Informacje

  • Wszystkie kilometry: 222409.15 km
  • Km w terenie: 5430.61 km (2.44%)
  • Suma podjazdów: 1747635 m
  • Czas na rowerze: 449d 05h 04m
  • Prędkość średnia: 20.63 km/h
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl
Jak to drzewiej bywało: button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Zaprzyjaźnione blogi i strony

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy aard.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Sobota, 19 lipca 2014 Kategoria !Colnago, Wycieczka

Z dzidą na Wałbrzych!

W ramach ukoronowania testowania soszówki chciałem zrobić coś dłuższego. Jakiś czas temu zgłosiły się Hipki z pomysłem uderzenia na Berlin. Czemu nie? Chociaż trochę daleko (z gminami wyszło prawie 600) jak na nowy rower, który nie wiadomo, jak bardzo da mi popalić. Ze względu na niezbyt korzystne połączenie powrotne (tzn. połączenie jest dobre, ale godziny mi nieszczególnie pasowały) najpierw postanowiliśmy skrócić do Słubic/ Rzepina, a potem w ogóle zmieniliśmy plan.
Padło na Jelenią Górę, ale po konsultacjach wyszło, ze im wszystko jedno, a ja bym wolał Wałbrzych bo na trasie do Jeleniej nie wpadnie ani jedna (!) nowa gmina. W międzyczasie skaptowaliśmy jeszcze Gabriela z Angeliką.
Z Gabrielem umówiliśmy się na Rondzie lotników, z Angeliką przy dworcu w Pabianicach, Hipki dojechały bardzo porannym pociągiem do Pabianic. Jest 8:15, ciepło. Ruszamy.

Miał być sprzyjający wiatr, więc zaplanowaliśmy dość ciasno z czasem (zdeterminowane przez pociągi), zatem nie należało jechać zbyt leniwie. Od początku wrzucamy więc średnią 30+ i ustalamy reżim postojowy (co 75 km).

Pierwszy odcinek do Wielunia (90 km) to dobre tempo i bardzo słaby, zmienny wiatr, który ani pomagał, ani przeszkadzał. Ładnie wychodzimy z Hipkami na zmiany i ogólnie jest OK, za to tempo wyraźnie nie odpowiada Angelice. Niewiele, ale zostaje z tyłu - raz z Gabrielem, raz z Hipkiem. W Wieluniu ustalamy, że ponieważ my bardzo chcemy zdążyć na pociąg powrotny z Wałbrzycha, a Gabangeliki niekoniecznie (nie zbierają gmin), więc pojedziemy osobno, oni okrężnie do Wrocławia (żeby wyszło 300, tylko czasu będą mieli więcej), a my planowaną trasą. Szkoda, ale Angelika słusznie mówi, że po co ona ma się męczyć, a my denerwować, że nie zdążymy? Okej, ze stacji Orlenu w Wieluniu wyjeżdżamy już osobno.

Do Namysłowa (160 km, drugi postój) tempo nadal dobre, ale robi się upał. Coraz gorszy, coraz straszliwszy. Przed Byczyną odcinek okropnej nawierzchni, w myślach przepraszam soszówkę, że ją na to narażam ;) W Namysłowie wyszedł nam postój bardzo długi (45 minut), bo Hipki skoczyły jeszcze po położoną tuż za granica miasta gminę Wilków. Nic to, jeśli utrzymamy tempo, to mamy godzinę zapasu, więc można szaleć! ;)

Za Namysłowem wiatr robi się przodoboczny (na resztę dnia ustalił się mniej-więcej z kierunków SE) i silniejszy, ale i tak karty dziś rozdaje upał. Przydrożna tablica pokazuje temperaturę powietrza 32 st, nawierzchni - 55 st (!). Liczniki pokazują 36-37 st., wiadomo, to temperatura w słońcu, ale my właśnie w słońcu jedziemy! Wyjątkiem jest bardzo przyjemny odcinek przez las przed Brzegiem, temperatura spada do 31 i jest cień. Ale na długo to nie wystarcza, za chwilę znów jedziemy w pełnej lampie i przeszkadzającym wietrze. Mimo to w Strzelinie (trzeci postój, 235 km) mamy wciąż średnią 30,5. Psuje się natomiast samopoczucie: mnie boli stopa (tym razem jadę w normalnych SPD i nie ma jak zmienić pozycji na pedale), dłonie (brak lemondki, której nie zdążyłem założyć daje się we znaki) i oczywiście okolice siodełka ;) Ale gorzej ma Hipcia, której but uciska na nerw w stopie i czuje, jakby ją przypalano żelazem :(
Siedzimy trochę pod sklepem, jak moczę stopy wodą mineralną (łazienki nie ma), Hipki coś poprawiają przy bucie Agaty. ale za długo stać nie można. Po 20 minutach dzida!

