteszewo - Albania - Gorice e Vogel - Lajthize - Plase - Korce



Dzień niezwykle przyjemny, większość czasu spokojne lub całkiem puste drogi (zwłaszcza w okolicach jeziora, gdzie właśnie spodziewaliśmy się dość turystycznej okolicy - jak nad Ohrydzkim - a tymczasem nic takiego - pustki!), przepiękne widoki, szczególnie po albańskiej stronie i pogoda całkiem OK, czyli taka sama jak wczoraj.



No i bez takiego przegięcia na koniec, żeby trzeba było jechać po ciemku. Aczkolwiek szkoda, że nie udało nam się bardziej sprężyć, bo chciałem jeszcze dziś pojechać z Korce na biga, a tak, to będę musiał jechać rano. Ale trudno ;)
  • DST 101.88km
  • Czas 05:56
  • VAVG 17.17km/h
  • VMAX 61.68km/h
  • Temperatura 22.0°C
  • Podjazdy 1366m
  • Sprzęt arch-Surly
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 1 października 2017 Kategoria Surly-arch, AdB, Wyprawa

Amici de Bici, dz. 57

W Skopje rano na stację kolejową, bowiem N. wymyśliła, że skoro nie ma gdzie spać po ok. 100 km, a jest po ok 150, to może da się podjechać pierwsze 50 pociągiem. Dało się :)

Do Wełesu zatem dość nieciekawymi (brudnymi i z niezamykanymi drzwiami wagonów) kolejami macedońskimi, a potem już na kołach przez Czaszkę i Izvor, za którym zaczął się szuter. Niezbyt ciężki, ale jednak mocno spowalniał, jak to szuter.



Zdobycie biga Babuna Pass zajęło nam zatem czas do godz. 15. Zjazd początkowo też po szutrze, ale tylko 6 km i dalej wreszcie asfalt. Co ciekawe, skończyły się (chwilowo) wapienie i zaczęły granity. Klimat w stylu Ciężkowic, tylko góry z 5 razy wyższe. Ładnie :)



W Prilepie chcieliśmy znów oszukać pociągiem, bo akurat był, a ze była już niemal 17, więc nie bardzo chciało nam się jechać jeszcze 40 km do zarezerwowanego noclegu w Bitoli. Niestety konduktorzy w ostrych słowach nam wytłumaczyli, że do macedońskich pociągów nie wolno zabierać rowerów. Wręcz nakrzyczeli na nas! Ciekawe, że konduktor z porannego pociągu nie miał o tym pojęcia...

Chcąc nie chcąc, pojechaliśmy zatem rowerami. Po drodze zrobiło się ciemno i już naprawdę serdecznie mieliśmy dość, ale jednak dotarliśmy. Hotel nawet przyjemny i tani (20 EUR), aczkolwiek w pokoju śmierdzi zastarzałym dymem papierosowym ;)

Prosta kreska to przejazd pociagiem

PS. Dziś wreszcie fajna pogoda, co prawda chmurzyło się, ale nie zanosiło się na deszcz i było w miarę ciepło.


  • DST 112.87km
  • Teren 26.50km
  • Czas 06:49
  • VAVG 16.56km/h
  • VMAX 46.62km/h
  • Temperatura 22.0°C
  • Podjazdy 1288m
  • Sprzęt arch-Surly
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 28 września 2017 Kategoria Surly-arch, AdB, Wyprawa

Amici de Bici, dz. 54

Pobudka jak zwykle krótko po szóstej. Nie pada? Nie, ale pochmurno. To jedziemy.
Wyjazd o 8:30, bo trochę lenia mieliśmy rano. Przez Prisztinę przejechaliśmy bez przygód, podziwiając niekiedy osobliwe widoki np. zebranie robotników na dachu (?) aktualnie budowanego budynku :P


Zebranie robotników

Pierwszy odcinek ruchliwą dwupasmówką przez ciągnące się kilometrami przedmieścia pełne magazynów, sklepów meblowych oraz... prywatnych szpitali. Ciekawe czy i jaka tu jest publiczna opieka zdrowotna...
Potem skręt na boczną i zaraz jeszcze boczniejszą drogę i podążamy w kierunku biga. Ruch bliski zeru, wsie kosowskie takie same jak serbskie - nieotynkowane, zaśmiecone i brzydkie z nielicznymi wyjątkami w postaci na oko bardzo bogatych domów za bardzo wysokimi ceglanymi murami. Tak wysokimi, że parteru zza nich nie widać, tylko wyższe piętra.

Wreszcie droga zrobiła się tak boczna, że skończył się asfalt. Jedziemy więc lekko błotnistym szutrem i tak sobie podreptujemy aż do wioski Zhegoc. Przed wioską był najmniejszy cmentarz świata (jak niżej), a za nią była nawet szkoła, pod którą czekali rodzice... w samochodach! na tej szutrowej drodze w środku niczego w odległości ok kilometra od wioski! Znak czasów...), a potem był big o tej samej nazwie i pomnik UCK na szczycie (jak wszędzie w Kosowie).


Najmniejszy cmentarz świata


BIG Zhegoc

Zjazd bardzo przyjemny i dość szybki i już jesteśmy na przedmieściach Gijan. Mieliśmy nadzieję na qebaptore (bar szybkiej obsługi z cevapcami i innymi pysznymi mięskami), ale na obwodnicy nic takiego nie było, niestety. Były za to hotele z otwartym wifi - też jak wszędzie w Kosowie :P

Dalej ruchliwa droga z ciężarówkami i takimi tam przez kolejne wioski i miasteczka, aż wreszcie w Kacanik i Vjeter (koło stacji kolejowej jak niżej) wróciliśmy na główną. Właśnie zaczynało padać...


stacja kolejowa

Głowna zaś była strasznie ruchliwa i niemożebnie zabłocona, cholera wie dlaczego - chyba tylko w Kosowie występuje to zjawisko, że podczas deszczu na asfalcie jest pełno błota (nie tylko w pobliżu wyjazdów z pól i placów budowy). Znów więc były kurtyny z ciężarówek i chlapanie spod własnych kół, więc po chwili byliśmy uwalani jak świnka Peppa po skakaniu w kałuży.

W Kacaniku (to inna miejscowość niż Kacanik i Vjeter) zaczął się przełom Lepenicy przez góry, więc od razu zrobiło się ładnie. Szkoda, że w deszczu, błocie i ruchu jakoś nie mieliśmy serca tego docenić ;)


budowa autostrady (?) w przełomie Lepenicy

Potem był Han i Elezit, jedyna czynna qebaptoria po drodze (aczkolwiek danie, które otrzymaliśmy niestety nie mogło się równać z prisztińskim odpowiednikiem, ale za to było jeszcze tańsze - 1 EUR za osobę podczas gdy w stolicy "aż" 1,5 EUR) i wreszcie granica macedońska.

Opuszczaliśmy Kosowo z pewną ulgą, ale też muszę przyznać, że mnie kolejny raz pozytywnie zaskoczyło. Dużo się zmienia i to na plus, zwłaszcza w stolicy. Oczywiście prowincja to nadal bida z nędzą oraz syf i śmieci, śmieci i syf, ale jest ewidentnie lepiej. Trzymamy za Kosowo kciuki! :)

W Macedonii krótki odcinek dalej wzdłuż Lepenicy aż do Skopje, nic ciekawego, poza tym, że zaraz za granicą znikło błoto, a na ostatnie 10 km przestało padać. Kwatera w Skopje niezła, zwłaszcza jak na swoją cenę (18 EUR za 2 osoby), więc chyba będzie tu fajny rest :)



PS.Rekord kilometrów we wrześniu pobity dziś, a rekord podjazdów już kilka dni temu :)
  • DST 123.88km
  • Teren 7.00km
  • Czas 06:14
  • VAVG 19.87km/h
  • VMAX 64.25km/h
  • Temperatura 13.0°C
  • Podjazdy 936m
  • Sprzęt arch-Surly
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 26 września 2017 Kategoria Surly-arch, AdB, Wyprawa

Amici de Bici, dz. 52

Rano pochmurno, ale nie padało, więc ruszamy. Szast-prast do granicy kosowskiej, gdzie chwila na paszporty (wokół pełno uzbrojonych po zęby policjantów w kamizelkach kuloodpornych - na żadnej dotychczasowej granicy tak nie było!). W Kosowie krajobraz niewiele się zmienił. Nadał ładne, choć niewybitne góry i przebrzydkie wytwory ręki ludzkiej. Jedziemy w górę doliny Ibaru i nudzimy się setnie. Sprawniej zaczęło iść dopiero, gdy wzięliśmy się za słuchanie książek.

W Kosowskiej Mitrowicy mieliśmy jechać przez miasto, ale N. genialnie wymyśliła, żeby jechać obwodnicą. Zazwyczaj to zły pomysł, bo pełno ciężarówek i wszyscy gnają, ale tutaj - strzał w dziesiątkę! Zero ruchu, przyzwoita droga, sielanka. Dopiero jak obie drogi się zeszły, to zrobił się ruch i to duży. Pył, hałas, smród. Po chwili pyłu już nie było, bo zaczęło padać. Było za to błoto dostające się na asfalt z pobocza. Do Prisztiny (40 km) jechaliśmy w deszczu. Niby to niewiele, ale w tym ruchu, wśród ciężarówek sypiących na nas kurtynami błota, przyjemne to nie było. Na szczęście ostatnie ok 20 km to dwupasmówka z szerokim poboczem - standard DK91 pod Łodzią, więc zrobiło się wręcz przyjemnie (gdyby nie wciąż padający deszcz).

15 km przed miastem poinformowaliśmy SMSowo gospodarza, ze będziemy za godzinę (zapas na małe zakupy) i jechaliśmy jak w dym. Po dotarciu na miejsce okazało się, że apartament zamknięty, nikt nie wie, gdzie szukać gospodarza i w ogóle jest lipa. Trafiło się otwarte wifi, więc przeglądamy serwisy, stoimy i czekamy. Jak wreszcie mnie olśniło, żeby sprawdzić maila, to się okazało, że rano dostaliśmy wiadomość z numerem telefonu. Szkoda, że innym niż podano na booking! Kolejny SMS z bośniackiej karty (a drogie są!) i czekamy. Cisza. Wreszcie na polski numer przyszedł SMS, że Play wita... w Słowenii! WTF?! Ale taki sam tekst przyszedł wcześniej na bośniacka kartę, tylko że dla niej to jest drogi roaming, a dla polskiej karty Słowenia to UE, więc połączenia i SMSy mamy bez limitu za darmo... Rada w radę, ryzykujemy i dzwonimy. Odbiera babka i mówi, że będzie za 10 minut. Była za kwadrans, ale niech tam. Czekając, co prawda na klatce schodowej (instytucji domofonu tu chyba nie znają), ale zmoknięci, nieźle zmarzliśmy. No, ale że mieszkanko okazało się fajne, więc dość szybko nam się humory poprawiły.

Wyskoczyłem jeszcze po zakupy, do bankomatu i jedzenie do pobliskiej knajpki. W bankomatach prowizja 5 EUR za każdą wypłatę, więc odpuściłem, jakoś nam wystarczy gotówki. Zakupy - lepiej niż w Serbii i Chorwacji, porównywalnie asortymentowo z Bośnią, ale trochę drożej, chyba bardziej w okolicach cenowych Słowenii właśnie ;) Natomiast jak wracałem, to knajpki zamknęli mi przed nosem. Czynne do godz. 18. No żeż shit!

Skończyło się na hamburgerze z frytkami z pobliskiego fast-foodu, bleh! :(

Jutro ma dalej cały dzień padać, więc zostajemy tu jeszcze jeden dzień. Przynajmniej obejrzymy sobie Prisztinę, a wbrew oczekiwaniom zapowiada się dość fajnie :)

Raszka - Rudnica - Kosowska Mitrovica - Prisztina.


  • DST 106.50km
  • Czas 05:12
  • VAVG 20.48km/h
  • VMAX 47.17km/h
  • Temperatura 16.0°C
  • Podjazdy 719m
  • Sprzęt arch-Surly
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 24 września 2017 Kategoria Surly-arch, AdB, Wyprawa

Amici de Bici, dz. 50

Dziś ciąg dalszy brzydkiej Serbii. Nieotynkowane chałupy, śmieci walające się wszędzie, niekiedy całymi hałdami, śmierdzące gruchoty i miasta miejscami przyppominające już arabskie a nie europejskie klimaty. Ogólnie, gdyby nie wczoraj i jutro, to można by nie przyjeżdżać do tego kraju. Aczkolwiek szkoda, bo potencjał (góry, góry, góry!) ma wielki. Ale póki co leżący odłogiem a nawet straszący nieco.

Sjenica - Duga Polana - Novi Pazar - Raszka.


Sjenica






Gdzieś na trasie


Niezwykły blok w Nowym Pazarze


  • DST 86.12km
  • Teren 0.20km
  • Czas 04:24
  • VAVG 19.57km/h
  • VMAX 55.05km/h
  • Temperatura 23.0°C
  • Podjazdy 547m
  • Sprzęt arch-Surly
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 21 września 2017 Kategoria Surly-arch, AdB, Wyprawa

Amici de Bici dz. 47

Z rana lekko siąpiło, ale dzielnie ruszyliśmy z motelu Vodice, może dlatego, że ciasnota pokoju, słabiutki zasięg wifi i cieknący brodzik raczej nie zachęcały, by tam spędzić cały dzień. W nagrodę za odwagę wkrótce dostaliśmy koniec deszczyku i do końca jazdy juz było sucho. Za to zimno. Na dole 9 stopni, a jak podjechaliśmy na przełęcz z serbską granicą, to zrobiło się 5. Ubrani we wszystko


N. ubrana we wszystko, w tym moją koszulkę

postaliśmy chwilę na granicy,  a potem wdepnęliśmy do jedynej przydrożnej restauracji na herbatę, żeby się rozgrzać. Herbaty nie było (!) więc wypiliśmy po kawie. Sypanej, ale bardzo smacznej. Cena 100 dinarów (1 dolar), ale przyjęli 5 euro i wydali 400 dinarów reszty. Będzie na drugą kawę ;-)

Potem był długi i bardzo fajny (równe nachylenie, bez ostrych zakrętów) zjazd do Prijepola. Tzn. byłby fajny, gdyby nie było tak pieruńsko zimno. Na dole 11 stopni, ale nie zrobiło nam to różnicy, za bardzo byliśmy przemarznięci. Zjedliśmy kanapki, kupiliśmy trochę więcej dinarów w kantorze i pojechaliśmy dalej. Przed nami została większa połowa trasy,  a była już prawie 14...

Po kilku kilometrach łagodnego podjazdu ślad skręcił ostro w prawo i górę i od razu zrobił się... szuter. Nooo,  tak to my się nie będziemy bawić! Może jeszcze jesteśmy w stanie zrobić dziś 42 km i ponad 1000 metrów w górę, ale nie w terenie! Obejrzawszy mapę,  z której wynikało, że szutru może być nawet 26 km, zawróciliśmy z planem awaryjnego noclegu w Prijepolju. Szkoda,  bo w Sjenicy mieliśmy tanią rezerwację, ale co zrobić, nie będziemy przecież się tłuc szutrami po nocy, a rezerwację można bezkosztowo odwołać... 

I wtedy N. wpadła na genialny pomysł, żeby sprawdzić, czy nie ma jakiegoś autobusu. O dziwo,  był i to za pol godziny. Jedyny dziś na tej trasie! No cóż za fart! :-):-) a pan kierowca zgodził się zabrać rowery,  wow! 

Potem już z górki, tzn. pod górkę, ale autobusem ;-) A dużo jeszcze tych górek było, również na alternatywnej do szutru trasie szosą naokoło przez Nową Varosz. Dobrze, że tym razem podjazd kosztował nas nie pot i łzy, tylko 10 euro ;-) 



Sjenica,  to chyba najbrzydsze miasteczko Serbii (i świata! :p), ale okolica ponoć piękna (jutro sprawdzimy), a nasza kwatera za 16 EUR za noc (za 2 osoby!) nawet niezła. Wygody podstawowe, ale w sumie ok. Teraz wieczorem znów jest 6 stopni, więc się grzejemy w domku :-)

  • DST 54.06km
  • Teren 0.50km
  • Czas 03:19
  • VAVG 16.30km/h
  • VMAX 63.27km/h
  • Temperatura 6.0°C
  • Podjazdy 733m
  • Sprzęt arch-Surly
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 20 września 2017 Kategoria Surly-arch, AdB, Wyprawa

Amici de Bici, dz. 46

Gorażde - Cajniće - Metaljka (BIG) - Pljevlja (MNE).

3/4 dnia pod górę, z tego część w deszczu, a część przeczekując. Zjazd podobnie, tylko szybciej i zimniej :P

W ogóle zimno, mokro, do domu przez większość dnia daleko. Ale największa ulewa się rozpętała, jak już na szczęście byliśmy zalogowani w motelu Vodice w Pljevlji. I dobrze, wystarczyło nam i bez tego atrakcji :P

Z ciekawostek: pogranicznicy bośniaccy rezydują 6 km przed przełęczą i granicą, a dalej ciągnie się bośniacka ziemia niczyja (czyli las). Natomiast czarnogórscy rezydują 2 km za granicą, ale na ziemi niczyjej jest np. malutka wieś oraz droga gruntowa w bok. Ewentualne nielegalne przekroczenie granicy byłoby bajecznie łatwe. Ciekawe...


  • DST 72.47km
  • Czas 04:54
  • VAVG 14.79km/h
  • VMAX 51.65km/h
  • Temperatura 10.0°C
  • Podjazdy 1452m
  • Sprzęt arch-Surly
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 19 września 2017 Kategoria Surly-arch, AdB, Wyprawa

Amici de Bici, dz. 45

No to ruszyliśmy dalej. W Sarajewie było bardzo miło i fajne mieliśmy mieszkanko (dzięki, Vladimir!), ale ileż można siedzieć na tyłkach? ;)

Rano zimno, raptem 14 stopni, ale szybko się rozgrzaliśmy, bo najpierw 10 km przez miasto (na szczęście udało się znaleźć dość mało ruchliwą trasę, bo całe Sarajewo jest zakorkowane chyba porównywalnie jak Warszawa!), a potem od razu podjazd, tunel i ładny gorge Miljacki, aczkolwiek zeszpecony licznymi kamieniołomami. Podjazd dość długi, bo w sumie do 30. km trasy, ale najostrzejsze górki przecinał tunelami (w tym jednym nieczynnym tuż przed Pale, w którym trwały jakieś prace, ale mili panowie robotnicy nas przepuścili, mimo, że auta miały objazd :) , więc w sumie niezbyt wymagający. Potem dość długi i łagodny zjazd do Pracy (sprawdźcie sobie na mapie :p), co nam dobrze zrobiło, bo goniła nas niepogoda i chętnie trochę pocisnęliśmy, żeby jej uciec. Potem znów podjazd o 500 metrów, a na szczycie przywitały nas nieziemskie widoki na dolinę Driny i dalej leżące góry, w tym Durmitor. Za każdym razem, jak patrze z góry na te okolice, to uświadamiam sobie, czemu ten kraj nazywa się Czarno-góra :)

Zjazd do Gorazde długi, kręty i z kiepską nawierzchnią, ale że zaczynało co chwilę padać, to nie traciliśmy czasu, tylko mimo wybojów długa na dół. Tu nocleg w pensjonacie Somun, stosunkowo drogi (22 EUR) w nie najlepszym standardzie, ale czysto, więc też nic strasznego. Jak pogoda i siły dopiszą, to jutro opuszczamy Bośnię :)

Sarajewgo - Pale - Praca - Hrenovica - Osjecani - Gorazde.


  • DST 86.95km
  • Teren 0.50km
  • Czas 05:00
  • VAVG 17.39km/h
  • VMAX 54.48km/h
  • Temperatura 19.0°C
  • Podjazdy 1227m
  • Sprzęt arch-Surly
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 14 września 2017 Kategoria Surly-arch, AdB, Wyprawa

Amici de Bici, dz. 40

Od rana zimno, ruszałem w bezrękawniku i żałowałem tego kroku, bo raptem 14 stopni było. Poza tym potworny ruch na szosie do Sarajewa, więc szybko szukaliśmy jakieś alternatywnej trasy. Była, ale po kilku kilometrach przeszła w szutrówkę i gruntówkę, a potem odbiła w bok i pod górę, więc jak niepyszni wróciliśmy (pod bardzo stroma górkę) na ślad. Trochę się zresztą w tym miejscu rozluźniło i już nie walił TIR za TIRem.

Zaraz spotkaliśmy też sakwiarzy z Berlina, którzy również jechali do Sarajewa, ale zanim zdążyliśmy się nagadać, to nam się trasy rozjechały. Oni pojechali główną z TIRami, a my odbiliśmy na Kiseljak. Podjazd na niewysoką przełęcz zakłóciła nam mała sympatyczna suczka, która nas polubiła od pierwszego wejrzenia i biegła w podskokach przy naszych pedałach, sprawiając nieodparte wrażenie, że za chwilę coś ją rozjedzie. Wreszcie zatrzymaliśmy się dla jej dobra (bo było pod górę i nie dało się uciec), żeby ją zająć kiełbasą i w tym czasie czmychnąć. Była strasznie napalona, skakała na nas i dramatycznie się łasiła. A jak dostała kawał kiełbasy, to złapała ją w zęby i popędziła prawidłowo lewą stroną szosy do domu, ani się obejrzawszy. Ciekawe, ilu litościwych rowerzystów już nabrała na ten numer! :P

Potem był zjazd ładną dolinką do Visoko, gdzie miały być najwyższe i najstarsze na świecie piramidy, ale tak na nasze oko były zwykłe góry, a najciekawszymi obiektami były dwa wielkie muzułmańskie cmentarze.

Wreszcie dojazd z Visoko do Sarajewa, bez historii poza jednym odstąpieniem od śladu (z powodu skrętu śladu na rzekomą ekspresówkę i drogi wyglądającej na mapie na dobrą alternatywę, co skończyło się pchaniem rowerów w błocie :P) ale za to w strasznym ruchu, a pod koniec nawet w solidnych korkach. Po godz. 17 dotarliśmy do naszego mieszkanka z AirBnB wynajętego na 5 dni za raptem ok. 100 EUR. Pora na solidny odpoczynek! :)

Travnik - Kiseljak - Visoko - Sarajewo.



PS. Skoro to dzień nr 40, to powinienem napisać Wielki Post, ale mi się nie chciało ;)
  • DST 95.94km
  • Czas 05:03
  • VAVG 19.00km/h
  • VMAX 41.72km/h
  • Temperatura 24.0°C
  • Podjazdy 585m
  • Sprzęt arch-Surly
  • Aktywność Jazda na rowerze

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl