Wpisy archiwalne w miesiącu
Lipiec, 2014
Dystans całkowity: | 1797.10 km (w terenie 13.40 km; 0.75%) |
Czas w ruchu: | 65:13 |
Średnia prędkość: | 27.56 km/h |
Maksymalna prędkość: | 75.25 km/h |
Suma podjazdów: | 6900 m |
Liczba aktywności: | 31 |
Średnio na aktywność: | 57.97 km i 2h 06m |
Więcej statystyk |
Po mieście
Do Ryśka, ale on też nie poradził na niesubordynację lewej manetki. Stwierdził tylko, że jakaś sprężynka w manetce jest w innym miejscu niż być powinna i dlatego nie zabiera. Robota bardziej dla zegarmistrza, a on teraz nie ma na to czasu. Chlip :(
- DST 13.44km
- Czas 00:32
- VAVG 25.20km/h
- VMAX 35.39km/h
- Temperatura 29.0°C
- Podjazdy 37m
- Sprzęt Colnago
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 20 lipca 2014
Kategoria Surly-arch, Wycieczka
Jazda testowa
Testowa dla kolana N. Niestety nie jest tak dobrze jak powinno być i wciąż pobolewa :(
Przez to nawet (primum non nocere) nieco skróciliśmy trasę (miało być 40 km).
No i upal równie przestraszliwy jak wczoraj. Na szczęście pod wieczór przeszłą burza i teraz już się wreszcie da oddychać ;)
Przez to nawet (primum non nocere) nieco skróciliśmy trasę (miało być 40 km).
No i upal równie przestraszliwy jak wczoraj. Na szczęście pod wieczór przeszłą burza i teraz już się wreszcie da oddychać ;)
- DST 25.61km
- Czas 01:11
- VAVG 21.64km/h
- VMAX 36.77km/h
- Temperatura 36.0°C
- Podjazdy 66m
- Sprzęt arch-Surly
- Aktywność Jazda na rowerze
Z dzidą na Wałbrzych!
W ramach ukoronowania testowania soszówki chciałem zrobić coś dłuższego. Jakiś czas temu zgłosiły się Hipki z pomysłem uderzenia na Berlin. Czemu nie? Chociaż trochę daleko (z gminami wyszło prawie 600) jak na nowy rower, który nie wiadomo, jak bardzo da mi popalić. Ze względu na niezbyt korzystne połączenie powrotne (tzn. połączenie jest dobre, ale godziny mi nieszczególnie pasowały) najpierw postanowiliśmy skrócić do Słubic/ Rzepina, a potem w ogóle zmieniliśmy plan.
Padło na Jelenią Górę, ale po konsultacjach wyszło, ze im wszystko jedno, a ja bym wolał Wałbrzych bo na trasie do Jeleniej nie wpadnie ani jedna (!) nowa gmina. W międzyczasie skaptowaliśmy jeszcze Gabriela z Angeliką.
Z Gabrielem umówiliśmy się na Rondzie lotników, z Angeliką przy dworcu w Pabianicach, Hipki dojechały bardzo porannym pociągiem do Pabianic. Jest 8:15, ciepło. Ruszamy.
Miał być sprzyjający wiatr, więc zaplanowaliśmy dość ciasno z czasem (zdeterminowane przez pociągi), zatem nie należało jechać zbyt leniwie. Od początku wrzucamy więc średnią 30+ i ustalamy reżim postojowy (co 75 km).
Pierwszy odcinek do Wielunia (90 km) to dobre tempo i bardzo słaby, zmienny wiatr, który ani pomagał, ani przeszkadzał. Ładnie wychodzimy z Hipkami na zmiany i ogólnie jest OK, za to tempo wyraźnie nie odpowiada Angelice. Niewiele, ale zostaje z tyłu - raz z Gabrielem, raz z Hipkiem. W Wieluniu ustalamy, że ponieważ my bardzo chcemy zdążyć na pociąg powrotny z Wałbrzycha, a Gabangeliki niekoniecznie (nie zbierają gmin), więc pojedziemy osobno, oni okrężnie do Wrocławia (żeby wyszło 300, tylko czasu będą mieli więcej), a my planowaną trasą. Szkoda, ale Angelika słusznie mówi, że po co ona ma się męczyć, a my denerwować, że nie zdążymy? Okej, ze stacji Orlenu w Wieluniu wyjeżdżamy już osobno.
Do Namysłowa (160 km, drugi postój) tempo nadal dobre, ale robi się upał. Coraz gorszy, coraz straszliwszy. Przed Byczyną odcinek okropnej nawierzchni, w myślach przepraszam soszówkę, że ją na to narażam ;) W Namysłowie wyszedł nam postój bardzo długi (45 minut), bo Hipki skoczyły jeszcze po położoną tuż za granica miasta gminę Wilków. Nic to, jeśli utrzymamy tempo, to mamy godzinę zapasu, więc można szaleć! ;)
Za Namysłowem wiatr robi się przodoboczny (na resztę dnia ustalił się mniej-więcej z kierunków SE) i silniejszy, ale i tak karty dziś rozdaje upał. Przydrożna tablica pokazuje temperaturę powietrza 32 st, nawierzchni - 55 st (!). Liczniki pokazują 36-37 st., wiadomo, to temperatura w słońcu, ale my właśnie w słońcu jedziemy! Wyjątkiem jest bardzo przyjemny odcinek przez las przed Brzegiem, temperatura spada do 31 i jest cień. Ale na długo to nie wystarcza, za chwilę znów jedziemy w pełnej lampie i przeszkadzającym wietrze. Mimo to w Strzelinie (trzeci postój, 235 km) mamy wciąż średnią 30,5. Psuje się natomiast samopoczucie: mnie boli stopa (tym razem jadę w normalnych SPD i nie ma jak zmienić pozycji na pedale), dłonie (brak lemondki, której nie zdążyłem założyć daje się we znaki) i oczywiście okolice siodełka ;) Ale gorzej ma Hipcia, której but uciska na nerw w stopie i czuje, jakby ją przypalano żelazem :(
Siedzimy trochę pod sklepem, jak moczę stopy wodą mineralną (łazienki nie ma), Hipki coś poprawiają przy bucie Agaty. ale za długo stać nie można. Po 20 minutach dzida!
Następny odcinek to już pagórki, ale początkowo trzymamy tempo. Jednak mnie coraz bardziej daje się we znaki upał. Od Namysłowa nie mogę zjeść nic konkretnego, bo czuje, jak mi się cofa, więc jadę na jednym batonie i bananach. Baton to zresztą wylizywanie z papierka podczas jazdy, więc niezbyt fajnie się je. Tylko banany - rewelacja, na tym odcinku zjadłem chyba trzy.
Mimo to jedzie się coraz gorzej, temperatura nadal w okolicach 35, lekkie mdłości i ogólnie zaczynam czuć, że udar cieplny mnie nie ominął. Tempo spada. Czy dojadę...? Namawiam Hipki na lekkie skrócenie trasy (z pominięciem przygranicznych gmina Nowa Ruda, Głuszyca, Mieroszów, Jedlina-Zdrój). Hipcia protestuje, więc proponuję, żeby sobie pojechali wg trasy, a ja skrócę, bo zwyczajnie boję się, że nie zdążę - jedzie się coraz gorzej. Zwycięża jednak głos rozsądku Hipka i skracamy wszyscy razem, robiąc jeszcze dodatkowy postój na stacji Orlenu w Pieszycach. Znów nic nie jem, ale przynajmniej można się ochlapać (mimo zbliżającego się zachodu słońca temperatura nie schodzi poniżej 30).
Podjazd do granic Wałbrzycha (na 500m npm) jest dla mnie koszmarem. Nachylenie raptem 3-4% (raz doszło do 6), a ja jadę ok 12 km/h i to ledwo-ledwo. Swoje dokłada to, że nie mogę zrzucić łańcucha z blatu, bo wczoraj przy próbie regulacji przerzutki coś dziwnego się stało z lewą manetką i nie działa. Musze z tym skoczyć do Ryśka. Wreszcie ręcznie zrzucam na środkowy, jest trochę lepiej, ale niewiele. Ogólnie czuje się jak z krzyża zdjęty, albo nawet jeszcze nie ;)
Wreszcie jest Wałbrzych. Jeszcze trochę pagórków, zakupy na drogę powrotną (nakupowałem bez sensu żarcia, a i tak nie mogłem go zjeść, bo mnie mdliło :P) i spokojnie zdążamy na dworzec. Jest nawet otwarta toaleta, więc udaje mi się nieco umyć przed podróżą i przebrać w czyste. To akurat strzał w dziesiątkę, poczułem się nieco lepiej. Do Wrocławia mamy przedział dla siebie i w miarę komfort (gdyby nie upał w pociągu). Tam wbija się ekipa pięciorga rowerzystów plus Gabangeliki, więc robi się ciasno i bardzo duszno, na dodatek paniusie z ekipy stanowczo zamykają okno. Uciekamy do sąsiedniego przedziału, ale i tam nie mogę wytrzymać, więc w końcu przysypiam na podłodze blisko toalety, by w razie czego zdążyć ;)
Pozycja leżąca pomaga, Na koniec podróży czuję się już nieco lepiej, więc bez problemu docieram z dworca do domu. Myć i spaaaać...
Trasa planowana: http://goo.gl/maps/pi04B
Trasa faktyczna: Łódź - Pabianice - Łask - Widawa - Wieluń - Byczyna - Wołczyn - Namysłów - Brzeg - Strzelin Dzierżoniów - Bielawa - Pieszyce - Bystrzyca Górna - Dziećmorowice - Wałbrzych - (pociąg) - Łódź
Dziękuję bardzo Hipkom za super towarzystwo i zrozumienie dla mojej końcowej słabizny, a Gabangelikom też, tylko krócej ;)
Do następnego!
Wnioski z wycieczki:
- rower mi dojadł mocno, chyba jednak jest za długi i dlatego dłonie aż tak bolą. Czy skrócenie mostka pomoże...? Bo do siodełka to chyba się kiedyś przyzwyczaję... ;)
- trójkąt do soszówki się nie nadaje, bo praktycznie uniemożliwia korzystanie z dwóch bidonów (bidon na rurze podsiodłowej wchodzi na styk, ale rozpycha trójkąt na boki i ocieram kolanami, a jego wyciąganie i zwłaszcza wkładanie jest możliwe tylko na postojach), więc chyba jednak tank-bag...
- torba Rafałowa pojemna, ale bardzo niewygodna w obsłudze. Znalezienie w niej czegokolwiek to koszmar, a na dodatek przy każdym otwarciu wszystko chce się wysypać... :( No i jeśli jej się nie przymocuje bardzo uważnie, to kołysze się na boki i skrzypi ;) Ogólnie trzeba raz jeszcze bardzo dokładnie przemyśleć kwestię bagażu, może jednak bagażnik sztycowy z mała sakwą...?
Padło na Jelenią Górę, ale po konsultacjach wyszło, ze im wszystko jedno, a ja bym wolał Wałbrzych bo na trasie do Jeleniej nie wpadnie ani jedna (!) nowa gmina. W międzyczasie skaptowaliśmy jeszcze Gabriela z Angeliką.
Z Gabrielem umówiliśmy się na Rondzie lotników, z Angeliką przy dworcu w Pabianicach, Hipki dojechały bardzo porannym pociągiem do Pabianic. Jest 8:15, ciepło. Ruszamy.
Miał być sprzyjający wiatr, więc zaplanowaliśmy dość ciasno z czasem (zdeterminowane przez pociągi), zatem nie należało jechać zbyt leniwie. Od początku wrzucamy więc średnią 30+ i ustalamy reżim postojowy (co 75 km).
Pierwszy odcinek do Wielunia (90 km) to dobre tempo i bardzo słaby, zmienny wiatr, który ani pomagał, ani przeszkadzał. Ładnie wychodzimy z Hipkami na zmiany i ogólnie jest OK, za to tempo wyraźnie nie odpowiada Angelice. Niewiele, ale zostaje z tyłu - raz z Gabrielem, raz z Hipkiem. W Wieluniu ustalamy, że ponieważ my bardzo chcemy zdążyć na pociąg powrotny z Wałbrzycha, a Gabangeliki niekoniecznie (nie zbierają gmin), więc pojedziemy osobno, oni okrężnie do Wrocławia (żeby wyszło 300, tylko czasu będą mieli więcej), a my planowaną trasą. Szkoda, ale Angelika słusznie mówi, że po co ona ma się męczyć, a my denerwować, że nie zdążymy? Okej, ze stacji Orlenu w Wieluniu wyjeżdżamy już osobno.
Do Namysłowa (160 km, drugi postój) tempo nadal dobre, ale robi się upał. Coraz gorszy, coraz straszliwszy. Przed Byczyną odcinek okropnej nawierzchni, w myślach przepraszam soszówkę, że ją na to narażam ;) W Namysłowie wyszedł nam postój bardzo długi (45 minut), bo Hipki skoczyły jeszcze po położoną tuż za granica miasta gminę Wilków. Nic to, jeśli utrzymamy tempo, to mamy godzinę zapasu, więc można szaleć! ;)
Za Namysłowem wiatr robi się przodoboczny (na resztę dnia ustalił się mniej-więcej z kierunków SE) i silniejszy, ale i tak karty dziś rozdaje upał. Przydrożna tablica pokazuje temperaturę powietrza 32 st, nawierzchni - 55 st (!). Liczniki pokazują 36-37 st., wiadomo, to temperatura w słońcu, ale my właśnie w słońcu jedziemy! Wyjątkiem jest bardzo przyjemny odcinek przez las przed Brzegiem, temperatura spada do 31 i jest cień. Ale na długo to nie wystarcza, za chwilę znów jedziemy w pełnej lampie i przeszkadzającym wietrze. Mimo to w Strzelinie (trzeci postój, 235 km) mamy wciąż średnią 30,5. Psuje się natomiast samopoczucie: mnie boli stopa (tym razem jadę w normalnych SPD i nie ma jak zmienić pozycji na pedale), dłonie (brak lemondki, której nie zdążyłem założyć daje się we znaki) i oczywiście okolice siodełka ;) Ale gorzej ma Hipcia, której but uciska na nerw w stopie i czuje, jakby ją przypalano żelazem :(
Siedzimy trochę pod sklepem, jak moczę stopy wodą mineralną (łazienki nie ma), Hipki coś poprawiają przy bucie Agaty. ale za długo stać nie można. Po 20 minutach dzida!
Następny odcinek to już pagórki, ale początkowo trzymamy tempo. Jednak mnie coraz bardziej daje się we znaki upał. Od Namysłowa nie mogę zjeść nic konkretnego, bo czuje, jak mi się cofa, więc jadę na jednym batonie i bananach. Baton to zresztą wylizywanie z papierka podczas jazdy, więc niezbyt fajnie się je. Tylko banany - rewelacja, na tym odcinku zjadłem chyba trzy.
Mimo to jedzie się coraz gorzej, temperatura nadal w okolicach 35, lekkie mdłości i ogólnie zaczynam czuć, że udar cieplny mnie nie ominął. Tempo spada. Czy dojadę...? Namawiam Hipki na lekkie skrócenie trasy (z pominięciem przygranicznych gmina Nowa Ruda, Głuszyca, Mieroszów, Jedlina-Zdrój). Hipcia protestuje, więc proponuję, żeby sobie pojechali wg trasy, a ja skrócę, bo zwyczajnie boję się, że nie zdążę - jedzie się coraz gorzej. Zwycięża jednak głos rozsądku Hipka i skracamy wszyscy razem, robiąc jeszcze dodatkowy postój na stacji Orlenu w Pieszycach. Znów nic nie jem, ale przynajmniej można się ochlapać (mimo zbliżającego się zachodu słońca temperatura nie schodzi poniżej 30).
Podjazd do granic Wałbrzycha (na 500m npm) jest dla mnie koszmarem. Nachylenie raptem 3-4% (raz doszło do 6), a ja jadę ok 12 km/h i to ledwo-ledwo. Swoje dokłada to, że nie mogę zrzucić łańcucha z blatu, bo wczoraj przy próbie regulacji przerzutki coś dziwnego się stało z lewą manetką i nie działa. Musze z tym skoczyć do Ryśka. Wreszcie ręcznie zrzucam na środkowy, jest trochę lepiej, ale niewiele. Ogólnie czuje się jak z krzyża zdjęty, albo nawet jeszcze nie ;)
Wreszcie jest Wałbrzych. Jeszcze trochę pagórków, zakupy na drogę powrotną (nakupowałem bez sensu żarcia, a i tak nie mogłem go zjeść, bo mnie mdliło :P) i spokojnie zdążamy na dworzec. Jest nawet otwarta toaleta, więc udaje mi się nieco umyć przed podróżą i przebrać w czyste. To akurat strzał w dziesiątkę, poczułem się nieco lepiej. Do Wrocławia mamy przedział dla siebie i w miarę komfort (gdyby nie upał w pociągu). Tam wbija się ekipa pięciorga rowerzystów plus Gabangeliki, więc robi się ciasno i bardzo duszno, na dodatek paniusie z ekipy stanowczo zamykają okno. Uciekamy do sąsiedniego przedziału, ale i tam nie mogę wytrzymać, więc w końcu przysypiam na podłodze blisko toalety, by w razie czego zdążyć ;)
Pozycja leżąca pomaga, Na koniec podróży czuję się już nieco lepiej, więc bez problemu docieram z dworca do domu. Myć i spaaaać...
Trasa planowana: http://goo.gl/maps/pi04B
Trasa faktyczna: Łódź - Pabianice - Łask - Widawa - Wieluń - Byczyna - Wołczyn - Namysłów - Brzeg - Strzelin Dzierżoniów - Bielawa - Pieszyce - Bystrzyca Górna - Dziećmorowice - Wałbrzych - (pociąg) - Łódź
Dziękuję bardzo Hipkom za super towarzystwo i zrozumienie dla mojej końcowej słabizny, a Gabangelikom też, tylko krócej ;)
Do następnego!
Wnioski z wycieczki:
- rower mi dojadł mocno, chyba jednak jest za długi i dlatego dłonie aż tak bolą. Czy skrócenie mostka pomoże...? Bo do siodełka to chyba się kiedyś przyzwyczaję... ;)
- trójkąt do soszówki się nie nadaje, bo praktycznie uniemożliwia korzystanie z dwóch bidonów (bidon na rurze podsiodłowej wchodzi na styk, ale rozpycha trójkąt na boki i ocieram kolanami, a jego wyciąganie i zwłaszcza wkładanie jest możliwe tylko na postojach), więc chyba jednak tank-bag...
- torba Rafałowa pojemna, ale bardzo niewygodna w obsłudze. Znalezienie w niej czegokolwiek to koszmar, a na dodatek przy każdym otwarciu wszystko chce się wysypać... :( No i jeśli jej się nie przymocuje bardzo uważnie, to kołysze się na boki i skrzypi ;) Ogólnie trzeba raz jeszcze bardzo dokładnie przemyśleć kwestię bagażu, może jednak bagażnik sztycowy z mała sakwą...?
- DST 312.75km
- Czas 10:58
- VAVG 28.52km/h
- VMAX 60.50km/h
- Temperatura 36.0°C
- Podjazdy 1292m
- Sprzęt Colnago
- Aktywność Jazda na rowerze
Po mieście
Sprawdzałem siodło Author Vector. Niby identyczne jak ASD Ergo Gel, a jakoś inaczej się siedzi. Może dlatego, że nówka...?
- DST 20.10km
- Czas 00:57
- VAVG 21.16km/h
- VMAX 31.00km/h
- Temperatura 28.0°C
- Podjazdy 54m
- Sprzęt KTM
- Aktywność Jazda na rowerze
Happy Hours - Stolyca
Najpierw 15 km po mieście stołecznym z błądzeniem po wybojach Fortu Mokotów i stateczną średnią 21, a potem powrót do Łodzi z lekkim acz wyraźnie sprzyjającym wiatrem NNE i średnią 33,1 :)
Warszawa - Pruszków - Żyrardów - Puszcza Mariańska - Kamion - Adamów - Dębowa Góra - Słupia - Jeżów - ZDW - Andrespol - Wiśniowa Góra - Łódź.
Pod koniec dnia nawet temperatura zrobiła się przyjemna, bo 21 stopni :)
Warszawa - Pruszków - Żyrardów - Puszcza Mariańska - Kamion - Adamów - Dębowa Góra - Słupia - Jeżów - ZDW - Andrespol - Wiśniowa Góra - Łódź.
Pod koniec dnia nawet temperatura zrobiła się przyjemna, bo 21 stopni :)
- DST 151.22km
- Teren 0.50km
- Czas 04:50
- VAVG 31.29km/h
- VMAX 52.98km/h
- Temperatura 23.0°C
- Podjazdy 444m
- Sprzęt Colnago
- Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 16 lipca 2014
Kategoria .Schwinn-arch, Użytkowo
Po mieście
- DST 20.20km
- Czas 00:54
- VAVG 22.44km/h
- VMAX 40.00km/h
- Temperatura 29.0°C
- Podjazdy 63m
- Sprzęt Schwinnka
- Aktywność Jazda na rowerze
Happy 90 minutes :)
Stała (i stara) czasówkowa trasa do Rękoraju i z powrotem, tyle że końcówka Trasą Górna. O dziwo jest ciut bliżej, ale dopiero w domu zauważyłem, ze brakło do 60 km ;)
Wynik niewiarygodnie dobry, bo też i zafałszowany wielce sprzyjającymi okolicznościami. A było tak:
- w tamtą stronę z wiatrem
- w tamtą stronę dwa razy za TIRem (do 60 km/h) po jakieś 600-800 metrów
- końcówka pod wiatr z dogonionym szosowcem, który pod górę pociągnął 45 km/h :)
- z powrotem początek z wiatrem (jakoś on trochę skręcił, ja trochę skręciłem i się zgraliśmy ;)
- trzy razy za TIRem (raz do maksa i dwa razy do 60 - łącznie chyba pod 3 km!)
- końcówka pod ostry wiatr, bo się zebrało na deszcz i zaczęło silnie wiać NNW
Więc jak widać był duży fart i okoliczności sprzyjające średniej.
Mimo to bez wątpienia rower jest szybszy od Surly'ego, a przede wszystkim szybciej przyspiesza. Na Surlym było raczej wyjątkiem, że utrzymałem TIRowi koło przy ruszaniu ze skrzyżowania. Na Colnago w zasadzie nie sposób, żeby TIR mi uciekł wcześniej niż powyżej 60 km/h, jeśli nie jest pod górę :) A niektóre odbieram jako zgoła ślamazarne :)
No i wreszcie: mimo sprzyjających okoliczności można stwierdzić, że forma chyba niezła, bo nawet się jakoś strasznie nie zmachałem :)
Wynik niewiarygodnie dobry, bo też i zafałszowany wielce sprzyjającymi okolicznościami. A było tak:
- w tamtą stronę z wiatrem
- w tamtą stronę dwa razy za TIRem (do 60 km/h) po jakieś 600-800 metrów
- końcówka pod wiatr z dogonionym szosowcem, który pod górę pociągnął 45 km/h :)
- z powrotem początek z wiatrem (jakoś on trochę skręcił, ja trochę skręciłem i się zgraliśmy ;)
- trzy razy za TIRem (raz do maksa i dwa razy do 60 - łącznie chyba pod 3 km!)
- końcówka pod ostry wiatr, bo się zebrało na deszcz i zaczęło silnie wiać NNW
Więc jak widać był duży fart i okoliczności sprzyjające średniej.
Mimo to bez wątpienia rower jest szybszy od Surly'ego, a przede wszystkim szybciej przyspiesza. Na Surlym było raczej wyjątkiem, że utrzymałem TIRowi koło przy ruszaniu ze skrzyżowania. Na Colnago w zasadzie nie sposób, żeby TIR mi uciekł wcześniej niż powyżej 60 km/h, jeśli nie jest pod górę :) A niektóre odbieram jako zgoła ślamazarne :)
No i wreszcie: mimo sprzyjających okoliczności można stwierdzić, że forma chyba niezła, bo nawet się jakoś strasznie nie zmachałem :)
- DST 59.48km
- Czas 01:30
- VAVG 39.65km/h
- VMAX 71.89km/h
- Temperatura 28.0°C
- Podjazdy 219m
- Sprzęt Colnago
- Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 14 lipca 2014
Kategoria .Schwinn-arch, Użytkowo
Po mieście
- DST 45.31km
- Czas 02:09
- VAVG 21.07km/h
- VMAX 37.50km/h
- Temperatura 26.0°C
- Podjazdy 135m
- Sprzęt Schwinnka
- Aktywność Jazda na rowerze
Jazda testowa #4
Z cherlającym Serweczem od niego Wycieczkową, Okólną, Moskulami do Strykowskiej, w Dobrej w prawo, a potem to już kompletnie nie wiem jak do Kalonki, dalej Plichtów - Skoszewy - Janinów - Buczek - Jaroszki - Moskwa i powrót Brzezińską z dwoma spotkanymi szosowcami pod wiatr.
Coraz pewniej się czuję na szosówce i coraz mniej mam problemów z akceptacją pozycji. Serwecz twierdzi, że wygląda na "wyciągniętą", ale chyba nie powyżej normy. Porobił mi trochę zdjęć, więc może i ja wreszcie czegoś się dowiem :P
Dość silny wiatr NWW. W drodze powrotnej przeszkadzał.
Coraz pewniej się czuję na szosówce i coraz mniej mam problemów z akceptacją pozycji. Serwecz twierdzi, że wygląda na "wyciągniętą", ale chyba nie powyżej normy. Porobił mi trochę zdjęć, więc może i ja wreszcie czegoś się dowiem :P
Dość silny wiatr NWW. W drodze powrotnej przeszkadzał.
- DST 76.35km
- Teren 1.00km
- Czas 02:32
- VAVG 30.14km/h
- VMAX 59.00km/h
- Temperatura 25.0°C
- Podjazdy 472m
- Sprzęt Colnago
- Aktywność Jazda na rowerze
Jazda testowa #3
Najpierw z grupą retkińską za Jankowice. Tam mi spadły okulary, nie chciałem machnąć na nie ręką, bo je lubię, więc zawróciłem. Oczywiście grupa mi uciekła, więc przy okazji postoju poprawiłem ustawienie kierownicy (po wczorajszej zmianie mostka na 90 mm ustawiłem ją zbyt nisko). Potem dalej trasą pod wiatr, wiedząc, że prędzej czy później spotkam wracającą grupę. Jakoż i spotkałem, i to prędzej - nieźle musieli zapierdzielać ;)
Dalej znów z grupą do Gorzewa, gdzie im uciekłem i skręciłem w bok na Chocianowice, bo już po finiszu w Petrykozach coś za wolno mi jechali :P
Przy przejeździe kolejowym znów regulacje - tym razem siodełko, żeby nie było aż tak pochylone (kilka osób z grupy stwierdziło, że jest za bardzo dziobem w dół). Nie wiem, czy jest teraz lepiej czy gorzej :P
Nawrót na Górkę Pabianicką i pod kościołem stwierdziłem, że mam krzywo mostek (!). Jednak ustawianie w domu bez czegoś długiego i prostego na wzór słabo mi wychodzi. Więc wykorzystałem długi i prosty krawężnik, i ustawiłem mostek na gites.
Dalej już bez zatrzymań: Pabianice - Gospodarz - Rzgów - Tuszynek - Rzgów - Trasa Górna - dom.
Dość silny wiatr NW, w końcówce dał mi ostro popalić ;)
Ale rower czuję coraz lepiej i coraz więcej mam nadziei, że jednak się dogadamy i będzie nam się dobrze razem jeździło ;)
Dalej znów z grupą do Gorzewa, gdzie im uciekłem i skręciłem w bok na Chocianowice, bo już po finiszu w Petrykozach coś za wolno mi jechali :P
Przy przejeździe kolejowym znów regulacje - tym razem siodełko, żeby nie było aż tak pochylone (kilka osób z grupy stwierdziło, że jest za bardzo dziobem w dół). Nie wiem, czy jest teraz lepiej czy gorzej :P
Nawrót na Górkę Pabianicką i pod kościołem stwierdziłem, że mam krzywo mostek (!). Jednak ustawianie w domu bez czegoś długiego i prostego na wzór słabo mi wychodzi. Więc wykorzystałem długi i prosty krawężnik, i ustawiłem mostek na gites.
Dalej już bez zatrzymań: Pabianice - Gospodarz - Rzgów - Tuszynek - Rzgów - Trasa Górna - dom.
Dość silny wiatr NW, w końcówce dał mi ostro popalić ;)
Ale rower czuję coraz lepiej i coraz więcej mam nadziei, że jednak się dogadamy i będzie nam się dobrze razem jeździło ;)
- DST 101.10km
- Czas 03:03
- VAVG 33.15km/h
- VMAX 52.50km/h
- Temperatura 18.0°C
- Podjazdy 377m
- Sprzęt Colnago
- Aktywność Jazda na rowerze