Następny odcinek to już pagórki, ale początkowo trzymamy tempo. Jednak mnie coraz bardziej daje się we znaki upał. Od Namysłowa nie mogę zjeść nic konkretnego, bo czuje, jak mi się cofa, więc jadę na jednym batonie i bananach. Baton to zresztą wylizywanie z papierka podczas jazdy, więc niezbyt fajnie się je. Tylko banany - rewelacja, na tym odcinku zjadłem chyba trzy.

Mimo to jedzie się coraz gorzej, temperatura nadal w okolicach 35, lekkie mdłości i ogólnie zaczynam czuć, że udar cieplny mnie nie ominął. Tempo spada. Czy dojadę...? Namawiam Hipki na lekkie skrócenie trasy (z pominięciem przygranicznych gmina Nowa Ruda, Głuszyca, Mieroszów, Jedlina-Zdrój). Hipcia protestuje, więc proponuję, żeby sobie pojechali wg trasy, a ja skrócę, bo zwyczajnie boję się, że nie zdążę - jedzie się coraz gorzej. Zwycięża jednak głos rozsądku Hipka i skracamy wszyscy razem, robiąc jeszcze dodatkowy postój na stacji Orlenu w Pieszycach. Znów nic nie jem, ale przynajmniej można się ochlapać (mimo zbliżającego się zachodu słońca temperatura nie schodzi poniżej 30).

Podjazd do granic Wałbrzycha (na 500m npm) jest dla mnie koszmarem. Nachylenie raptem 3-4% (raz doszło do 6), a ja jadę ok 12 km/h i to ledwo-ledwo. Swoje dokłada to, że nie mogę zrzucić łańcucha z blatu, bo wczoraj przy próbie regulacji przerzutki coś dziwnego się stało z lewą manetką i nie działa. Musze z tym skoczyć do Ryśka. Wreszcie ręcznie zrzucam na środkowy, jest trochę lepiej, ale niewiele. Ogólnie czuje się jak z krzyża zdjęty, albo nawet jeszcze nie ;)

Wreszcie jest Wałbrzych. Jeszcze trochę pagórków, zakupy na drogę powrotną (nakupowałem bez sensu żarcia, a i tak nie mogłem go zjeść, bo mnie mdliło :P) i spokojnie zdążamy na dworzec. Jest nawet otwarta toaleta, więc udaje mi się nieco umyć przed podróżą i przebrać w czyste. To akurat strzał w dziesiątkę, poczułem się nieco lepiej. Do Wrocławia mamy przedział dla siebie i w miarę komfort (gdyby nie upał w pociągu). Tam wbija się ekipa pięciorga rowerzystów plus Gabangeliki, więc robi się ciasno i bardzo duszno, na dodatek paniusie z ekipy stanowczo zamykają okno. Uciekamy do sąsiedniego przedziału, ale i tam nie mogę wytrzymać, więc w końcu przysypiam na podłodze blisko toalety, by w razie czego zdążyć ;)

Pozycja leżąca pomaga, Na koniec podróży czuję się już nieco lepiej, więc bez problemu docieram z dworca do domu. Myć i spaaaać...

Trasa planowana: http://goo.gl/maps/pi04B
Trasa faktyczna: Łódź - Pabianice - Łask - Widawa - Wieluń - Byczyna - Wołczyn - Namysłów - Brzeg - Strzelin  Dzierżoniów - Bielawa - Pieszyce - Bystrzyca Górna - Dziećmorowice - Wałbrzych - (pociąg) - Łódź

Dziękuję bardzo Hipkom za super towarzystwo i zrozumienie dla mojej końcowej słabizny, a Gabangelikom też, tylko krócej ;)
Do następnego!

