Informacje

  • Wszystkie kilometry: 222409.15 km
  • Km w terenie: 5430.61 km (2.44%)
  • Suma podjazdów: 1747635 m
  • Czas na rowerze: 449d 05h 04m
  • Prędkość średnia: 20.63 km/h
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl
Jak to drzewiej bywało: button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Zaprzyjaźnione blogi i strony

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy aard.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Niedziela, 3 września 2023 | Uczestnicy Kategoria !Surlier, Wyprawa, Użytkowo

Basking in the Night, dz. 20, czyli dobra nasza!

Wczoraj wieczorem zgadało się przy kolacji w hostelu, że chcę dzisiaj zobaczyć Playa de las Catedrales. Jeden Hiszpan mówi: ale wiesz, że musisz tam być w czasie odpływu? Nie miałem pojęcia! :O Sprawdzam więc ci ja tabelę pływów, a tam odpływ o 1 w nocy i o 13:30. Shit, to jest 120 km stąd! Dotrę pod wieczór i po ptokach! Czyżbym musiał tam zrobić kolejny rest? :-/ No chyba, żeby wyjechać o 5 rano...

Decyzję podjąłem o 21, o 22 byłem z grubsza spakowany, rzeczy z lodówki zabrane, o 22:30 w łóżku. Na szczęście wszyscy w pokoju już grzecznie śpią albo udają. Cisza, spokój. Budzik nastawiony na 4.

Ale oczywiście z godzinę nie mogłem zasnąć. A o 3 obudził mnie sąsiad z łóżka z góry, który zatrząsł koją, idąc siku. Zamiast próbować zasnąć, wstałem wcześniej. I dobrze, bo z dopakowywaniem, robieniem żarcia i kawy na drogę, etc mi zeszło i mimo wstania przed czasem, wyjeżdżam dopiero o 4:45. 15 stopni (ciepło!), pochmurno, ale nic nie pada. Cisza, ciemność, magia... 

Pierwsze kilometry lekko w dół i strasznie mi się podoba taka jazda. Jest lekko creepy, ale super! Zapomniałem już, jaka to fajna adrenalina :-) Po ok. 10 km zaczynam podjazd na krótkiego biga, z bodaj 550 na 900. Na szczycie jestem kilka minut przed 6. Zrywa się wiatr, ale zgodnie z prognozą wschodni. Dobra nasza! :-)
Potem zjazd na 300 i trzy solidne czechy, 200, 200 i 300m podjazdu. W połowie ostatniej nastaje świt. Znów magia... A potem ócz mych lazurowi ukazuje się taki widok! 


W niskich dolinach mgła ściele się gęsto 
Czy może być więcej magii? No, potem się okaże, że owszem! Póki co zjeżdżam do Luarca nad samym morzem. Godzina 9, a ja mam 60 km na liczniku i jestem w połowie drogi. I została ta łatwiejsza, bo z grubsza płaska. Dobra nasza! :-)
Po kilku kilometrach robię postój na foto palm blueszcz, 



a gdy ruszam, to dogania mnie sakwiarz. Od razu gadka. Okazuje się, że Damian jest Niemcem urodzonym na Śląsku i mówiącym po polsku! Mniej więcej tak jak ja po niemiecku? Nie, raczej lepiej. Gadamy dwujęzycznie i lecimy z wiatrem (!). On robi trasę z Nantes, wybrzeżem Atlantyku aż dotąd. Zaraz odbija na południe, by dotrzeć do Nazare w Portugalii i zobaczyć słynne mega fale :-) A potem wraca do Bordeaux, skąd ma pociąg powrotny do Schwarzwaldu. I całą tę trasę robi w 25 dni! Wow! Okej, nie są to góry, ale płasko też nie, a on trzaska oo 170-200 dziennie, śpi głównie na dziko i nie robi restów. A jest o dobrych kilka(naście) lat starszy ode mnie. Normalnie drugi Transatlantyk Szacun! :-D



Ale na tych małych czechach po drodze okazuje się, że Transatlantykowi to on może burty z rdzy obstukiwać, bo jednak na podjazdach zostaje dość wyraźnie. Ale i tak super się razem jedzie tych ok 30 km. W końcu Damian odbija w Campos, a ja dalej lecę główną z wiatrem. Już tylko 25 km. Jeszcze godzinka falowania i jestem na miejscu ok 12:30. Przed czasem :-)
A na miejscu jest TO:












Po ponad godzinie łażenia po olbrzymiej plaży, setkach zdjęć i kilku filmach, zostawiam na Playa de las Catedrales urwaną dupę, biorę wodę i jadę dalej. 
Miałem co prawda spać na kempingu kilometr stąd, ale jest dopiero godz. 14, więc bez jaj! Jadę najdalej jak się da, czyli do miejsca, tuż za którym jest ostatni market. Zakupy jutro rano to niestety konieczność, bo nie mam już praktycznie niczego. Takim miejscem okazuje się Viveiro. Jest tam duży market Gadis i kemping. I jest to 52 km stąd. Dobra nasza! :-)

Trasa jak poprzednio, łagodne czechy, kilka razy podjazd na 100m, raz na 200. Praktycznie ich nie zauważam. Idę jak burza, bo i faktycznie coś mocno się chmurzy. Trasa dość nudna, jak polska krajówka, tylko z palmami, okazjonalnym widokiem na ocean i z wiatrem. Jedzie się świetnie, w związku z tym. Dobra nasza! :-)

Pod koniec ładny widok na zatokę Ha Long Viveiro. 


A potem już dość przyjemne miasteczko (może oprócz ku klux muzycznego klanu ;-)

i kemping. Mocno podniszczony, ale w sumie okej. Rozbijam się, myję, piorę i wracam do miasteczka na pizzę. Całkiem dobra, mimo że galicyjska, a nie nasza ;-)
Gdy wracam na kemping zaczyna kropić, ale udaje mi się nie zmoknąć. Dobra nasza! ;-)
 
  • DST 178.28km
  • Teren 1.00km
  • Czas 08:23
  • VAVG 21.27km/h
  • VMAX 57.03km/h
  • Temperatura 24.0°C
  • Podjazdy 2390m
  • Sprzęt Surlier
  • Aktywność Jazda na rowerze

Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl