Basking in the Sun, dz. 18, bezproblemowy (!)
Dzisiaj prawie wszystko poszło zgodnie z planem. Jakiś szok! :o
Wstałem przed 7, trochę mi zeszło na sprawach komputerowych (np. półpozytywnie odpisał mi WizzAir ws. reklamacji i trza było zareagować) i w związku z tym mimo że bez zwijania namiotu i nawet pakowania (!) wyjechałem dopiero o 9. Na lekko na biga Sanctuario del Acebo. 800m podjazdu weszło jak w masełko, nawet bez postoju. Nowe buty - całkiem nieźle. Na pewno wygodne, a stopę lekko czuć, ale znacznie mniej niż wczoraj.
Zjeżdżam i o 10:45 jestem z powrotem z hotelu. O 11:30 spakowany opuszczam hotel i jadę jeszcze po zakupy. Bo niestety teraz przede mną 3 dni bez sklepu. Tzn. na trasie jest Lidl (wreszcie) pod koniec drugiego dnia, ale muszę wreszcie zrobić rest, a że jutro ma lać, więc termin wydaje się optymalny (ale miejsce niezbyt - hostel w środku niczego, gdzie o zakupach można zapomnieć). Więc Lidla będę mijał w niedzielę (nieczynny)... W sumie nawet nie kupiłem jakoś strasznie dużo. Dżem, masło, 2 banany, 2 kolacje i mleko. Ale sakwa-spiżarnia wypchana i rower znacznie cięższy niż dotychczas ;)
A potem ruszam z Cangas Del Narcea, które mnie zmęczyło. Myślałem, że to małe miasteczko, nieledwie wieś, a tymczasem to spore miasto (większe od Szklarskiej Poręby?), bardzo ruchliwe i hałaśliwe. Ale nocleg był OK i nawet pranie mi wyschło (głównie na mnie :p)
Kilka kilometrów łagodnego zjazdu, potem krótki (150m) i dość stromy podjazd (oczywiście w słońcu) i znów trochę zjazdu (oczywiście w cieniu), a potem zaczyna się dolina, która prowadzi do Allande i na biga Puerto del Palo. Początek bardzo łagodny i w Poli jestem przed 14. Zostawiam bagaże w barze i o 14 ruszam na biga. Wreszcie jakiś łatwy, nachylenia 3-8%. Luzik.
O 15:20 jestem na górze i widzę, że się solidne chmury zbierają, a apka mówi, że jeszcze dziś będzie padać. Więc się trochę sprężam i o 16 jestem na dole. Sakwy i ostatni podjazd dnia: z 550 na 800. Idzie spoko, tempo bez szału, ale też bez wstydu i stopa nie boli! :)
W Colinas de Arriba jestem lekko po 17. Wioseczka na kilka chat, a największa z nich to mój hostel na najbliższe dwie noce. Albo trochę może dom pielgrzyma, bo tutaj wszyscy nastawieni na piechurów przemierzających Camino del Santiago (dla przyjaciół Santi ;) Musze przyznać, że mocno nie rozumiem tego fenomenu, żeby popylać piechotą asfaltem przez całe dnie i tygodnie. Od czego jest rower? No, ale co ja będę oceniał - nocleg pod dachem po 18 za noc to rzadkość :) I to całkiem niezły. Pokoje nie jakieś zatłoczone, łazienki czyste i w miarę wygodnie urządzone, dobre światło, mikrofala, lodówka, toster, stoliki na ganku... Rewelacja! Taka impreza, zostaję do niedzieli :)
A jak tylko się w miarę ogarnąłem, to przywaliło deszczem, który z poczuciem słodkiej zemsty obserwuję z ganku :p
Wstałem przed 7, trochę mi zeszło na sprawach komputerowych (np. półpozytywnie odpisał mi WizzAir ws. reklamacji i trza było zareagować) i w związku z tym mimo że bez zwijania namiotu i nawet pakowania (!) wyjechałem dopiero o 9. Na lekko na biga Sanctuario del Acebo. 800m podjazdu weszło jak w masełko, nawet bez postoju. Nowe buty - całkiem nieźle. Na pewno wygodne, a stopę lekko czuć, ale znacznie mniej niż wczoraj.
Zjeżdżam i o 10:45 jestem z powrotem z hotelu. O 11:30 spakowany opuszczam hotel i jadę jeszcze po zakupy. Bo niestety teraz przede mną 3 dni bez sklepu. Tzn. na trasie jest Lidl (wreszcie) pod koniec drugiego dnia, ale muszę wreszcie zrobić rest, a że jutro ma lać, więc termin wydaje się optymalny (ale miejsce niezbyt - hostel w środku niczego, gdzie o zakupach można zapomnieć). Więc Lidla będę mijał w niedzielę (nieczynny)... W sumie nawet nie kupiłem jakoś strasznie dużo. Dżem, masło, 2 banany, 2 kolacje i mleko. Ale sakwa-spiżarnia wypchana i rower znacznie cięższy niż dotychczas ;)
A potem ruszam z Cangas Del Narcea, które mnie zmęczyło. Myślałem, że to małe miasteczko, nieledwie wieś, a tymczasem to spore miasto (większe od Szklarskiej Poręby?), bardzo ruchliwe i hałaśliwe. Ale nocleg był OK i nawet pranie mi wyschło (głównie na mnie :p)
Kilka kilometrów łagodnego zjazdu, potem krótki (150m) i dość stromy podjazd (oczywiście w słońcu) i znów trochę zjazdu (oczywiście w cieniu), a potem zaczyna się dolina, która prowadzi do Allande i na biga Puerto del Palo. Początek bardzo łagodny i w Poli jestem przed 14. Zostawiam bagaże w barze i o 14 ruszam na biga. Wreszcie jakiś łatwy, nachylenia 3-8%. Luzik.
O 15:20 jestem na górze i widzę, że się solidne chmury zbierają, a apka mówi, że jeszcze dziś będzie padać. Więc się trochę sprężam i o 16 jestem na dole. Sakwy i ostatni podjazd dnia: z 550 na 800. Idzie spoko, tempo bez szału, ale też bez wstydu i stopa nie boli! :)
W Colinas de Arriba jestem lekko po 17. Wioseczka na kilka chat, a największa z nich to mój hostel na najbliższe dwie noce. Albo trochę może dom pielgrzyma, bo tutaj wszyscy nastawieni na piechurów przemierzających Camino del Santiago (dla przyjaciół Santi ;) Musze przyznać, że mocno nie rozumiem tego fenomenu, żeby popylać piechotą asfaltem przez całe dnie i tygodnie. Od czego jest rower? No, ale co ja będę oceniał - nocleg pod dachem po 18 za noc to rzadkość :) I to całkiem niezły. Pokoje nie jakieś zatłoczone, łazienki czyste i w miarę wygodnie urządzone, dobre światło, mikrofala, lodówka, toster, stoliki na ganku... Rewelacja! Taka impreza, zostaję do niedzieli :)
A jak tylko się w miarę ogarnąłem, to przywaliło deszczem, który z poczuciem słodkiej zemsty obserwuję z ganku :p
- DST 72.14km
- Czas 04:41
- VAVG 15.40km/h
- VMAX 59.48km/h
- Temperatura 25.0°C
- Podjazdy 2076m
- Sprzęt Surlier
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Czyli muchasy powiedziały już gracias? :)
Z tym popylaniem po asfalcie to pewnie znajdą się tacy, co powiedzą "po co się męczyć rowerem, skoro można autem?" ;)
Tak, czy siak skoro patronem tych, co idą jest św. Idzi, to tych jadących powinien być św. Jeździ! Najgorzej mają i tak biegacze - ich patronką jest zapewne Błogosławiona Biegunka :P huann - 20:27 piątek, 1 września 2023 | linkuj
Z tym popylaniem po asfalcie to pewnie znajdą się tacy, co powiedzą "po co się męczyć rowerem, skoro można autem?" ;)
Tak, czy siak skoro patronem tych, co idą jest św. Idzi, to tych jadących powinien być św. Jeździ! Najgorzej mają i tak biegacze - ich patronką jest zapewne Błogosławiona Biegunka :P huann - 20:27 piątek, 1 września 2023 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!