Wnioski z wycieczki:
- rower mi dojadł mocno, chyba jednak jest za długi i dlatego dłonie aż tak bolą. Czy skrócenie mostka pomoże...? Bo do siodełka to chyba się kiedyś przyzwyczaję... ;)
- trójkąt do soszówki się nie nadaje, bo praktycznie uniemożliwia korzystanie z dwóch bidonów (bidon na rurze podsiodłowej wchodzi na styk, ale rozpycha trójkąt na boki i ocieram kolanami, a jego wyciąganie i zwłaszcza wkładanie jest możliwe tylko na postojach), więc chyba jednak tank-bag...
- torba Rafałowa pojemna, ale bardzo niewygodna w obsłudze. Znalezienie w niej czegokolwiek to koszmar, a na dodatek przy każdym otwarciu wszystko chce się wysypać... :( No i jeśli jej się nie przymocuje bardzo uważnie, to kołysze się na boki i skrzypi ;) Ogólnie trzeba raz jeszcze bardzo dokładnie przemyśleć kwestię bagażu, może jednak bagażnik sztycowy z mała sakwą...?
  • DST 312.75km
  • Czas 10:58
  • VAVG 28.52km/h
  • VMAX 60.50km/h
  • Temperatura 36.0°C
  • Podjazdy 1292m
  • Sprzęt Colnago
  • Aktywność Jazda na rowerze

Komentarze
Dzięki, Wilku.
aard
- 13:04 czwartek, 7 sierpnia 2014 | linkuj
Porządne sztycówki robi Topeak. Bagażniki są dedykowane do konkretnej torby, na bagażniku jest szyna w którą się wsuwa torbę, co gwarantuje pewne i sztywne połączenie, bez żadnego latania. Są wersje szosowe RX i górskie MTX (różnią się szynami, więc między sobą nie są kompatybilne). Największa z toreb MTX - to już mini-sakwy o pojemności 22l, używa takiej Marecky, miał ją też na MRDP. Tu są różne bagażniki i kompatybilne z nimi torby.

Tańsze torby i bagażniki robi też Author
wilk
- 09:57 wtorek, 29 lipca 2014 | linkuj
Eranis, no ten sen był bardzo niespokojny i przerywany (ciągle ktoś łaził i mnie pytał, czy się dobrze czuję albo o prostu chciał zdeptać :P), ale byłem tak wykończony, że jednak spałem i nawet na mdłości to pomogło :)

Wilku, jaką konkretnie torbę masz na myśli?
aard
- 00:05 wtorek, 29 lipca 2014 | linkuj
Co do sposobu przewozu bagażu - nie warto się oglądać na innych, a robić tak jak nam wygodniej. Też uważam, że duże torby podsiołowe słabiutko wypadają z wygodą, ciężko w tym znaleźć to czego szukamy, często przy okazji wyleci pół zawartości na ziemię. Jak jeżdżę na wyjazdy z lekkim bagażem - to do tej torby ładuję rzeczy biwakowe, żeby tego na trasie nie ruszać. Torby sztycowe są dużo wygodniejsze, mają kilka kieszonek pozwalających na segregację rzeczy, aczkolwiek cięższe, całość ponad 1kg, za to dużo sztywniejsze, nie latają, nie przyciera się tego nogą.

Tak więc każdy musi sobie ocenić indywidualnie czy niecały 1kg jest warty większego komfortu, taka torba dalej jest w cieniu rowerzysty, wiec oporów nie robi, więc ta większa waga to raczej symbolicznie przeszkadza, sporo osób na MRDP jechało ze sztycówkami.
wilk
- 19:15 poniedziałek, 28 lipca 2014 | linkuj
Dzięki za towarzystwo! Następnym razem bierzesz trekkinga (żebym nadążył) i więcej picia.

Co do wniosków:

Skrócenie mostka może pomóc. Może pomóc też odwrócenie go, by był do góry, albo - najłatwiej - podniesienie samej kierownicy lekko w górę.

Torba Rafałowa - widzę, że jeszcze nie opanowałeś, bo dla mnie jest bardzo wygodna w obsłudze. Bagażnik sztycowy jest, niestety, sporo cięższy niż taka sakwa.
Hipek
- 13:15 poniedziałek, 21 lipca 2014 | linkuj
Upał daje popalić. Ja dziś przejechałem tylko 150, choć plany były ambitniejsze. Dobrze, że zawróciłem, bo dojechałem do domu wypompowany jak mało kiedy.
transatlantyk
- 18:19 niedziela, 20 lipca 2014 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl